Uff! ależ było gorąco! późnym piątkowym popołudniem dotarliśmy do chatki, po otwarciu drzwi okazało się, że wewnątrz jest miły chłodek, a na zewnątrz upał. Czy można przespać 2 godziny do zmroku, potem całą noc i rankiem jeszcze zaspać do prawie ósmej? zawsze wstaję wcześnie, ze wschodem słońca, więc ta ósma to dla mnie późno.
Po kawie strój roboczy i trzeba dokończyć koszenie sadu i zejście w dolinkę, koło studni.
Robota szła sprawnie, co jakiś czas trzeba było uzupełnić płyny w organizmie, bo upał robił swoje. Popstrykałam trochę zdjęć ostatnich letnich kwiatów, niestety, poległy, ale za to będą pachnieć w poduszce wypchanej siankiem ...
,... w trawie zaplątał się bodziszek ...
,... ach, ten "podróżnik", nieodwołalny koniec lata ...
,.. i takie chaberko-podobne.
Przez kilka ostatnich wpisów jęczałam, że moje dynie nie zawiązały ani jednego owocu, a tu niespodzianka! naliczyłam aż trzy, kiedy odkosiłam wysoką trawę i różne chabazie ...
Leży sobie na trawie, od upału osłaniają ją grube liście i może coś z tego będzie. Dla wielbicieli szparagówki - polecam odmianę Mamut, tyczna, ale ma wspaniałe strąki, nawet te starszawe nie mają niesmacznych, twardych włókien, wydawało mi się, że oberwałam ją ostatnio doszczętnie, ale ona dalej plonuje ...
... i chyba jeszcze nie ma zamiaru kończyć, jest mnóstwo drobnych strąków.
A na obiad zjedliśmy forszmak, bardzo pożywne, mięsne danie ...
składające się z różnych rodzajów mięs, z dodatkiem kiszonego ogórka, cebuli, w sosie śmietanowo-pomidorowym z dodatkiem musztardy, pieprzu i innych przypraw, mnie to wystarczyło do następnego dnia. Jak nie mamy czasu i głód zagląda w oczy, to korzystamy z naczyń jednorazowych, na szybki posiłek.
A po pracy, pod wieczór pojechaliśmy nad potok Turnica, pomoczyć nogi w zimnej wodzie, pomoczyć psy ...
... źle się chodzi na bosaka po takim kamienistym podłożu ...
... a Bigosik wcale nie był zachwycony, że jego pani polewała go zimną wodą po grzbiecie.
Bardzo kapryśna jest ta Turnica, wezbrane wody podmyły brzeg podchodząc prawie pod drogę ...
... stromy brzeg osuwa się coraz bardziej ...
... w czyściutkiej wodzie jakieś wodorosty przyczepiły się do kamieni ...
...ktoś w poprzek zbudował tamę, młody narybek tylko smyrgał przy dnie ...
... a na brzegu odkryłam dziwną roślinę, niby tamaryszek, a nie tamaryszek, coś tujowatego, sama nie wiem.
Przy drodze do Arłamowa zobaczyliśmy łąkę z zimowitami, całe łany, jak krokusy wiosną na tatrzańskich halach ...
Ano, wieszczą nieuchronne: jesień idzie!
W sklepiku zakupiliśmy lody i pojechaliśmy posiedzieć nad Wiarem w Huwnikach, ile ludzi! wróciliśmy z powrotem tu, gdzie ich nie było ...
Hm! woda jakby cieplejsza niż w Turnicy, tylko kamienie tak samo gryzą w bose stopy ...
Wartki nurt podmywa brzeg raz z jednej, raz z drugiej strony, woda czyściutka ...
... a tak, I, II stopień czystości do granicy z Ukrainą.
A tutaj ujarzmiona Turnica, w kamiennym, umocnionym korycie wpływa do Wiaru, wszędzie brody, przejazdy, ktoś terenowym jechał korytem rzeki, czym wcale nie jestem zachwycona.
Pod wieczór odwiedziła nas, po drodze z Kopyśna, kobieta ze wsi, była odwiedzić chorą i zanieść jej zioła, które trzeba zaparzyć i wypić. Spory kawał drogi dla starszej osoby, ale ona jest samotnicą, wszędzie chodzi na piechotę, szczupła, żylasta, zbiera grzyby, owoce leśne, zioła, zna wszystkie ścieżki, nie chodzi do wsi na plotki.
Zapytałam, co to za zioła zaniosła chorej?
- Centurię zbierałam.
- Centurię? a jak ona wygląda?
- A ma takie różowe kwiatki, rośnie tam na górze, a ona jak się napiła tej herbatki, to od razu pomogło, jeszcze jutro będzie pić!
Nie wiem, co to za zioła, muszę poszperać w tajemnych księgach, w internecie, albo pójśc terminować do tej kobiety, a! i oznajmiła, że grzybów nie ma w lesie, ale jeszcze będą. Nawet nie poszliśmy do lasu.
Świerszcze długo cykały, ptaków coraz mniej, a w nocy obudził mnie porywisty wiatr, o dach dudniły spadające śliwki-robaczywki i ochłodziło się znacznie, w sobotę rano były 24 stopnie, a dziś tylko 17.
Tak było dziś rano w drodze na Kalwarię, myślałam, że taki będzie cały dzień, ale potem wyszło słońce ...
A to góra, wiadomo jaka, nie będę się powtarzać ...
... góra Hyb, ogromna, wykoszona łąka ze stodołą pod lasem, to "zielarnia", trzeba uciekać się do różnych, przemyślnych sposobów, aby postawić budynek, albo takie np. zaplecze pasieki pszczelej. Raczę Was teraz widokami ze wzgórza kalwaryjskiego, które nie mają sobie równych, no może mają, ale każde na swój sposób ...
A stareńka kapliczka nad Wiarem, przy szlaku pątniczym, dostała nowy kolorek dachu i tylko tyle, a zupełnie niedaleko niej, na łące, osty ...
... wyglądają jak ostrożeń siedmiogrodzki, chroniony w rezerwacie na Kopystańce. A co, nie mogły tu wiatry przywiać nasionka i znalazł sobie miejsce do rośnięcia?
Na powrocie rzut okiem spod kapliczki na południowe pagóry i pędem przez lasy do domu, razem z przyczepką wyładowaną dobrem na zimowe mrozy, 4 razy wspinając się i zjeżdżając w dół, w tym miejscu wspięliśmy się po raz pierwszy.
Pozdrawiam ciepło wszystkich, w piątek rano świat mnie zadziwił, facet w sklepie przepuścił mnie w kolejce, dziewczyna na przejściu uśmiechnęła się serdecznie, ludzie są lepsi? nie miałam chyba ubrudzonej twarzy, miłego na nadchodzący tydzień, pa.
niedziela, 28 sierpnia 2011
czwartek, 25 sierpnia 2011
Różne różności ...
Najpierw pochwalę się sernikiem, takim bez ciasta, który piekłam po raz pierwszy w czasie mego długiego już życia, zawsze dawałam ciasto na spód, od góry też, czasami ciasto było kakaowe. Moja bratanica, jak była mała, to mówiła, że to jest "sernik z błotem", no tak, biały środek, ciemne ciasto, zgadzałoby się.
Wykorzystałam przepis od Lusi z Diamentowego Koszyka, ale nie rozczulałam się nad technologią wykonania, wszystko wrzuciłam do robota, zmiksowałam i do tortownicy, chwila-moment i po robocie ...
,... na to świeże maliny, zakupione w hali targowej od przemiłego dziewczęcia ...
,... i do piekarnika ...
Naprawdę pyszny, kwaskowość malin doskonale współgra ze słodkim ciastem, smak boski, dzięki, Lusi.
Jak jeżdżę do mojej mamy, to czasami wybieram trasę wzdłuż Sanu, spokojna droga, lokalna, wśród pól, a potem ogromnymi lasami, za Sanem ktoś wybudował drugi Wawel chyba ...
,... zupełnie współczesna budowla ...
,... cały obszar mocno ogrodzony, wejścia strzegą ciężkie bramy i cerberzy, a o tym, co tam jest w środku, krążą wśród miejscowych legendy. Kiedy dopracują się "Białej Damy" na krużgankach?
I chciałam Wam pokazać główny chyba akcent roztoczańskiego krajobrazu ...
,... plantacje tytoniu ...
,... smoli ręce przy zrywaniu liści, pachnie słodko jak kwitnie, potem liście nadziewa się na druty i suszy w suszarniach. To całe moje dzieciństwo, czasy szkolne, wakacje były zajęte właśnie przez tytoń, dopiero po raz pierwszy w tym roku brat zrezygnował z uprawy, bo zostali z żoną we dwoje, a pracy ogrom, czy deszcz czy upał.
Przechodziłam tylko obok takiego sklepu, kiedy niosłam maliny i zobaczyłam ten kawałek lnu, za grosik, z cudownymi wianuszkami ...
,.. nie jest to haft ..
,.. tylko nadruk, ale czy można było się oprzec? Tak sobie myślę, że może poduszki uszyję i wypcham pachnącym sianem z ziołami, na przywołanie letnich zapachów zimową porą, tak jak Mania z Manufaktury cudów, korzystam z pomysłów dziewczyn blogujących pełnymi garściami, bo co jeden to lepszy, a chciałoby się poznać jeszcze wiele innych technik, dziergadeł, malunków, itp.
Tak urosła mi trawa z bambusowatych czy też miskantowatych, daleko powyżej 2 metrów, ma strasznie twarde kłącza, bardzo ciężko oddzielić je od rośliny macierzystej i trzeba się sporo napracować, zwłaszcza żeby szpadel chociaż odrobinę wbił się w korzenie, pięknie szeleści, kiedy zawieje wiatr.
Wystawiony do ogrodu amarylis zapomina się i co chwilę kwitnie, nie obcięłam zawiązków nasion i już wysypują się z wyschniętych torebek, bardzo ciekawe w kształcie.
Różyczka "dniu -matkowa" kwitnie po raz drugi, taka doniczkowa, wysadzona do ziemi ...
,... i tylko jedna ogrodowa.
Gutek poluje dalej, znosi mi myszy chyba z całej okolicy, a teraz konsumuje je na łóżku, znalazłam wczoraj jakąś wątrobę i skrwawione resztki, żebym tylko dziś nie zapomniała zamknąć drzwi, co za morderca, a tak niewinnie wyglądał. Śpi teraz po nocnych łowach, i tak przez cały dzień, potem wyrusza.
I to już koniec moich "różnych różności", wyjazd na Pogórze będzie dłuższy, bo Gutkowi ma już kto dać jeść i pogłaskać go, pozdrawiam wszystkich serdecznie, straszą nas upałami, burzami, na co my nie mamy żadnego wpływu, przecież zawsze tak było. Dzięki za ciepłe słowa, dobrych dni, pa.
Wykorzystałam przepis od Lusi z Diamentowego Koszyka, ale nie rozczulałam się nad technologią wykonania, wszystko wrzuciłam do robota, zmiksowałam i do tortownicy, chwila-moment i po robocie ...
,... na to świeże maliny, zakupione w hali targowej od przemiłego dziewczęcia ...
,... i do piekarnika ...
Naprawdę pyszny, kwaskowość malin doskonale współgra ze słodkim ciastem, smak boski, dzięki, Lusi.
Jak jeżdżę do mojej mamy, to czasami wybieram trasę wzdłuż Sanu, spokojna droga, lokalna, wśród pól, a potem ogromnymi lasami, za Sanem ktoś wybudował drugi Wawel chyba ...
,... zupełnie współczesna budowla ...
,... cały obszar mocno ogrodzony, wejścia strzegą ciężkie bramy i cerberzy, a o tym, co tam jest w środku, krążą wśród miejscowych legendy. Kiedy dopracują się "Białej Damy" na krużgankach?
I chciałam Wam pokazać główny chyba akcent roztoczańskiego krajobrazu ...
,... plantacje tytoniu ...
,... smoli ręce przy zrywaniu liści, pachnie słodko jak kwitnie, potem liście nadziewa się na druty i suszy w suszarniach. To całe moje dzieciństwo, czasy szkolne, wakacje były zajęte właśnie przez tytoń, dopiero po raz pierwszy w tym roku brat zrezygnował z uprawy, bo zostali z żoną we dwoje, a pracy ogrom, czy deszcz czy upał.
Przechodziłam tylko obok takiego sklepu, kiedy niosłam maliny i zobaczyłam ten kawałek lnu, za grosik, z cudownymi wianuszkami ...
,.. nie jest to haft ..
,.. tylko nadruk, ale czy można było się oprzec? Tak sobie myślę, że może poduszki uszyję i wypcham pachnącym sianem z ziołami, na przywołanie letnich zapachów zimową porą, tak jak Mania z Manufaktury cudów, korzystam z pomysłów dziewczyn blogujących pełnymi garściami, bo co jeden to lepszy, a chciałoby się poznać jeszcze wiele innych technik, dziergadeł, malunków, itp.
Tak urosła mi trawa z bambusowatych czy też miskantowatych, daleko powyżej 2 metrów, ma strasznie twarde kłącza, bardzo ciężko oddzielić je od rośliny macierzystej i trzeba się sporo napracować, zwłaszcza żeby szpadel chociaż odrobinę wbił się w korzenie, pięknie szeleści, kiedy zawieje wiatr.
Wystawiony do ogrodu amarylis zapomina się i co chwilę kwitnie, nie obcięłam zawiązków nasion i już wysypują się z wyschniętych torebek, bardzo ciekawe w kształcie.
Różyczka "dniu -matkowa" kwitnie po raz drugi, taka doniczkowa, wysadzona do ziemi ...
,... i tylko jedna ogrodowa.
Gutek poluje dalej, znosi mi myszy chyba z całej okolicy, a teraz konsumuje je na łóżku, znalazłam wczoraj jakąś wątrobę i skrwawione resztki, żebym tylko dziś nie zapomniała zamknąć drzwi, co za morderca, a tak niewinnie wyglądał. Śpi teraz po nocnych łowach, i tak przez cały dzień, potem wyrusza.
I to już koniec moich "różnych różności", wyjazd na Pogórze będzie dłuższy, bo Gutkowi ma już kto dać jeść i pogłaskać go, pozdrawiam wszystkich serdecznie, straszą nas upałami, burzami, na co my nie mamy żadnego wpływu, przecież zawsze tak było. Dzięki za ciepłe słowa, dobrych dni, pa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)