poniedziałek, 9 listopada 2020

Listopadowe rydze ... bruśnieńskie krzyże ...

 Mima już zdrowa, ale w związku z jej leczeniem przeżyłam ogromny stres. Nie znam się na akcesoriach  medycznych, ale mocno trzymając psa podczas zakładania wenflonu przyuważyłam tylko, że wet wkłuł się w żyłę łapki igłą, pobrał krew do fiolek, a potem umocował plastik przylepcem. W przedostatni dzień podawania lekarstwa ze strzykawki coś suce nie pasowało, długo wylizywała opatrunek aż w końcu zsunął się całkiem nisko, oczywiście razem z wenflonem. O, matko, jaka panika mnie ogarnęła, przecież tam widziałam igłę, gdzie ona jest? gorączkowe poszukiwania na podłodze, obmacywanie łapki, nawet zajrzałam do netu, a tam w ofercie cała gama wenflonów oczywiście z igłami. Panika coraz większa, wreszcie oświeciło mnie i zadzwoniłam do lecznicy, czy wenflon jest z igłą, bo Mima wylizała opatrunek razem z nim, co robić? pani uspokoiła mnie, że igły w łapce nie było, a służy ona tylko do jego zakładania ... uff! uff! uff! trzykrotnie wzięłam głębszy oddech dla uspokojenia:-)

Sobotni poranek wstał rozsłoneczniony i cieplejszy od poprzednich dni. Mieliśmy zaplanowaną robotę przy chatce. Trzeba było wymienić stare, spróchniałe barierki na tarasie, bo miały być tylko na chwilę, a przetrwały 20 lat. Obluzowały się i wnuki zaczęły nam przez nie "wylatać":-) Żerdzie zamieniliśmy na solidniejsze deski, zszedł nam cały dzień na przycinaniu, pasowaniu, przybijaniu, a potem malowaniu impregnatem, Dzień teraz krótki, więc i malowanie przeciągnęło się do późna, kończyłam robotę już przy czołówce.


Od razu zrobiło się przytulniej, bo na tarasie zawsze hulają przeciągi, latem jest to przyjemne, chłodzące, ale innymi porami roku dokuczliwe, no i zimą nawiewa całkiem sporo śniegu. Zatem myślimy zakupić gotowe przesłony z przezroczystego tworzywa, bodaj na dwie strony świata O-W, bo z tych kierunków wieje najbardziej. Może nie są najpiękniejsze, ale na razie innego pomysłu nie ma, latem przesłony są zwijane w rulon i podwiązywane pod belką.


Za chatką przed tygodniem zobaczyłam jednego rydza, a niech sobie rośnie, co mi po jednym. W tym tygodniu okazało się, że urosło ich całkiem sporo, brzoza, jodła, świerki to sprzyjające dla nich środowisko, a poza tym poprzednimi laty zawsze wyrzucałam tam grzybowe obierki, więc gleba zaszczepiła się. Ponieważ było już całkiem ciemno po robocie, przy świetle czołówki zebrałam w krzakach całkiem sporą ilość kapeluszy i na kolację zjedliśmy ze smakiem zrumienione rydze z patelni. 
Skoro są pod chatką, to trzeba nam iść na rydzowe polanki nad potokiem Makówka, ale nie doszliśmy tam, bo przeskakując z drogi przez rów do lasu napotkaliśmy pierwsze rydze, w miejscach, gdzie nigdy ich przedtem nie było. Dziesięć minut i koszyk został napełniony, ten zawiozłam siostrze, dla nas zebrałam w niedzielny poranek, żeby świeżutkie pojechały do domu, przy okazji oczywiście kilka zdjęć.




Niektóre były już całkiem stare, wielkie jak kapelusze, ja wybierałam te najmniejsze.



W ubiegłym tygodniu znowu ktoś wyrzucił psa pod naszą widokową kapliczką. To kundelek bez ogonka, strasznie żal mi tych porzuconych zwierząt, czekają na pana, z nadzieją wpatrując się w każdy przejeżdżający samochód. 

Cóż mogę zrobić, dokarmiam, zostawiam jedzenie w stałym miejscu, bo z pełnym brzuszkiem łatwiej znieść ten okropny los. Może będzie mieć szczęście i ktoś go przygarnie, chociaż we wsi każdy ma psa, może ktoś przyjezdny, ale piesek bojaźliwy, pewnie przeganiany ... I co z tego, że takie ładne widoki spod tej kapliczki, piesek potrzebuje domu ...



Cóż robić niedzielnym popołudniem, słonecznym i ciepłym? Dawno nie byliśmy w Starym Bruśnie, pojedziemy zapalić świeczkę Tekli Borodziewiczowej, młodej 28-letniej matki, która osierociła trójkę małych dzieci  ... choć na polach jeszcze słońce, w lesie już dosyć ciemno, gdzieś daleko prześwietla słońce ...


Po drodze, w mijanych lasach mnóstwo aut i spacerujących ludzi. Coś tam jeszcze wynoszą w koszyczkach, można znaleźć podgrzybki, ostatnie borowiki, na bruśnieńskim cmentarzu też ludzie, auta z obcymi rejestracjami.







Zatrzymaliśmy się jeszcze w Nowym Bruśnie, przy pomniku mijanym po drodze, jaśniejącym bielą i świeżością po renowacji, bardzo podobny do tego z Horyńca.




Roztoczańskie przestrzenie usiane bruśnieńskimi krzyżami, niektóre zachowały się bez zniszczeń. Ten stoi na podmokłych łąkach Nowego Soła, w dolinie Brusienki, w otoczeniu lip i dębów, z drogi do niego nie dojdzie, bo rów wypełniony wodą. Ciekawa forma, krzyż wyrasta z ogromnego pnia z obciętymi konarami, u podstawy chyba główki aniołków, szkoda, że nie można odczytać napisów, na pewno pisanych cyrylicą.



Wracaliśmy prosto w zachodzące słońce, na podwórzu pod domem przywitał nas już mrok, jakie te dni teraz krótkie.

Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, zdrowia życzę, pa!



26 komentarzy:

Olga Jawor pisze...

Ciszę się, że psinka juz zdrowa. Uff! Z tym wenflonem miałam kiedys podobnie u mojej kotki. Szukałam igły nadaremnie a potem okazało się, że jej wcale nie było, że w ciele zostaje tylko cieniutka rureczka. I dobrze, bo ileż to by było przykrych wypadków, gdyby zostawała igła jak u ludzi.
Macie rydze? Ale fajnie! U nas grzybów w tym roku brak. Ot, parę marnych opieńków i tyle.
Tak, strasznie szybko sie teraz ściemnia. I ta niedawna zmiana czasu jeszcze to przyśpieszyła. Mogliby juz zrezygnować z tego przestawiania zegarków. A to wciaz tylko jakieś obiecanki cacanki.
Serdeczne pozdrowienia śle Ci Marysiu z mojego zamglonego Pogórza!:-)*

Pat:) pisze...

Jak dobrze w tych trudnych czasach,że mamy możliwośc oderwać się choćby wędrując na blogach..pospcerowałam z Tobą, pobrzebywałam, naturą się naładowałam.Zdrówka dla Was i dla psinka:)

grazyna pisze...

Uwielbian rydze ae nie umiem je zbierac...nie dowierzam swojej wiedzy w tym wzgledzie. Ciesze sie, ze Mima jest juz zdrowa jak te rydze wlasnie.
Buedny ten piesek spod kapliczki, to jest ta kapliczka, ktora bardzo mi sie podoba...moze, ktos sie zlituje i go przygarnie. Dawaj mu jesc....plisss
Zazdroszcze Ci tej wizyty na cmentarzu w Starym Brusnie, mamy slabisc do brusnienskich nagrobkow o jrzyzy i do Andrejkowa!
Moja przyjaciolka i towarzyszka podrozy wlasnie opisuje symbolike nagrobkow brusnienskich w trzech ostatnich wpisach
http://cudartenka.blogspot.com/2020/11/symbolika-starobrusnienskich-nagrobkow_8.html
BArdzo to jest ciekawe...
Pozdrawiam serdecznie


T pisze...

może zgłoście do najbliższego schroniska albo fundacji pomagającej zwierzetom, przecież zima idzie, zamarznie tam ta psina.

Aleksandra I. pisze...

Dobrze, że psiaczek zdrowy. Dorodne grzyby, rydze smakowite są. Niesamowite wrażenie robi ten cmentarz. Nie mogę naczytać się Twoich i Oli blogów. Mieszkacie dla mnie w bardzo tajemniczych i ciekawych miejscach. Żałuję, że czas tak szybko leci lat przybywa i nawet własnego kraju nie można poznać. Dobrze, że chociaż wirtualnie jest taka możliwość. Pozdrawiam serdecznie. Acha zapomniałabym te deseczki fajnie wyglądają, musi być teraz sympatycznie tam posiedzieć chociaż już zima zbliża się.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ola, no popatrz, a już myślałam, że to ja taka "niegramotna" w sprawach medycznych:-) byłam autentycznie przerażona, że igła obluzowała się, poszła w krwiobieg i za chwilę będzie po psie; mnóstwo rydzów, ale ich nie da się jeść na okrągło, są specyficzne w smaku i nie każdy je lubi; trochę zamarynuję, będą do sosu tatarskiego; borowików nie zbieraliśmy, bo długo były robaczywe, zresztą mam z poprzednich lat zamknięte w słoju, do uszek wystarczy; wszystko zaburza naturalny rytm, szczególnie zmiana czasu, po co komu to i dlaczego tak opornie idzie pozostanie przy stałym; niby godzina darowana, a ciężko się przestawić; pozdrawiam.

Loyal Pat, też lubię zaglądać do znajomych blogowych, jak tylko mam czas:-) wyrywamy się z domu, mimo ładnego pogórzańskiego otoczenia, ciekawi nowe, odkrywanie, nie miast, a właśnie wsi; możesz tylko wirtualnie pospacerować? i wzajemnie, pozdrawiam.

Grażyna, one takie świecące te rydze, nie do pomylenia z innymi, i pomarańczowe mleczko z nich brudzi ręce; właśnie przed chwilką usmażyłam kilka kapeluszy, pyszne były, a boczki rosną:-) przed chwilą dzwoniłam do męża, nie widział pieska pod kapliczką, ale nakazałam dorzucić rankiem karmy, może przyjdzie; tak chciałabym, żeby znalazł dom; co roku podrzucają zwierzęta na wsi, kapliczka w oddaleniu, nikt nie widzi; och, jakbym złapała takiego!!! Stare Brusno w niedalekim zasięgu, lubimy tam bywać, o każdej porze roku; zajrzę do Arteńki, symbolika z Brusna ciekawa, niektóre znaki jak runy:-) jest jeden posąg bez głowy, a poniżej, we wnęce kobieca głowa nad napisem, jako płaskorzeźba; i te daty, i napisy cyrylicą, lubię odczytywać, jeszcze z czasów, kiedy narody żyły w zgodzie; pozdrawiam.

V, tak zrobię, już wyszukałam w P-ślu kontakt do fundacji; dam jeszcze chwilę, może ktoś przygarnie pieska; sama zrobiłabym to, ale mam dwa, jednego z bidula; nie pozwolę mu zamarznąć; pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ola, mnie też kamień zszedł z serca; rozmawiałam z synem właściciela, od którego kupiliśmy ziemię, też zachorowały mu dwa psy; widać, kleszcze u nas zakażone, trzeba się pilnować; rydze porosły strasznie wielkie, zbieram tylko mniejsze, choć smakują wszystkie jednakowo, duże można pokroić; moja synowa nie lubi ich smaku, my bardzo; właściwie to niedaleko mamy do siebie z Olą w linii prostej, i ładnie się tam jeździ krętymi drogami, Pogórze Dynowskie troszkę inne od Przemyskiego; oj tak, czas leci, dobrze nie pooglądałam się, a już jestem emerytką:-) nowe barierki solidniejsze i zrobiło się przytulniej, tylko psom zrobiliśmy krzywdę, zawsze chodziły na skróty, zazwyczaj skokiem z wysoka:-) jakbyśmy się zabezpieczyli przesłonami, to i w zimie w słońcu można posiedzieć; pozdrawiam.

Beskidnick pisze...

Niby jesień, a pełnia życia! Z zadumą, już bez takiego rozpasania jak wiosną ale przecież życie trwa.

wkraj pisze...

Trochę strachu było, gdy zobaczyłaś brak igły. Na szczęście wszytko jest w porządku a piesek zdrowy, ale szkoda tego drugiego. Lubię odwiedzać różnego rodzaju cmentarze a ten jest niesamowity. Rydze wyglądają dorodnie, pewnie też były smakowite. Pozdrawiam serdecznie :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maciej, jesień nie pozwala zasypiać gruszek w popiele, tyle prac przed zimą; zdążyłam posadzić czosnek, wykopać mieczyki, a tu jeszcze drzewo na opał przyjedzie, trzeba poskładać pod dach; tak, życie trwa, i trzeba zabezpieczyć się na zimę:-) pozdrawiam.

Wkraju, to była panika, zakodowała mi się ta igła, no gdzie się podziała, została w żyle jak nic:-) szkoda mi porzuconych zwierząt, znudzą się właścicielom, ale jak może spać w nocy spokojnie, wiedząc że zwierzę porzucone na poniewierkę; jaki stosunek do zwierząt, taki do ludzi, takie mam zdanie; roztoczańskie cmentarze w charakterystycznym klimacie, a już te po dawnych mieszkańcach, las je porósł szczególnie klimatyczne; najbardziej znany to ten w Bruśnie, podobny jest też w Podemszczyźnie, Chotylubiu, Nowym i Starym Lublińcu, praktycznie co wieś, to cmentarz z kamieniarką bruśnieńską; pozdrawiam.

Zielonapirania pisze...

Choroba zwierzęcia to jak choroba członka rodziny, człowiek nie szczędzi trudów i pieniędzy, to oczywiste. Rozpacz ogarnia, że dla niektórych ludzi zwierzę to jak przedmiot, martwy, nie czujący i nie rozumiejący. Jakie ubogie musi być życie takich osób.
Pogoda nam ostatnio dogadza, a Wasze okolice takie urodziwe, aż chciałoby się tam być, od razy=u, zaraz:)

Bozena pisze...

Bardzo mnie denerwuje takie bezmyślne podejście do zwierząt. Bezmyślny zakup, a jak później okazuje się, że zwierzę przeszkadza,jest obciążeniem to po prostu wyrzucenie jak niepotrzebny przedmiot, a nie żywą istotę. Wyobrażam sobie, co przeżyłaś, szukając igły. Parę siwych włosów więcej? Ale dobrze, że Mima czuje się lepiej.Pozdrawiam

Ania pisze...

Jakie wspaniałe rydze ! U nas są niezwykle rzadkie. Babeszjoza jest straszna, zawsze boję się, że nasze zwierzaki ją złapią ale od dwóch lat nie przynoszą kleszczy. Mają obróżki dobrej firmy, które najwidoczniej odstraszają te paskudy. Dobrze, że Mima już zdrowa. A biedny psiak, nagle bezdomny, wzbudza bardzo brzydkie myśli na temat jego właścicieli. Moje zwierzaki były właśnie porzucone przez kogoś - mam same "znaleziska". Teraz są rozpieszczane i kochane.
Te stare cmentarze mają niesamowity nastrój. Dobrze, że ciągle ludzie je odwiedzają.
Marysiu, życzę Ci ciepłego listopada, by zdążyła ze wszystkimi pracami przed zimą :-). Uściski !

Krzysztof Gdula pisze...

Wezmą psa, a później porzucą jak rzecz. Paskudne zachowanie.
Ze wstydem przyznaję, że nie znam rydzów. Muszę nauczyć się ich rozpoznawania, skoro takie są dobre.
Roztoczańskie stare cmentarze, nawet oglądane tylko na zdjęciach, budzą smutek i zadumę. Każdy ten stary krzyż, to przecież ostatni ślad czyjegoś życia, o którym może i potomkowie nie pamiętają.

AgataZinkiewicz pisze...

Ooo grzybki pyszota... I te jesienne kolory. Bajka. Buziaczki. No nie fajnie z pieskiem... Jakbym skąd to znała. Aż szkoda pisać.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Piranio, kiedy widzę pieska poza terenami zabudowanymi, od razu podejrzewam, że porzucony; mąż prostuje moje odczucia, że nie wszyscy ludzie są źli, że lwia część jest dobra, źli to wyjątki, ale dla mnie ciągle za dużo; po co brać zwierzę, skoro nie ma się do tego serca, przecież to jest obowiązek na lata, nawet rybki w akwarium wymagają opieki czy patyczaki; choć listopad już bez słońca u nas, chłodno, to miło popracować na powietrzu, potem palą policzki wysmagane; wczoraj cięliśmy i składaliśmy drewno, a jeszcze wcześniej zrywałam winogrona; pozdrawiam.

Bożena, nie pojmuję tego, co siedzi w ludziach, tyle obojętności na los swoich przyjaciół w końcu, bo przecież był ten psiak z nimi, wierne oczy patrzyły, wyczekiwały z utęsknieniem na powrót domowników, nie rozumiem; no, rzeczywiście to był stres, panika, kołatanie serca, gorączkowe poszukiwania igły z latarką, może gdzieś błyśnie w świetle, teraz sama z siebie śmieję się:-) Mima zdrowa, apetyt dopisuje i znowu zdominowała Amika; pozdrawiam.

Ania, jeszcze nie było mrozów, rydze otulone liśćmi jeszcze długo przetrwają, ale mój smak na nie już zaspokojony:-) są specyficzne, nie każdy je lubi, ale jak polubi, to pozostaje im wierny, jak ja, bo poznałam je dopiero na Pogórzu; babeszjoza bez pomocy weta chyba jest nie do opanowania; też mam takie myśli, bardzo chciałabym, żeby znajdek znalazł dom, żeby nie trafił do schroniska; jak można bezkarnie wyrzucić psa z domu, który był przyjacielem; psy są bardzo oddane, mój Amik broni obejścia zaciekle, ale poza łagodny jak baranek, nienawidzi wszelkich pojazdów; roztoczańskie cmentarze specyficzne, nagrobki z bruśnieńskiego kamienia są przepiękne, choć czasami toporne, zwłaszcza te stare, ale o ileż ładniejsze od tych nowoczesnych, które znajdują się w innych częściach cmentarza, bo cmentarze trwają, nieliczne pochowane w lasach; dzięki, wzajemnie i pozdrawiam.

Krzysztof, po co brać, skoro tak szybko nudzi się, przecież to obowiązek na lata, zwłaszcza suczki są porzucane, uciążliwe cieczki, niechciane szczeniaki, ale wystarczy wysterylizować; nie dam głowy, że posmakowałyby Ci rydze, są specyficzne, nie każdy je lubi, ja bardzo, mąż trochę mniej; wystarczyłby jeden rydz, żeby nauczyć się ich rozpoznawania, intensywny pomarańczowy kolor i takież mleczko wyciekające z miejsc przecięcia to najważniejsze oznaki, no i zapach; nie już wsi, las objął teren w posiadanie, pozostały cmentarze, bardzo lubię włóczyć się po nich, w szeleście liści, szumie wiatru, bez złoceń, błyszczącego chińskiego marmuru i sztucznych kwiatów; wręcz wymuszają zadumę nad ludzkim losem, co polityka i chore ambicje robią z ludźmi, jak dzielą, wzbudzają nienawiść, prowokują, a potem stawiają naprzeciwko siebie; na mogiłach krzyże, wiele bezimiennych, mam świadomość stąpania po grobach, i z tego powodu jest mi przykro; pozdrawiam.

Agata, rydzyki zrumienione na maśle i posypane odrobiną soli, więcej nic im nie trzeba; kolory były i już się zbyły:-) taka kolej rzeczy, nie wyłamie gałęzi, jak to bywało czasami, kiedy śnieg wyprzedził; wszędzie porzucone psy, i to przed zimą; jak można, jak w ogóle można, nie tylko przed zimą; pozdrawiam.

cudARTeńka pisze...

Piękne krajobrazy masz koło siebie. I rydze, i kapliczki, i lasy, drogi, bezdroża.
Cmentarz w Starym Brusnie zrobił na mnie ogromne wrażenie, lubię tam wracać. Może uda mi się niedługo znów pojechać na Roztocze, choć na chwilę.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odwiedziny na moim blogu.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Arteńko, witaj; długo szukaliśmy naszego miejsca, od Bieszczadu aż zatrzymaliśmy się na Pogórzu Przemyskim:-) jest wiele miejsc podobnych do bruśnieńskiego cmentarza, choćby w Podemszczyźnie, Żukowie i innych okolicznych wsiach, czasami zapuszczone, zakrzaczone, gdzie indziej trochę lepiej; w pobliskim Horyńcu też jest podobny z kamieniarką bruśnieńską, i w Radrużu też, dwa; jakbyś była w okolicy, to warto je odwiedzić; właśnie to Roztocze Południowo-Wschodnie jest najbardziej klimatyczne, jeszcze nie zmienione; pozdrawiam.

cudARTeńka pisze...

Roztocze Południowo-Wschodnie jest moim niedawnym odkryciem. Okolice Zwierzyńca, Józefowa, Krasnobrodu, Górecka, Suśca schodzone przeze mnie wielokrotnie, a na Twoje Roztocze było daleko i trudno mi było tam dojechać. Ale odkąd posiadam terenowy samochodzik, byłam już kilka razy (między innymi z Grażyną), nocowałam w Chutorze w Gorajcu, zwiedziłam dość dokładnie okolice. Znam cmentarz w Podemszczyźnie, oba w Radrużu. Lubię takie miejsca i takie klimaty.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Arteńka, to znaczy że wcale nie zaskoczyłam Cię nazwami miejscowości:-) i cieszę się bardzo, że podoba Ci się ta część Roztocza, przeze mnie darzona wielkim sentymentem, bo tak blisko od mojego domu rodzinnego; W przysiółku Radruża mieszkała moja teściowa, w czasie wojny banda UPA wymordowała męską część rodziny, leżą pochowani w Horyńcu, więc bywamy tu często, a ja myszkuję po cmentarzu wśród starych krzyży kamieniarki bruśnieńskiej, odszukałam m.in. w pobliżu nagrobek wykonany ręką innego mistrza tego cechu, Piotra Lubyckiego, z jego podpisem w kamieniu:-)

Pellegrina pisze...

Ależ chwile przeżyłaś, mnie kiedyś zginęły tabletki z talerzyka, gdzie przygotowałam je do popicia a wokół bawił się dwuletni wnusio. Panika, wstyd że nie dopilnowałam że jestem lekkomyślna, zawołałam dzieci, chwileńkę szukaliśmy a potem popędzili do szpitala, maleńki miał płukanie żołądka, do dziś mi się to czasem śni jako koszmar. Tabletki się znalazły w koszu, zgarnęłam je bezmyślnie z resztkami kanapki. Potem już zawsze brałam lekarstwa gdy byłam sama.
Fajny ten Wasz taras, taki zarośnięty i zacieniony ale i słoneczny.
Tyle rydzów dawno nie widziałam, ja też je lubię chociaż ich smak nie jest jednoznacznie grzybny. Cudny ten przedostatni widok, słupy jak krzyże.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krystynko, ja denerwowałam się psem, ale co Ty przeżyłaś w związku z wnukiem, to tylko mogę sobie wyobrazić, i do tego płukanie żołądka; czasami człowiek wykonuje pewne czynności jak automat, nie rejestrując ich; taras rankiem w cieniu, po południu zagląda słońce, ale zawsze przeciąg; latem mile chłodzi, ale nie raz poprzeziębialiśmy się, kiedy przysiedliśmy spoceni po pracy; nie każdy lubi rydze, moja synowa nie, my bardzo; a wiesz, że nie zwróciłam uwagi, rzeczywiście; to zjazd droga do Sieniawy od strony Oleszyc:-) pozdrawiam.

ikroopka pisze...

Dzięki za ten wpis, poznałam dzieki Tobie pojęcie 'bruśnieńskich krzyży', muszę zgłębic temat:)
Jestes może na fb?

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ikroopka, bruśnieńska kamieniarka, krzyże, pomniki, wiejscy rzemieślnicy, stare cmentarze w lesie, napisy cyrylicą, to bardzo ciekawy temat; musisz odwiedzić Roztocze Południowe, jeśli jeszcze nie byłaś, odmienne klimaty, prawdziwe, jeszcze nie zepsute komercją; nie, nie ma mnie na fb; pozdrawiam.

ikroopka pisze...

Trochę byłam, ale ja jeżdżę zawsze latem na tygodniowe wojaże, trudno wszystko ogarnąć. Szkoda, że nie nie ma cie na fb, mamy tam (zanjomi blogerzy) stronę, na którą wrzucamy zdjęcia kapliczek i krzyży. I jest też strona fascynatów cmentarzami wojennymi; ostatnimi czasy rosnie w narodzie potrzeba odnawiania starych cmentarzy.
Pozdrawiam:)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ikroopka, no, przecież człowiek nie jest w stanie ogarnąć wszystkiego:-) mamy blisko, więc korzystamy, poza tym niedaleko jest mój rodzinny dom, a tak w ogóle to człowiek musi dorosnąć, żeby zainteresować się trochę czym innym niż dom i dzieci:-) u nas w wielu miejscach pracowała grupa Magurycz z Szymonem Modrzejewskim; pozdrawiam.