Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dolina Jamninki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dolina Jamninki. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 16 maja 2022

... Kiedy wiosna buchnie majem:-) ...

 Próbuję, kombinuję, uczę się, trochę marnie mi to wychodzi, ale chciałabym pokazać Wam kwintesencję wiosny na Pogórzu, dzikie czereśnie, tarniny, w białym woalu kwitnących kwiatków. Końcem kwietnia jeszcze nie było takich widoków, ciepła majówka zmusiła czekające pąki do rozkwitnięcia. To moja bliska okolica, nasze  łąki poprzedzielane pasami tarniny, pierwsza zieleń na drzewach ...


Przez to kwietniowe zimno prace na zagonkach skumulowały się na majówkę, naprawiliśmy też przyczepkę samochodową, a właściwie to zrobiliśmy ją od nowa. Nowa blacha na boki i deski na podłogę, a zanim je zamontowaliśmy, trzeba było wyczyścić rdzę i pomalować antykorozyjnie. Kości i mięśnie zastałe przez zimę dokuczały w nocy, nienawykłe do wysiłku:-) Nie tylko pracowaliśmy, byliśmy też na wycieczkach, zazwyczaj objazdowych. Zbierałam czosnek niedźwiedzi na pesto z orzechami, a pewnego razu zatrzymaliśmy się po drodze pozbierać uszaki bzowe w znanym miejscu. Ojejku, jakież było moje zaskoczenie, wszystkie grzybki obeschły, skurczyły się jak nie przymierzając bajkowe "odciski z palca jeża". Zebrałam mizerną garsteczkę, nie wiadomo, co zrobić z taką ilością. W chatce zalałam je wodą i po pewnym czasie oczy mi się wyokrągliły ze zdziwienia:-)


Grzybki mięciutkie, elastyczne, gotowe do wykorzystania. Z zasobów kuchennych i zieleniny grządkowej stworzyłam własną mieszankę chińską. Marchewka i cebula z piwnicy, papryka ze słoika, jarmuż i szczypior z pola, do tego wysuszone strąki zeszłorocznej chili i jedzenie jak się patrzy:-) z kaszą jęczmienną.

Obserwujemy z zainteresowaniem naturę, ptasie zaloty, budowanie gniazd, wysiadywanie jaj. W dziupli starej jabłoni zadomowił się kowalik, ileż on się naśpiewał, nanawoływał, zanim oblubienica zasiadła w dziupli. Teraz już karmią młode, które nieświadome zagrożenia świergolą z tej dziupli, kiedy tylko słyszą nasze kroki. A przechodzimy tamtędy, bo mam narzędzia w pszczelim domku, mąż oprawia pszczoły:-) 

Para raniuszków rozpoczęła budowę gniazda w rozwidleniu gałęzi śliwki węgierki, tuż przy tarasie. Patrzyliśmy, jak parka uwija się zbierając mchy i porosty z pni drzew, do tego sklejając je pajęczyną. Za kilka dni, kiedy przyjechaliśmy, ptaków już nie było, a sójka grzebała w nim. Sójki są wredne, nie lubię ich, mimo, że takie ładne. Przepędziły raniuszki, może nawet zjadły jajka, jaka szkoda. Mam w pamięci atak wrednej sójki na gniazdo kosa, pisklętom brakowało dwóch dni do wylotu, zabiła je wyrzucając z gniazda, jedno przetrwało, kiedy spłoszyłam rozbójniczkę klaskaniem w ręce. 

Jelonki przychodzą, wycierają parostki o gałęzie drzew, a kiedy rozłożyliśmy tunel foliowy, nieufnie obwąchiwały coś nowego w obejściu. Miałam takie nieoczekiwane spotkanie z całą trójką jednego ranka. Szłam zerwać trochę szczypioru, a za grządkami jest spore obniżenie, więc one szły z dołu, ja z góry i razem zastygliśmy w zaskoczeniu. Widziałam śliczne oczy, szeroko otwarte, rozdęte chrapy, mokre noski ... zerwały się do ucieczki, oczywiście obrażone poszczekując na mnie. 


Innym razem zaskoczona patrzyłam z wysokości "emeryckiej czereśni" w dół, dosłownie sparaliżowało mnie. Wielka locha wyszła z tarninowych krzaków oglądając się za siebie, a za chwilę za nią ruchoma szaruga, spora gromadka pasiastych warchlaczków.  Nawet nie ruszyłam ręką, by sięgnąć po aparat:-)


Pierwiosnki już przekwitły, teraz przekwitają łany mniszków, samo złoto. Ileż pożytku dla pszczół, może raz na kilka lat uda nam się zebrać trochę mniszkowego miodu, może już nie będzie tak zimno, żeby pszczoły zjadły przyniesione zapasy, ostatnie dwa lata były mizerne.



Zakwitły moje powojniki alpejskie, uratowane z marketu, lubię ten kolor.




Uratowałam takie dwa, są jeszcze inne, ale jeszcze nie kwitną. 
Jeśli chodzi o uratowanie, to ocaliliśmy jeszcze jedną salamandrę na drodze arłamowskiej, niechybnie zginęłaby pod kołami pędzących aut. Chciałam jej zrobić zdjęcie, ale już nadjeżdżał następny samochód, więc zdążyłam chwycić ją przez liść łopianu i odrzucić w zarośla. Jakoś nie mam odwagi brać tych stworzeń w ręce, mimo, że bezbronne:-) Zresztą ciągle mam do czynienia teraz z padalcami, ładnymi okazami, bo przekładam kompost, a one bardzo lubią tam mieszkać w ciepełku rozkładającej się roślinności.




Na kserotermicznych łąkach kwitną już storczyki samicze, z kolei w naszym obejściu storczyków męskich jak na lekarstwo. W zeszłym roku wszelkich storczyków było zatrzęsienie, w tym chyba odpoczywają. Dobrze jest tak powłóczyć się po okolicy, popatrzeć, odsapnąć, odreagować. Miałam raz takie zdarzenie, które odebrałam przerażająco, myślałam, że serce mi stanie ze strachu. Pracowałam na grządkach, słyszałam, że gdzieś za lasem łomoczą skrzydła helikopterów, rytmicznie bach, bach, bach!!!! Nagle wyleciały zza góry prosto na mnie takie ogromne potwory, chinooki z dwoma śmigłami ..................................... może to wojna już i u nas? mam pomarańczowy polar, widać mnie jak na dłoni, zrzucę go, ale gdzie uciekać?  ucieknę w krzaki .... potworny strach, dławiący ... na szczęście poleciały dalej, ale wrażenie porażające.



I jeszcze mała próba z ostatniej soboty, kwitnące sady w opustoszałych, wysiedlonych wsiach doliny Jamninki. 


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!