O czym można pisać tuż przed świętami? O przygotowaniach do nich, które czasami przynoszą sytuacje, że boki można zrywać:-) Ot, jak chociażby wczoraj wieczorem ... zażyczyli sobie w domu, żebym zrobiła blok, taki najzwyklejszy w waflu, z mlekiem w proszku, orzechami i herbatnikami, na pewno każdy zna przepis i smak tego specjału. Jasiek bardzo ucieszył się, lubi pomagać mi w kuchni, kruszył herbatniki, trochę pogryzał, a potem wyskrobywał garnek do czysta z masy kakaowej ... babciu, jak ja lubię pomagać ci w kuchni. Na buzi brązowe wąsy, ślady na policzkach, czole i podkoszulku, no i radość w oczach. Zrobiłam dwa, jeden dla nas, drugi dla młodych. Wieczorem obydwaj z ojcem, a moim synem, zakręcili się w kuchni /nawiasem mówiąc, słodziarze niesamowici/... a ten blok to może już zastygł? ... a to na święta, czy można już jeść? ...Dostaniecie go zaraz i zrobicie, co zechcecie:-) Za chwilę po schodach tup! tup!, Jasiek z kawałkiem bloku w ręce, z żalem w oczach i głosie: ... babciu, dali mi tylko jeden kawałek, bo reszta na święta ... a syn: - dużo roboty przy takim bloku? bo jakby co, to może jeszcze jeden:-)
Bardzo krótko byliśmy na Pogórzu, tylko w sobotę po południu, a w niedzielę rano zaraz powrót. Trzeba było zrobić wędzonki, mięsa pomoczyły się w marynacie, sery w solance, Pierwotny zamiar to wędzenie w niedzielę, ale ponieważ jeszcze załapaliśmy się na godzinę jasnego dnia, szybko rozpaliłam w wędzarni, beczka ogrzała się, a ja w tym czasie ubrałam mięso i sery w siatki. Wkładaliśmy je do wędzarni już przy świetle czołówki, na niebie widniał mały rogalik księżyca, noc była mroźna i jasna, bez chmur, i bardzo gwiaździsta. Pachnący dym ścielił się niżej, bo zwiewał go wschodni wiaterek ... pachnący dym, bo najpierw w palenisku były bukowe drwa, a na koniec, na kolor i zapach polanko śliwkowe. Trzeba było doglądać co jakiś czas, w końcu przynieśliśmy do chatki gotowe wędzonki, nic specjalnego, a jednak o niebo lepsze od tych, które oferują sklepy ... no i ten zapach.
Sery wczoraj degustowane, przepyszne, jak rumuńskie:-)
W niedzielne przedpołudnie wracaliśmy do domu okrężną drogą, bo takie słońce, i szadź na drzewach i krzakach. Szlakiem czerwonym, który częściowo prowadzi drogą szli turyści, osmagani mroźnym wiatrem, uśmiechnięci, pewnie szli na Kopystańkę, aż im pozazdrościłam ... my jak zawsze w drodze. W dolinie Wiaru jak zwykle mgła, a potem słońce, i słońce, i widoki dalekie.
Z tym tytułowym "nie jedz, to na święta" też tak jest u Was? syn śmieje się, że potem "jedz, bo się zepsuje":-)
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny i zdrowych, spokojnych Świąt życzę, pa!
24 komentarze:
Utrwalasz tymi zdjęciami moje tęsknoty za krajobrazami z tej części Polski! Miałam nadzieję, że jesienia wrócę, ale sie nie udało, może wiosną? jak covid pozwoli...
Pamiętam to hasło, tak mówiła moja mama. Teraz czasy są inne, nie trzeba przechowywać np. pomarańczy, bo przecież jak się zje to można kupić. Kiedyś jak się odstało w kolejce to naprawdę trzymało się na święta. Natomiast widoki w drodze powrotnej do domu mieliście naprawdę piękne. Życzę zdrowych i spędzonych w rodzinnym gronie Świąt oczywiście z kolędowaniem i opłatkiem :)
Dla mnie to było okropne w dziecińswie to czekanie aż będzie można coś zjeść..pamiętam jak u babci podkradaliśmy smakołyki:):): Dobrych Swiąt życzę:)
Ikroopka, krajobrazy przestrzenne, rzadka zabudowa, nieuprzemysłowione, też cenimy bardzo; czekamy na wiosnę, może świat zmieni się na lepsze, pozwoli na więcej, oby w dobrym zdrowiu; my tak spoglądamy dalej, na wschód, ciągnie nas w tamtą stronę; pozdrawiam.
Wkraju, bo tak było, święte, nienaruszalne zapasy na święta:-) w niedzielę była cudowna szadź, skrząca się w słońcu, ale nie było czasu na zatrzymywanie się, zdjęcia zza szyby auta:-) zazdrościłam tylko wędrowcom; dzięki za życzenia, i wzajemnie spokojnych Świąt; pozdrawiam.
Loyal Pat, pozostały miłe wspomnienia, choć teraz, przy tej obfitości wszystkiego wierzyć się nie chce, że mogło czegoś brakować; smakołyki trzymane na święta, a potem wszystko naraz:-) dzięki, i wzajemnie wszystkiego dobrego; pozdrawiam.
Pamiętam ten tekst.
I poszczenie w dzień Wigilii, bynajmniej nie ze względów religijnych, tylko, żeby na kolacji wigilijnej więcej dobrego się zmieściło do brzucha.
Dużo zdrowia!
W moim domu rodzinnym też sie mówiło "nie jedz, to na świeta", ale tak człowieka zawsze korciło, żeby co nieco uszczknąć bo tak cudnie pachniało, że mama przymykała oko!A mnie z daleka pachną Twoje wędzonki! Tak o nich napisałaś, że aż ślinka cieknie!Szkoda, że nie da sie jeszcze przez Internet zapachów przesyłać, bo chyba wszyscy Twoi czytelnicy oszaleli by z zachwytu.
Myśmy juz połowe naszych pierniczków pożarli, chociaż były na święta. He, he!
Serdeczne życzenia świąteczne przekazuje Ci w imieniu nas obojga!:-)
Piękne zdjęcia. Ja tam jem zawsze bo lubię ;) Zdrowych Świąt!!!
Ale te szynki pachna, wiem..bo tata mojej towarzyszki podrozy , Artenkim tez sam je robi i wedzi, sa to najlepsze wedliny na swiecie.
Wielopokoleniowo sobie zyjecie, takich ukladow juz teraz rzadko sie widzi.
Ciagle nam serwujesz zimowe albo prwie zimowe pejzaze...ja jeszcze czekam na takie, lubie, by zima byla zima.
Sciskam Cie Marysiu i duzo zdrowia zycze! niech przyszly rok bedzie juz spokojniejszy, zdrowszy i bogatszy w dobre wrazenia, a mam na mysli podroze!!!
Upieczone wcześniej ciasteczka, musiałam schować, bo nie było szansy, aby doczekały świąt 😀. Powiedzenie "nie jedz, to na święta" znam doskonale z dzieciństwa i cały czas funkcjonuje i u mnie w domu 😉. Zdrowych, radosnych i spokojnych Świąt życzę 🥰🌠🌲
Kiedyś zdobywało sie smakołyki z trudem i w kolejkach, w niewielkich ilościach bo reglamentowane to mama broniła bo kusiło. jak kusiło :-))). A teraz dobra smakowitego i na codzień, pomarańcza, rodzynki, czekolada, kawa .... już tak nie smakują. Te wędzonki cudne i przechowują się dłużej niż sklepowe to i do Nowego roku wystarczą.
Agniecha, a wiesz, że tęsknię do tych czasów:-) choinka wyczekana, smakołyki wyczekane, i ta radość, że już święta, i śnieg, i mróz, pasterka w oddalonym o 7 km kościółku, gdzie trzeba było dotrzeć i wrócić na własnych nogach:-) zdrowia wzajemnie, pozdrawiam.
Ola, może to wyczekiwanie dodawało smaku potrawom, które przygotowywały ręce mam:-) u nas w domu właściwie bazowaliśmy na tym, co z gospodarstwa, miasto daleko, sklepik wiejski zaopatrzony mizernie, ale tak mieli wszyscy; o, tak, zapach wędzonek znakomity, zobaczymy jeszcze, jaki smak, powinien być dobry:-) sama wiesz Olu, że półki sklepowe mamią, kuszą, ale wędliny rozczarowują; do własnych mam zaufanie; pierniczki zrobiłam z przepisu na "miękkie", więc też idą na bieżąco; dzięki wielkie, i wzajemnie serdeczności świąteczne ślę; pozdrawiam.
Puch ze słów, kraina pogórzańska kusi o każdej porze, a zdjęcia tylko zza szyb auta, nie było czasu na więcej, a taka cudna szadź wtedy była:-) trzeba jeść, bo jak poradzić sobie z potrawami w 2-3 dni; dzięki i pozdrawiam.
Grażyna, właściwie to co jakiś czas można by uzupełnić sobie zapasy wędzonek i mieć na bieżąco, bo sklepowe niedobre, ale robię je właściwie tylko na święta; zaskoczyły mnie sery, kupione w jakimś markecie, dym dodał im wyjątkowego smaku; nie myślałam, że tak będzie wielopokoleniowo, ale jest gwarnie, wesoło, szczebiotliwie, i wcale nie wysprzątane na wysoki połysk, bo do tego dwa psy plączą się po domu:-) od kilku lat święta bez śniegu, to odbiera trochę uroku, najgorsze psie łapy z błotkiem, powracające z podwórka:-) dzięki wielkie, i wzajemnie wszystkiego dobrego; pozdrawiam.
Elaj, skąd ja to znam? połowę pierniczków ukryłam w pudełku, resztę niech jedzą na zdrowie:-) właściwie to powiedzenie straciło trochę na znaczeniu, bo wszystko można kupić, ale zrobione w domu smakołyki biją na głowę te z półki sklepowej; dzięki, wzajemnie najlepszych Świąt; pozdrawiam.
Krystynko, właściwie to tęsknię do prostoty tamtych czasów, do czekania; teraz zalewa nas ogrom właściwie wszystkiego, trzeba się bronić przed tym zalewem, i to ostro; czym teraz można zaskoczyć? tylko dawnym babcinym czy maminym przepisem, zapomnianym smakiem, potrawą przygotowywaną tylko raz w roku; domowe wędzonki raczej wyschną, niż się zepsują, sklepowe trudno wytrzymują kilka dnie; połowa wyrobów zamrożona, żurek mi się marzy na wędzonce, może w Nowy Rok? pozdrawiam.
Mrysiu, woje wedzonki pachna nawet przez internet. Teraz cos takiego kupic to jak los na loterii, wszystko malowane, echhh.
Fajnie, ze mozesz obserwowac Jaska i jego zachwyt magia przyrzadzania potraw. A tekst"nie jedz, to na swieta" chyba wszytkim nam towarzyszyl.
Wszystkiego najlepszego swiatecznie, zdrowia i milych chwil w gornie rodzinnym Ci zycze, pozdrawiam:)
Tak, tak znam i to bardzo dobrze, to powiedzenie z dzieciństwa: "Nie jedz, to na święta". Później w okresie stanu wojennego i przez kolejne lata sama je praktykowałam i tak weszło mi w krew, że zostało ze mną do dziś. A w tym roku syn zachowywał się i mówił dokładnie jak i Twój syn i wnuczek. To mamy podobne. Niestety, nie było takich dymowych zapachów, te są wspomnieniem z dzieciństwa, z domu rodzinnego. Zabrakło też cudnych świątecznych widoków. Już nawet nie białego puchu, ale choćby szadzi, czy szronu - jak u Was. U nas deszczowo i dziwnie, róże w kolorowych pąkach. Póki jeszcze świąteczne dni, życzę wesołych i rodzinnych dni, spędzonych bez trosk i pośpiechu oraz szczęśliwego Nowego Roku i dobrego zdrowia. Pozdrawiam serdecznie, Alik
Chyba wszystkie Jaśki takie chętne do kucharzenia, nasz uczył się w tym roku lepić pierogi pod czujnym okiem babci. Poszło mu świetnie, żaden się nie rozkleił :) Teraz domaga się nauki robienia naleśników :)
Serdeczności dla Was na ten świąteczny czas, zdrowia i optymizmu na nowy Rok!
Ataner, wyroby w ladzie sklepowej kuszą wyglądem, podświetlone odpowiednim światłem, gorzej ze smakiem:-) a jednak dym z drzew owocowych najlepszy; Jasiek pomagał, Tosia była zabrana z kuchni, bo to ci dopiero była pomoc:-) takie to były czasy, pamiętam, że tuż po świętach prosiłam mamę o zwykłą zupę ziemniaczankę tzw. dziadówkę, miałam dość świątecznych specjałów:-) wzajemnie wszystkiego dobrego; pozdrawiam.
Alik, w domu rodzinnym zawsze było wędzenie, jak to w gospodarstwie, a ja nauczyłam się z netu, po wielu próbach i błędach, a jakże:-) dziś w nocy coś mizernie pobieliło, ale to zginie w ciągu dnia; gdzież te święta z poduchami śniegu, skrzypiące mrozem? tak szliśmy 7 km na pasterkę, z powrotem też, albo ktoś zlitował się nad nami i wracaliśmy w odkrytej przyczepie traktorem, wdzięczni za podwózkę; ktoś pokazywał grudniowe róże, kwitnące, oś nieprawdopodobnego; wzajemnie, Alik, wszystkiego dobrego; pozdrawiam.
Mania, oho, lepienie dla chłopaków to chyba wyższa szkoła jazdy; dobrze, że są chętni do pomocy; chociaż ... kosiarka spalinowa do trawników krótko cieszyła się zapałem i powodzeniem, najpierw synkowie moi ustalali dyżury, a potem ciężko było ich zapędzić do pracy, spowszedniała:-) naleśników? będzie kucharz z niego? Jasiek pytał, czy nauczę go robótek na drutach:-) dzięki, najlepsze życzenia dla Ciebie i rodziny; pozdrawiam.
Dali mi tylko jeden kawałek, bo reszta na święta… Świetnie opisane scenki :-) Jasiek będzie pamiętał takie chwile.
Widoki grudniowe, ale kuszące i piękne. Zarówno wędzonki jak i widoki.
Krzysztof, Jasiek z jedną babcią ubierał choinkę, ze mną przygotowywał "blok"; myślisz, że zapamięta? dziś przyjechaliśmy na Pogórze, prawie pod wieczór, jakoś jesiennie było, ciepło wręcz:-) mąż będzie dojeżdżać do pracy, a ja, emerytka, będę cały czas na Pogórzu, tego pragnęłam; i śniegu; pozdrawiam.
"Nie jedz, to na święta" - to rozumiem, ale "jedz, bo się zepsuje" wywołuje u mnie drgawki:)
Wędliny domowej roboty - pychotka, zresztą już Grażyna wyżej wspomniała, że zaopatruje mnie w takie specjały mój tatuśko - czyli wiem, co piszę:)
Krajobrazy urocze.
Arteńka, chyba nie było domu, gdzie nie funkcjonowało by to powiedzenie:-) sama mam dość świątecznego jedzenia po kilku dniach, a co roku przysięgam sobie, że nie będę tyle robić; trochę zamroziłam, zwłaszcza słodkości, reszcie daliśmy radę:-) dziś dla odmiany na śniadanie z przyjemnością zjadłam jajko na kanapce, przyłożone listkami jakiejś japońskiej sałaty, znalezionej na grządce; smaku specjalnego nie wyczułam w tej zieleninie, ale odmiana po świątecznym rozpasaniu była:-) połowę wędlin pochłonęliśmy, z wywaru był czysty barszczyk, druga porcja po rozmrożeniu będzie bazą dla żuru, stęskniłam się za nim:-) pozdrawiam.
No fakt wesoło było. Mnie przypomniała się przygoda z makowcem. Lata temu wstecz kiedy wracałam z domu rodzinnego do Wrocławia (tu studiowałam) dostałam makowiec. Tak oszczędnie jadłam go, że połowę musiałam wyrzucić bo spleśniał. I tyle było z tego oszczędnego jedzenia. To już lepiej zjeść przed, a blok podobny też kiedyś robiliśmy.
Piękne widoki tych oszronionych miejsc. Wędliny zapewne smakowite były.
Pozdrawiam serdecznie.
Ola, czyli trzeba jeść, póki świeże, szkoda oszczędzać:-) no, chyba, że zamrozić, ale smak już nie ten; u nas biało, w noc sylwestrową spadł śnieg; ale już temperatura plusowa, z dachu kapie, więc śnieg tylko w wyższych partiach; pozdrawiam.
odwie3czny problem:
przed świętami - nie jedz to na święta, a po świętach n jedz bo się zmarnuje ;)
Sam nie wiem co bardziej nie urzeka to jedzenie czy te krajobrazy
Maciej, i co roku obiecuję sobie, że nie będę tyle przygotowywać potraw, bo potem skazuję siebie i rodzinę na dojadanie onych, a człowiek zjadłby zwykłą zupę ziemniaczaną:-) no jasne, że krajobrazy:-) pozdrawiam.
Prześlij komentarz