sobota, 4 września 2021

Już lecą ...

 Po deszczowych dniach chmury odeszły gdzieś daleko, pewnie razem z latem. W środku dnia wywołał mnie na podwórze znajomy głos, na niebie malutki kluczyk żurawi, taki przepowiadający. Za jakiś czas pojawiły się następne, potężny klucz z żałosnym klangorem odlatywał na południe. Nie powiem, żeby cieszył mnie ten widok, wolę, kiedy wracają na wiosnę. 

Po dłuższej nieobecności poszłam na obchód, grządki sprawdzić. Jak co roku sarny przedostały się za ogrodzenie i zjadły mi buraki, tak samo buraki liściowe, nie będzie chorwackiej blitvy. Ależ to spryciule, nie mogły poradzić sobie z furtką, która jest zamknięta górą, to tak długo przepychały się, aż odsunęły ją dołem i przecisnęły się na grządki. Tak samo pewnie wyszły, zostawiając odciski kopytek w mokrej ziemi.




Zbieram pomidory spod folii, tylko tam się ostały, te na grządkach zniszczyła zaraza. Ładnie dojrzewa papryka, same odmiany ostre i odrobina czereśniowej. W tym roku będę suszyć strąki i utłukę je w moździerzu na płatki, w innej postaci mam jeszcze z zeszłego sezonu, czyli pasta i marynowane.
Skusiłam się jeszcze na odmianę Okrasny Zvonek, ładnie rośnie, ma mnóstwo owoców, ale nie chce nabierać kolorów, jest ponoć piekielnie ostra /200 000 w skali Scovile'a/, cokolwiek to znaczy:-) jeszcze nie próbowałam.



Na pustej grządce wysiałam różne mieszanki sałat, a także pak choi, rzodkiewki, wschody szpinaku  słabe, będzie siew jeszcze raz.


Moim odkryciem tego lata jest sałata rzymska, smakuje mi nawet lepiej od zwykłej, delikatna, soczysta, wielki liść przykrywa od razu całą kanapkę kładę po kilka sztuk:-)


Na łąkach łany świetlika, kwitną ostatnie kwiaty, które wyrosły po czerwcowych sianokosach.



Na tych łąkach rosną jesienią kanie, ale jeszcze ich nie widziałam. Natomiast byliśmy w lesie przy okazji odwiedzin u babci, tam podłoże piaszczyste, sosny i mchy, borówczyska, znaleźliśmy kilka borowików, a na brzegu lasu kanie. 


Natomiast w jeszcze innym lesie natrafiliśmy na wysyp kołpaków, tak nazywają u nas płachetkę.
Teściowa nauczyła mnie zbierać te grzyby, a przede wszystkim rozpoznawać je i nie pomylić z trującymi, a wręcz niebezpiecznymi zasłonakami.


A płachetki i zasłonaki rosną w swoim towarzystwie, łatwo o pomyłkę, zwłaszcza młode osobniki. Pamiętajcie, płachetka ma biały pierścień na trzonie, podobnie jak kania, a młode grzyby są zamknięte tą białą osłonką.
Jako, że fascynacja kuchnią rumuńską czy też ukraińską nie maleje, kupiłam dwie książki o tej tematyce, zgrabnie połączone przepisy ze wspomnieniami czy też poszukiwaniem korzeni rodziny.



Proste potrawy, nieoczekiwane połączenia smaków, kiszonki warzyw i owoców, potrawy znane i nieznane, a dla mnie natchnienie kulinarne na zimowe dni.


Wiecie, co to jest?
Ucięta gałąź winorośli zbudowała sobie opatrunek, przeszkadzała na wejściu, trafiała prosto w głowę, więc ciachnęłam ją sekatorem, kapał z niej sok, kapał, aż tu patrzę, wytworzył się galaretowaty korek i przestało kapać:-) natura jest mądra.
W sadzie obserwowałam małe ptaszę, to dzięciołek, widziany przeze mnie po raz pierwszy. Nie zrobiłam mu zdjęcia, nie zdążyłam, może jeszcze pojawi się.
Karmimy co tydzień pszczoły, już na zimę.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, bywajcie w zdrowiu, pa!








18 komentarzy:

Lidka pisze...

Po takim wpisie warzywnym jutro musze pomknąć do swego sklepu ogrodniczego z notatkami co do sałat :) Pozdrawiamy znad słoja czeremchy :))

grazyna pisze...

Niby nic się nie dzieje a tyle się dzieje. Już klucze ptaków na niebie ojej! za szybko, jesień wkroczyła bez żadnych ceregieli. Zbiory warzywne cieszą, a i ja jestem od pewnego czasu miłośniczką sałaty rzymskiej, jest taka krucha, świeża długo, uwielbiam ja z sosem zrobionym z niebieskim serem pleśniowym rozdrobionym w jogurcie + sol, pieprz, troche oliwy, troche octu jabłkowego lub cytryny i troche miodu. Wlewam toto w łódeczki sałaty ..pycha!
Nauczyłam sie jeść tak sałatę u Niemców w Kolonii Tovar w Wenezueli, oni polewali tym sosem środeczki salaty lodowej i podawali z grzaneczkami jako przystawkę.
Sarenki się pożywiły u Ciebie, chyba im przebaczysz...
Niezmiennie podziwiam Twoją znajomość grzybów, ja mam absolutnie brak zaufania do nich i do mojej wiedzy na ich temat. Więc tylko używam kupne w markecie. Tyle się słyszy niedobrego o pomyłkach w tym względzie.
Pozdrawiam serdecznie

jotka pisze...

Twoje zdjęcia i opisy działają kojąco na duszę, jakby człowiek nagle znalazł się w innym świecie.
Czasami wybieramy się na grzyby, ale zbieramy tylko pewniaki. Teraz trudno o dobre miejsca, bo nawet znane dotychczas ogrodzono i opatrzono tablicą OSTOJA DZIKICH ZWIERZĄT. Szanuje zwierzęta i tablice, ale grzybów nie mam gdzie zbierać...

Klimaty Agness pisze...

Zbiory przepiękne, ależ tych pomidorków, ogrom <3 U mnie pomidorowa sytuacja identyczna, w szklarni piękne, a wszystko co na gruncie całkowicie niszczone przez zarazę, już przestałam sadzić, bo wiem, że i tak nic z tego nie będzie. Żałuję, bo uwielbiam te wszystkie drobniutkie odmiany, a szkoda mi na nie miejsca w szklarni, bo to krzaczory ogromne. Sałaty bardzo lubię, ale rzymskiej nie znam, nigdy nie siałam ani nawet nie jadłam, zapisałam sobie i na wiosnę posieję. Szkoda warzyw zjedzonych przez sarenki, a to spryciary :))
Książki super, zaciekawiłaś mnie nimi bardzo :)
Pozdrawiam serdecznie, Agness:)

Aleksandra I. pisze...

O tak robi się już jesiennie. Najlepiej widać to w ogrodach. W lasach jest jeszcze zielono. Noce już chłodne, słońce niżej spaceruje. Ech kiedy to lato minęło nie wiem. Ja trochę egoistycznie czekałam, żeby wakacje się skończyły to nie będzie tłumów na szlakach. Mimo wszelakich przeszkód plony u Ciebie piękne. Dorodne pomidory i kolorowe papryczki, pięknie wyglądają. Pozdrawiam serdecznie jeszcze ze słonecznej Jeleniej Góry.

Anonimowy pisze...

Uważajmy na grzyby,bo nawet ci co się znają mogą się pomylić.Pamiętam,że było to w latach 70-dziesiątych u.w.Byłam wtedy nastolatką i pamiętam jak w naszej miejscowości; Leśniczy się pomylił i jego rodzina (żona i 17 letnia córka)zmarły po tym,jak on przyniósł grzyby i mieli na kolację.W strasznych boleściach umierały.Było to takie głośne,w całej okolicy.Od tamtej pory mam jakiś uraz do grzybów,mój mąż pochodzi z rodziny "grzybiarzy"i mówi,że musiał zerwać młodego sromotnika,bo on wtedy jest podobny do prawdziwka. Zawsze przestrzegam,żeby się nie łaszczyć na grzyba i wyrzucić.Zbierać tylko pewniaki.Pamiętajcie.MF
'


BasiaW pisze...

U Ciebie Marysiu zawsze swojsko, zdrowo i pięknie.

Olga Jawor pisze...

U nas wczoraj słychać było przelatujące gdzieś wysoko żurawie. Rzeczywiscie , smutkiem powiało, nieuniknionym przemijaniem...Na szczęście wróciła piękna pogoda. I to nieco osładza ten smutek. A podobno ma być coraz cieplej. Cudownie, byleby przymrozków nie było, bo też jeszcze mam trochę warzyw na grządkach.
I nareszcie pojawiły sie grzyby - prawdziwki i kanie. Ale co z tego, skoro od razu grzybiarzy taka masa, że człowiek nie ma szans niczego znaleźć. Grzybiarze wygrzebują maleńkie grzyby spod lisci. Żadnemu dorosnąć nie dadzą.I robią to nie miejscowi, ale przyjzdni, co widać po tablicach rejestracyjnych aut parkujacych tuż pod naszym płotem.
Pozdrawiam Cię serdecznie, Marysiu.

wkraj pisze...

Sarenkom się nie dziwię tak wspaniałe i kolorowe plony skuszą każdego. Na grzybach się nie znamy, a nawet podchodzimy do nich z pewną obawą. Grzyby to już kolejny zwiastun jesieni i te odlatujące ptaki. Lubię jesień, ale nie chcę myśleć o tym co po niej. Zima w mieście to nic fajnego. Pozdrawiam serdecznie :)

Ewa Sey pisze...

U nas na Podlasiu kołpaki nazywane są też turkami, też chętnie zbieram, dla mnie najlepsze marynowane.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Lidka, kuszą te nowości roślinne, a zwłaszcza jak się naczytam u innych ogrodniczek:-) przekonałam się do szpinaku, buraków liściowych, to i czas na inne; porażką był fasolnik, zaginął gdzieś w akcji, chyba było mu za zimno;
zbieram dereń, sypnął w tym roku; pozdrawiam.

Grażyna, żurawie czasami troszkę polecą na początku września, potem jak się ociepli, to jeszcze zostają do następnego miesiąca; u nas tylko przelotem, czasami nocują stada na łące; sprawdzone pomysły kulinarne zawsze skrzętnie zapisuję w mojej kantyczce i wykorzystuję:-) o, tak, sarenki mają wybaczone, rozzuchwaliły się, chodzą prawie pod oknem, parka, jelonek z sarenka; zbieram grzyby tylko te, które znam, a lubię bardzo łazić po lesie, dla samej przyjemności, gorzej potem z czyszczeniem i przerabianiem; pozdrawiam.

Jotka, a to tylko malutka, podkarpacka wieś:-) też nie zbieram podejrzanych grzybów, nie znam się np. wcale na gołąbkach, a ludzie zbierają:-) musisz zmienić miejsce, tzn. las i przenieść się w inne rejony, nawet dalsze:-) pozdrawiam.

Agness, ładnie w tym roku obrodziły pomidory, chyba i ja zrezygnuję z grządek, szkoda pracy, ale zawsze jest nadmiar swojej rozsady, to trudno wyrzucić; ja tak powoli przechodzę do innych odmian sałat, pojawiły się strzępiaste, kolorowe, teraz rzymskie, nawet jakaś kwitnie na niebiesko, pozbieram nasionka; sarny mają tyle zielonego na łąkach, a jednak kusza soczyste liście buraków, jak co roku prawie, a, niech mają:-) książki super, bardzo ładne wydanie Sielskich smaków, zamówiłam u wydawcy, odebrałam w księgarni, bez kosztów przesyłki; pozdrawiam.

Ola, noce bardzo zimne, przepalamy w domu, bo surowy chłód; dziś ranek bardzo mglisty, wróży ładny słoneczny dzień; tak samo i my, lubimy spokój; niektórym warzywom nie posłużyły deszcze, nie wiem, jak karłowa fasola Jaś wygląda, nie zdążyłam zebrać; pomidory idą na przecier, albo do słonej zalewy w kawałkach, dużo zjadamy; pozdrawiam.

MF, oczywiście, bardzo uważamy na grzyby, zbieramy tylko te znane i pewniaki, każdy podejrzany odrzucamy; z blaszkowych to tylko rydze, kanie i kołpaki zbieramy, bo nawet do pieczarek nie mam zaufania; zdarzają się okropne sytuacje, ludzie tracą życie, właśnie z niewiedzy, choć jak piszesz i leśniczy się pomylił; młodego sromotnika z prawdziwkiem, jak piszesz, ale po przekrojeniu widać, że ma blaszki' smutne zdarzenie, tragiczne wręcz; pozdrawiam.

Basia, jakoś wolimy być bliżej natury, miasto nas okropnie męczy:-) a swoje warzywa z grządki najlepsze; czekają nas zbiory owoców w sadzie, okropnie dużo śliwek i jabłek; pozdrawiam.

Ola, przy dobrej pogodzie tworzą się kominy powietrzne, ptaki wykorzystują je i ciągną na południe, to nieuniknione:-) w nocy jest bardzo zimno, dziś zobaczę, czy nie przeciągnęło po grządkach mrozem, ale nie mam na to wpływu, sama wiesz, jak żal pomidorów, gdzie mogłyby owocować do mrozów:-) widziałam w niedzielę, ile ludzi w lesie, więcej niż grzybów, najgorsze to rozgrzebywanie ściółki; będzie cieplej, przecież przed nami babie lato i złota jesień; pozdrawiam.

Wkraju, mąż właśnie wrócił z Pogórza, obserwował rankiem sarenki, wielce zaniepokojone biegały po obejściu, może pojawiły się wilki; chodzimy do lasu na grzyby, największa przyjemność w szukaniu, zbieraniu, a potem człowiek myśli, kogo by tu obdarować:-) a po jesieni zima, najgorsze szarugi i krótkie dni, potem jak spadnie śnieg, jest ładnie; tak, w mieście nawet ze śniegiem szaro; pozdrawiam.

Ewa, nie wszyscy znają kołpaki, wręcz boją się ich, podobnie jak kań; i może lepiej, że ludzie ostrożni, nie zbierają jak nie są pewni; też lubię marynowane, używam kołpaków też do sosu z mieszanych grzybów; pozdrawiam.

Tomasz Gołkowski pisze...

No po prostu cudo, tyle warzyw i pomysłów. Wymaga to jednak wiele pracy oraz czasu. Podziwiam za werwę i wielkie chęci. Oby jesienna pogoda sprzyjała Wam przy dalszej pracy w ogrodzie.
Pozdrawiam
Tomasz

Krzysztof Gdula pisze...

Gdy odlatują żurawie, czuję niezgodę. Dziecinną przecież, ale odruchową.
Mario, Twoje zbiory z warzywniaka wyglądają bardzo apetycznie.
Zazdroszczę kań. Na Roztoczu nie widziałem tych grzybów, a bacznie się za nimi rozglądam, ale trochę prawdziwków przywiozłem.
Dziwić może ta dość powszechna pasja zbierania grzybów, na zachodzie Europy nieznana. Może wykształciła się w związku z dawnym ubóstwem?

Stokrotka pisze...

A mnie ogarnął smutek późnego lata....

don't blink pisze...

Pomidory i papryki masz piękne:) Ja nie bardzo mam co robić z ostrymi paprykami, bo poza synową nikt za nimi nie przepada. Sadzę tylko 4 sztuki i suszę. Jeśli możesz podziel się przepisem na takie marynowane.
Na płachetki nigdy nie zwracała uwagi i traktowałam je po macoszemu, a teściowej znającej się na grzybach zazdroszczę :). Jest prawdziwym skarbem.
W tym roku miałam okazję zjeść kilka kawałków goryczaka żółciowego i nie polecam:)

mania pisze...

Czy na ostatnim zdjęciu jest szałwia okręgowa? Zazdroszczę łanów świetlika, mnie się udało napotkać jedynie pojedyncze egzemplarze a to świetne ziółko na zmęczone oczy.
Przymierzam się do wypróbowania przepisów z książki "Przy rumuńskim stole", szczególnie zaintrygowały mnie "pieluszki Pana Jezusa :)
Maryniu, czy słyszałaś o otwarciu w Waszych okolicach, w Nowych Sadach Uniwersytetu Ludowego? To już w najbliższy piątek :)
Pozdrawiam serdecznie

Bozena pisze...

Witaj Marysiu! Wreszcie mam trochę oddechu, bo u mnie tylko Kacper się ostał, jako spóźniony rodzinny letnik i od Twojego ostatniego postu staram się nadrobić zaległości czytelnicze na blogach. Miło poczytać, co nowego u Ciebie. U nas w foliaku głównie pomidory. Mało miejsca na inne roślinki. W donicach koło chat królują zioła i kwiaty. Mają się dobrze w swoim sąsiedztwie. Sałata rzymska jest moją ulubioną sałatą, więc może pokuszę się w następnym roku. Jednak musimy pomyśleć o innym miejscu na usadowienie folii, bo wyrosły młode drzewa i jest za mało słoneczka. Pozdrawiam Cię serdecznie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Tomasz, dla siebie i rodziny wystarczy:-) co prawda ogórki do zakiszenia trzeba było kupić, ale to drobiazg; tak, własna działka zajmuje sporo czasu, zwłaszcza w fazie przymrozków i młodych rozsad, kiedy to trzeba je przed nimi chronić, potem zielsko pilnować; zastawione półki w piwnicy dają poczucie bezpieczeństwa, w razie jakby co, trochę się przetrwa; dzięki i pozdrawiam.

Krzysztof, a mnie jest bardzo smutno, przed laty żurawie zabrały mamę; o, tak, warzywniak służy nam przez całe lato, a i jakieś przetwory zawsze się zrobi; kanie urosły w roztoczańskim lesie, na Pogórzu jeszcze nie widziałam, może po deszczu; borowiki kuszą, a tu nie ma czasu po lesie połazić; biedni Zachodnioeuropejczycy, nie znają tej pasji poszukiwania, znajdowania, radości, bo potem już mnie zbytnio grzyby nie cieszą, kiedy trzeba je oprawiać:-) pozdrawiam.

Stokrotka, choć lubię jesień, też mnie ogarnia jesienny smuteczek; ale przed nami babie lato i złota jesień, cieszmy się; pozdrawiam.

Don,tblink, pomidory też chowam do słoików, obrane, pokrojone, w słonej zalewie, do sosów potem używają; z kolei ostre papryczki zjadają i młodzi i starsi, oprócz dzieci; no i jak gotuję ciorbę, to daję strąk marynowanej jako dodatek; marynata najzwyklejsza, taka miodowo-octowa; płachetki odstraszają, bo z blaszkami, ludzie boją się takich grzybów, może i dobrze, nie pomylą z groźnym zasłonakiem; ale one są smaczne, takie mięsiste i chrupkie:-) goryczaki też przywieźliśmy dwa, pomyliliśmy z podgrzybkiem, ale mi nie pasowały, dotknięcie językiem wystarczy, i mają lekko różowawe rurki; pozdrawiam.

Mania, tak, to ta szałwia, odbiła i kwitnie po skoszeniu; świetlika jest wyjątkowo dużo, może zdążę pozbierać; też mnie zainteresowały te Pieluszki, będę próbować; zajrzałam na fb Dziedzictwa Przyrodniczego, coś tam działają, jakieś prelekcje, na pewno ciekawe; muszę poczytać dokładniej, bo jakoś czasu brakuje; pozdrawiam.

Bożena, tak myślałam, że masz zajęte wakacje:-) moja papryka rośnie na grządce, okrywam ją w fazie rozsady włókniną, bo to ciepłolubna roślina; pomidory pod folią również; no i grządek trochę jest; o, tak, zacienienie nie służy, szkoda tylko uprawionej ziemi, będzie sporo pracy; pozdrawiam.