Czas pędzi nieubłaganie, zatrzymałam się w maju, a tu już jesień za progiem. Mój laptop dalej nienaprawiony i nie ma widoków, żeby dało się go doprowadzić do przyzwoitego stanu, po prostu nie ma części, ani u magików komputerowych, ani w Chinach.
Naszym ulubionym pojazdem jest mitsubishi pajero, czyli tzw. czołg. Ciężki, konkretny, górki mu niestraszne, drogi rozjeżdżone również, a ja czuję się za kierownica jak nie przymierzając leśniczyna:-) wysoko, widać drogę, prędkości dużych nie rozwija, ot, takie wozidło dla starszych . Napatrzyliśmy się na yt na różne filmiki, przymierzaliśmy się do namiotu dachowego, jednak wygrało spanie w samochodzie, bo cieplej i bezpieczniej. Trzeba było znaleźć gdzieś taki pojazd. Zjeździliśmy wiele komisów samochodowych, nasłuchaliśmy się mnóstwa bajeranckich gadek handlarzy i zwykłych oszustów, aż w końcu trafiliśmy na niego tuż za Warszawą. W godzinach szczytu pokonaliśmy Aleje Jerozolimskie, napatrzyłam się ten ścisk i niesamowity pośpiech, na kosmiczny wygląd stolicy i tak sobie pomyślałam, o matko, jak ci ludzie tu żyją:-) A co będzie, jak transakcja rzeczywiście dojdzie do skutku, jak my wrócimy do domu, jak sobie poradzę za kierownicą w tym ruchu? No i stało się, kupiliśmy go, tego pajero, a mnie grzbiet marszczył się ze strachu, jak to będzie, trzeba wrócić do domu.
Na szczęście pod wieczór ruch zmalał, a ja jechałam za mężem, kto chce, niech nas wyprzedza. Doturlaliśmy się na naszą prowincję po północy, ja zmęczona nieludzko pewnie bardziej z nerwów, ale zadowolona, że taka dzielna byłam, ze stolicy sama przyjechałam:-)
W domu ze zdumieniem zauważyliśmy, że dowód rejestracyjny i faktura zakupu jest wystawiona na mitsubishi montero, a nie pajero, będą jaja przy rejestracji. Wyszukaliśmy w necie, że obie nazwy są tożsame, z tym tylko, że auta na rynek hiszpański i południowoamerykański nazywane są montero, czyli myśliwy, bo nazwa pajero po hiszpańsku potocznie brzydko się tłumaczy i znaczy tyle, co onanista. A to ci heca:-) A swoją drogą, ciekawe, co sądzi o tym Grażyna z Tu i tam:-)
Uzbrojona w tą wiedzę poszłam do urzędu rejestrować nasze czwarte z kolei pajero. I tak jak przewidywaliśmy, urzędniczka wystraszyła się, rozszeptała się z koleżanką, jakieś zaświadczenia kazała przynosić, a ja stanowczo grzecznie poprosiłam kierownika i sprawa została wyjaśniona, pojazd został zarejestrowany, zieloniutki mitsubishi masturbator:-) :-) :-) Nie, tak go nie nazywamy, czołg dostał nazwę Zielepuszka.
Znajomy stolarz zrobił nam zabudowę z płyty, rozkładane łóżko, szuflada kuchenna, schowki na pojemnik na wodę, na sprzęt biwakowy, kupiliśmy składany materac, resztę sprzętu mieliśmy.
Do tego wykombinowaliśmy tarp na masztach, który służy jako ochrona przed słońcem, niedużym deszczem, bo wiadomo, po pewnym czasie przecieka, no i jest miejsce do posiedzenia. Nie zawsze tarp rozpinamy, zazwyczaj tam, gdzie zostajemy na dłużej. Długo zbieraliśmy się do wyjazdu, trzeba było zgrać terminy, a zdążyć z powrotem przed urlopem angielskiego syna.
Nie trafiliśmy w pogodę, wyjechaliśmy w deszczu, który towarzyszył nam przez całą drogę aż do Maramureszu, na przełęcz Prislop. Zajechaliśmy pod wieczór na połoniny powyżej przełęczy, tak lało, że nie można było wyjść z auta. Siedzimy i siedzimy, świata bożego nie widać, ściana deszczu. Wreszcie lekko przewiało chmury, udało nam się wyjąć materac i rozłożyć spanie, zimno, paskudnie, ale w aucie cieplutko, sucho, wygodnie, przyjemniej niż w namiocie. Zdążyliśmy przed następną chmurą, byliśmy zmęczeni drogą, ciągłym deszczem, zasnęliśmy jak kamienie, a ranek, o dziwo, obudził się piękny, rześki, wymyty i słoneczny. Krowy wyszły na pastwiska, co ciekawsze zbliżały się do nas bez obawy, trzeba je było przeganiać, bo kuchenka z gotującą się wodą też je ciekawiła.
23 komentarze:
Piękne to Twoje podróżowanie i piekne fotki, zwłaszcza ukwieconych łąk.
ojej! dobrze ,że jesteś i zazdroszczę tej wyprawy i tego Pajero, rzeczywiście w języku potocznym "hacerse una paja" to masturbować się i pajero ten, który to sobie robi..ale "paja" oznacza siano a "pajero" to ten , który to siano zwozi.
Pamiętam, że w Wenezueli samochody Pajero sobie jeździły z tą właśnie nazwą i nikt się tym nie przejmował.
Chyba już ci pisałam sto razy, ze bardzo bym chciała mieć takiego towarzysza życiowego entuzjastycznie nastawionego do wypraw...ale nie mam...
Sliczne zdjścia, tez mi się podobają te ukwiecone łąki...
Czy znowu znikniesz? nie znikaj!
Dziękuję za ciekawą opowieść i piękne zdjęcia niesamowitych gór. Pozdrawiam ciepło i czekam na drugą część historii. Ewa
Te łąki to bajka istna. Koniczyna pannońska to moje marzenia :-) 100 lat temu pod Przemyśle rosła.
Ela, żeby tylko trafić na dobrą pogodę, bo deszcz jednak odbiera urok wyprawom, a my jakoś tak trafiliśmy w deszcz między jednymi upałami a drugimi. Rumunia nas zachwyca od lat, pozdrawiam.
Grażyna, śmieszne trochę to wszystko:-) niemniej jednak zielepuszka sprawuje się dobrze, już szykujemy się na następny wyjazd; staramy się zminimalizować koszty, jednak noclegi w pensjonatach trochę drenowały kieszeń, a teraz głównym kosztem jest paliwo, resztę mamy w aucie, i jedzenie, i spanie; mąż jakby nawet bardziej chętny na wyjazdy, mnie mobilizuje, bo ja raczej bardziej domatorka; łąki były bajeczne!!! pozdrawiam.
Ewa, Rumunia zagarnęła prawie całe Karpaty:-) widoki obłędne, a jeszcze można wjechać w drogi szutrowe na połoniny, bez szlabanów i zakazów; natura w czystej postaci, choć zmiany następują coraz bardziej; pozdrawiam.
Staszek, gdy na takiej łące rozpoznaję co niektóre rośliny i znam pewnych pasjonatów, to zawsze myślę sobie, że znaleźliby tu o wiele więcej niż ja :-) jakoś nie rajcują mnie okazy z centrów ogrodniczych, wolę te w naturze; koniczyna pannońska pod Przemyślem, pewnie zarosła chaszczami, wyginęła zaorana albo jeszcze coś innego, tam łąki wypasane, czyste, odwieczne:-) pozdrawiam.
Jak ja dawno byłam na Twoim blogu, wstyd. :( Już jestem i bardzo miło spędziłam czas. Aj podróżować swoim pojazdem, zwiedzać, budować wspomnienia, to jest piękne. Śliczne zdjęcia, kocham góry i ich energię. Miło, że piszesz i pokazujesz zdjęcia, to uszczęśliwia. Pozdrawiam Cię najserdeczniej. :)))
Och jaki wspaniały urlop mieliście. Zgrana para, dobry samochód i ochota na zwiedzanie to najlepsza recepta na szczęśliwe życie. któryś już raz czytając twoje posty przekonuję się, że Rumunia to bardzo ciekawy kraj, szkoda, że dla większości to prawdziwa egzotyka, mimo że to europejski kraj. Piękne widoki. Czekam na kolejne przygody. A samochodzik bardzo użyteczny i taki kolorem wesoły. Pozdrawiam
Wyprawa dobrze przygotowana musiała się udać. Lubię takie terenowe warunki, ale bardziej skazana jestem na zorganizowane wycieczki. Trudno, nie zawsze ma się to co się lubi.
Ale piękna opowieść :) Uśmiałam się na początku z tej jazdy po stolicy :) Pozdrawiam...
Agnieszko, chyba nic nie straciłaś, bo miałam bardzo długą przerwę w blogowaniu, trochę z powodów technicznych, więcej z braku czasu:-) blog jest dla mnie swoistym pamiętnikiem, archiwum ważniejszych wydarzeń, a zdjęcia przypominają; przyznasz, że góry "robią" krajobraz, bardziej, niż monotonne równiny:-) pozdrawiam.
Ola, lubimy podróżować razem i właściwie bez towarzystwa, bo tak najłatwiej, w trakcie można zmienić plany, nie każdemu to odpowiada, z drugiej strony nie pakujemy się w tereny ekstremalnie trudne, bo w razie czego znikąd pomocy:-) z każdym wyjazdem widzimy, jak Rumunia zmienia się, kiedy będzie już całkiem nowoczesna, pewnie stracimy zainteresowanie:-) pogoda trochę nam zrobiła psikusa, ale to nic; pozdrawiam.
Ismar, na początku wyjazdów bazowaliśmy na pensjonatach, potem był namiot, teraz nocleg w aucie, całkiem wygodny i bezpieczniejszy, niż w namiocie; a dziś kwestia finansowa jest bardzo ważna, więc chociaż koszt noclegów nam odpada:-) marzy nam się czasami uwolnić się od auta, niech ktoś nas wiezie, pokazuje, ale nie wytrzymalibyśmy tak długo:-) pozdrawiam.
Pani Ogrodowa, dla mnie przejazd przez stolicę w godzinach szczytu był wręcz surviwalowym doznaniem:-) a już myśl o powrocie w tych warunkach, kiedy ludzie wracają pod wieczór do domów napawał mnie przerażeniem, ale udało się, wróciliśmy, choć dosyć późno ze względu na moją "ostrożną" prędkość:-) pozdrawiam.
Aaaaaale ślicznie - a my mamy T5 i funkcjonuje w ten sam sposób - typem kampingowca ani Aneczka ani ja nuie jesteśmy, ale na kilka dni wypad w ten sposób to fajna sprawa. A mobilnośc i niezależnośc jest duża.
Bardzo odważne podróżowanie, a w jaki sposób planujecie wyprawę?
jotka
Jejku. Jak pięknie tam. I nam się marzy takie Podróżowanie... Pakujemy co trzeba do przeżycia i jazda... Właśnie tak jak wy to zrobiliscie.coa pięknego. Pozdrawiam.
Maciej, T5 ... to jeszcze lepszy pojazd na przeorganizowanie go na dom na kółkach:-) życie wymusza różne ograniczenia, chociażby kosztów, gdzie przy naszym podróżowaniu najgłówniejszym jest paliwo, odpadają noclegi w pensjonatach, wcale nie tanie; nie nadajemy się na zorganizowane wyjazdy, ciągnie nas w dzicz:-) pozdrawiam.
Jotka, nie pakujemy się w niebezpieczne miejsca, jeśli droga ekstremalna, zawracamy, są przecież inne; raz zdarzyło nam się wjechać w sam środek romskiej dzielnicy, no, to było przeżycie gorsze od najbardziej stromej przepaści:-) jak planuję wyprawę? czytam relacje innych, oglądam zdjęcia przy okazji jadę ludzikiem po trasie w googlemaps i zawsze coś ciekawego wyskoczy:-) unikamy dużych miast; pozdrawiam.
Agata, planowaliśmy dłuższy pojazd, ale kiedy wsiadłam za kierownicę, wydał mi się kobylasty, pancerny, nieustawny na miejskich parkingach, stanęło na pajero, sprytny stolarz zmontował rozkładane spanie i nawet nie wiem, czy będziemy go wymontowywać na zimę, zakupy super mieszczą się w szufladzie:-) Mima też się odnalazła w tym, jeździ między siedzeniami i jest dobrze:-) pozdrawiam.
Jak czytałam o Twoim samodzielnym powrocie z Warszawy, to wyraźnie czułam stres, który Ty czułaś w tamtym czasie. Prowadzenie samochodu stresuje mnie nawet na pustych drogach a co dopiero na tych ruchliwych i jeszcze w nocy! Podziwiam Cię. Dałaś radę. Brawo!
Zielepuszka jest piękna jak młoda ropuszka i pasuje kolorem do Waszych wypraw w zieloność i dzikość. Wasza rumuńska wyprawa jest zachwycajaca. Góry troche do Bieszczadów podobne, ale jednak inne. Pewnie mniej ludzi a więcej zdatnych do jazdy dróg.Jak dobrze tak ruszyć przed siebie i odkrywac nowe, wspaniałe, nadal dzikie i dziewicze nieomal miejsca.
Pozdrawiam Cię serdecznie Marysiu!:-)
Piękna nazwa dla nowego czołgu, oby służył Wam wiernie 😀
No, koleżanko, toście się w końcu odnależli :) Muszę podejrzeć ten wasz pojazd, super sprawa ! A Rumunia... jak zwykle, cudna, jak zwykle, tęsknię :)
Pozdrawiam serdeczne
Ola, liczyłam po cichu, że transakcja nie dojdzie do skutku, a nam uda się znaleźć coś bliżej:-) a tu masz! rach, ciach i już interes dogadany:-) byłam z siebie naprawdę dumna po przyjeździe, bo ja to tak raczej jeżdżę wokół ratusza:-) wyjątkowo bardzo mało ludzi spotykaliśmy, zwłaszcza obcokrajowców, widać że każdego dotknął w jakiś sposób kryzys; ciągnie nas w te rumuńskie góry dla tych właśnie bajecznych krajobrazów, no i wolności, bo u nas wszędzie zakazy, do lasu ciekawą szutrówką nie wjedziesz, bo od razu mandat, a w taką niedzielę przecież nikomu się nie przeszkadza; może chodzi o to, żeby nie było widać tej nieprzytomnej i rabunkowej wycinki; koło nas wycinają wszystkie stare dęby, serce boli; pozdrawiam.
Mania, dbamy o czołg, zielepuszka od spodu wymakijażowana, znaczy zakonserwowana jakimś środkiem, chlapacze dostała nowe, co tylko szwankuje, jest wymieniane, choć nic poważnego jej nie dolega; no i jest to automat, świetnie się jeździ:-) szanujemy ją, bo to pewnie ostatnie pajero w naszym życiu:-) pozdrawiam.
Lidka, no i wykrakałam sobie z tą przytrzaśniętą pokrywą laptopa:-) choć nie dosłownie, bo trzyma się ledwie na sznurkach, a raz otwarta nie może być zbyt często zamykana, więc stoi sprzęt w jednym miejscu, a ja ponieważ mobilna bez przerwy, z doskoku korzystam:-) spanie w zielepuszce wygodne, nawet dla rodziny z dzieckiem wystarczy miejsca, choć to model krótki; marzy nam się jeszcze jesienny wyjazd bardziej na południe RO, choć dni krótsze, ale ciepło jest; pozdrawiam.
Nooo, można się było spodziewać, że i w tym roku będziecie w Rumunii:) No i wiadomo, jak Wam tego zazdroszczę. W pojedynkę nie mam odwagi, a ewentualne towarzystwo moje od lat ma tę samą odpowiedź: do Rumunii ??? W życiu! No i teraz jeszcze pies... też mówi, że nie:) To tyle mojego, co u Ciebie poczytam:) Piękne wakacje.
Zielonapirania
Zielonapiranio, szukałam Cię onego czasu, ale na profilu ukazał się tylko Twój blog czytelniczy, od razu pomyślałam, że albo gdzieś się przeniosłaś, albo spotkało Cię cos przykrego i zupełnie go zlikwidowałaś /przenosząc treści na inny nośnik do archiwum, bo przecież szkoda tylu lat pisania, wspomnień/; a tu taka niespodzianka, cieszę się:-) jest pewna grupa ludzi wstrętnych, zawistnych, intrygujących, sama tego doświadczyłam, a takich pijawek trzeba unikać:-) po tym wyjeździe letnim już sobie powiedzieliśmy, że chyba czas zmienić kraj, ale znowu nas ciągnie; jeździliśmy z naszą Miśką sznaucerką do RO, nie przeszkadzała:-) pozdrawiam.
Podróż takim czołgiem na kółkach to synonim wolności. Moi najmilejsi tez kilka lat jeździli z namiotem a dwa lata temu kupili starego mercedesa dostawczaka i przerobili go na mobilny domek. Najcudniejsze są zdjęcia gdy wieczorem taki domek rozświetlonym jest kwintesencją przytulności a rankiem śniadanko z widokiem na góry czy las, esencją szczęśliwości i rozkoszy. Tak pięknie i dokładnie opisujesz i okraszasz fotkami, że podróżuję z Wami w wyobraźni.
Więc Rumunia, gdzieżby indziej! Gdybym moja żona lubiła takie wyjazdy, to może i ja pojechałbym? Coraz bardziej mi się tam podoba, ale jak widzę i czytam, samochód terenowy (masturbujący?) jest tam faktycznie bardzo przydatny.
Masz powód do dumy po przejechaniu Warszawy, ja też miałbym pewne obawy. Zarówno na myśl o jechaniu ulicami centrum miasta, jak i mieszkania tam.
Anegdotka z tłumaczeniem nazwy wyszła Ci przednia :-)
Mario, cieszę się z Twojego powrotu.
Krystynko, zaznajemy odmienności podróżowania, bo przedtem jako że nigdy nie
rezerwowaliśmy noclegów, trzeba było szukać jakiejś kwatery, albo rozbijać namiot w różnych warunkach pogodowych; a teraz ciach, stajemy, rozkładamy i spanie gotowe:-) świetny pomysł z dostawczakiem, można go urządzić jak małe mieszkanko; tak, to wszystko pachnie wolnością, można wjechać w lasy przepastne, na połoniny wysokie, bo u nas ten luksus jest zabroniony; przepraszam, że tak późno odpisuję, covid upomniał się o mnie, dopiero wyjrzałam na świat, a duch ledwie pałęta się w słabym ciele:-) pozdrawiam.
Krzysztof, tak, Rumunia, nie zdradzamy jej, jest jeszcze tyle do zobaczenia, a i w stare miejsca wracamy i widzimy, jak zmienia się ten kraj; 4x4 potrzebne w górach, a chociażby podwyższone auto, bo różnie bywa, a ponieważ mamy sentyment do pajero, udało nam się po długich poszukiwaniach znaleźć, to nasze 4 auto; późno odpisuję, laptop teraz musi zostawać w jednym miejscu, mnie dopadło choróbsko, dopiero wyjrzałam na świat, przepraszam i pozdrawiam.
Prześlij komentarz