wtorek, 1 sierpnia 2023

Zapach dojrzałego lata ...

 Trochę się napracowaliśmy. Przy chatce było takie miejsce zaciszne, placyk miedzy jedną ścianą a drugą, akuratnie na posiedzenie w pierwszych ciepłych dniach po zimie. Czasami luty grzał przyjemnie słońcem, a czasami dopiero kiedy śniegi zeszły. Zarys tarasu był, obłożony kamieniami na sucho, ale przez lata malutki placyk niewykorzystany, bo albo zarośnięty, albo za gorąco. Więc wzięliśmy się z mężem do pracy, naiwnie myśląc, że szybko uporamy się z robotą. Wpierw przytargaliśmy ciężkie kamienie, ocalone po rozburzeniu zawalonej piwnicy. Wielkie i ciężkie płyty ... tak się zastanawialiśmy, jak przed kilkudziesięciu laty zbudowano ją, przy pomocy tylko konia, wozu i siły rąk gospodarza. Ostatnią warstwę trzeba było wypoziomować, zachowując minimalne nachylenie, żeby wody opadowej nie sprowadzać pod chatkę, przybetonowaliśmy od spodu sporą kielnią zaprawy i czekaliśmy, aż zastygnie. Potem to już zabawa w układanie klocków, drewnianego bruku, który trzeba było sobie przygotować., ale zanim klocki, to włóknina na ziemię, potem warstwa kamyczków ... żeby te nie topiły się później w ziemi. Ależ mi się zmęczyło chłopisko, bo z tymi taczkami musiał pod górę jeździć. A gzy nie próżnowały w tym gorącu, żarły nas ile wlezie:-)


Naiwnie myślałam, że kilkanaście klocków wystarczy, żeby pokryć nimi powierzchnię tarasu, a tu tniemy, układamy i układamy i końca nie widać. Środek w metalowej obręczy ze starego koła wozu strażackiego wypełniliśmy w połowie drewnem śliwkowym, uzupełniliśmy orzechem włoskim, a reszta to w przewadze orzech z większych pieńków. Usiłowaliśmy zdejmować korę, ale tak mocno przyschła do drewna, że to katorżnicza praca. Wniosek był jeden, nie zdejmujemy kory, jak się rozsypie, uzupełnimy kamyczkiem i już. Wreszcie nadszedł dzień, kiedy cała powierzchnia została ułożona, a mąż dowiózł z dołu jeszcze dodatkowo dziesięć taczek kamyczków, aby wysypać je między puste przestrzenie. Na wierzchu rozsypałam jeszcze dodatkowo jedną taczkę, bo jak popada deszcz, to wszystko ładnie się zaklinuje.

Czekaliśmy, czekaliśmy, ale zapowiadanego deszczu nie było, więc podłączyliśmy węża pod prysznic w chatce i z góry polewałam taras, pomagając naturze. Woda wpłukała ładnie kamyczki z pospółką w wolne przestrzenie, większe kamyczki zostały na wierzchu, pewnie niektóre ręcznie powciskam, a resztę zmiecie się gdzieś na bok. 


Ładnie wygląda to drewno, śliwka aż czerwona, orzech z ładnie zaznaczonymi warstwami, w samym kącie trochę jasnego dębu z pozostałości słupków ogrodzeniowych. Nie jest to idealnie równiutka powierzchnia, ale z czasem nierówności same się ułożą, uklepią:-) 



Teraz tylko ustawić siedziska pod ścianą, ławy z topolowych belek, pozostałych po budowie chatki i korzystać. Taras wyższy, zadaszony i z przesłonami przeciwwiatrowymi służy teraz właściwie jak pokój, z bambetlem i poduszkami do leżenia, a nawet do popołudniowej drzemki:-)

Odwirowaliśmy trochę miodu spadziowego, ciemny bardzo, teraz to już ostatnie prace przy ulach i przygotowywanie pszczół do zimowli, czyli trzeba je odpowiednio zakarmić, żeby zgromadziły jedzenie w plastrach na zimę. Pożytki już się skończyły, łąki wykoszone, jakieś kwitnące kwiatki dostarczają pożytku na bieżące jedzenie pszczołom w ulach. Nie ma u nas nawłoci, nie ma wrzosów, może to i dobrze, bo pszczoły nie spracują się tak do imentu:-) 


Zabezpieczyłam przed ptakami kilka krzaków borówek, bardzo lubimy ciasto jogurtowe z borówką i  kruszonką. W zeszłym roku kupiłam siatki osłaniające, ale kiedy zaczęliśmy je teraz rozciągać, od razu pojawiła się obawa, że ptaki mogą zaplątać się w nie pazurkami, bo wcale jej nie widać na krzaku. Więc tradycyjnie pojawiły się chochoły z firanek, a pierwszy jogurtowy z borówkami zjedliśmy w niedzielę:-)


Ogórki na grządkach już zaatakowała zaraza, nie tylko u mnie. Obserwuję w mijanych ogrodach pożółkłe liście ... sama już nie wiem, czym je traktować, żeby ochronić przed zarazą. Było podlewanie z aspiryną, były drożdże i soda, oprysk z jodyną, oczywiście wszystko rozciągnięte w czasie ... to zniechęca człowieka. Przymierzam się do niewielkiego tuneliku, bodaj takiego marketowego, może to je uchroni w przyszłym roku. Z tego wszystkiego na łąki poszłam, oko pocieszyć, posłuchać świergotu młodych ptasząt w krzakach, które niedawno wyleciały z gniazda, ale ciągle nawołują rodziców o jedzenie:-)





Na miedzach kwitnie dzikie oregano, kalina już rumieni się, to przedsmak następnej pory roku:-)



Nasze obejście zatopione w zieleni, mąż wreszcie odkrył uroki kosy spalinowej, w wolnej chwili wyskakuje na koniec dnia i partiami kosi trawę, która ma się doskonale i rośnie, i rośnie. Ile nam jeszcze sił wystarczy, żeby pracować na tej ziemi?


Wcześniej pokazywałam kwitnące cukinie, ogromne żółtopomarańczowe kwiaty, a teraz mam efekt tego kwitnienia. Przemycam te cukinie, gdzie się da, wczoraj były placki ziemniaczano-cukiniowe, leczo już kilka razy, była grillowana, ale ileż można? rodzina również już nie przyjmuje tych darów:-) gdzie by ją tu jeszcze wcisnąć:-)


Potwory wykładają się nawet poza deskę ograniczającą cukiniową grządkę:-)

Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, wszystkiego dobrego, pa!






21 komentarzy:

Olga Jawor pisze...

Marysiu! Podpowiem Ci coś w sprawie cukini. Otóz świetnie sie ona kisi i dobrze potem smakuje. Mozna też zrobic sobie z niej bazę do sosów (a dzieki tej bazie można potem zrezygnować z dodawania mąki do sosów i zup). Trzeba cukinia zetrzeć na tarce i ugotować. Potem zblendować, dodać soli, załadować do słoiczków i pasteryzować. Można też sobie cukinię ususzyć i taką w plastrach potem uzywać potem do różnych potraw zimowych. Można też te suche plastry zmielic na pieprz i przechowywać w postaci proszku, który takze mozna dodawać do wielu potraw.
Na moich ogórkach (odpukać) jeszcze nie widać zarazy, ale skoro tak wszędzie ona panuje, to pewnie i do mnie dojdzie. A propos naturalnych środkó przeciwzarazowych, to od jakiegos czasu stosujemy wywar ze skrzypu polnego. Nadaje sie na wszystkie rośliny, takze na pomidory i ogórki.
Piękny ma ten drewniany taras, Marysuy. I doskonale rozumiem, jak sie przy nim narobiliście, bo i my tu wciaz coś robimy a gzy, muchy, komary dają nam popalić. No i trawa rośnie jak szalona. Chyba dzisiaj czeka mnie nastepne koszenie, bo potem zapowiadaja deszcze!
Pozdrawiam Cię serdecznie!:-)

blogchwila pisze...

Marysiu jak ja lubię oglądać Twoje gospodarowanie. Masz takie cudne widoki wokół siebie. Podziwiam efekt Waszej pracy. My też musimy wymyślić coś przed naszym domkiem na ogrodzie. Jak już coś zaświta mąż wymyśla coś innego a czas pędzi. Co do cukinii. Ja w ubiegłym roku miałam jej nadmiar. Tarłam na tarce z dużymi oczkami i mroziłam, robiłam do słoików po francusku, kisiłam. Pozdrawiam serdecznie 🌹🌹🌹

kobieta w pewnym wieku pisze...

Ciężka praca popłaca. Śliczny ten taras, drewno wygląda bardzo ładnie. U mnie w tym roku wszystko się wali, nawet cukinie nie rosną tak jak w ubiegłym roku, ale wzięłam sobie do serca rady Olgi. Może kiedyś jeszcze będę miała jej też aż nazbyt. A fotki znowu piękne. Pozdrawiam

don't blink pisze...

Taka cukinia jak pokazałaś na zdjęciu, pięknie się przechowuje i w odpowiednich warunkach leży do świąt. Oczywiście jest wtedy twarda, ale po obraniu i usunięciu pestek znakomicie nadaje się na placki i leczo. Ja cukinię i patisony często smażę w jajku i bułce, no i mrożę jej całkiem spore ilości.

Bardzo, bardzo lubię miód spadziowy z drzew iglastych:). Ostatnio zostałam obdarowana miodem, który się nie krystalizuje nawet po roku. Miód pochodzi z gospodarstwa ekologicznego. Może znacie powód czemu tak? Miód jak dla mnie jest niesmaczny. Myślę, że jest w nim bardzo duża zawartość fruktozy, bo pasieka stoi wśród sadów i w zasadzie innych pożytków tam nie widziałam. Nie wiem, czy to możliwe, bo aż takim znawcą miodów nie jestem:)

Taras jest cudowny. Warto było popracować:) U nas był pomysł w podobny sposób zrobić ścieżki, ale jedyne drzewo, którego mamy w dużej ilość pochodzi z drzew iglastych. Trzeba to wszystko dodatkowo zabezpieczać przed wyciekającą żywicą. Zniechęciłam męża do tego pomysłu.

Pozdrawiam

M

Pani Ogrodowa pisze...

Mam świadomość, że ogromnie się napracowaliście, ale efekt jest spektakularny. Wygląda to pięknie, przecież drewno w połączeniu z kamieniem, to coś cudownego. Tak to już jest, że raz się zrobi i potem będzie to służyć na długie lata. Ogromnie mi się ta podłoga podoba. Widoki u Ciebie, jak zwykle, piękne, ale w Twoim wpisie czuje się już zbliżającą się jesień... Serdecznie pozdrawiam, Marysiu.

wkraj pisze...

Posadzka wymagała ciężkiej pracy ale efekt jest powalający. Sam pomysł jest ciekawy, większość utwardzonych powierzchni przy domach to po prostu kostka a u Was jest inaczej i ciekawiej. Widoki przepiękne jak uda się jakoś zorganizować opiekę nad wnukami to chcemy jesienią wybrać się w te tereny. Pozdrawiam serdecznie :)

Anonimowy pisze...

Ależ z was pracowite pszczoły, czapki z głów!
Pięknie mieszkacie, żyjecie z sensem i w przyjaźni z naturą:)
Cukinię bardzo lubimy, najczęściej robię leczo.
Pozdrawiam serdecznie zawstydzona waszą aktywnością.
Jotka

Antonina pisze...

Wspaniały pomysł na podłogę na tarasie. Wygląda wyjątkowo i bardzo oryginalnie. Niestety zaraza pustoszy uprawy ogórków pomidorów.

Aleksandra I. pisze...

No to znowu napracowaliście się, ale dzieło wyśmienite, bardzo podoba mi się. No tak ale człowiekowi blokowemu oko ciągnie do wszystkiego co naturalne i tak pomysłowo wykorzystane. Jesień niestety coraz bardziej zbliża się, ale póki co cieszmy się letnimi dniami. Pozdrawiam

Pellegrina pisze...

Marysiu, wprawiłaś mnie w zachwyt tym placykiem, porównywalny tylko do płytek z bratkami w waszej łazience. Daj kiedyś jedną fotkę dla Kryski. Pracy wiele ale efekt powalający i niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju.
Oby jak najdłużej sił wystarczyło, mnie zmogło dopiero po trzech czwartych wieku i po braku autka. Wy razem dotrwacie do setki.✨
Miałam taki rok obfitości cukinii ale i wokół było tak samo i nikt nie chciał, sporo trafiło na kompostownik więc się nie zmarnowało 🤣

ikroopka pisze...

Też jestem ostatnio całą zacukiniowana 🙂 niestety nie mam warunków do przechowania większych ilości, więc zapychamy się na bieżaco. A placyk - mozaika istne cudo, pięknie wam się udał:)

Anonimowy pisze...

Witam,
To właśnie przewaga spadzi sprawia, że miód się nie krystalizuje lub krystalizuje słabo. Gdy nie mieliśmy tej wiedzy, podejrzewaliśmy znajomego pszczelarza, że jednego roku zaczął fałszować miód (do dzisiaj mi wstyd za tą myśl), a to po prostu był rok przebogaty w spadź lipową.

Poza tym podglądam, podczytuję i podziwiam. Bruczek drewniany bajeczny, pokłony dla Was za ciężką pracę.
Ogórki niestety u mnie nawet pod folią zaczęły właśnie swoje coroczne chorowanie. Mam foliak pierwszy rok i łudziłam się, że dzięki temu przeżyją.
Pozdrowienia!

Anonimowy pisze...

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze:

Ola, cukiniowe puree do mnie przemawia,tak z częścią zrobię, bo szkoda, żeby się zmarnowały. Kilka może uda się przechować, jak napisała Maria poniżej. Taras układa się, niektóre klocki trzeba poprawić, ale ławki pod ścianą już stoją, tylko że zaczęło lać 😉 wczoraj po drodze na Pogórze nabierałam w lesie nad Dubieckiem borowików, mało zostało po przeglądzie, ale pierwszy sos był, pozdrawiam.

Janeczko, wczoraj po południu przeszła ulewa, a potem z doliny Wiaru podniosła się mgła, było bardzo nastrojowo i klimatycznie, wyjątkowo zapachniało jesienią. Będę i ja kombinować z cukinią, bo w zimie wszystko się przyda. Mąż w tym roku jest motorkiem napędzającym, ja trochę mniej 😊 pozdrawiam.

Ela, trochę brakuje mi czasu, lato zawsze niesie tyle pracy, tylko deszcz pozwala poleniuchować 😉 chyba ograniczę ilość sadzenia cukiń, w tym roku wysiałam wszystkie nasiona z torebki. Ale zapasy na zimę trzeba zrobić, to daje poczucie bezpieczeństwa, pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

M, nasz miód zawsze krystalizuje,a zwłaszcza ten wiosenny wielokwiatowy, każdy miód po pewnym czasie krystalizuje, a jeśli już stoi w chłodnym miejscu, to obowiązkowo😊, tak powiedział mój osobisty pszczelarz i nie ma pojęcia, dlaczego Twój nie zmienia konsystencji. Przechowam kilka cukiń, smakuje mi w plackach. No tak, sosnowe drewno nie za bardzo nadaje się na bruk, może impregnowane, ale to za dużo zachodu i dodatkowy koszt. Pozdrawiam Maria z PP.

Anonimowy pisze...

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze:

Iwona, kręgosłup stary,pesel nieciekawy, kamienie ciężkie, trochę zdrowia nas kosztował ten tarasik. Lubię naturalne połączenia, kamyczek z pobliskiej żwirowni, orzech własny, przeznaczony był do spalenia. Tak, czuje się już w powietrzu jesień, nawet ptaki nie śpiewają, trochę smutek, ale jesień mi pasuje ze swoim chłodem, pozdrawiam.

Ekranu, to prawda, napracowaliśmy się, ale efekt cieszy. Nie ma u nas nigdzie kostki, nie pasowałaby tu😊 o, to życzę, żebyście znaleźli opiekę nad wnukami, zawsze obawiam się, czy ktoś nowy, przyjeżdżający tutaj, również odnajdzie te klimaty, które ja widzę, pozdrawiam.

Jotka, moja siostra zawsze śmieje się z nas, że nie wytrzymalibyśmy, gdyby nie było jakiegoś remontu albo budowy. Dostałam tyle dobrych rad, że cukinia na pewno nie zmarnuje się, pozdrawiam.

Antonino, miłe dla oka połączenie kamyka z drewnem, naturalne. Wydelikacone teraz te rośliny, zwierzęta, odmiany nastawione na zysk, a pamiętam, u mamy w ogrodzie ogórki i pomidory rosły do jesieni, kury je zjadały, bo ilości nie do przejedzenia, pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Ola, bardzo lubię naturalne materiały, w połączeniu dają prawie zawsze ciekawe efekty. Taras posłuży nam, potem mam nadzieję, młodzi przejmą 😉 Dziś w nocy przeszła burza, usłyszałam tylko grzmoty, ale spałam snem kamiennym, pracowaliśmy do 9 wieczorem, bo chcielibyśmy skończyć i zmęczenie zmogło.

Krystynko, natura zawsze ma się dobrze, i wygląda dobrze😄 bratki w łazience również trwają, zrobię im kiedyś zdjęcie. Oj, z tymi siłami różnie bywa, sama wiesz, jak to się żyje na dwa domy, a nawet trzy domy, ciągle gdzieś dojeżdżamy. Nasza babcia zaczęła 87 rok życia, jeszcze jeździ autem, ale widzę, że chyba ten rok jest przełomowy, o czym sama napomyka. Pozdrawiam.

Ikroopka, chociaż cukinie dały plon, bo ogórki już zupełnie porażone zarazą. Też jestem zadowolona z naszej pracy, warto było potrudzić się i wykorzystać to, co leżało niepotrzebne w kącie sadu. Jak popada deszcz, to rysunek drewna wyraźniejszy, cieszy oko, pozdrawiam.

An, nie znam się za bardzo na miodach, oceniam po kolorze😊 każda utoczona kropelka cieszy, a pszczoły umilają nam życie, mąż raczej dla przyjemności zajmuje się nimi, bo jeszcze pracuje. Jest miodek dla nas, rodziny, to cieszy. U nas spadź raczej iglasta, jodłowa, nie w każdym roku. Dzięki za odwiedziny, dobre słowo, pozdrawiam.

Lidka pisze...

Rany, jaki piękny ten taras! Nic, tylko siedzieć i sie nim delektować, ew. z kawałkiem ciacha na podorędziu :) Ciacho moze byc oczywiście z cukinii, której masz nadmiar, a u mnie tylko 2 krzaczki owocują :( Na pozostałaych -innej odmiany- mnóstwo kwiatów, ale tylko męskich. Pierwszy raz mam taką sytuację i kompletnie nie wiem, zczym to powiązać... Rosną obok siebie i takie dziwo. Ale przynajmniej nie mam problemu, co robić z cukiniowym szaleństwem, zjadamy na bieżąco i już :)
Uściski tęskne ślemy ***

Anonimowy pisze...

Lidka, nie uwierzysz, ale na razie brak czasu na siedzenie, ja nie wiem, co się z tym czasem dzieje😉 ciacho by się znalazło, właśnie siedzi w piekarniku jogurtowe z borówkami, a jakże! ale zaraz trzeba pakować się i do domu z powrotem. Też tak miewałam, że cukiniom kwiaty opadały, a owoca ani ani, w tym udało się, może to zależy od odmiany? W tym roku kupiłam torebkę z miksem nasion. Ogórki już poległy 😭 pozdrawiam Maria z PP.

don't blink pisze...

Ostatnio rozmawiałam ze starym pszczelarzem z naszych stron, Jego zdaniem był to miód za młody, co jest całkiem możliwe, bo to i młody pszczelarz:) Nie był to miód spadziowy, bo jasny, a każdy spadziowy jest znacznie ciemniejszy od pozostałych. Teraz zakupiłam sobie miód spadziowo akacjowy i czekam na miód gryczany. Jestem niestety bardzo łakoma na wszelakie miody i zapewne skończę jak Kubuś Puchatek, który zaklinował się w domku Królika:) :)
M

Krzysztof Gdula pisze...

Pracy mieliście mnóstwo, ale efekt jest bardzo ładny.
Czasami z pewną zazdrością patrzę na ładnie utrzymane działki rekreacyjne, ale gdy wyobrażę sobie ilość pracy potrzebnej do utrzymania takiego stanu, to jakby mija mi zazdrość. Chyba jestem leniem.
Przypomniałaś mi o cukinii leżącej w kuchni, trzeba mi zaraz wziąć się za pracę i zrobić leczo.
Na Roztoczu nawłoci jest dużo i coraz więcej. Widuje się całe nieużywane pole zarośnięte tą rośliną.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

M, mój pszczelarz wyjmuje plastry z ula jak są "zaszyte", to znaczy że miód jest dojrzały, bez nadmiaru wilgoci, a ja odsklepiam te plastry przed wirowaniem, czyli zdejmuję je takim wielkim, gęstym widelcem:-) nie mamy takich rarytasów, pożytki są tylko z kwitnących łąk, drzew w lesie, prawie nie ma pól uprawnych, raz na kilka lat pojawia się spadź; jest to miód wyjątkowy, prawie czarny; też zjadam mnóstwo miodu w różnej postaci, do napojów, herbaty, słodzę również kawę, a mąż w tym roku próbuje wyrobu rozmaitych trunków smakowych:-) pozdrawiam.

Krzysztof, wydawało mi się, że szast, prast i uporamy się z robotą szybciutko, jednak trochę to trwało, a ostatnio tarasik był już w użyciu, syn angielski przyjechał, dzieciaki trochę tam urzędowały, a ja siadłam w przedwieczornej ciszy, patrzyłam na zachód słońca i było mi bardzo miło:-) nawłoć dociera i do nas, widuję w dolinie przy drodze, dojdzie i do nas; pozdrawiam.