poniedziałek, 20 stycznia 2025

Czerwona Figura i Pięć Sosen to nie Dęby Sobieskiego:-) ... ze Starego w Nowy ...

W grudniu zeszłego roku Nadleśnictwo Lubaczów udostępniło dla ruchu pojazdów kilka dróg tuż przy granicy, które do tej pory były wyłączone. Przeleciałam pobieżnie wykaz tych dróg, wręcz niedbale i tak mi się skojarzyło, że pewnie dojedziemy do cmentarza w nieistniejącej wsi Sieniawka, tuż przy granicy z Ukrainą. Zaplanowaliśmy, że zabierzemy tam naszą 88-letnią babcię, z tej wsi pochodziła jej mama. Po wsi nie ma śladu, został tylko cmentarz z kamieniarką bruśnieńską i miejsce po cerkwi. Wieś stara  królewska, leżąca przy trakcie do Niemirowa, założona na przełomie XVII-XVII wieku w gęstych lasach, stąd w nazwie "sień" od cienia po rusińsku. Inne opracowania mówią, że nazwa pochodzi od hetmana Adama Mikołaja Sieniawskiego i starosty lubaczowskiego. Tereny te były najeżdżane przez Tatarów, walczyła z nimi konnica hetmana Sobieskiego, zachowały się okazałe dęby, zwane obecnie dębami Sobieskiego, pod którymi ponoć odpoczywał sam hetman po trudach walki.

Wracając do tych "uwolnionych" dróg, okazało się, że można dojechać tylko do "Czerwonej Figury", to krzyżówka dróg leśnych, a do Sieniawki jeszcze 2 km, ale piechotą.  Wszystko przeze mnie, nie doczytałam, pomieszały mi się te nazwy i teraz nie wiadomo, czy pódziemy ... ale babcia z ochotą zgodziła się na spacer, szło się po asfalcie, nie po leśnych wertepach, i tak krok po kroczku dotarliśmy na miejsce. Po drodze minęliśmy krzyż upamiętniający miejsce nieszczęśliwego wypadku leśniczego Juliana Dyhdalewicza, służącego  u hrabiego Gołuchowskiego. Postrzelony przez patrol Wojska Polskiego, ponoć nie zatrzymał się na rozkaz "stój". Zmarł jeszcze tego samego wieczora, a rodzina postawiła w tym miejscu pamiątkowy krzyż. Oryginalna tabliczka zaginęła, najpewniej ukradziona, błyszczy tam teraz nowa. 

Jeszcze kawałeczek trawiastą drogą i na wydmie polodowcowej, na lekkim wzniesieniu  weszliśmy ścieżynką na teren cmentarza. 


Pochowani są tu polscy i ukraińscy mieszkańcy wsi Sieniawka i okolicznych przysiółków. Do wschodniej części cmentarza przylega cerkwisko z kamiennym krzyżem pochowanego tu parocha cerkwi, ks. Grzegorza Kowalskiego.


Widać, że prawie połowa kamiennych krzyży po renowacji, bieleją oczyszczone, dopóki przyroda znowu się o nie nie upomni, pokrywając mchami i porostami. Znalazłam taki okrągły kamień, nie wiem, czy to podstawa krzyża, czy może kamień od żaren gdzieś tu się zapodział.






Teściowa nigdy tu nie była, podejrzewam, że chyba nawet nie wiedziała o tym miejscu. Wspomnienia jej sięgają tylko opowieści rodzinnych, mordu ukraińskich banderowców w pobliskim przysiółku koło Radruża prawie nie pamięta, była dzieckiem.
Czas na powrót, pytaliśmy, czy nie jest zmęczona, ktoś z nas pójdzie po samochód, ale nie chciała, da radę. Tuż przed autem telefon od syna, czy babcia jest z nami, bo urywa się telefon, gdzie jest. Okazało się, że w jej kamienicy doszło do zatrucia czadem, służby sprawdzały, co u innych mieszkańców, a tu telefon za drzwiami dzwoni, a mieszkanka się nie odzywa. Byli o krok od wyważenia drzwi, na szczęście syn zawiadomił, że babcia jest z nami ... emocje były.
Teraz te tereny to pustki przygraniczne, życie tu nie wróciło, jeszcze odrobinę dalej są resztki dworu Andruszewskich. Mam pamiętnik Z.Andruszewskiego "Smolin", wspomina tam, że po mordzie na rodzinie młynarza i oni spakowali dobytek i uciekli stąd. Rodzina młynarza to właśnie rodzina babci. 


A w ostatni dzień roku, jako że była całkiem przyzwoita pogoda, zabraliśmy Mimę i pojechaliśmy w objazdówkę w Bieszczady. Dawno tu nie byliśmy, góry takie same, ale zabudowa zgęstniała, mnóstwo nowych domów, zajazdów, pensjonatów. My tylko wspominaliśmy, jak było dawniej. Ludzi w górach mnóstwo, parkingi pod połoninami zapełnione, wędrowcy na szlakach, potem pewnie wracali na bale sylwestrowe w schroniskach, zajazdach czy hotelach:-) Śniegu prawie wcale, a my jak dwa zgredki: - kiedyś to były tu zimy:-)


Mima po powrocie była zmęczona, przespała spokojnie całą noc, mimo, że o północy w naszej wioseczce strzelały fajerwerki bardzo gęsto. Na szczęście wszystko odbywa się powyżej nas, niemniej jednak echo w lesie odbija. Jestem bardzo przeciwna temu strzelaniu, tyle stresu wśród zwierząt, zdezorientowane, wystraszone, w ucieczce na oślep. a ile ofiar śmiertelnych. 


Śnieg raz jest, raz go nie ma, z doliny Wiaru unosi się mgielny opar, który pięknie maluje wszelkie zielsko, trawy czy drzewa. Ale jak już pada, to jest przepięknie, nieskazitelnie biało, jodły w poduchach, boczne drogi czasami nietknięte kołami, białe przestrzenie tylko z tropami zwierząt.







Powyższe zdjęcia to z wycieczek po okolicy, tradycyjnie doliną Jamninki, gdzie spotkaliśmy ostatnio Anię i Stefana, blogowych znajomych, to Góry Sanocko-Turczańskie, okolice Brelikowa, Leszczowatego, droga do Huty Łodzińskiej, a wszędzie urokliwie. Ale nie myślcie sobie, wiosna mi się marzy:-)



Bezchmurne niebo, to i nieskazitelne zachody słońca. Ale jak są chmury, to jest na co popatrzeć. Zapamiętałam datę 14 stycznia, cały dzień było pochmurnie, ale pod wieczór chmury jakby uniosły się, niebo poczerwieniało, a największą zagadką był świetlny słup, który długo utrzymywał się na niebie, mimo że słońce już dawno schowało się za horyzontem.




Zjawisko to było widziane z wielu miejsc, widziałam zdjęcia z Tatr, z Lublina, z różnych miejscowości Małopolski. U Was też tak było? Mam to szczęście, że okno wychodzi na zachód, nic mi nie umknie. 


To zdjęcie bardzo mi się podoba, przedświt, pełnia, księżyc prawie zachodzi, bezwietrznie, mroźno, gdzieś niżej huczy sowa, jeszcze gwiazdy na niebie i światło padające z okna chatki, tajemna chwila:-) 


Wynosząc obierki na kompost zauważyłam takie tropy, długie palce, z pazurami, na wiewiórkę za mocno odciśnięte, tak mi się wydaje, że to kuna. W niektórych miejscach tylne tropy jakby mocniej wciśnięte w śnieg, może był skok albo przystanek do obserwacji.


Korzystam z zapasów na zimę, tym razem ciasteczka z przepisu Basi W., ciasto "topielec", nadzienie to  marmoladka różano-dereniowa, wyrazista i pachnąca. Kiedy ja przerobię te słoiki marmolad? 
Muszę się podzielić z Wami jeszcze jednym, miałam tak piękny sen, że muszę opowiedzieć. 
- Wokół biało, zima, na ogromnej przestrzeni wystaje skała, a właściwie taki płaskowyż. Ścieżką wyszłam na górę, a tam zielono, kwitną niezwykłe kwiaty, a ja z aparatem biegam i robię zdjęcia, bo przecież nikt mi nie uwierzy, że takie kwiaty zimą. Na skraju płaskowyżu z drugiej strony widzę czoło lodowca, lód aż niebieski, u jego stóp błękitna woda. Ludzie skaczą do niej z lodowca jak z mostu w Mostarze:-), a potem widzę, że pływają pod lodem jak ryby. Z płaskowyżu sprowadzał w dół wąski, zaśnieżony wąwóz, dosyć stromy, zjechałam pod jakiś domek, chatkę, może schronisko, na butach, jak na nartach. Do dziś czuję ten pęd, wiatr rozwiewający włosy, szusowanie ... i koniec snu.
Kiedy rano opowiedziałam sen mężowi, to jak zwykle poradził, żebym brała chociaż połowę tego, co wieczorem:-), a Lidka powiedziała, że czas pakować się do Bośni:-) Ech, naogląda się człowiek tych filmików podróżniczych, to potem śnią się.


Pisałam ostatnio, że uzupełniliśmy obsadę ryb w akwarium. To glonojady, sama nie wiem, co wyczyniają, zaloty to czy jakiś pokaz sił? Lubię patrzeć:-)
Dotrwaliście do końca? dziękuję.
Pozdrawiam Was serdecznie, życzę wszystkiego dobrego w Nowym Roku, zdrowia, pomyślności, pa!




18 komentarzy:

jotka pisze...

No piękne historie opowiadasz1 Ciasteczka takie, jak lubię, a taniec glonojadów widzę pierwszy raz, super!
Na niebie ostatnio takie właśnie wspaniałe widoki można oglądać, znajomy ze Śląska tez mi piękne zdjęcia wysyła...

cudARTeńka pisze...

Byłam kilka lat temu na opisywanym przez Ciebie cmentarzu. Zrobił na mnie ogromne wrażenie.
I też pamiętam zimy w Bieszczadach, zaspy ponad metrowej wysokości, miejscami (np. pod Połoniną Caryńską) było widać tylko dach punktu kasowego (w kwietniu).
Wszystkiego dobrego w nowym roku. Sen piękny - niech się spełnia:)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Jotka, przepis na ciasteczka blogowy, bardzo przypadł mi do gustu, a marmoladkę trzeba wykorzystywać, bo niezbyt słodka, a aromatyczna, pasuje w tym zestawieniu. Zastanawiałam się, co wróży to czerwone niebo, straszyli mrozem, ale było znośnie; pozdrawiam.

CudARTeńko, Ciebie naprawdę trudno czymś zaskoczyć:-) o tym cmentarzu opowiedział nam ktoś z rodziny, przy okazji jakiegoś spotkania, byliśmy tam, ale latem. Jest tam ktoś pochowany z rodziny teściowej, ten krzyż z kamienną figurą, ale ona nie potrafi powiedzieć, kto to. Przecież te zimy były jeszcze nie tak dawno, a teraz, szkoda gadać, ma spaść 5 cm śniegu, a już straszą. I Tobie dobrego, pozdrawiam.

Olga Jawor pisze...

Uff! Czyli całe szczęście, że teściowa była z Wami. Moze dzieki temu nie uległa zatruciu czadem!
Piękne są Bieszczady na Twoich zdjeciach, Marysiu. Aż mi sie zamarzyło.
I sen miałaś piękny...Sny są uzupełnieniem naszej rzeczywistosci. Czesto dają nam to, co nam jest potrzebne. Pozwalają sie też z czymś dręczącym uporać. Dobrze, że są...
Pozdrawiam Cię gorąco!:-))

Olga Jawor pisze...

Nie wiem, co sie dzieje z komentarzami. Właśnie jeden napisałam i znikł. Moze trafił do spamu?
Tak czy siak, podoba mi sie Twój post i zdjęcia. Cieszę się, że Twojej teściowej nic sie nie stało.
Pozdrawiam serdecznie, Marysiu!

grazyna pisze...

Ale śmieszne te glonojady, masz co oglądać, ja obserwuję ptaszki z okna kuchni, zawsze je w zimie karmię, też lubię na nie patrzeć i bardzo mnie to rozluźnia Pokazujesz tereny, które trochę poznałam dzięki Artence, bardzo takie smaki poznawcze są w moim guście., a Ty masz blisko do takich miejsc. Pokazałaś kawałek zimy, pewnie więcej nie będzie, więc tym bardziej przeżycie tych zjawisk jest cenne. Wróciłyśmy z Artenką kilka dni temu z Gór Świetokrzyskich , miałyśmy też tam zimę.
Pozdrawiam serdecznie

Aleksandra I. pisze...

Ciekawie pokazałaś i napisałaś o tej końcówce roku. Piękne zdjęcia zimowe. A i te zjawiska na niebie i u nas coś podobnego było, niestety nie miałam możliwości sfotografowania tego. Podziw dla Starszej Pani, że przeszła trochę drogi. Dobrze, że tak skończyła się ta sytuacja z czadem. Pozdrowienia.

Olga Jawor pisze...

Marysiu - zajrzyj proszę do spamu...

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ola, już wydobyłam komentarz ze spamu:-) Zatrucie było piętro niżej, być może niczym nie groziło teściowej, ale służby miały obowiązek sprawdzić. Na wszelki wypadek czujnik zaraz został zakupiony. Była ładna pogoda, nad Lutowiskami w punkcie widokowym mnóstwo aut z obcymi rejestracjami, wszyscy jechali witać Nowy Rok:-) Jakoś mnie nie ciągną Bieszczady, wychodziliśmy tam swoje i teraz nie tęsknimy za tłumami, a ludzi było naprawdę mnóstwo, ale to taki specyficzny dzień. A poza tym z psem nie wolno, więc zostajemy na naszym Pogórzu:-) Sen był naprawdę realistyczny, a przede wszystkim zapamiętałam go i do dziś potrafię powtórzyć, co zdarza się rzadko; pozdrawiam.

Grażyna, kiedy żyła moja mama i przyjeżdżała do mnie, mówiła zawsze, że telewizora nie potrzeba, a gdyby ktoś był chory, leżący, to wystarczyłoby mu patrzeć. Te kresy wschodnie są ciekawe, a ja tu przecież urodziłam się niedaleko, dopiero teraz je poznaję, widocznie dojrzałam do tego:-) Ta zima niezdecydowana jakaś, pamiętam takie, że nasza wioseczka była na 2 tygodnie odcięta od świata, zasypana, a wojsko dowoziło chleb. Ach, Wy "Powsinogi" z Arteńką, nie usiedzicie w miejscu:-) pozdrawiam.

Ola, bale czy przyjęcia sylwestrowe już nas nie bawią, toast wznosimy jakoś tak koło 18, a potem idziemy spać:-) Ciekawi mnie ten świetlny słup, co takiego mogło być, a niebo w tych dniach było wyjątkowe. Tak, teściowa była z siebie również bardzo zadowolona, wręcz dumna, że tyle przeszła, na drugi dzień była jednak zmęczona. Czujnik czadu już wisi na ścianie:-) pozdrawiam.

Pellegrina pisze...

Znam Sieniawę ale to zupełnie inna bajka.
Tez miałam podobne zdarzenie. jak Wy z Babcią, i od tego czasu nie wybieram się nigdy gdzieś dalej bez telefonu. Ta smycz działa w obie strony, wiąże ale i daje kontakt ze światem, jaki by on nie był ciasny teraz.
Też wolę od dawna Sylwestra z dala od ludzi, bo to czas refleksji i zadumy, dawniej bardzo często spędzałam go w chatcie i teraz z nostalgią wracam do tych czasów czytają swoje własne, sylwestrowe posty.
Piękne te wasze okolice a zimową porą może nawet piękniejsze, zwłaszcza w śniegu.
!4 stycznia na caluśkim Podkarpaciu takie było niezwykłe niebo, chociaż u nas bez słupa ale z nadzwyczajną feerią kolorów. Pozdrawiam i przytulam💚

cudARTeńka pisze...

Roztocze jest tak piękną krainą, że z chęcią się po nim włóczę. Najbardziej mi się podoba wtedy, gdy nie ma tłumów.

wkraj pisze...

Zimowe zdjęcia Pogórza zapierają dech szczególnie u takich mieszczuchów jak my. Byliśmy w okolicach Przemyśla wiosną i też nas okolice zachwyciły. Jak dobrze, że zabraliście Mamę na wycieczkę, uniknęła stresującej sytuacji no i jestem pod wrażeniem kondycji. Pozdrawiam serdecznie :)

Krzysztof Gdula pisze...

Piękne zdjęcia zachodu! Aż pozazdrościłem.
Kiedy zobaczyłem pierwsze zdjęcie cmentarza z widocznymi białymi krzyżami, pomyślałem: dobrze, że je odnowiono. Wszak to miejsce pochówku, ślady dawnego życia, nasza historia.
Nie wiem, czy słyszałaś o postawie rządu Ukrainy w sprawie wyszukania i ekshumacji pomordowanych przez UPA. Nie chcą, abyśmy szukali, mówią, że sami będą; chcą też, aby u nas stanął pomnik upamiętniający UPA. Takie mają żądania po udzieleniu im miliardowej pomocy wojskowej i ekonomicznej!
Mario, czuję gorzką pigułę w gardle.
Kiedy schodziłem z wnuczką z Tarnicy, ludzi na szlaku było tyle, ile widzi się na ruchliwej ulicy – i tak jest wszędzie na popularnych trasach, w całych naszych górach. Trudno mieć o to pretensje, ale i trudno o samotność i ciszę.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Ten zachód z 14 stycznia też mnie zachwycił. Niestety od zachodniej strony Ustrzyk mamy sporą górkę i słonecznego słupa nie było widać od nas.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krystynko, Tak, Sieniawa i Sieniawka to zupełnie inna para kaloszy:-) Tę pierwszą lubimy, często jeździmy w drodze do lasów sieniawskich, bardzo grzybnych:-) Kiedy babcia jest z nami, nie zabiera telefonu, bo my zawsze mamy i czuje się bezpieczna, tak było i tym razem. Stary rok żegnamy raczej bezrefleksyjnie, raczej czekamy niecierpliwie na powrót wiosny. Tak, śnieg na Pogórzu biały, w mieście chlapa jak zwykle, błoto, Mima znosi na łapach do domu, ale to urok posiadania zwierzaka. Przy okazji tych zdjęć oglądałam inne w internetach, a komentarze i teorie były przeróżne, łącznie z końcem świata:-) pozdrawiam.

Arteńko, o to, to, bez tłumów, chyba latem jest najwięcej ludzi; z kolei latem jeździmy rzadziej, bo gorąco i owady ssące:-) W lutym mamy spotkanie roztoczańskie, będziemy wędrować w okolicach Werchraty; pozdrawiam.

Wkraju, najładniej jest, jak śnieg utrzymuje się jeszcze na gałęziach, czyli tuż po świeżym opadzie, jest nieskazitelnie. W mieście nie ma tego uroku, śnieg przeszkadza, sypią solą i zamienia się w breję. O, wakacje na wschodzie, zresztą Wy krążycie po całej Polsce, to i tutaj zawitaliście:-) Tak, też tak mówiliśmy, że ominęły teściową nerwy, i tak bardzo przeżywała to zdarzenie; pozdrawiam.

Krzysztof, wtedy były wyjątkowe wschody i zachody słońca, te pierwsze nas omijają, bo jesteśmy za górą, ale zachody obserwujemy do samego końca. Chyba konserwator zabytków wyłożył trochę kasy na odnowienie, oprócz tego opiekują się cmentarzem uczniowie. Wiele roztoczańskich cmentarzy jest otaczanych opieką, zwłaszcza tych z kamieniarką bruśnieńską, zabytkową, no tak tu jest, że prawie na każdym cmentarzu znajduje się. Ukraińcy chyba boją się rozmiaru tych zbrodni, liczby ofiar, grobów zbiorowych, żeby ten fakt ujrzał świat. Tak, w pierwszym odruchu serca człowiek pomagał, ile mógł, przy tych tysiącach uciekinierów, ale na górze jest wielka polityka, ona z ludźmi się nie liczy.
Dlatego nie jeździmy w Bieszczady, swoje już tam schodziliśmy, wystarczy nam nasze Pogórze:-) pozdrawiam.

Staszek, a u nas odwrotnie, wschody słońca zasłania nam do późna góra, za to zachody obserwujemy do samych ciemności, z okna:-) Tak się zastanawiam, co mogło spowodować, że taki słup światła utrzymywał się do samego końca, to nie był układ chmur, oczko w niebie podświetlone jak czasami bywa, raczej coś innego; dzięki za pokazanie zdjęcia fb, miłe zaskoczenie przy okazji przewijania:-) pozdrawiam.

BasiaW pisze...

Brawa dla Babci, dzielna jest. Piękną wyprawę sobie zafundowaliście. Dołączyłabym do Was, bo kocham takie miejsca.
A rogaliki, kurczę jak dawno nie było, będą, postanowione:-)

don't blink pisze...

Piszesz o Sieniawce z okolic Lubaczowa? Przez to miasteczko często przejeżdżamy, jadąc to tu to tam:)
Sen miałaś bardzo fajny, aż zazdroszczę:). Mnie ostatnio śnią się same koszmary.
M

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Basia, babcia chodzi do lasu na grzyby, jeździ autem, nie wiem, jak będzie w tym roku. Na drugi dzień była zmęczona, ale i bardzo zadowolona z siebie. Rogaliki pyszne, zjedzone do okruszka; pozdrawiam.

M, Sieniawa to miasteczko koło Jarosławia, a Sieniawka to przy granicy z Ukrainą, niedaleko Horyńca Zdroju, właściwie sama nazwa została, bo po wsi został tylko cmentarz. Sen niezwykły, wyrazisty, żal, że się skończył:-) pozdrawiam.