Wreszcie przyszedł czas na prace przy tunelu foliowym. Ponieważ folia z zeszłego roku już podarła się w strzępy, zakupiliśmy nową, a sam stelaż z plastikowych rurek zrobił się jakiś niestabilny. Wymyśliłam, że może włożymy w rurki metalowe druty, to je jakoś usztywni. Ale przyszedł budowlaniec, zerknął fachowym okiem, tu podnieść, tu podłożyć, spiąć dół metalowymi śledziami, bo podstawa rozlazła się i całość od razu odzyskała fason. Do tego folia ściągana z obydwu stron sznurkami, solidnie napięta jak membrana na bębenku i przysypana ziemią, wszystko to sprawiło, że tunel posłuży nam jeszcze kilka lat:-) Kilka kursów taczkami z ładunkiem rozsad i pomidory, i papryki wreszcie znalazły się w przyjaznym, ciepłym środowisku, zimno sprawiło, że marnie rosły, za to bryłę korzeniową rozbudowały pięknie. Wysiałam jeszcze na paletki jakieś jednoroczne floksy, dodane mi w zestawie w ramach promocji chyba, bo nie zamawiałam ich:-) Rozsady na noc są jeszcze w tunelu przykrywane podwójną warstwą agrowłókniny, poprzedniej nocy był jeszcze przymrozek, trawa zaszroniła się w dolince za grządkami, choć przy chatce temperatura była dodatnia. Paliłam dodatkowo wkłady do zniczy, w nocy tunel wyglądał jak zjawa:-) O drugiej w nocy popatrzyłam do sadu, jakoś było mi za jasno pod folią, może pali się obudowa któregoś z wkładów, żeby nie zajęła się agrowłóknina, albo w końcu cały tunel ... cóż było robić. Aby uspokoić niepokój w sercu, wdziałam filcaki mężowskie, jakiś kabat na grzbiet, latarkę do ręki i poszłam zobaczyć, czy wszystko w porządku. Towarzyszyła mi Mima, zawsze to raźniej ... sad w nocy, zwłaszcza kiedy wreszcie zaświeciły gwiazdy jest baśniowy:-)
Między doniczkami przy murze tarasu znalazła sobie miejsce niezbyt urodziwa księżniczka, ponura jakaś. Mówię do męża, że może warto pocałować ... może nieziemskiej urody, może majętna ... eee! jeszcze te purchle przejdą na mnie, wolę nie ryzykować:-) Posiedziała do wieczora, rankiem już jej nie było, życiowa okazja stracona:-)
Czas na Pogórzu byłby czasem straconym, gdyby nie było chociaż malutkiej wycieczki w teren. Ostatnio zwłaszcza, kiedy skumulowały się prace wiosenne w obejściu, są to wyjazdy przy okazji zakupów spożywczych. Na ostrym zakręcie w Koniuszy spotkaliśmy grupę rowerzystów, z jukami, prosto z tego zakrętu skierowali się w błotnistą drogę w stronę Kopystańki ... oj, oj, ciężko im będzie po ostatnich ulewnych deszczach. Potem my pętelką objazd na wzgórze kalwaryjskie, zjazd w dolinę Wiaru, potem w stronę Arłamowa w Górach Sanocko-Turczańskich i powrót urokliwą doliną Jamninki. Na łąkach znalazłam pierwsze storczyki, to storczyk samiczy, samczy czy jak go tam nazywają:-)
21 komentarzy:
Pomalutku wiosna robi swoje. Maj był zawsze dla mnie miesiącem najbardziej energetycznym. Stawiającym na nogi dającym nadzieję na fajny czas. Myślę, że i ten mimo trudności będzie w miarę przyjemny. Pięknie wyglądają te przestrzenie z drzewami, krzewami obleczonymi w białe i zielone suknie. Niech trwa ten maj. Pozdrawiam Was serdecznie.
U Ciebie jak zwykle bardzo pracowicie. Pod naszym tunelikiem foliowym też nad ranem grzaliśmy, tylko nie zniczami, a dmuchawą, którą czasem używam do dogrzania łazienki. Zaciekawiło mnie Twoje wędzenie serów. Jakie sery widzisz i w jaki sposób? I jeszcze te uszaki? Co to za grzyby i gdzie je mozna znaleźć? Pozdrawiam serdecznie:)
Piszesz "Na łąkach znalazłam pierwsze storczyki, to storczyk samiczy, samczy" tak to niewątpliwie Orchis morio stosunkowo rzadki w regionie
Jest go sporo na Kalwarii Pacławskiej i za Pacławiem oraz nieco w Makowej na skarpie nad drogą. Czyżbyś jakieś nowe stanowisko odnalazła?
Gdy czytam o Waszych poczynaniach w obejściu to mam wyrzuty sumienia, że wiodę nudne życie mieszczucha...
Storczyki rosną także w dużych ilościach wokół jeziora Gopło.
Dopiero od wczoraj czuć prawdziwie ciepłą wiosnę, nawet dusza weselsza.
Udanych zbiorów!
Wiosnę u Was widać nie tylko na zdjęciach, ale też opis prac w obejściu o tym świadczy. Jak zwykle pracowicie ale też zawsze chociaż chwilka na obserwację przyrody się znajdzie. My też coraz więcej czasu spędzamy na pracach ogrodowych. Natomiast jeśli chodzi o całowanie takich księżniczek to w pełni rozumiem Twojego męża. Pozdrawiam serdecznie :)
Odważna jesteś i pewna swojej wiedzy o grzybach, w życiu bym się nie odważyła dotknąć takiego wyglądającego na bardzo mało jadalnego, grzyba. Twoja rodzina widać wierzy w Twoja wiedzę..Slusznie uważacie, ze nie tylko praca, że wycieczki to jest to! a macie gdzie wyjeżdżać!
A na Pogórzu wiosna... Ach jak pięknie... I tyle się dzieje. Obyśmy nadążyli. Dużo ciepełka dla Was i radości. Pozdrawiam.
Ola, ostatnie dni są przecudne, choć skoki temperatury wprost osłabiające; żal, że czas tak szybko biegnie, przyroda zmienia się jak w kalejdoskopie, no i zaraz będzie lato. Właściwie to nie odczuwam zbytnio ograniczeń, w małych miejscowościach jest inaczej. Kiedy z góry popatrzy się na świat, aż serce rośnie; pozdrawiam.
Bożena, jeszcze trochę spóźnionych prac zostało, ale nawet jak nie zdążymy, to krew się nie poleje:-) trzeba dogrzewać tunel, bo cała praca na nic; pamiętam taki rok, zmarzło mi wszystko doszczętnie, a jaki żal, kiedy popatrzyłam na te ścięte mrozem rośliny, tyle starania, praktycznie od lutego, więc teraz wolę trochę przewidywać. O serach napisałam u Ciebie w komentarzu, prosta rzecz, a warta zachodu:-) Grzyby znalazłam przy drodze w lesie, jakoś tak wpadły mi w oko, na obumarłym pniu czarnego bzu; może przy najbliższej okazji przywiozę sobie kawałek takiego pniaczka pod chatkę:-) pozdrawiam.
Staszek, nie, nie, to nie nowe, chodzę po starych ścieżkach:-) a ponieważ nie znałam do tej pory tego storczyka, bardzo cieszę się, kiedy sama odszukam je w trawie. Właściwie najlepiej to znam męskiego, bo rośnie pod chatką, no i gółkę, bo tej jest moc w okolicy. Dla mnie najważniejsze zobaczyć w naturze, zrobić zdjęcie:-) może dziś zajrzę za Pacław i na skarpę, taka mała przyjemna przerwa w pracach ogrodowych; pozdrawiam.
Jotka, my też jesteśmy mieszczuchami:-) ale miasto nie dawało nam tej satysfakcji, mimo, że ogród koło domu; we mnie odezwała się chłopska dusza, mąż odnalazł się w pszczelarstwie i to nam sprawia ogromną radość; na razie w rozkroku, między jednym domem a drugim, kiedyś osiądziemy na stałe na Pogórzu /choć zima daje tutaj w kość/:-) trochę nam daleko nad Gopło:-) niektóre storczyki lubią z lekka zabagnioną, podmokłą ziemię; jest ciepło, wstał rześki ranek, ptactwo szaleje, a młode kowaliki już świergolą w dziupli:-) pozdrawiam.
Wkraju, tak sobie rozmawiamy z mężem, że mamy coraz mniej czasu ... albo coraz wolniej idą nam te rozliczne zajęcia:-) jeszcze sieję, podlewam, wyrywam zielsko, a trawa rośnie jak szalona:-) teraz kwitną dzikie czereśnie, postoję czasami pod taką, zapatrzę się na tę burze kwiatów, a tam wysoko, o raju, jedno wielkie buczenie, tyle pszczół, innych owadów; a co, jeśli to był książę:-) taka okazja mnie ominęła:-) i dobrze; pozdrawiam.
Grażyna, tyle naczytałam się na temat uszaków, ich dobroczynnego działania, ale jakoś do tej pory nie napatoczyły mi się w ręce w najlepszym wydaniu, czyli opite wodą, mięciutkie, rozwinięte, a nie takie suchary brzydkie; przecież jadłam je już w mrożonce chińskiej:-) kurczak zjedzony wczoraj, dziś piszę komentarz, znaczy że żyję:-) jedliśmy tylko z mężem; czas umyka, a nas nie widać z roboty, o nie, tak nie może być, musi być czas dla oczu i ducha; pozdrawiam.
Agata, jest przecudnie, delikatnie pachnie sad, zapachem nie do określenia, a ranek taki słoneczny, widoki dalekie; jak nie zdążymy z robotami, to świat się nie zawali, bo jak zwykle więcej przed nami niż za; i dla Was dobrego, pozdrawiam.
Przeżyłaś więc jednak sie znasz na rzeczy!
A może to był książę? :D Zazdroszczę storczyka, byłam w niedzielę na poszukiwaniach ale ledwie listki wypuścił, pewnie w Niskim za zimno. Ech, uczy ta wiosna pokory :)
Serdeczności
Grażyna, to był mój pierwszy raz:-) pewnie pozyskam sobie z tamtego miejsca ze dwa zaszczepione pieńki, postawię w zacienionym miejscu i będę dbać o nie, znaczy dostarczać wilgoci; będę mieć swoje uszaki:-) pozdrawiam.
Mania, właśnie, też tak mi przemknęło przez głowę, ale zanim zdecydowałam się, książę umknął:-) mam jeszcze do przepatrzenia dwa miejsca, byli znajomi, storczyki dopiero zabierają się za pełnię kwitnienia, więc mam czas pod koniec tygodnia; taka ta wiosna, a wczoraj ramionka mi przypiekło, jak Tobie nos:-) pozdrawiam.
Nawet jeśli ta księżniczka przed przemianą była piękna i bogata, niech kto inny ją całuje. Ja pasuję razem z Twoim mężem. Cena za wysoka. Mario, te grzyby może i dobre, ale wyglądają niewiele lepiej niż ropu… znaczy się księżniczka.
Kurczak po chińsku wygląda bardzo smakowicie. Że pikantny? Taki lubię.
A bulwy storczyka prawdziwie są męskie!
Pracowity maj, nie wiadomo, w co ręce włożyć. Szykuje Wam się fajny sezon - w folii pełno dobrości, pszczółki pracują, sad już kwitnie. Uszaki coraz bardziej popularne, a w moim ogrodzie wyrosły smardze. Usmażyłam z jajkami. Dobre jak prawdziwki.
Upały sprawiły, że szybko przekwitają tulipany i inne cebulowe. Szkoda ale przynajmniej wreszcie można odwiesić ciepłe kurtki i czapki :-). Wielu wiosennych radosci, Marysiu !
Lubię to ciepło wiosenne, zapach ziemi i traw. Świat się zmienia w promieniach słońca. Cudne masz widoki ze swojego Pogórza ! Dziękuję za tę przechadzkę :) Pozdrawiam Mario :))
Krzysztof, no, nie wiem czy znajdzie się ktoś chętny do całowania księżniczki, zniknęła gdzieś, ani jej nie widać; ... że co, że niby purchle przeszłyby, czy raczej komplikacje w życiu, bo co niby potem zrobić, rozdroże życiowe:-) masz rację, grzyby wyglądają jak "odciski z palca jeża" z pewnej bajki:-) brązowe, ale w dotyku aksamitne; mąż chwalił kurczaka, i tę pikantność, a zapas grzybków mam zamrożony, będzie powtórka; podobnie ma się sprawa ze storczykami męskimi /; pozdrawiam.
Ania, już wydaję mi się , że trochę obrobiłam ziemię, a tu trawa szaleje, aż ręce swędzą; jednak będzie późne koszenie, przekwitną mniszki, dąbrówki, bodziszki i dopiero wtedy; oby tylko jakiś nadprogramowy mróz nie pomieszał szyków, jak w zeszłym roku, to będą plony; chyba zawlokę ze dwa pniaczki zajęte uszakami do nas, schowam w cieniu i będę mieć swoje; dużo dobrego słyszałam o smardzach, ale na żywo jeszcze nie widziałam, u nas chyba nie ma; tulipany nietrwałe, upał im szkodzi; przypiekłam już sobie ramiona, ale zgryzły mnie meszki; dzięki, wzajemnie i pozdrawiam.
Ula, delikatnie pachnie rozkwitły sad, cos niezwykłego, chyba nie ma takich perfum; jest trochę sucho, ale mam taki zraszacz, który podpięty do węża, ładnie moczy ziemię; od razy widać, jak rośliny kiełkują, rosną; jest cudny czas, tylko korzystać, trzeba się napatrzeć na zapas, bo potem znowu trzeba tyle czekać na ten cud natury; pozdrawiam.
Ja już od lat szukam tych grzybów, ale szczęście mi nie dopisuje i muszę zadowolić się kupowanymi. Dla Ciebie natura jest bardziej hojna:)
Księżniczka faktycznie wątpliwej urody. Za to widoki kapitalne i wspaniałe ujęcia. Powietrze musiało być przejrzyste, czyste - widać to na fotografiach. Opłaca się do ciebie wpadać; zawsze można się czegoś ciekawego dowiedzieć. Poprzednio odkryłaś dla mnie piżmaczka dziś - uszaki. W niedzielę kończy mi się izolacja, to pójdę zobaczyć czy może i u nas je znajdę (grzybki). Ależ mi ślinka leci. Uwielbiam ten zestaw kolorów w groszku wiosennym. Zmienia barwy jak miodunka, poza tym jest taki delikatny, subtelny. Pozdrawiam, Alik
Don,tblink, i mnie przez przypadek oko skoczyło na martwe gałęzie na skraju lasu, a przecież tyle razy tamtędy przejeżdżałam; możne kupić kołeczki zaszczepione uszakiem i dać w obumarły pniaczek bzu, będą własne:-) może uda mi się pozyskać taki pieniek, właśnie z lasu, zaopiekuję się nim:-) pozdrawiam.
Alik, a może to książę:-) brzydki ciałem, ale piękny duszą:-) tak, było bez oparu mgielnego, widoki cudne, wczoraj z kolei jak jechaliśmy, widać było dalekie góry na Ukrainie; ha! piżmaczek i mnie zaskoczył, o uszaku czytałam dawno, oglądałam zdjęcia, ale dopiero teraz udało się coś zebrać, ale wiem, gdzie występuje, to mam nadzieję na stały zbiór, a może i u siebie uda się zaszczepić, na własną hodowlę:-) groszek jest zachwycający, ten mix kolorów; wczoraj jeszcze raz byłam na storczykowej łące, kwitną prawie wszystkie, od różowego po ciemny fiolet, coś uroczego; pozdrawiam.
Dobra robota, jak się zrobi raz porządnie będzie na lata. Marysiu i ja tak czasem ogrzewam izbę jak mi się nie chce palić w kominku, kilka wkładów potrafi podnieść temperaturę o kilka stopni a płomienie jeszcze o kilka ( razem trzy kilki) Wolę jaszczurki niż żaby a zwijek u mnie sporo. Łąki teraz zaczynają być cudne, właściwie nie trzeba swojego ogródka by się cieszyć ich urodą (tak się pocieszam). Uszaki podobne trochę do boczniaków ale pewnie wyrazistsze w smaku.
I u nas parę takich ksieżniczek widziałam. Mają swoje tajemne, cieniste kryjówki w ogrodzie, ale czasem wyłażą z nich i idą sobie kumkać nad stawem!:-)
Pieknie teraz wszystko kwitnie.Wiosna rozbuchała sie na całęgo. Parę dni temu posiałam w gruncie ogórki, ciekawa jetem czy mi wzejdą, w zeszłym roku musiałam je wysiewać kilkukrotnie, bo cos mi nasionka wciaz zżerało!
Już pojawiły sie ślimaki - zgroza, co będzie dalej!
Pozdrawiam Cie serdecznie, Marysiu!:-)
Krystynko, wespół-zespół inaczej się pracuje:-) wkłady do zniczy to dla mnie ratunek dla rozsad, choć i tak śledzę prognozy na różnych portalach i jak jest za dużo na minusie, przenoszę nawet roślinki do domku pszczelarza. U nas mnóstwo żyjątek, jaszczurki, padalce /też jaszczurki/ na bieżąco, ropuch więcej niż skaczących żab, bo mamy daleko do wody stojącej. Chwalcie łąki umajone, chciałoby się wyśpiewać, bo to cud natury niezwykły, też lubię po nich połazić, mimo, że nęcą mnie ukwiecone ogrody:-) Uszaki właściwie bezsmakowe, nie doszukałam się żadnego:-) Nęci mnie założenie hodowli, i uszaków, i boczniaków; pozdrawiam serdecznie.
Ola, pożyteczne to stworzenia, cieszę się, że żyją wokół nas; u nas stawu nie ma w pobliżu, więc i kumkających żab nie słyszę, a chciałabym bardzo. Koło domu rodzinnego było naturalne bagienko, jakżesz tam kumkały żaby w majowe noce, teraz niedobrzy ludzie zasypali, powiększając areał pola. I ja posiałam ogórki na grządce, trochę też w doniczkach pod folią, coś powinno urosnąć, żeby tylko choroby grzybowe nie zdążyły przed plonowaniem. U nas tych rudych ślimaków luizytańskich nie ma na szczęście; pozdrawiam.
Prześlij komentarz