niedziela, 6 stycznia 2019

Przeczekamy zimę, przeczekamy ...

Jak moje psy:-)


I od razu przypasowała mi do tego widoku piosenka zespołu EKT Gdynia "Zimowa nadzieja"


Osierocona przez kilka dni chatka przywitała nas chłodem.
Mąż rozpalił pod kuchnią, potem w małym kominku, psy buszowały w sadzie, a ja otrzepałam tunel foliowy ze śniegu, bo niebezpiecznie ugiął się do środka.
Chatka szybko ogrzała się, Amik wrócił oblepiony białymi kulami śniegowymi, za to Mima gładziutka, jakby jej zima nie dotyczyła.


Trochę oskrobałam te śniegowe kulki z psa, potem stał taki sierot na środku pokoiku, bliżej kominka i tajał, dopóki nie spłynęła kałuża.


A zatem mamy zimę.
Śnieg sypie od początku roku ... jak to brzmi:-)
Dziś sypie prawie poziomo, dodatkowo wicher niesie łąkami podniesione tumany śniegu, kręci nimi, wiruje, i huczy w gałęziach, jakby pociąg jechał.
Ptactwo oblega karmnik, ziarno słonecznika znika w tempie błyskawicznym, dla smakoszy wklejka ze smalcu na pniu śliwki.


Kopystańki nie widać zza białej przesłony, także Kanasin i Dział skryły się w białej chmurze.
Zasypuje ścieżki, które pracowicie odkopałam w śniegu ... lubię taki wysiłek.
Popracować przy łopacie, potem wrócić do ciepłej chatki, na herbatę z miodem.


Na półce czeka stosik książek do przeczytania, a jutro będę piekła Basine rogaliki z "topionego" ciasta, bardzo nam wszystkim posmakowały.


Za oknem zamieć, prawie nie widać "zapotocznych" łąk, żeby mnie tylko nie zasypało zbytnio:-)
Przyjemnie patrzeć z ciepłego pokoiku na szalejącą naturę.


To zdjęcie jeszcze "sprzed zimy", z końca starego roku, troszkę przyozdobiliśmy chatkę świątecznie.
Spotkaliśmy się z bracią turystyczną na wspólnym kolędowaniu, przełamaliśmy się opłatkiem, było głośno, wesoło, śpiewająco ... no tak, do dziś męczy mnie chrypa:-)
Pod wpływem tego spotkania wzięłam dziś do ręki gitarę po kilku latach przerwy ... coś tam zostało, chwyty same przypominają się do melodii ... gdyby tak poćwiczyć trochę:-)


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny i pozostawione słowo, zostańcie w zdrowiu, pa!

P.s. W demotywatorach.pl znalazłam takie coś:-) przy okazji poszukiwań o przeczekaniu zimy:-)





środa, 2 stycznia 2019

Jak zwykle ...

... uciekliśmy przed hukiem petard i fajerwerków na Pogórze.


Zwierzęta bardzo boją się wystrzałów, a tam docierają tylko ich przytłumione odgłosy z górnej wsi.
Pewnie z naszej góry widok na całą okolicę o północy jest niezły, ale jeszcze nigdy nie zdobyłam się na opuszczenie ciepłego łóżka i spacer pod kapliczkę chociażby:-)
Toast noworoczny spełniliśmy jak zwykle wieczorem, a potem zasłużony sen:-)
Pogoda jak nie w zimie, lało przez święta, po świętach, a kiedy wybraliśmy się w ulubiony objazd pętelki prowadzącej przez Arłamów w dolinę Jamninki, śnieg zastaliśmy tylko na samej górze w lesie, a drogą szli najprawdziwsi turyści z plecakami:-)

Zewsząd ciurkały strumienie, wody spływały do już i tak wezbranego Wiaru.
Zerknęliśmy na nowy most ... szeroko rozlana woda swobodnie płynęła pomiędzy solidnymi słupami, ale już widać było jej potężną siłę ... jednak może zdarzyć się wyższa woda, wyrwane pnie mogą zatrzymać się na przeszkodzie ...


Może lepiej nie wizualizować sobie takich katastroficznych wizji.
Ale nie mogę zapomnieć zdjęcia z nowej książki Stanisława Krycińskiego - Pogórze Przemyskie - Tajemnice doliny Wiaru, gdzie widziałam zdjęcie Huwnik po powodzi w 1980 roku, na którym Wiar zabrał drogę i już podmywał mury kościoła, właśnie tego ...


Nowy Rok przyniósł ze sobą pierwszy słoneczny od wielu dni poranek.
Kiedy świtem wypuściłam psy, na wschodzie rysowała się ponad górami różowa zorza.


Kopystańka jeszcze tonęła w mroku, ale migoczące światełka na jej zboczu znaczyły, że schodzą stamtąd ludzie z zapalonymi czołówkami. Czyżby tam witali Nowy Rok?
Potem wyszło słońce i na krótki czas oświetliło okolicę ... bardzo lubię to miejsce, zjazd do Rybotycz drogą wijącą się wśród pagórów ... wierzchołki pobieliło trochę.


Zatem na widoki trzeba pojechać pod kapliczkę ...


Odchodzącym do lasu szlakiem prowadziły tropy wielkich łap ... pewnie wilki tędy przeszły nocą ...


Za to widoki w drugą stronę jak zawsze urokliwe ... nad Kopystańką już widać nadchodzący od zachodu front ...




Potem przyszły chmury, w Górach Sanocko-Turczańskich do dziś sypie zdrowo białym, jak sprawdzam na kamerach Arłamowa... w dolinach mokro ...
Pozdrawiam Was serdecznie, wszystkiego dobrego w Nowym Roku, pa!






wtorek, 25 grudnia 2018

Pszczoły żądlą też w grudniu:-) ...

Czekaliśmy z niecierpliwością na jakieś małe ocieplenie, żeby pszczołom podać blaty cukrowe.
W mroźne dni ciasno wiążą kłąb, nie wolno ich denerwować stukaniem, zaglądaniem, żeby ich nie osłabiać. No i przyszedł taki dzień w ostatnią sobotę, prawie  7 na plusie.
Dostały dodatkowe zabezpieczenie pokarmowe na wypadek głodu w ulu, a mąż po przeglądzie uli  wrócił do chatki trzymając się za szyję.
Rozochociły się jego podopieczne w tej temperaturze, dziabnęły go dwie w szyję, mimo nałożonego pszczelarskiego kapelusza "z woalką", jak się śmieję.
Oprócz tego Mima gwałtowne dobijała się do drzwi, trzepiąc mocno uszami. Pewnie była gdzieś w pobliżu i ją poczęstowały również żądłem.
Ja w tym czasie udzielałam się kulinarnie w kuchni, zdrapałam żądła z mężowskiej skóry /bo żądło trzeba zeskrobać razem z banieczką jadu, żeby nie pękła pod skórą/, przepatrzyłam Mimę i ... słyszę w chatce brzęczenie. Nagle nie wiadomo skąd na oknach pojawiły się pszczoły, chciały się wydostać na zewnątrz, polatywały po  izbie ... tylko brakuje, żeby i mnie jakaś użądliła tuż przed świętami:-)
Okazało się, że mąż przyniósł je do chatki na bluzie ... jeszcze długo wynosił je na zewnątrz, bo co i raz któraś się ujawniała.
Dziwna ta pogoda.
Tydzień temu spadł świeży śnieg, a my nie mogliśmy wyjechać do wieczora z Pogórza, bo droga, mimo, że była odśnieżona,  nie była posypana. Odpadaliśmy z niej w połowie góry, po kilku próbach zrezygnowaliśmy i czekaliśmy cierpliwie na piaskarkę, która gdzieś tam krążyła po okolicznych wsiach. Dopiero późnym wieczorem udało nam się wydrapać na górę ... teraz śnieg raz topnieje, raz dosypuje.
Za nami pierwszy dzień Świąt ... dziękuję za życzenia, słowa życzliwości, ja ze swojej strony składam wszystkim najlepsze życzenia, zdrowia, miłości, dobroci i wszelkiej pomyślności.
Pozdrawiam serdecznie, wszystkiego dobrego, pa!


środa, 12 grudnia 2018

Niegroźny, mały bzik ... Słabomasuji:-) ... orzechowe wariactwa ...

Tak, mam bzika na punkcie ręcznie robionych koronek, wyszywanek, serwet, serwetek, obrusów, obrusików. Kiedy wpadnie w moje ręce taka szmatka, nie ma mowy, żebym odłożyła ... a gdzie najładniejsze rzeczy można spotkać? oczywiście w sh.
Zbieram te skarby i jak skąpiec składam w komodzie, a czasami wyjmuję, oglądam i z powrotem składam na półkę.
Oto mój ostatni nabytek, rzekłabym perełka ręcznej roboty, a tej techniki to nawet nie umiem nazwać. Może to klockowe wykończenie? do tego dodana nitka w odmiennym kolorze, płótno chyba lniane, ręcznie tkane, a więc serwetka musi być bardzo stara ...


Wysnuwane pojedyncze nitki, a z nich splatane różne wzory, mereżki ... siedzę i próbuję rozgryźć, jak czyjeś zdolne ręce zrobiły tę koronkę ... w nawale zalewającej nas przemysłowej tandety takie dzieło rąk wywołuje wielki podziw.


Ta z kolei serwetka była podejrzewana o maszynowy krzyżykowy hafcik, ale kiedy odwróciłam na lewą stronę, były tam supełki, guzełki, a więc tę drobnicę też wyszyły czyjeś ręce. Z cienkiego płótna wyciągnięte nitki, a potem mereżkowane ...



Lubię też wyszywanki z płaskim haftem, tutaj wesołe wiosenne kwiatki, dzwonki, chabry ...



Ale zwróćcie uwagę na koronkowe, delikatne wykończenie brzegu ... to frywolitka w najczystszym wydaniu:-) ... i jeszcze krzyżyki ... grubsza tkanina, szara, bo bieżnik leży na komodzie, gdzie odstawiane są różne rzeczy z maminej skrzyni, bo Mima ma ochotę akuratnie wypatrywać przez okno. Białe delikatności za szybko zabrudziłyby się.


A to już rzecz czysto użytkowa, ciżmy na zmarznięte stopy, kiedy zbyt długo siedzi się w fotelu przy książce, a od podłogi zaczyna ciągnąć ... owcza wełna, delikatny wrabiany wzorek ... robótka tyle co zeszła z drutów. Czasami usiłuję dorobić jakąś historię ... może to był prezent i niechciany wylądował w worku z rzeczami do wyrzucenia ... ileż tu pracy, rzecz robiona na drutach na okrągło, a do tego wrabiany wzorek ... kto nie parał się takim zajęciem, nie wie, ile tu jest włożonej pracy ...


Pewnie zastanawiacie się , co to takiego ten drugi wyraz w tytule wpisu:-)
W drodze na Pogórze często zatrzymujemy się w mieście przy torach, bo tam jest taka mała giełda rolnicza. A to ziemniaki trzeba kupić, a to jakieś warzywa, większe ilości pomidorów do przetworzenia. Pewnego razu, kiedy połamało mnie w krzyżu i ledwie wygramoliłam się z auta,  starszy pan sprzedawca z troską spojrzał na mnie, potem z przyganą na męża, pokręcił głową i rzekł:
- Oj! Słabo masuji! -
I tak pan sprzedawca zyskał u nas przydomek Słabomasuji:-)
Często mówi się: Kup ziemniaki u Słabomasuji albo Jedziemy do Słabomasuji!


 Orzechowe szaleństwo trwa.
Przy okazji pokażę moja małą kolekcję dziadków do orzechów, wyszperanych w klamociarniach, najczęściej jednak używamy tego metalowego, reszta służy ku ozdobie.
Ciekawy jest ten drewniany z gwintowanym trzpieniem, bo z drugiej strony ma napis z nazwą hotelu, miejscowość Davos i rok 1967 ... może został "zabrany" na pamiątkę, a może hotel został zlikwidowany tudzież wymieniono wyposażenie, w końcu to sporo lat.


Nie, sprawdziłam, hotel istnieje, a ceny za noclegi zaczynają się od 682 zł za noc:-)
Basia z 5 pór roku podała u siebie świetny przepis na ciasto "topione" na rogaliki, od razu je wykorzystałam. Ponieważ ciasta było dużo, podzieliłam je na pół, wyszły dwa zawijańce, a jakżeby inaczej! z orzechami i pudełko ciastek z marmoladą z róży i derenia. Ponieważ nie jesteśmy w stanie tego wszystkiego zjeść, jeden zawijaniec został zamrożony już na święta.



Żeby zawijańce ładnie zachowały formę w trakcie pieczenia, nie rozlewały się i nie pękały, zawijam je luźno w papier do pieczenia, rosnąc wypełniają wolną przestrzeń.
Ten z tyłu wielki placek to nic innego, tylko kartoflak, dobry na ciepło i na zimno ...


W pasiece małe przetasowania z ulami.
Zabetonowaliśmy z mężem specjalnie wyspawane podstawy, ule stoją rzędem i są bardziej stabilne, łatwiejsze w obsłudze. Wichury również nie będą zagrażać, jak przedtem, kiedy z niepokojem patrzyłam za okno, czy nie poprzewracane.


Teraz zrobiliśmy cukrowe blaty jako dodatkowe zabezpieczenia dla pszczół na zimę, cukier z odrobiną wody i octu jabłkowego. Zdarza się, że w ulu jest pokarm, jednak na zbyt odległych plastrach i pszczoły nie są w stanie tam dojść ... mogą zginąć z głodu. Te blaty daje się od góry, parowanie dodatkowo je rozpuszcza i pszczoły mogą zebrać pokarm ... oczywiście to wszystko "na wszelkij pożarnyj słuczaj". Jeśli nie wykorzystają tego dodatkowego pokarmu, to na wiosnę rozpuszcza się je i podaje jako syrop na dokarmianie.


Pogoda dosyć łaskawa, lekki mróz, a jak świeci słońce, to od razu świat wydaje się lepszy:-)


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!


poniedziałek, 3 grudnia 2018

Wilki na Horodżennem ...

W sobotę rano jak zwykle podziwialiśmy widoki zaokienne, przekazując sobie lornetkę z rąk do rąk.
Było bardzo mroźno, - 17 stopni, świt różowo podbarwił łąki.
Czasami przejdą łanie, albo jelenie dostojnie niosąc wysoko poroże, albo płochliwe stadko sarenek.
Tym razem coś innego wybiegło na niekoszoną łąkę ... lornetka rozwiała wszelkie wątpliwości ... to wilki.
Dwa osobniki pobiegły tam, gdzie stoi samotna sosna i brzoza, a potem wbiegły w gęste krzaki za ogrodzeniem. Z dołu, od potoku wybiegły dwa następne ... te szorowały prosto do góry, czekając, aż tamte wypłoszą coś z krzaków. Wilki wiedzą, jak prowadzą szlaki jeleniowatych, to tamtędy najczęściej przechodzą.



Niestety, nie dysponuję lepszymi zdjęciami, te czarne kropy to właśnie wilki podchodzące z dołu, zamykające obszar polowania.
Spotkały się z dwoma "naganiaczami" przy zagajniku sosnowym i już razem ruszyły do góry ledwie zaznaczoną drogą.




Ostatni wilk zamarudził trochę, potem biegiem dotarł do towarzyszy i już razem przeszły grzbietem na Połoninki Rybotyckie. Nie wiem, gdzie poszły dalej, może w obniżenie przed drogą na Kopyśno, może w zarośla, gdzie ma początek jeden z dopływów potoku.
Potężne zwierzęta, teraz z gęstym futrem, puszystym ogonem ... a koło południa tą samą drogą schodził stamtąd człowiek z plecakiem, w dół, wzdłuż ogrodzeniia, potem z powrotem do góry i skierował się w stronę Makowej. Za jakiś czas zbiegł za nim po śladach piesek ... byłam pod wrażeniem, jeszcze niedawno szły tędy wilki, teraz człowiek, pies ... sami czasami tamtędy chodziliśmy.


Sarenki tymczasem pasły się spokojnie za ogrodzeniem, nieświadome grożącego niebezpieczeństwa, a może świadome, dlatego trzymają się blisko zagród.
Jak w każdą sobotę znowu zrobiliśmy sobie wycieczkę drogą arłamowską, a potem w dolinę Jamninki ... potężne jodły zdobne śniegiem, malownicza droga  ...




Za jodłowym lasem otwiera się panorama na całą dolinę ...



Po mroźnej nocy zwierzęta wychodzą na oświetlone połacie ogrzać się nieco ... łania z młodym ...


... sarenki najpierw leżące przy drodze, potem zmykające wyżej na nasz widok ...



Wiar prawie stanął pod lodową pokrywą ... w czasie lata wypoczywający nad woda zbudowali kamienne tamy, przelewająca się przez nie woda zamarzła i wygląda jak słynne kąpieliska termalne w Turcji:-) ... oczywiście w miniaturze:-)


... na stawach w Trójcy, na lodowej powierzchni potworzyły się białe kłębki szadzi, jak pierze zgubione przez ptactwo.


Bobrowe rozlewiska na Wiarze, gdzie w zeszłą sobotę robiliśmy zdjęcia, też pod lodową pokrywą ...


Wieczór przyniósł dostrzegalne zmiany na niebie, pojawiły się pasma chmur, słońce zachodziło na czerwono, na wiatr ...


Wreszcie ostry, wschodni wiatr zmienił kierunek na zachodni, od razu pocieplało.
Zmrożona ziemia jeszcze nie poddawała się promieniom słońca, droga przez Koniuszę jak polerowane srebro ...


Dziś prawie wiosna, o! jak dobrze, jeszcze sporo prac przed nami, zwłaszcza w sadzie.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, pa!