czwartek, 22 listopada 2018

Ogień ...

Usiadłam, odparowałam zmęczenie ... wczoraj zwieźliśmy na górę cały opał, a dziś od rana składałam polana w równiutkie rzędy na tarasie.
Pogoda wcale nie sprzyjała pracy na powietrzu, z rana przymrozek, koło południa śnieg zaczął puszczać, a pod nogami tworzyło się paskudne błocko. Do tego nieprzyjemny wschodni wiatr ... muszę skończyć, bo może być gorzej.
I tak przy tej mozolnej, jednostajnej pracy myślałam sobie, że ciepło w zimie ma swoją cenę.
Ileż to razy takie polano przeszło przez moje ręce?
Najpierw odbierałam pieńki przy cięciu metrów, potem rąbanie ... to 2 razy.
Potem narzucanie na przyczepę i zrzucanie z niej pod chatką ... to już 4 razy.
Następnie nakładanie polan do taczek, a przy tarasie po kilka wnoszenie po schodkach i układanie w stogi ... to 6 razy.
Będzie jeszcze jeden, 7 raz, najprzyjemniejszy, kiedy polana będą lądować w palenisku i dawać ciepło.
Szkoda, że nie miałam krokomierza, zaszłabym pewnie kilka razy na Kopystańkę:-)
W "widokowym" pokoiku do tej pory w kącie stał piecyk Karlik, taka zwykła okrągła koza, jaką mają w warsztatach. Polana spalały się szybciutko, jak się paliło, to było ciepło, a jak nie, to szybko stygł i po chwili było zimno.


Oprócz tego piecyk miał malutki otwór do wrzucania drewna, przy rozpalaniu ręce zawsze były ubrudzone sadzą, a już wybieranie popiołu to wyższa szkoła jazdy ... chyba, że większą łyżką:-)
Piecyk spełnił swoją rolę, teraz służy na budowie u syna, a my zainstalowaliśmy taki z szybką, żeby widzieć płonący, żywy ogień.


Czasami ogień przybiera niesamowite kształty, jakby czyjeś oczy obserwowały mnie zza szybki ...


Śnieg trochę utrudnił ptactwu życie, dobrze, że nie jest go dużo. ale radzą sobie doskonale. Ziemia nie jest zamarznięta, a pod drzewami mnóstwo jabłek, do tego owoce głogu, kaliny, aronii.
Właśnie na tę ostatnią przylatują prześliczne gile z koralowymi brzuszkami.
Na jabłkach żerują całe stada drozdopodobnych, może to kwiczoły?
Ulatują na drzewa, obsiadając gałęzie w ogromnych ilościach ...


Wczoraj poniżej nich siedział napuszony myszołów, jakby chciał zapolować.
Uczepiła się go wojownicza sójka, tak go atakowała, że w końcu sfrunął do lasu. Nie dość, że to wrzaskliwe stworzenie, to jeszcze awanturnica.
Przez wieś prowadzi główna droga, powiatowa, a do nas i w drugą stronę - gminna.
Droga do nas to jeden lód, jeszcze nie zaczęli posypywać, bo rano jak jechaliśmy do sklepu, to ciężko było wyskrobać się na górę.
Ale w południe zjechał upragniony ciągnik z posypką na drogę i od razu życie stało się piękniejsze:-)
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, nie dajcie się zimie, śniegowi, mrozom i choróbskom, wszystkiego dobrego, pa!

15 komentarzy:

Krzysztof Gdula pisze...

O, tak!: ogień jest fascynujący. Przyciąga wzrok, hipnotyzuje. Teraz w wolne chwile wieczorne Maria będzie patrzyła na płomień? :-)
Zazdroszczę. Dla patrzenia w ogień mógłbym rąbać i układać drewno, chociaż wiem, że ciężka to praca.
Śniegu i tutaj, w południowej Wielkopolsce, trochę jest. Mokro się zrobiło i nieprzyjemnie, ale miejmy nadzieję na wiele ładnych dni zimowych.
Sójka taka zadziorna, że atakuje myszołowa? Ot, faktycznie awanturnica.

Anna Kruczkowska pisze...

W tym roku ominęło nie żmudne noszenie drewna. Ślubny sam sobie poradził. Mnie pozostaje włożyć polana do pieca. Tez uwielbiam patrzzeć w ogień. I gotować na blasze, wtedy jedzenie zupełnie inaczej smakuje.

wkraj pisze...

Chyba ze mnie jakiś piroman, bo zawsze lubiłem obserwować ogień. W palące się ognisko mogę spoglądać godzinami. Teraz Ty masz możliwość obserwowania palących się polan w domu. Świetny zakup, a jaki nastrój w domu. Teraz wieczory będziecie mieć jeszcze przyjemniejsze.
Pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krzysztof, nie za długo będę patrzyła, bo ja chodzę spać z kurami, rzadko zdarza mi się dłużej posiedzieć, za to rano ... o! skowronek ze mnie; jest niemiło, szaro, mglisto, gdyby chociaż jaki promyczek przedarł się przez ten woal chmur, byłoby inaczej; sójkę nazywamy "rozbójniczką", kiedyś widzieliśmy, jak wyrzucała pisklęta kosa z gniazda wysoko na śliwce, na nasze okrzyki, klaskania uciekła, jedno pisklę przeżyło, a wystarczyłyby jeszcze tylko dwa dni do wylotu; przyroda jest okrutna, jak tak bliżej spojrzeć; pozdrawiam.

Ania, mąż musi do pracy, pomagał w wolnych chwilach, no i w tych cięższych pracach; kiedy wychodzę na taras, czuję się zabezpieczona na mrozy, zadowolona, bo nie trzeba brnąć przez śniegi do drewno; planujemy szopę w pobliżu chatki, to inwestycja na przyszły sezon, zaczątki już są; moja siostra mówi, wy to zawsze budujecie się, kiedy skończycie? śmieję się do niej, że jak skończymy, to już chyba trzeba będzie kończyć tę ziemską wędrówkę:-) pozdrawiam.

Wkraju, cha, cha, piroman:-) ogień jest fascynujący, i ten strzelający wysoko w niebo, i ten żarzący się węgielkami, a ten dający ciepło bywa błogosławieństwem w mrozy, nic gorszego jak brak opału; udało nam się złapać konkretną promocję w markecie budowlanym pod koniec sezonu grzewczego, jeszcze troszkę się zastanawialiśmy, został jeden piecyk, i teraz już nie było się nad czym zastanawiać:-) pozdrawiam.

Aleksandra I. pisze...

Fajnie masz, że możesz spoglądać na ogień. Ja kiedy tylko jestem u kogoś kto ma kominek potrafię zapatrzyć się w ogień zapominając gdzie jestem .(jestem z blokowiska) Szkoda, że na mój balkon przylatują tylko sikorki i wróble, ale i tak lubię je obserwować. Trzymajcie się cieplutko.

Beskidnick pisze...

Znam, znam... Sam mam i kominek i w piecu CO też spalam drewno pobudowlane i konarówkę. Inna sprawa że i gaz jest i w razie przyduchy jego odpalam, zmniejszając zasmogowanie okolicy, bo jednak jakkolwiek by nie było suche to drewno zawsze zadymi.

Jan Łęcki pisze...

Mówisz Mario, że chodzisz spać z kurami? Ja też tak mam, a nazajutrz wstaję z pierwszym pianiem koguta. Trzaskający ogień pamiętam z dzieciństwa i mojej młodości. Dzisiaj bardzo lubię rozpalać go w kominku u córki. Wtedy trudno mi oderwać oczu od jego płomieni.

AgataZinkiewicz pisze...

Ojej juz śnieg??? U nas dzisiaj spadlo kilka platkow. A kominek mam nadzieje uruchomimy do świąt. Taki najprawdziwszy w świecie, wymarzony, upragniony, upolowany.palic w nim od czasu do święta. Mam podobny ze szybką w kuchni ale rzadko w nim juz pale. Jak zimniej to centralne jedzie hihi. Oczywiście kozy u nas jak najbardziej, po warsztatach i w saunie. Dają czadu. Znam te ciężka prace z opalem. Trud jest a jak ale co zrobic. My z taczki przerzucilismy sie na przyczepke zeby szybciej szlo.
Również się trzymajcie cieplo i w zdrowiu. :-)

agatek pisze...

I nawzajem :) Zdrowia życzę. Palenisko zimową porą do bardzo dobry wynalazek w naszym klimacie :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ola, tak po prawdzie wolałabym, żeby było ciepło, a ogień w najprawdziwszym ognisku:-) ale cóż, niech będzie ta namiastka za szybką; pozdrawiam.

Maciej, ale za to jak dym pachnie:-) inaczej bukowy, inaczej śliwkowy; czasami jak gdzieś jedziemy z mężem, do auta wpada taki zapach dymu, od razu rozpoznajemy; pozdrawiam.

Jan, tak, z kurami ... no, może z godzinkę później:-) czasami budzę się w środku nocy całkiem już wyspana, poczytam i znowu zasypiam; ogień ma coś w sobie, przyciąga, grzeje, czaruje; pozdrawiam.

Agata, całkiem niespodzianie i nieoczekiwanie śnieg; dziś już po nim prawie nie ma śladu, ale znowu błoto, bo przecież nie schnie; no właśnie planujemy tę "wielofunkcyjną" kozę wykorzystać w saunie przyszłościowo, takie malutkie pomieszczonko na parówki, mąż wyszukał w necie; możesz coś napisać o swojej?jak rozwiązaliście grzanie kamieni? tak, przyczepka ze smoczydłem zielonym to najlepsze rozwiązanie:-) pozdrawiam.

Agatek, dzięki, no jak bez ognia zimą? nie da rady; pozdrawiam.

Bylinowy Pan pisze...

Sauna czyli rosyjska bania- nie ma nic lepszego.. korzystajcie póki mozecie..

Pellegrina pisze...

Lubiłam tą moją małą okrągłą kozę, 6 lat na niej gotowałam, smażyłam i ogrzewała ale nie było widać ognia i też przy podkładaniu smoliłam ręce a nieraz i oparzyłam się boleśnie.
Będziesz mieć wiele radości z tego piecyka, chociaż często trzeba czyścić szybkę.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Aniu, na razie nie ma z czego korzystać, w dalekich planach, aby jakąś malutką kanciapkę zbudować:-) pozdrawiam.

Krystynko, o, tak, szybki brudzą się bardzo, mamy w domu kominek, to czasami nie chce mi się już czyścić tymi żrącymi środkami, samo wypala się okienko:-) pozdrawiam.

Grażyna-M. pisze...

Ogień od zawsze fascynował.:) My mamy kominek, ostatnio coraz chętniej siada przy nim kocica. Siada jak najbliżej może podejść i się patrzy w ogień. Wcześniej nie reagowała, ale teraz widocznie jej zimniej.:)
Mąż ma jakiś specjalny płyn do czyszczenia szybek, a ostatnio, przypadkiem, przetarł szybkę taką wilgotną chusteczką do rąk. Podobną do tej, której się używa dla dzieci... przy zmianie pampersa.:) Zresztą te chusteczki dziecięce też są uniwersalne: zmyją drobne zabrudzenia prawie z każdej powierzchni.:)
Pozdrawiam serdecznie:)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Grażyna-M, koty generalnie uwielbiają ciepło, byle bliżej jego źródła; też mam jakiś płyn, DiX się nazywa czy jakoś tak, ale żrący piorun, spróbuję chusteczek może samochodowych; coś za coś, chcemy patrzeć w ogień, trzeba sobie szybkę wyczyścić; pozdrawiam.