wtorek, 19 października 2021

Pod słońce ... Jej Kiczowatość Jesień ...

Mieliśmy trochę zajęć w obejściu, przede wszystkim praca z piłą i rąbanie drewna i składanie pod dachem. Stare drzewa potrzebują pielęgnacji, spróchniałe pnie trzeba wyciąć powyżej, zostawić młode odrosty, śliwki węgierki doskonale odradzają się po takim zabiegu. Motyle obudziły się w domu i wyfrunęły na świat, szukając sobie na zimę innego schronienia, ożywiły się muchy, wyroiły jakieś drobne muszki, a pszczoły jeszcze żwawo oblatywały teren. 

Ostatnie dokarmianie rodzin pszczelich, jedne ule już nie pobierają syropu, innym mocniejszym trzeba dołożyć porcyjkę i tak trwamy w dorocznym spektaklu zmieniających się pór roku, w oczekiwaniu na zimę i już marzymy o wiośnie.

Z lasu przyniosłam chyba już ostatnie w tym roku rydze, wielgachne przerośnięte kapelusze, ale zdrowe. Pokrojone w kawałki, przyrumienione na maśle z cebulką smakowały wyśmienicie z kawałkiem chleba, a pozostałą na patelni pomarańczową tłustość wyczyściliśmy do czysta resztką pieczywa:-) sam smak. W takie ciche, spokojne podwieczory leciały jeszcze żurawie prosto w zachodzące słońce, jeden klucz, drugi, trzeci ...



Robiąc to zdjęcie przestawiłam aparat na opcję "zachód słońca", a kiedy rankiem pojechaliśmy na objazd dolin w Górach Sanocko-Turczańskich, zdjęcia kolorowych lasów również zapisały się w tej opcji, bo nie przestawiłam funkcji. A zatem przed Wami jesień, kiczowata, przejaskrawiona, ale tak oszałamiająca kolorami, jakie są tylko w bukowych lasach:-) może nawet nie tak bardzo, bo zwłaszcza w słoneczny dzień jest bajecznie.














Nasz przyjaciel jelonek zadomowił się u nas na stałe. Kiedy przyjeżdżamy na podwórze, niedaleko uli podnosi się z trawy łepek z dużymi uszami i obserwuje, a potem powoli oddala się na łąki. Za pierwszym razem zaskoczenie, co to za zwierzę, lis? ale kiedy w trawach zaświecił biały zadek, wiedzieliśmy, że to jelonek. Nawet Mima za bardzo go nie goni, siada zazwyczaj na górce i obserwuje. Pod krzakami wyleżane miejsca, nawet wygrzebana kopytkami, może i przychodzi ich więcej.


W tym roku wyjątkowo obficie zakwitł powojnik biały, teraz pyszni się kudłatymi kwiatostanami, co wygląda bardzo ciekawie, taka kosmata kula przy ogrodzeniu, bo wspina się na różne krzaki. Zresztą prawie przy każdym słupku są posadzone powojniki, właśnie te dzikie, które urosły z nasion przywiezionych ze Słowacji. Na rozsadniku rosną też powojniki tunguckie, te żółte, których nasionka zebrałam z jakiegoś ogrodzenia przy domu, wiosną będzie sporo przesadzania.


Z objazdu po okolicy przywiozłam zdjęcia ciekawego muralu, wykonanego na betonowej ścianie silosu na kiszonkę, pozostałość po arłamowskim gospodarstwie rolnym w Grąziowej. Teraz powojskowe zabudowania to obiekty wypoczynkowe "Zakole Wiaru", niewykorzystane ściany silosów porastają pnącza, a na jednym właśnie jest ten mural z cerkwią i wiejskim pejzażem, ciekawe, kto malował. Zdjęcie z drogi, więc przeszkadzają młode nasadzenia sadownicze:-)



Cerkiew ta w 1972 roku została przeniesiona ze wsi do sanockiego skansenu, w 2014 roku była wykorzystana na planie filmu Wołyń. Droga przez Grąziową jest naszą ulubioną, choć mocno dziurawa i wyboista, wiedzie przez dzikie tereny Pogórza Przemyskiego, w sąsiedztwie środkowego Wiaru.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, wszystkiego dobrego, pa!







25 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Jak jelonek przychodzi znaczy, że się nie boi. Teraz widoki są najpiękniejsze i aż mi żal jesieni. ;)

Aleksandra I. pisze...

A ja lubię taką "kiczowatą" jesień, tych kolorów nigdy za wiele. Będzie co wspominać jak ogarnie nas plucha i zimno. Jelonek przesympatyczny, taki już swój. Zawsze podobają mi się te miotełki po kwitnięciu powojników. Bardzo ciekawy mural, ktoś miał bardzo dobry pomysł. Cieszmy się tymi ostatnimi przed zimą kolorowymi dniami. Pozdrawiam serdecznie.

Stokrotka pisze...

Ale to jest przepiękna kiczowatość :-))

wkraj pisze...

Widzę, że nie jestem odosobniony jako wielbiciel kiczowatej jesieni. Niech trwa jak najdłużej, a jelonek pięknie się komponuje w ten czas. Do nas do domu niestety pchają się na potęgę chińskie biedronki, które trudno polubić. Pozdrawiam serdecznie :)

grazyna pisze...

Jelonek najpiękniejszy, już się boję, ze wypatrzą go myśliwi.
Jesien w kolorach kiczowatych tez niezwykle atrakcyjna, i skoro są to kolory stworzone przez naturę to taka kiczowatość nie ma wydźwięku negatywnego tylko wręcz odwrotnie. Też takie kolorki złapałam aparatem.
Rydze!!! całe wieki ich nie jadłam a bardzo lubię.
Pozdrawiam serdecznie

jotka pisze...

Takie obrazy to miód na serce, a i grzybki na masełku zjadłabym chętnie:-)
Macie wspaniałą możliwość obcowania z przyrodą w jej najlepszym wydaniu.

mania pisze...

Uwielbiam jesień z całą jej kiczowatością a już najbardziej zapach opadłych liści pomieszany z aromatem mokrej ziemi i dymu z ogniska. Chciałabym mieć takie perfumy :)
Serdeczności

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Szymon, trochę boi się, ale tutaj mu najbezpieczniej, dalej na łąkach wilki ... i myśliwi; wiatr już trochę obszarpał liście, ale jeszcze jest pięknie; pisałeś, że żal Ci lata:-) pozdrawiam.

Ola, jeszcze dziś jest na co popatrzeć, inne drzewa nabierają kolorów, buki z lekka wyłysiałe przy tych wiatrach; dziś tez patrzyliśmy na jelonka, przyszedł pod wieczór, długo pasł się na sąsiednim obejściu; tak, powojniki mają takie kudłate nasienniki, bardzo dekoracyjne; mamy swojego artystę Andrejkowa, może i ma innych naśladowców:-) wiatr jakby ucichł, zobaczymy jutro; pozdrawiam.

Stokrotko, dziś przystanęliśmy na widokowej górce i spojrzeliśmy w dolinę Sanu, coś bajkowego, tylko jesienią takie widoki; pozdrawiam.

Wkraju, różnorodność liściastego drzewostanu daje takie efekty, wicher troszkę popsuł efekty, ale nadal jest przecudnie; zaczynają żółknieć modrzewie; jelonek przychodzi regularnie, dziś też był, w zmroku tylko biały kuper świecił, długo pasł się prawie pod oknem; biedronki odpuściły w tym roku, ale może już schowały się między deskami; pozdrawiam.

Grażyna, jelonek to prawie kolega, pasie się niedaleko okna, popatruje na nas, chyba czuje, że nic mu nie grozi z naszej strony; nadal jest kolorowo, patrzyliśmy w dolinę Sanu z wysokości, coś wspaniałego; no jakżeby inaczej, przecież nie darujesz jesieni:-) właśnie zauważyłam Twój nowy wpis; jest wyjątkowo ciepło, zajrzę do lasu za drogę, może natura jeszcze sprowokowała rydze:-) pozdrawiam.

Jotka, trochę rydzów po obgotowaniu zamroziłam, dla przypomnienia smaku w zimie; tak, cenimy tę możliwość i już zostawilibyśmy miasto dla Pogórza, ale realia nie pozwalają, mąż jeszcze pracuje, i jest babcia, mama męża; pozdrawiam.

Mania, właśnie mokre liście wydzielają taki zapach, a ziemia w lesie pachnie grzybnią; niektóre zapachy chciałoby się przechować, może coś wymyślą:-) jest dalej kolorowo, choć wicher robi spustoszenie, będzie szur, szur pod nogami; pozdrawiam.

Mam na to czas pisze...

Jaki to kicz? Nie widziałam drugiego takiego miejsca. Nasze Góry Izerskie, choć troszkę podobne, z mniejszą ilością buków i uroczych polanek. Dawno nie byłam na wschodzie... Ostatnio 7 lat temu. Połoniny, żródło Sanu, Muczne, Wołosate. Mieszkaliśmy z mężem w schronisku pod Rawkami. Plecak, kije i autostop, jak za dawnych lat. Pozdrawiam gorąco. Gosia.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Gosia, ale Wasze Izerskie mają za to ogromne poduchy borówczysk:-) przed kilku laty szliśmy dwukrotnie ze Stogu na Smrk, potem do Świeradowa, bardzo nam się podobało; tak, buki jednak malują kolorami najbardziej, choć wiatr obszarpał drzewa z liści, jeszcze można oczy napaść, bo inne drzewa żółkną. A, to byłaś w Bieszczadach, my to Pogórze Przemyskie oddalone blisko 85 km; znam schronisko pod Rawkami, kiedyś bywaliśmy częściej w Bieszczadach, teraz tłok:-) pozdrawiam.

AgataZinkiewicz pisze...

Jest pięknie. Ach te widoki... Nasz jelon też nas odwiedza... A czego ma się bać... Tu mu bezpiecznie, bo mądry wie że go myśli tutaj nie upolują... Wredoty jak to mówimy, jutro odpalamykłady i będziemy hałasować po lasach ot tak, lepsze to niż te strzały co padają i to w niedzielę i zdecydowanie za często. Pozdrawiam i dziękuję za spacer. Cudownie jest.

Pellegrina pisze...

Oj Marysiu, jestem zła że mnie uziemiło a szczególnie dlatego, że jesienią, kiedy tylko spacerować i podziwiać. Zdjęcia wcale nie wydają się przejaskrawione, właśnie takie przypominam sobie z zeszłych jesieni, tych złotych, polskich. W tym roku wreszcie skosztowałam rydzów, pokazały się i u nas, pyszne są właśnie takie, tylko na masełku z odrobiną soli. Powojniki to też moja ostatnio miłość, zaborcze ale tak delikatnie. Murale coraz cudniejsze, to już nie bazgranina tylko dzieła sztuki. Pozdrawiam Was czule.

Anonimowy pisze...

Ależ to samo piękno ta Jej Wysokość - Jesień! Pejzaże jak najpiękniejsze obrazy spod pędzla artysty. Rydzów nie jadłam od dzieciństwa. No, może od lat późniejszej młodości, a tęsknię za nimi. Kiedyś w domu rodzinnym smażyliśmy je nawet na płycie kuchennej i jedliśmy posypywane jedynie solą, a w śmietanie to już był rarytas, wykwintne danie. Często marynowany lub kiszony wędrował do słoika na zimę. Mniam, palce już zimno i po tych wichurach ostatnie liście spadają z drzew. Na lipach ich już nie ma. W ogrodzie w kolorach już tylko marcinki i odętka wirginijska odcieniami purpury i fioletu się mienią. A to białe na ostatnim zdjęciu to jakiś cudny goździk, bo chyba nie kosmos? Pozdrawiam, Alik

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Agata, dziś rankiem wyszłam na podwórze, jelonki były gdzieś wyżej, słyszałam ich naszczekiwanie:-) nie lubię myśliwych, a kręcą się po Pogórzu, zjeżdżają nie wiadomo skąd, nawet helikopterem przylatują; kłady hałasują, ale krzywdy zwierzynie nie robią, trzeba by takim przejechać po lesie, jak szykują się na polowanie i przepłoszyć zwierzynę:-) pozdrawiam.

Krystynka, oj, los i przykre zdarzenia nie wybierają, pada na człowieka i koniec; jeszcze wczoraj jechaliśmy lasami Pogórza, kolorów mniej, za to pod nogami złoto; dodaję do rydzów cebulki, lubię; mam kolegę roztoczańskiego, który nie lubi rydzów z lasów jodłowych, czyli pogórzańskich i bieszczadzkich z aromatem jodłowym, my lubimy:-) wysiałam sobie trochę powojników z nasion, tych dzikich, a z marketu mam 5 sztuk uratowanych przed wyschnięciem, dopiero odżyły; coraz więcej murali, są ładne, widać rękę artysty; pozdrawiam.

Alik, zdjęcia zostały ku pamięci, bo dziś już prawie łyso:-) wichura odarła z liści cały sad, w lesie coś tam się uchowało; rydze u nas na bieżąco, nawet nie wchodziłam w głąb lasu, tylko krok za drogą; bywa tak przy wysypie, że już potem nikt ich nie zbiera, w lesie pomarańczowo:-) resztki kwiatów jeszcze kwitną, czasami pszczoła w słońcu się pokaże; tak, to goździk, już chyba ostatni, był jeszcze bordowy, jest podobny do goździka pysznego, rosnącego u nas dziko; pozdrawiam.

Krzysztof Gdula pisze...

Zdjęcia wyszły całkiem dobre. Faktycznie, te robione przy intensywnie kolorowym świetle wschodu lub zachodu potrafią wyglądać kiczowato, mimo wiernego oddawania barw.
Mural bardzo ładny. Bez niego widać byłoby paskudną ścianę.
Na ostatnim zdjęciu jest jakiś goździk? Może ten postrzępiony?
Klucz odlatujących żurawi jest jednym z najbardziej przejmujących i jednocześnie pięknych widoków.

Lidka pisze...

Świetnie wyglądają te białe pomponiki na dzikiej róży :) My też mieliśmy to szczęście złapać kolorki bieszczadzkie w tym roku. Przemieszczając się w ciągu dwóch tygodni z Okolic Limanowej, przez B.Niski i Bieszcazdy, by powrócić na koniec w B.Sądecki , wysnuliśmy wnioski: najpiękniejsze jesienią są nadal Bieszczady :)

Olga Jawor pisze...

Nie ma mowy o żadnej kiczowatosci. Zresztą w ogóle mówienie o czymś, że jest kiczem nie wiadomo, co właściwie ma oznaczać? Przecież piękno na różne imiona i wcielenia. Ważne, że komuś się cos podoba, że odczuwa zachwyt, wzruszenie, usmiecha się i patrzyłby na to bez końca.
Rydzów zadroszczę, bo u nas nigdy ich nie było. Za to pełno znajdowaliśmy ich onegdaj w Australii. Jako i maślakow, których poza braćmi Słowianami nikt tam nie zbierał.Tu natomiast wyrwą wszyściutko, co do jednego. Żadnemu grzybowemu maluchowi dorosnąć nie dadzą. I oto paradoks - mieszkamy przy lesie, a grzybów dla nas nie starcza!
Ale chyba w ogóle już w tym roku po grzybach. Choc pamietam takie październiki gdy spod grubej warstwy lisci wystawały czubki dorodnych, zdrowiusieńkich borowików.
No ale jest pięknie w lesie. Dla samego spaceru warto tam pójść.
Pozdrawiam Cie ciepło, Marysiu:-)

Tomasz Gołkowski pisze...

Witaj Mario
Jesień mamy przepiękną, choć koniec września był kiepski. Teraz aż żal pomyśleć że to już rychły koniec się zbliża. Pogórze wygląda bajecznie, choć niestety nie dane mi było tym razem nacieszyć oczy tak bardzo jak w poprzednich latach. Przejeżdżałem kilka dni temu przez Birczę - magia po prostu i najpiękniejszy zachód słońca w tym roku. Będę patrzył w miarę możliwości czasowych na Twoje posty, aby być bliżej pustkowi. Trafiła nam się za to Borżawa :) ...
Pozdrawiam serdecznie
Tomasz

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krzysztof, oko widzi co innego, aparat po swojemu:-) sami byliśmy zdziwieni, że w tak pomysłowy sposób została wykorzystana ściana silosu na kiszonkę; tak, to goździk, właściwie nie wiem, czy postrzępiony, bardzo podobny do goździka pysznego w naturze; żurawie od dzieciństwa wywierają na mnie bardzo smutne wrażenie, a zwłaszcza ich wołanie, bardzo żałosne, a ponieważ jestem bardzo uczuciowa, to często płacz dusił mnie w gardle:-) tak już mam; pozdrawiam.

Lidka, pomponiki mają się bardzo dobrze, nadal na tle zachodzącego słońca prezentują się malowniczo; różę można by zebrać na nalewkę, ale w tym roku nic nie robię, stare zapasy trzeba powypijać:-) dwa tygodnie łazęgi? to nie chrześcijańskie:-) buki już ogołocone z liści, za to modrzewie i brzozy bardzo słoneczne; pogoda przepiękna, gościłam syna z dziewczyną, i drugiego syna z rodziną, i babcię, były smakołyki z grilla, i kociołek, i sympatyczny czas przedzaduszkowy; jutro pójdziemy spalić kalorie:-) pozdrawiam.

Ola, aaa! bo wiesz, wyznaczone są "trendy", coś wykraczającego poza te granice są nazywane kiczem:-) ale co mi tam, podoba mi się ta przejaskrawiona jesień:-) a wiesz, Olu, jest tak ciepło, że zajrzę jutro tylko za drogę, może znowu coś urosło grzybowego, moja teściowa przyniosła kilka borowików, ceglastopore i te szlachetne; ech, ci grzybiarze, przewrócą runo do góry nogami, zniszczą, byle tylko grzyba wygrzebać, nawet nie dadzą mu dorosnąć; pogoda jest przepiękna, jak rzadko kiedy, szkoda siedzieć w domu; pozdrawiam.

Tomasz, myślę, że jak przyjdzie załamanie pogody, to już zimę nam przyniesie:-) na razie jest ciepło w dzień, wybitnie spacerowy czas, choć buki zrzuciły liście, inne drzewa są jeszcze kolorowe, widoki niesamowite; ha! Borżawa ... my już nie tak wyczynowo, byliśmy na skałkach Dobosza, w skalnym monastyrze w Rozhurczu i innych atrakcjach Beskidy Skolskiego, marzy nam się jeszcze wypad, ale bardziej na południe; pozdrawiam.

Bozena pisze...

Nie powiedziałabym, że jesień jest kiczowata. Myślę, że to kwestia gustu, a że mój lekko kiermaszowy, to jesienną paletą jestem zachwycona. Niedługo zmieni się koloryt, więc trzeba nasycić oczy. U Ciebie jak zwykle pracowicie! Mnie trochę przystopowało zapalenie zatok. Jednak dziś już dużo lepiej, więc przespacerowalam się po zaprzyjaźnionych blogach. Pozdrawiam Cię serdecznie.

Sikorkowe Pasje pisze...

Jesień to ulubiona moja pora roku.
Zdjęcia są przecudne i nawet dobrze, że zapomniałaś przestawić funkcje w aparacie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Bożena, to moje zdjęcia są kiczowate, a kolory liści zachwycają:-) choć buki już straciły liście, to jeszcze brzozy i modrzewie złocą się, widoki lekko przydymione, jest pięknie; została mi jeszcze połowa grządek do przekopania, jak nie spadnie śnieg, to zdążę:-) czasami marzy mi się już ta biała pierzynka, bez wyrzutów sumienia można będzie poleniuchować; pozdrawiam.

Sikorkowe Pasje, mamy taki ładny czas, przełom X/XI, jak rzadko kiedy, pogoda wyjątkowa; wczoraj zaczął padać deszcz wieczorem i od razu zrobiło się smutno; pozdrawiam.

don't blink pisze...

I tak paskudna budowla stała się pięknym kawałkiem sztuki, a jesień właśnie ta trochę kiczowata jest bardzo przyjazna człowiekowi, bo ta szarobura i ponura dogłębnie nas pogrąża w smutku i melancholii:)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Don,tblink; bardzo mile zaskoczył nas ten widok, betonowa ściana silosu ozdobiona widokiem danej wsi, cerkiewką, chatami, ilekroć przejeżdżamy, zachwycamy się; trochę szkoda tych kolorów, ale już wszystkie liście wprasowały się w trawę, ani nie widać, że spadły; nigdy nie wygrabiam ich, na wiosnę ani śladu, a ile ptaki mają używania, przegrzebując za owadami; tak się właśnie zaczyna, bez słońca, zimno, wietrznie i mokro, a mnie już wiosna chodzi po głowie; pozdrawiam.

don't blink pisze...

Ja jeszcze dzisiaj zieleninę z pola przyniosłam:), a z myślą o wiośnie szykuję mieszankę ziemi do wysiewu pomidorów. Zakup nasion jednak dopiero po Nowym Roku.