Odzwyczailiśmy się od prawdziwych zim. A przecież tak tu bywało, drogi nieprzejezdne, śniegu po pas, wioseczka odcięta od świata, że tylko wojsko dowoziło chleb. Pamiętam taki czas, kiedy jechaliśmy do wsi odsypaną drogą. Tu nie pomógł żaden sprzęt do odśnieżania, tylko ciężki det, spychacz, który swoim ciężarem zepchał śnieg na boki i jechało się w tunelu jak w księżycowym krajobrazie. Najgorsze są wiatry, które pustkami ciągną, nabierają siły i znoszą śnieg na drogi, w lesie jest przytulnie.
Ponad tydzień spędziłam sama w chatce, walcząc ze śniegiem i mrozem. Nie myślcie sobie, że pozuję na jakąś bohaterkę, to jest zwyczajna codzienność. Trzeba wstać rano, odgarnąć śnieg ze ścieżek, z podjazdu, na bieżąco. Nie można zostawić na potem, bo gruba warstwa śniegu, zwłaszcza jak przyjdzie odwilż, wyssie z nas wszystkie siły:-) I tak darowałam sobie ścieżki do kompostownika na koniec sadu. Utrzymujemy chatkę zimą, bo przebywamy tam częściej niż w domu, więc trzeba dbać, żeby woda w rurkach nie zamarzła.
Sypało prawie codziennie, raz mniej, raz więcej. Miło siedzieć w ciepłej chatce i patrzeć na syberyjską purgę za oknem. Czasami świeciło słońce, a delikatne zmrożone płatki unoszące się w powietrzu błyszczały jak brokat. Mróz, słońce i padający śnieg ... tak powstaje zjawisko w zimie, migoczący "diamentowy pył". Pamiętam jak kiedyś jechaliśmy, a na niebie widać było tęczę, światło rozszczepiło się na tych delikatnych kryształkach, moje zdziwienie było przeogromne, tęcza w zimie.
Wydziergałam na drutach sweterki wnuczętom, i czapki, przy okazji oglądałam skandynawskie kryminały. Oprócz bajkowych widoków, aktorzy byli poubierani w cudowne swetry, warkoczaste albo z wrabianymi wzorami. To się nazywa dbałość o lokalny produkt. Dostawałam z domy zdjęcia dzieciaków ... Tosia dorwała się do maminego kremu i wysmarowała sobie całą buzię, na zmarchy pewnie:-) ... Tosia w namiocie na środku pokoju albo Jasiek z przeogromną śliwą na czole, bo nabił sobie guza na miękkiej kanapie:-)
Ptactwo oblega karmnik, nasiona słonecznika wysypywane są 4-5 razy dziennie, niech przetrwają ten trudny czas. Przylatuje jeden kos, dla niego pokrojone jabłka, z których korzystają też sójki. Niezliczone ilości sikorek różnej maści, dzwońców i czupurnych czyży, zięby i bardziej kolorowe zięby jery. Pojawiły się też pojedynczo gile, czeczotki, nawet jeden szczygieł przylatuje.
Wczoraj wracaliśmy do domu z duszą na ramieniu. Zapędziliśmy się w stronę kapliczki, tam tylko kawałek i las, będzie bezpiecznie. Niestety, wiatr już nawiał na drogę potężną zaspę i nie da rady przejechać.
Zawróciliśmy, skierowaliśmy się w dół, w dolinę Wiaru, tam też bywa niewesoło za lasem, ale jakoś udało się przejechać. Darowaliśmy sobie serpentyny pod Chybem i pojechaliśmy na Nowe Sady i Sierakośce, jakoś poszło. Potem było już tylko gorzej, na polach pod Fredropolem ...
Jechał pług, ale to nic nie dawało, wicher od razu zwiewał suchy śnieg na drogę. Jakoś dotarliśmy do domu, a mąż za jakiś czas miał wracać na Pogórze. Nie było alternatywnej drogi, trzeba jechać tą samą, bo z Birczy też może być różnie. Po dwóch godzinach dostaję smsa, że stoi w polach, właśnie pod Fredropolem, jakiś ciągnik z pługiem usiłuje ratować sytuację. Nawet jeśli odkopie ich, to jeszcze nie koniec drogi przez mękę, jeszcze pozostaje odcinek do góry przed lasem.
Koło 17-tej dostałam wiadomość: Jestem na miejscu, dojechałem:-)
Jeśli wicher ustanie, drogi odkopią i będzie normalnie.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!
24 komentarze:
Oj, tak! Pięknie jest, ale jeżdżenie samochodem w takich warunkach to duże ryzyko. My też odśnieżamy na bieżąco, bo jak sie to na potem zostawi, to człowiek nie wydoli. Zapowiadaja marznące deszcze a potem ocieplenie, wiec na drogach będzie jeszcze gorzej.
Nie widziałam jeszcze nigdy tego zjawiska, o którym piszesz - tej tęczy w wirujacych kryształkach śniegu. To musi być przepiękne!W ogóle duzo cudnych widoków mozna zimą zaobserwować. I groźnych zamieci też, które są przy tym bardzo widowiskowe, ale trudne do sfotografowania. Ach, w ogóle tak to jest, że oczom dane jest zobaczyć i doznać o wiele więcej, niz mogłyby to oddać najpiękniejsze nawet zdjęcia.
Pozdrawiam Cię ciepło, Marysiu!:-)
zwariowalabym z tą iloscia ptakow, gil, szczygiel, czeczotki, czyze, dzwonce..Marysiu ! mozna oszalec! A widoki syberyjskie i podroze mrozace krew w zylach. A!e zima! troche Ci zazdroszcze! przede wszystkim tego siedzenia w chatce. Sciskam serdecznie
No tak w tym wypadku jedno z drugim wspaniałe widoki i sytuacje pełne grozy. To są uroki zimy. Staram się wyobrazić ile pracy Musisz włożyć, żeby jako tako ogarnąć te zaspy, zawieje i mrozy. Jednak druga strona jest piękna widoki zaśnieżonych wzgórz, niezliczone ilości ptaków odwiedzających karmik. Trzymajcie się ciepło, pozdrawiam serdecznie.
Ola, nawet za bardzo nie ma gdzie iść na spacer, tylko odśnieżoną drogą, a i to miałki śnieg rozsuwa się pod butami, tak że mieli się i mieli; wariacka pogoda, a w terenie naprawdę ciężko; już kilka razy obserwowałam "diamentowy pył", musi być solidny mróz, słonce, no i te drobinki ścinające się w powietrzu; okno wychodzi mi pod słońce, więc mam pogląd na bieżąco; oko widzi różne rzeczy, aparat nie, stąd ten zawód potem na ekranie komputera:-) wieje nadal, więc wcale lepiej na drogach nie jest; pozdrawiam.
Grażyna, ptactwo w wielkiej przyjaźni z nami, nawet jak furkną stadem, to i za chwilkę takim samym wracają, a nawet jakby większym; musze się dowiedzieć w lasach państwowych, czy jakieś dotacje mi nie przysługują, bo pół lasu do mnie zlatuje:-) czasami siedzę przy oknie i patrzę jak w ekran, najśmieszniejsze są czyże, takie małe, a najbardziej zadziorne i awanturnicze; w domu też mamy kosa kolegą, zagląda przez szybę do domu, podrzucam mu jabłka, nawet teraz siedzi na stoliku, może łapki grzeje:-) trzeba dyżurować w chatce, póki mróz nie zelżeje; pozdrawiam.
Ola, zima na Pogórzu jest zupełnie inna niż w mieście, nieskazitelna biel, połacie nietknięte nawet śladem zwierzęcia, a co dopiero człowieka; pewnie zwierzyna siedzi w lecie, tam zaciszniej, bo mróz + wiatr to niedobre zestawienie; już się odzwyczailiśmy od śniegu, łopata pewnie ze trzy lata odstała swoje pod ścianą; ale trochę ruchu i wysiłku potrzeba, dla zdrowia; na drodze, zwłaszcza na przestrzeniach jest naprawdę nieciekawie, nawiewa śniegu, tworzą się zaspy trudne do przebrnięcia; ptaków jest przemnóstwo, jak zaczyna się karmić, to trzeba ciągle, bo one czekają; czasami jedna noc może zaważyć na ich życiu w mroźną noc; pozdrawiam.
Trudny i piękny macie czas. Takie odcięcie od świata trochę przeraża. Nasze miejskie zwały śniegu które "ktoś" wykonał czym są wobec tego trudu na waszym terenie. Zlatujące ptaki to sama radość.
Z Twojego postu wynika, że moja decyzja dotycząca przesunięcia terminu badań okulistycznych w klinice w Przemyślu była jak najbardziej słuszna. Nas też dosyć mocno zasypało ale jednak jesteśmy w miarę blisko cywilizacji. Samochód mamy z podnoszonym podwoziem i napęd na wszystkie koła. Mimo tego nie zawsze jest możliwość przemieszczania się. Krajobrazy u Ciebie są bajkowe. Natomiast podziwiam Cię samotnie walczącą o chatkę. Jesteś wielka! Nie wiem, czy podołałabym bez Jędrka. Pięknie piszesz o swoim zimowym królestwie. Serdeczności:)
a to jeszcze przecież nie jest zima stulecia :)
Oby do wiosny :))
Może to i nie zima stulecia, ale zasypane drogi i brak przejazdu są dokuczliwe. Najgorzej, gdy trzeba wezwać karetkę lub straż.Natomiast, gdy zdrowie dopisuje pięknie się na taką zimę patrzy a ptaszki jeszcze to umilają. Podobno wiosna już niedługo. Pozdrawiam serdecznie :)
Zdjęcie kurzawy śnieżnej robi wrażenie.
W waszych stronach zima jest surowsza. Sudety po śniegiem, owszem, ale wszędzie (gdzie asfalt) się dojedzie, chociaż nierzadko po białej drodze.
W krajach skandynawskich robią swetry we wzorki? Mama takie robiła. Warkocze pamiętam, i wiele innych wzorów. Sweter, niby takie zwykłe ubranie, a może być zrobione ładnie i ciekawie. Co ja piszę, przecież doskonale o tym wiesz, będąc miłośniczką ładnych swetrów.
Przypomniało mi się; mama miała opisy z rysunkami. Rzadko z nich korzystała, robiła na pamięć.
"Diamentowy pył" - bardzo to wytwornie i pięknie brzmi. Widok zjawiskowy, jak w zaczarowanym świecie. Ale sama zima choć dostarcza nam, a zwłaszcza Wam - tam w górach, mnóstwa wspaniałych doznań i przeżyć, pokazuje też swoją surowość i ludzką bezradność czasem. Jak każdy żywioł. Czytając opis drogi jaką pokonywał Twój mąż, aż dostałam wypieków, bo przypomniałam sobie zimę stulecia na Warmii i zresztą w całej Polsce. A wszystko zaczęło się w sylwestrową noc 1978/79. Następnego dnia komunikacja została sparaliżowana, drogi nieprzejezdne, a krajobraz był prawdziwie bajkowy lub wręcz księżycowy. Żaden malarz nie wymyśliłby piękniejszych krajobrazów. Też dokarmiamy ptaszki, ale aż takiej różnorodności jak u was, nie widziałam u nas w tym roku. Zresztą tu od lat nie widziałam np. gili, jemiołuszek. W tym roku i kwiczoły gdzieś przepadły. A z tych sweterków wydzierganych przez Twoje sprawne rączki wnuki będą się cieszyć, no i co najważniejsze, będzie im cieplutko. Pozdrawiam, i już czekam na wiosnę. Alik
Ismar, szybko nawykliśmy do łagodnych, prawie bezśnieżnych zim, a jak wróciła "normalność", to jakby zaskoczeni jesteśmy:-) o, nie, to nic strasznego, jak zasypie, zapasy w piwnicy są, mąka i potrzebne wiktuały też, przetrwa się; najgorsze byłoby wyłączenie prądu, bo wtedy nie byłoby wody, ale od czego śnieg i kuchnia:-) przyznam, to ciężka praca takie łopatowanie, ale i satysfakcja, i ruch na świeżym powietrzu; pozdrawiam.
Bożena, myślę, że tak, słuszna, bo niepewność w drodze jest przykra, a warunki naprawdę ciężkie; wyszłam przed chwilą na taras, jakby wiatr ustał, a to dobrze wróży; choć przy odwilży nie będzie lepiej, te koleiny, lód, ale przynajmniej można ostrożnie jechać; w górkach bez napędu 4x4 trudno przeżyć, przede wszystkim w zimie:-) oj, to nie była walka, ale przyjemność:-) teraz oddycham domem, cieszę się wnukami; pozdrawiam.
Lidka, a wiesz, Witek mówi, że przecież takie zimy były zawsze, tylko teraz zrobiła się tragedia narodowa, i dzieciska wymroziły się na sankach na mrozie, mniej chorowały; teraz ludzie mobilniejsi, śnieg autkom przeszkadza:-) ponoć weekend już na plusie, trochę żal, ale przecież śnieg od razu nie zejdzie; pozdrawiam.
Wkraju, oj, tak, zwłaszcza w potrzebie, w razie choroby przede wszystkim czy pożaru jak piszesz, bo w sprawach bytowych zawsze ludzie pomogą; a już odśnieżanie to przyjemność, bo w ruchu jest ciepło, wręcz gorąco, no i pożytek ze spalonych kalorii:-) ptactwo walczy o przetrwanie, worek słonecznika znika w oczach, pewnie jeszcze jeden trzeba dokupić; tylko na spacery za bardzo nie ma gdzie iść, tylko po drodze; pozdrawiam.
Krzysztof, wrażenie jest, wjeżdżasz w taką kurzawę i nie wiesz, gdzie jedziesz ani co przed Tobą, chwila zawahania i można utknąć na parę godzin; zima surowsza, miasto też było sparaliżowane, służby nie nadążały. To ostatni hit modowy, wielkie swetry we wzory norweskie, warkocze, kiedyś dziergałam bardzo dużo, teraz sobie przypomniałam:-) Przy prostszych wzorach czyli rząd oczek prawych i rząd lewych można nawet film pooglądać:-) tak, na skomplikowane są schematy, a w necie tyle ich, że oczopląsu można dostać; pozdrawiam.
Alik, a bo to i ciekawe, i bardzo widowiskowe:-) odwykliśmy od zim, jakbyśmy żyli w innej strefie klimatycznej, a to przecież zwyczajność; ostatnio rozmawiałam z synem z wysp, a tam już kwitną przebiśniegi i żonkile. Ja tez pamiętam tę zimę, byłam w liceum:-) miło wspominać. Jemiołuszek tez jeszcze nie widziałam, może nie przylecą, choć bywały, prześliczne i niestrachliwe. Kwiczoły pewnie objadły krzaki z owocków i poleciały szukać dalej. Jasiek już nosi swetrzysko do szkoły, czapę też, a Tosia po domu ubiera czapkę z sową i pomponikami:-) pozdrawiam.
Znam te " walki" ze śniegiem z dawnych lat.Całe życie dojeżdżałam do pracy z łopatą w bagażniku samochodu i dwiema butlami suchego piasku. Teraz lokalne władze odśnieżają na bieżąco. W młodości mniej się bałam takich przygód:-)ale teraz...
Pozdrawiam Zimowo Marysiu.
Ale ptaszków. Super. Zima piękna ale trudna. Znam to. Jeszcze troszkę i wiosna. Zima za to trzrba się cieszyć. Tymi widokami. I jakby nie było zawsze damy radę. Trzymajcie się cieplutko.
Basia, w mojej wsi kiedyś, gdy zawiało drogę i znikąd pomocy, strażacy przywieźli dmuchawę do siana, ręcznie wrzucali śnieg do niej, bo nie było możliwości zepchnięcia na boki, i mieszkańcy odkopali tym sposobem całkiem spory kawałek; sytuacje ekstremalne wyzwalają pomysłowość:-) znam to uczucie, więcej rezerwy w człowieku, mniej ryzyka:-) pozdrawiam.
Agata, pół lasu chyba do nas przylatuje, mam nadzieję, że odwdzięczą się śpiewem, no i będą zbierać szkodniki; na razie zima trwa, mrozy tęgie, dobrze, że droga odkopana; pozdrawiam.
Ach, jakże Ci zazdraszczam niezawistnie Marysiu, tego tygodnia w syberyjskich, alaskańskich czy skandynawskich klimatach, nawet tego odśnieżania, napełniania karmników, pewnie utrzymywania ognia ... Tegoroczna zima ma Moc i Magię, czuję ją nawet w moim miasteczku i cykam jak szalona lub głupia by zapamiętać. A ja właśnie tej zimy ugrzęzłam w mieszkaniu, zdrowie niestety najważniejsze się stało. Pozostaje mi tylko oglądać skandynawskie kryminały.
Przygody z dojazdem w zimie mogą się przerodzić w długie podróże - oby zawsze zwieńczone dotarciem do celu.
Ptasie zgromadzenia u Ciebie - wspaniałe. U mnie w ogrodzie się sójka zagnieździła, ale łatwo się płoszy, więc nawet nie staram się jej za bardzo przyglądać.
Mój limit stu tysięcy kroków tygodniowo tym razem diabli wzięli - tak to jest, kiedy niesione do kominka ciężkie polano wyjedzie z ręki i trafi dokładnie w "prawy palec u małej stopy"... Jest już coraz lepiej, ale wciąż jeszcze kuśtykam, więc na razie liczbę kroków ograniczam do niezbędnego minimum. Za to mam więcej czasu na lekturę. :)
Pozdrawiam serdecznie,
Wojtek
Krystynko, to była niczym nie zaburzona wolność:-) wspaniałe uczucie nic nie musieć:-) zwyczajne czynności, dużo błogiego lenistwa, z drutami i włóczką; przez noc znowu dosypało, ale jest mokro, odwilż, aż żal tej zimy, że spłynie; sama wiesz, że zdrowie najważniejsze, nie żałuj; pozdrawiam.
Wojtek, najważniejsze, że przestało wiać, to jest najbardziej uprzykrzające życie kierowców, no i jednak niepokój, czy dotrze się do celu; ptaków różnych całe stada, być może pojawiły się jemiołuszki, bo zawsze przylatują, sprawdzę może dziś; stłuczony palec w stopie to wyjątkowa uciążliwość przy chodzeniu, uraża but, no i palec sam w sobie boli, a na długie spacery aparat ruchu sprawny musi być:-) mam nadzieję, że paznokieć nie zejdzie; pozdrawiam.
We Wrocławiu już prawie po zimie, ale w górach snieg wciąż jest i mam nadzieję, że się utrzyma; w Górach Izerskich potrafi do pierwszych dni maja, oby i tego roku, to może jeszcze nacieszę się zimowymi klimatami:)
Patrząc na twoje zdjęcia, tęsknię okrutnie, czytając opis, zdaję sobie sprawę, jaką pracą to szczęście jest okupione... :) I, jak pięknie napisała wyżej Pellegrina, zazdraszczam niezawistnie:)
Ikroopka, rozglądałam się za Tobą:-) na blogu nic nie piszesz. Jak to po zimie? dziś w nocy u nas było -13, skrzypiąco, jasno, mroźnie. Ale w ciągu dnia przyszła odwilż, z dachu kapie, śnieg z szurgotem zjeżdża z dachu, śnieg zmienił się w deszcz. Zanim biała pokrywa zniknie, trochę to potrwa.
To prawda, praca na okrągło, jeszcze dziś odśnieżałam podjazd, zdałoby się wyrąbać ścieżkę na koniec sadu, gdzie foliak i grządki, ale na razie śnieg wsypuje się do butów-filcaków:-) Kiedyś Pellegrina napisała na swoim blogu "blaski i radości właścicielki nieruchomości", jakże trafne to sformułowanie, trzeba dbać na okrągło o tę nieruchomość:-) Dziś było wiosennie, ptaki śpiewały, od śniegu promieniowało ciepło, i mnie się udzieliło to oczekiwanie wiosenne. Przed nami ogrom prac w sadzie z przycinaniem starych drzew, niech no tylko śniegi zejdą:-) pozdrawiam.
Pięknie zimowo!
Na szczęście powoli kończy się ta śnieżna makabra. U nas już roztopy, u Was dopiero się zaczną ale wszystko zmierza w jednym kierunku - ku wiośnie ! Tego się trzymajmy, a zima niech zostanie na zdjęciach. W czasie letnich upałów może nas to trochę ostudzi :-).
Piękne masz to pierzaste towarzystwo. U mnie też pojawił się jer - chyba tylko jeden ale jaki ładny. Kosy dziobią ziarna, jabłek jakoś w tym roku nie jedzą.
Pozdrowienia dla całej rodziny, a szczególnie dla maluszków !
Aldia, jeszcze zimowo, śnieg szybko nie zniknie, bo nasypało grubą warstwę; pozdrawiam.
Ania, roztopy, ale nocami mróz przytrzymuje szybkie topnienie; na Sanie zatory, jakie potężne kry; ptactwo daje już koncerty, zwłaszcza kowaliki i czyże; ostudzi, ostudzi, kiedy pot będzie zalewać oczy z gorąca:-) zakupiliśmy jeszcze jeden wór słonecznika, może na wyrost, zostanie na następną zimę:-) pozdrawiam.
Maryniu a gdzie zdjęcia sweterków dla wnucząt?
Przyszła mi na myśl książka Sylvain'a Tessona "W syberyjskich lasach", autor opisuje swój kilkumiesięczny samotny pobyt w chacie nad Bajkałem.
U mnie chyba wiosna, co prawda tylko w słoiku (bluszcz, który jest elementem lasu w słoiku ożywił się ostatnio i wypuszcza listki) no ale zawsze to jakaś pociecha :)
Pozdrawiam serdecznie
Maniu, no jeszcze nie ma:-) Tosia ma bardzo twarzowy, w paski, Jasiek w tonacji khaki, bo zainteresowany wojskiem. Chyba już szykuje nam się przedwiośnie, śniegi schodzą, ciepło, czekałam na to. Książkę poszukam w bibliotece, musi być ciekawa; pozdrawiam.
Prześlij komentarz