wtorek, 3 maja 2022

W marcowym pyle roztoczańskich dróg ...

 Kolejne roztoczańskie spotkanie odbyło się w ostatni weekend marca. Tym razem wybór Justyny padł na "małe Bieszczady" czyli Skierbieszowski Park Krajobrazowy. W wędrówce towarzyszył nam strażnik parku, Krzysztof wraz z żoną. Ten człowiek to istna kopalnia wiedzy o regionie, lokalne ciekawostki, historyczne i aktualne, a my mamy tylko czas w sobotę i kawałek niedzieli, bo w piątek zjeżdżają się ludzie z różnych stron Polski. Tym razem towarzyszył nam żywiołowy piesek Rafka, a liczba uczestników powiększyła się o przychówek, malutki uśmiechnięty dzidziuś, który już bierze udział w zlotach:-)


Poranne spotkanie z przewodnikiem Krzysztofem pod pomnikiem w centrum Skierbieszowa, płyną opowieści o II wojnie, partyzantach, wysiedleniach, o dzieciach Zamojszczyzny. Trochę historii znam z książek, ale przekaz na żywo dostarcza nowych wiadomości. 



Pod kościołem następna opowieść, o św. Kilianie, irlandzkim szlachcicu, słynnych jarmarkach pod wezwaniem tegoż świętego, a potem mijając po drodze stareńki krzyż z pnia drzewa, który pamięta powstanie styczniowe wspinamy się pod górę jednym z wąwozów, obudowanych betonem. Paskudne to-to, a inwestycja z funduszy pochłonęła niemałe pieniądze.


Potem wierzchowiną, drogami wijącymi się wśród pól, idziemy w pylistej zadymce, którą wznieca wiatr. Zbliża się front atmosferyczny, kurzawa taka, że aż zatyka, trochę uspokaja się w lesie.



Runo leśne jeszcze nie kwitnie, poza tym ziemię przykrywa gruba warstwa bukowych liści, spośród których nieśmiało przebijają pierwsze przylaszczki.







Wiatr wiał, wiał i nawiał, aż zaczął padać deszcz. Część grupy poszła do bazy, a ja dla sprawdzenia swojej kondycji i przydatności do wędrówek ruszyłam z drugą grupą, tą jakby wytrwalszą:-)





Po drodze jeszcze słynne roztoczańskie debra. Żeby zrobić dobre zdjęcie, trzeba chyba zejść na samo dno wąwozu, ja robiłam je z góry.



Późnym popołudniem dotarliśmy do bazy, jak zwykle zmęczeni ale szczęśliwi. Był bigos, odpoczynek, potem kolejny wieczór integracyjny z gitarami, zaśpiewami późno w noc. Przeszliśmy ponad 20 km, co dało odczuć się zwłaszcza w stopach, bo końcowa część trasy prowadziła asfaltem, niby buty przystosowane do wędrówki, ale podeszwy stóp piekły:-)


Niedzielny ranek obudził się mroźny i rześki. Pożegnaliśmy kwatery i pojechaliśmy oglądać dwory i pałace w Stryjowie i Orłowie, jedne w ruinie, inne w trakcie remontu. Ciekawe miejsca, niezwykle urokliwe, niezbyt uporządkowane, ale historia przekazywana przez naszego przewodnika Krzysztofa bardzo zajmująca.





Kaplica grobowa Smorczewskich, ozdobiona przez kamieniarza-samouka, detale naprawdę zachwycają swoim kunsztem. Nie pochowano tu nikogo, wojna przepędziła właścicieli, a pałac z otoczeniem marnieje do tej pory.



Z kolei w Orłowie murowanym pałac hrabiego Kickiego ma się całkiem dobrze, może dlatego że była tu szkoła. Sama postać hrabiego niezwykle ciekawa, książki można pisać, prężny gospodarz, architekt krajobrazu, dbały o ludzi, postępowy, słynny z gospodarności. Z jego fundacji zbudowano bielejący na wzgórzu kościół, z rodzimego kamienia.



Budowlaniec jak zwykle bada mury:-)


W otoczeniu pałacu hrabiego Kickiego rozległy park, zejście na zabagnione łąki i najstarsze w okolicy pozostałości bastionowego zamku szlacheckiego. Jakimś cudem ruiny te znalazły się na prywatnym terenie, a gospodynie niechętne są turystom, więc patrzymy z łąk.


Jeszcze miejscowość Kryniczki, jak sama nazwa wskazuje, mnóstwo źródeł z krystaliczną zimną wodą. Wszędzie coś ciurka, płynie, sączy się z 7 wypływów. Miejscowi nazywają to "pralnią", jak sama nazwa wskazuje, kobiety prały tu kiedyś odzież. 



 
Niedaleko kopiec pamięci, w części centralnej wsi.



A po drugiej stronie drogi coś, co mnie jak zwykle interesuje, malowanki.





I w agroturystyce też cos wypatrzyłam, kolorową narzutę z resztek włóczkowych i haftowaną makatkę.



I to już wszystko z roztoczańskiej wyprawy. Pewnie przewodnik Krzysiek miał jeszcze wiele atrakcji w zanadrzu, ale niektórzy mieli daleko do domu, więc trzeba było się zbierać. Pożegnaliśmy się serdecznie i do następnego spotkania.
Pozdrawiam ciepło, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!



Zdjęcia moje, Justyny, Adama, Wiesia, nie pytałam o zgodę, ale mam nadzieję, że mi wybaczą:-)

16 komentarzy:

grazyna pisze...

Kolejna Twoja wyprawa, to już u Was tradycja, bardzo to mi się to podoba. I jeszcze mi się podoba kapliczka św. Kiliana, nie znałam takiego świętego, te malinki na domku bardzo kolorowe i ładne, Ciebie chyba wypatrzyłam, masz znowu niezły warkocz,
Wiesz, wczoraj byłam w Ogrodzie Botanicznym w Powsinie i tam jest poletko szachownicy kostkowatej, w tamtym roku było ich tylko kilka a teraz jest ich znacznie więcej, chyba same się rozsiewają, ogrodzono poletko ślicznym przeplatanym płotkiem wiklinowym, dobrze się dzieje w ogrodzie.
Pozdrawiam bardzo serdecznie

Aleksandra I. pisze...

Fajne są takie spotkania. Porozmawiać można, zmęczyć się też, a przede wszystkim sprawdzić swoją kondycję po zimowych dniach. Chociaż wiem, że jej nie brakuję młodość tryska z waszych sylwetek. Ciekawe strony Pokazałaś, Cały czas uzupełniam swoje mizerne wiadomości o Bieszczadach i okolicach. Pozdrawiam serdecznie.

Lidka pisze...

Rawka, proszę Pani, jest oburzona literkową zamianką :))
Ja za każdym roztoczańskim razem obiecuję sobie wolny poniedziałek, ale znów nie wyszło... Oby do szybkiego ponownego spotkania :)

Anonimowy pisze...

Ledwie przeczytałam jeden wpis, a tu już kolejny gotowy. Piękna, bardzo interesująca opowieść. Kolejna porcja wiadomości o tym regionie. Zabytki, ślady przeszłości jak wspomniane ruiny bastionowego zamku szlacheckiego nie powinny być w rękach prywatnych, a skoro już, to powinny być udostępnione zwiedzającym, turystom. To wspaniale wędrować w takiej grupie, łatwiej znosić niedogodności wędrówki. Nawet ja mogę pozwolić sobie na wirtualny marsz. Dzięki Tobie, pozdrawiam Alik.

Krzysztof Gdula pisze...

Chyba niewiele dni minęło od opisanej wędrówki, a wiosna odmieniła oblicze ziemi. Spóźniona i zimna, ale w końcu jest. Mario, skoro przeszłaś ponad 20 km, to znaczy, że dobrze przezimowałaś :-)
Nie znam tamtych okolic Roztocza, ale przyjdzie na nie czas na pewno.

Krzysztof Gdula pisze...

Minęło jednak dużo czasu, skoro wędrówka była w końcu marca. Gapa ze mnie.

wkraj pisze...

Fajne są takie spotkania i to, że się jeszcze chce. Od razu można poczuć się młodziej, do tego gitary i śpiewy prawie jak za studenckich czasów. Do tego i wędrówka i ciekawe opowieści składają się na dobrze spędzony czas. Pozdrawiam serdecznie :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Grażyna, mało nam zostało tych imprez, bardzo brakuje mi wyjazdów na koncerty z "krainy łagodności", ale może skoro pandemii już nie ma, wrócą. Też nie wiedziałam o takim świętym, tyle mamy ciekawostek, tylko patrzeć i słuchać:-) tak, to ja z tym kłosowym warkoczem, widzisz, jaki mam "chłodny blond naturalny":-) skończyłam z farbami i teraz nie stresuję się, że o, matko! już odrosty widać:-) liczę na post z Powsina, i szachownice z płotkiem zapewne pokażesz; a szachownice z cebulek rozmnażają się, i nasionkiem sypną, podobnie jak czosnek niedźwiedzi:-) pozdrawiam.

Ola, bałam się o kondycję, jakaś ta zima wyjątkowo nieruchawa była:-) ale dałam radę, co prawda, stopy bolały, ale pobolały i przestały:-) przyjeżdżają ludzie w różnym wieku, my to już tacy seniorzy, srebrny włos na głowie, emerytura co miesiąc przychodzi, taka kolej rzeczy:-) to okolice Zamościa, nazwane "małymi Bieszczadami", górki niektóre całkiem spore; pozdrawiam.

Lidka, jak możesz psinkę nazywać Rawka, jak rama od roweru ... albo Ravka, jak auto; Rafka brzmi szlachetniej:-) powiem Ci, że dopiero w domu człowiek odtaja po tych emocjach, chodzi trochę nieprzytomny jak po nieprzespanej nocy sylwestrowej:-) wolny poniedziałek przydałby się:-) do następnego, pozdrawiam.

Alik, zaległości mam mnóstwo, ale wszystkie nieaktualne, wszak to zima była:-) sama byłam zaskoczona, że tak niedaleko Zamościa ładne tereny są, a już po wioseczkach można spotkać stare domy, mnóstwo opuszczonych, i wtedy mówię; mogłabym tu mieszkać; dziwnym zbiegiem okoliczności teren bastionu został dołączony do gospodarstwa, pewnie nikt z urzędników nawet nie wiedział, że są tam jakieś ruiny; więc teraz panie rządzą się swoimi prawami, co tam jacyś turyści. Spotykamy się raz na jakiś czas, wędrujemy, śpiewamy, opowiadamy, potem tęsknimy, by za jakiś czas znowu spotkać się, to bardzo miłe. pozdrawiam.

Krzysztof, tak, sporo czasu minęło od końca marca:-) obawiałam się o moją kondycję, zima była wyjątkowo nieruchawa, ani na narty już nie chce mi się jechać, a to za zimno, a to za mokro, a jak ktoś chce znaleźć wytłumaczenie na lenistwo, to zawsze znajdzie się powód:-) jest tam szlak po stryjowskich debrach, kiedyś tam pojedziemy, spojrzeć na świat z dna wąwozu:-) pozdrawiam.

Wkraju, krótki to czas tych spotkań, piątek wieczorem, sobota wędrowanie, niedziela do południa zwiedzanie jakichś ciekawostek okolicznych; ale liczy się spotkanie ze znajomymi, są gitary, śpiewy różnych staroci, bo nowych piosenek turystycznych jakoś nie można śpiewać, nie wpadają za często w ucho, albo nasze uszy już za stare na przyjmowanie nowości:-) warto oderwać się raz na jakiś czas, odetchnąć innym powietrzem, nowe siły w człowieka wstępują:-) pozdrawiam.

Beskidnick pisze...

Piękne tereny i w sam raz trasa! Ja jestem zachwycony samymi zdjęciami a co dopiero gdybym tam mógł pomaszerować osobiście...
a spotkania, z gitarą, przy ognisku... mnóstwo nowych ludzi, każdy z jakaś ciekawą historią. o tak to tygrysy lubią najbardziej.

jotka pisze...

Fantastyczna wyprawa, a ciekawostki przewodnika bezcenne, lubię takie spacery, jeśli są kameralne:-)

Lidka pisze...

Ależ Marysiu, to przeca łyżew kujawsko bieszczadzki, więc skoro adres na Kujawach to imię z Bieszczadu być musi :))

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maciej, trasa trochę dla młodszych ludzi, ale satysfakcja podwójna:-) myślę, że każdy teren ma coś do zaoferowania, oczywiście w zależności od zainteresowań; takie spotkania odświeżają:-) pozdrawiam.

Jotka, przewodnik to kopalnia wiedzy, i nie tylko na potrzeby komerchy, ale tak z siebie, bo mieszka, i wie, i przede wszystkim stamtąd pochodzi; do tego uśmiech, celny żarcik, po prostu sympatyczny człowiek; pozdrawiam.

Lidka, no, przekonałaś mnie, i dobrze, że Rawka, a nie na ten przykład Tarnica, trudniej byłoby na nią zawołać:-) pozdrawiam.

Emily pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
BasiaW pisze...

Podziwiam Was za kondycję i miłość do tej pięknej ZIEMI. W myślach powędrowałam z Wami Marysiu. Tyle ciekawych miejsc spotkaliście, tyle historii usłyszeliście, jak dobrze, że są tacy zapaleńcy jak Krzysztof. A malowanki oczywiście zalipiańskie, więc podejrzewam, że ktoś z właścicieli odwiedził Zalipie i zafascynował się naszym malowaniem. Bardzo się cieszę, przy okazji powiem Malarkom z Zalipia. Pozdrawiam cieplutko.

don't blink pisze...

Roztocze zawsze jest piękne przynajmniej dla mnie:)
Podziwiam Twoją pasję chodzenia.
Pozdrawiam serdecznie:)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Basia, aby jeszcze trochę pochodzić, zobaczyć, póki sił i zdrowia:-) o, proszę! malowanki zalipiańskie na Roztoczu, bardzo podobają mi się, i dom ozdobiony, i wejście do piwnicy, a może i jeszcze co tam z tyłu obejścia; pozdrawiam.

Szczotlicho, to prawda, szkoda tylko, że człowiek nie jest w stanie ogarnąć tego wszystkiego, tyle ciekawostek; wolę chodzić niż jeździć na rowerze:-) nowe tereny, inna zabudowa, różna historia i zabytki, a każde interesujące, nawet lasy inne od naszych; pozdrawiam.