Najpierw pochwalę się sernikiem, takim bez ciasta, który piekłam po raz pierwszy w czasie mego długiego już życia, zawsze dawałam ciasto na spód, od góry też, czasami ciasto było kakaowe. Moja bratanica, jak była mała, to mówiła, że to jest "sernik z błotem", no tak, biały środek, ciemne ciasto, zgadzałoby się.
Wykorzystałam przepis od Lusi z Diamentowego Koszyka, ale nie rozczulałam się nad technologią wykonania, wszystko wrzuciłam do robota, zmiksowałam i do tortownicy, chwila-moment i po robocie ...
,... na to świeże maliny, zakupione w hali targowej od przemiłego dziewczęcia ...
,... i do piekarnika ...
Naprawdę pyszny, kwaskowość malin doskonale współgra ze słodkim ciastem, smak boski, dzięki, Lusi.
Jak jeżdżę do mojej mamy, to czasami wybieram trasę wzdłuż Sanu, spokojna droga, lokalna, wśród pól, a potem ogromnymi lasami, za Sanem ktoś wybudował drugi Wawel chyba ...
,... zupełnie współczesna budowla ...
,... cały obszar mocno ogrodzony, wejścia strzegą ciężkie bramy i cerberzy, a o tym, co tam jest w środku, krążą wśród miejscowych legendy. Kiedy dopracują się "Białej Damy" na krużgankach?
I chciałam Wam pokazać główny chyba akcent roztoczańskiego krajobrazu ...
,... plantacje tytoniu ...
,... smoli ręce przy zrywaniu liści, pachnie słodko jak kwitnie, potem liście nadziewa się na druty i suszy w suszarniach. To całe moje dzieciństwo, czasy szkolne, wakacje były zajęte właśnie przez tytoń, dopiero po raz pierwszy w tym roku brat zrezygnował z uprawy, bo zostali z żoną we dwoje, a pracy ogrom, czy deszcz czy upał.
Przechodziłam tylko obok takiego sklepu, kiedy niosłam maliny i zobaczyłam ten kawałek lnu, za grosik, z cudownymi wianuszkami ...
,.. nie jest to haft ..
,.. tylko nadruk, ale czy można było się oprzec? Tak sobie myślę, że może poduszki uszyję i wypcham pachnącym sianem z ziołami, na przywołanie letnich zapachów zimową porą, tak jak Mania z Manufaktury cudów, korzystam z pomysłów dziewczyn blogujących pełnymi garściami, bo co jeden to lepszy, a chciałoby się poznać jeszcze wiele innych technik, dziergadeł, malunków, itp.
Tak urosła mi trawa z bambusowatych czy też miskantowatych, daleko powyżej 2 metrów, ma strasznie twarde kłącza, bardzo ciężko oddzielić je od rośliny macierzystej i trzeba się sporo napracować, zwłaszcza żeby szpadel chociaż odrobinę wbił się w korzenie, pięknie szeleści, kiedy zawieje wiatr.
Wystawiony do ogrodu amarylis zapomina się i co chwilę kwitnie, nie obcięłam zawiązków nasion i już wysypują się z wyschniętych torebek, bardzo ciekawe w kształcie.
Różyczka "dniu -matkowa" kwitnie po raz drugi, taka doniczkowa, wysadzona do ziemi ...
,... i tylko jedna ogrodowa.
Gutek poluje dalej, znosi mi myszy chyba z całej okolicy, a teraz konsumuje je na łóżku, znalazłam wczoraj jakąś wątrobę i skrwawione resztki, żebym tylko dziś nie zapomniała zamknąć drzwi, co za morderca, a tak niewinnie wyglądał. Śpi teraz po nocnych łowach, i tak przez cały dzień, potem wyrusza.
I to już koniec moich "różnych różności", wyjazd na Pogórze będzie dłuższy, bo Gutkowi ma już kto dać jeść i pogłaskać go, pozdrawiam wszystkich serdecznie, straszą nas upałami, burzami, na co my nie mamy żadnego wpływu, przecież zawsze tak było. Dzięki za ciepłe słowa, dobrych dni, pa.
38 komentarzy:
oj i teraz sernik pachnie !! Powiem , ze dla mnie sernik to własnie taki - z samej masy serowej no i rodzynki . Al emaliny tez pyszne w Twoim wydaniu. Ja osobiscie nie lubie sernikow z ciastem n aspodzie. Tytoń widze czasami w okolicach Augustowa , nigdy nie znałam nikogo kto by go uprawiał. Znam technologie suszenia jako tako z TV .Ze 100kg świeżych liści tylko 10kg suszu !
A len piekny . Mam słabość do wszystkiego w kwiatki :)) Pozdrawiam :))
Sernik wygląda na smakowity! To jedno z moich ulubionych ciast. A tytoń... Tytoń , jak byłam dzieckiem to u babci w wakacje "nizałam" do suszenia :) Teraz coraz mniej widzę takich pól tytoniowych. Pozdrawiam.S.
Mario, bardzo się cieszę, że udało mi się w końcu do Ciebie trafić, moja wina, nie ogarniam tych blogowych znajomości ale przecież moglam zapisać, dodać do linków, do zakładek, obiecuję się poprawić! Z serdecznymi pozdrowieniami
Jeżeli ten sernik smakuje tak jak wygląda to ja wolałabym go nawet nie próbować. Obawiam się, że zjedzenie małego kawałeczka mogłaby zapoczątkować lawinę i pochłonęłabym w mgnieniu oka spory kawał. A tak się staram ograniczać słodycze :). Jak już powstaną te poduszeczki to jeśli można chciałabym je zobaczyć na zdjęciu :). Udanego wyjazdu, owocnego w piękne zdjęcia na bloga :D
Pozdrawiam Ewa
Cieszę się Mrysiu, że wyszedł Ci mój sernik:-) Nie mógł nie wyjść, w końcu dałam publicznie na niego gwarancję "zawsze udane ciasto":-)) Jeszcze bardziej cieszę się z tego, że wygenerował u Ciebie inne zdarzenia: bo gdybyś nie wybrała się po te maliny, nie kupiłabyś tej ślicznej serwety i nie napisałabyś nam o wspomnieniach z dzieciństwa;-)
Buziaczki posyłam
Lusi
Na widok serniczka ssie mnie w żołądku. Widoczki piękne. Obrusik romantyczny, taki w babcinym stylu. Pozdrawiam serdecznie i dzięki za cenne rady.
Oj Marysiu, takie posty nalezy opatzyć ostrzeżeniem - NIE CZYTAĆ NA PUSTY ŻOŁĄDEK!!! :)
Sernik wygląda apetycznie, no i te maliny, mmmmmmmmmm slinotok gwarantowany!
Len cudny!!! Koniecznie uszyj z niego poduszki!
Pozdrawiam serdecznie :)
That looks so delicious. Can I have some?
Love your photos.
Sernik pewnie jest równie smaczny, jak wygląda. Spodobało mi się to zdjęcie ze współczesnym "Wawelem" i krową w centrum.
Mario, nie wiem czy nie ominęłam we wpisie przepisu na ten sernik, muszę go zrobić!!
Mona, ja zawsze z ciastem piekłam, bo wydawało mi się, że bez solidnej podstawy sernik się rozleci, a ten z malinami pyszny, pozdrawiam serdecznie.
Sunnivo, to Ty wiesz w czym rzecz z tym tytoniem, sernik nie tylko wygląda, ale i jest smakowity, serdeczności.
Klarko, radość mi sprawiłaś, witaj w moich progach, cieszę się i pozdrawiam.
Margarytko-Ewo, tak wygląda i tak smakuje, ja na pierwszy rzut pochłonęłam prawie trzy kawałki i dopiero po chwili odczułam, że to za dużo. Postaram się pokazać poduchy, jak zrobię, serdeczności.
Lusi, super przepis, prosty w wykonaniu, a jakie ciasto smakowite i udane. Tak, masz rację z tymi zdarzeniami, jak pisałam do Ciebie komentarz, to mąż mówi, napisz, że mnie też smakuje, ale komentarz już poleciał, dzięki i pozdrawiam.
Ankoskakanko, rady radami, ale sama musisz eksperymentować z zakwasem, próbować i w końcu powiesz "To jest to", i już Ci się wyda, że wszystko wiesz, a tu wyjdzie glut, wiem sama po sobie, serdeczności.
Maniu, to prawda, ale ukroiłabym Ci kawałek, mam zamiar przygotować na Pogórzu świeże sianko, bo będzie koszenie i będą poduchy, od razu powzięłam taką myśl, jak tylko zobaczyłam kwiatki na płótnie, pozdrowienia ślę.
Dzięki, Rick, tak, dostaniesz kawałek ciasta, pozdrawiam serdecznie.
Antonino, smaczny jest, to prawda. Po co ludzie budują takie potężne domostwa, zawsze mnie to zastanawia, pozdrawiam serdecznie.
Kyjo, nie, nie ominęłaś przepisu, zajrzyj do Lusi "Diamentowy koszyk", ja już nie podawałam, bo to jej wspaniały patent, serdeczności.
Sernik wygląda rewelacyjnie, ja też chyba zajrzę i wykorzystam ten przepis, tym bardziej, że sezon malinowy trwa. Pierwszy raz widzę pola obsadzone tytoniem, olbrzymie rośliny, taki tytoniowy gaj. A budowla monumentalna, ciekawe co też tam się mieści? Ślę buziaki takie pachnące świeżym sianem :)
Sernik..juz zagladnelam do przepisu Lusi...zrobie, bo latwy i chyba dobry bardzo!
lniane cudo ladne rzeczywiscie i przypomnialo mi sie ze moja mama uszlachetniala takie nadruki na lnie po prostu wyszywajac na tym namalowanym w kolorach jak na rysunku, albo haftujac lancuszkiem obrysowywala desen i wtedy taki nadruk nabieral plastycznosci i wygladal duzo bogaciej!
Saludos
u mnie teraz maliny w ogródku :)..a to nie kościół jakiś?
nad Sanem też jest fajna droga do Sanoka, jak alpejska :)
Jolu, polecam, bo łatwy, mało roboty, wszystko do miksera i już, człowieka z tytoniu nie widać, w tym pałacu mieszka człowiek, o jego koligacjach opowiadają niestworzone rzeczy, chociaż pewnie jakieś ziarenko prawdy w tym tkwi, ile człowiek potrzebuje powierzchni do życia? pewnie wiecej do wprawienia w zdumienie wszystkich dookoła, pozdrawiam cieplutko, pa.
Tak, Grażyno, wszystko to prawda, a pomysł mamy super, gdzieś widziałam takie rzeczy, chociaż sama chyba nie zabrałabym się za taką robotę, jakoś czasu trochę brakuje, serdecznie pozdrawiam.
Wilku Szary, w takim razie trzeba brać się za sernik, nie, to dom mieszkalny , jak głosi legenda, z wszystkimi wygodami, jakie są na świecie; droga nad Sanem to mi się kojarzy ta przez Trepczę, Mrzygłód, czy tak? pozdrawiam.
Dziwaczny zamek, gdyż sprawia wrażenie bardzo "niezbornego" stylowo. Zupełnie jak niektóre stare zamki, które przez wieki, epoki i dziwactwa właścicieli nabierały rozmaitych stylowo cech. Cóż, jak nabierze patyny, pewnie przestanie razić. :D
Czy nie jest to przypadkiem coś co widziałem w budowie w okolicach Sieniawy?
Zresztą, ktokolwiek dysponował tak ogromnymi pieniędzmi, lepiej chyba, że zbudował sobie dziwaczny zamek, niż apartamentowiec ze szkła i betonu.
Róże wariują! U nas też ! Są jednak zbyt piękne, żeby o nich coś napisać.
Pozdrawiamy serdecznie.
A może zrobimy ten sernik w cztery baby, a piąta sobie poogląda? Mama, córka, dwie wnuczki i prawnuczka. Ciekawe czy coś miałoby szansę wyjść z takiej wielopokoleniowej współpracy?
No, ale sernik taki smakowity, że go zrobić trzeba, bez gadania.
Przyjeżdża do nas krakowska rodzinka, stąd ta mnogość bab.
Nigdy nie widziałam plantacji tytoniu, wyobrażam sobie, że pięknie pachnie. Jest może miód tytoniowy? Pewnie jest, tylko inaczej się nazywa.
Bardzo chciałabym mieć róże, ale kozy niestety też je lubią ...
Wczoraj rozkwitły u nas zimowity. Czyżby wczesna zima?
Wszystkiego dobrego Marysiu!
Wprawdzie nie piszę komentarza pod każdym postem, ale bardzo chętnie tu zaglądam i tak sobie "łażę" po pięknych miejscach, napawam się cudami przyrody, "słucham" wspaniałych piosenek... Dobrze, że tych zdjęć dużo, bo to bardzo wciąga. :)))
ja robię placki :)..czyli Zamek, ze złotymi klamkami, Palikota może :)..no, ta droga :)
Witaj
Od pewnego czasu czytam Twój blog.
Widzę ,że obie zachwycamy się światem.
Przede wszystkim przyrodą.
Dla mnie każde źdźbło trawy ma swój urok.
Muszę przyznać,że nie widziałam z bliska tytoniu.Zawsze myślałam ,że jest o wiele wyższy.
Pozdrawiam serdecznie:))
PS.Nasionka amarylisu ułożyły się fantazyjnie:))
Mam szczęście, że nie szaleję za słodkim, bo bym dostała ślinotoku ;-)) A malinek to bym Ci dała chętnie swoich, bo mam sporo, dzisiaj zebrałam dwie miski - będzie konfitura.
Widywałam dawniej plantacje tytoniu, ale zapamiętałam je rozciągnięte na tyczkach i drutach... a może już nie pamiętam?
"Zamek" nieco wstrząsający...
Ale za to pomysł z siankową poduszką - wspaniały... od razu przypomniały mi się sienniczki u mojej babci ;-))
Ściskam czule!
Śliczny jest ten obrusik:) taki sielski bardzo:)) a na serniczek jak nic się wpraszam:) z tym zamkiem to już przesada...
Pozdrawiam!
Go i Rado, tak, to w okolicach Sieniawy, a ja widuję go z drugiego brzegu Sanu i zawsze wprawia mnie w zdumienie, widać go z pruchnickiego garbu, czyli z daleka, pozdrawiam serdecznie.
Magdo, w takim składzie uda się napewno, a która będzie oglądać? ta najmłodsza? ona też pomoże, np. malinki zgniecie w piąstce albo pogmyra paluszkami w serze. I myślę, że jeden to za mało, bo znika bardzo szybko, o miodzie tytoniowym nie słyszałam, ale napewno jest prawie w każdym słoiku z naszego regionu, słyszałam, że kozy lubią wszystko, nawet starą miotłę brzozową ogryzą, zimowity dziś widziałam, e, zima nie, jesień tak, pozdrawiam serdecznie całą piątkę wielopokoleniową kobiet i jeśli są męskie "rodzynki", to też pozdrawiam, pa.
Dzięki, Magdaleno, wcale mi nie przeszkadzasz, kiedy tak sobie łazisz po kątach, jesteś bardzo cichutka, a ze zdjęciami to mam pewien problem, za dużo ich robię i potem nie wiem, które wybrać, serdeczności.
Grey Wolf, jakie placki? smażone na patelni? na słodko? nie, nie Palikota, chociaż on też swoje imperium ma dosyć niedaleko, pozdrawiam.
Witaj, Teniu, zajrzałam do Ciebie tylko na chwilkę i co? pięknie spędzacie czas ze swoją ferajną, tytoń sięga tak trochę powyżej głowy, pewnie, żeby można było dosięgnąć ręką liści, a amarylis już wysypał nasionka, sucho jest, serdeczności.
Inkwizycjo, szykuję się na jesienne posadzenie malinek przy chatce, takich, co to teraz owocują i potem je się ścina, podpowiedz mi, proszę, jakąś odmianę. A na tyczkach i drutach rozciągnięty to tylko chmiel rosnący mi się kojarzy, tytoniowe liście nabija się na druty, wiesza na ramach i do suszarni, może to zapamiętałaś, też w dzieciństwie sypiałam na sienniczkach, pozdrowienia ślę serdeczne.
Oj, Olu, spóźniłaś się, zjedliśmy do okruszynki, ale po niedzieli piękę następny, bo domownicy zapotrzebowali, tego nie zabraknie, czasami niektórzy mają manię wielkości, chociaż zamkiem zadziwią świat, cieplutko pozdrawiam.
Piękne zdjęcia. A ta dziwna roślina to chyba dziki jałowiec.
no smażone..na słodko :)..może Szejk jakiś ;)
Grey, może nie szejk, ale mówi się o wysoko postawionych koligacjach rządowych i duchownych, znaczy ich potomstwie, he, he, czego to ludzie nie wymyślą, a może jest tam ziarnko prawdy?
no, komu będzie dobrze, jak nie władzy..białej czy czarnej ;)
Jak to, komu dobrze? nam jest dobrze, trzeba mieć skórę nosorożca, żeby bez szwanku przeżyć w tym gnieździe wrogów i pseudoprzyjaciół. Nasze chatki są najfajniejsze, nasze górki najpiękniejsze, nie wytrzymałabym tam chwili, w tym wyścigu, chyba jestem słabej konstrukcji psychicznej, wolę odpuścić, ot, słabota taka jestem, pozdrawiam serdecznie.
Nadrabiam zaległości w czytaniu. Doczytałam się o tytoniu i przypomniały mi się wakacje w Hebdowie pod Brzeskiem Nowym. Pomagałam przy obrywaniu dolnych liści. Po tej robocie włosy miałam pozlepiane. Nie było wtedy na wsi szamponu i myto mi włosy w żółtkach. Poszło na nie wiele żółtek, zanim odzyskały blask. :))
no, lepiej nie wkładać palca między drzwi :)..a na Gienka Loske idziecie?
Bożeno, zawsze trzeba było włosy ochronić, bo tytoniowa smoła zalepiała wszystko, już wyobrażam sobie, jak je szorowałaś, serdeczności.
Grey, a gdzie ten Gienek śpiewa?
to ta smoła trująca jeszcze..no w Przemyślu za tydzień..w jakimś Rock Pubie, bilety po 2 dychy :)
tzn. 16.09. :)
http://www.lastfm.pl/event/1934507+Gienek+Loska+w+Przemyślu
Wilku, na pewno trująca, to świństwo nie dawało się za bardzo zmyć z rąk, pastą BHP, piaskiem, mydłem szarym, płynem do naczyń, za bardzo nie pomagało, a jeszcze sok barwił skórę na brązowo, a nie wiem na razie, czy pójdziemy, pozdrawiam serdecznie.
Prześlij komentarz