niedziela, 19 lutego 2012

Ołtarz relikwii ...

Pięknie opisała Monika ze "Świat widziany oczami Moniki" Sanktuarium Matki Boskiej Bolesnej w Jarosławiu, a ja opiszę Wam jedną rzecz, która mnie niezmiernie zafascynowała w tym kościele ... ołtarz relikwii ...




Ołtarz ten jest prawdopodobnie jedynym tego rodzaju w Polsce. Choć swą strukturą architektoniczną - typową dla ołtarzy nie wyróżnia się spośród setek innych, stanowi jednak dzieło o niepowtarzalnym wyrazie i rzadko spotykanym charakterze. O jego unikalności decyduje zespół zgromadzonych licznie (prawie 200) relikwii męczenników i świętych, żyjących w czasach od III do XVII wieku. Ołtarz wykonany został w latach 1708 - 1709, już po pożarze świątyni w 1707 r., po którym dokonano rozbudowy kościoła i upiększono jego wnętrze. Ufundowany został przez jezuitę - ojca Wojciecha Rozborskiego. Oprócz szczątków kości w relikwiarzach znalazły się też fragmenty szat liturgicznych używanych przez Świętych oraz przedmioty z miejsc otaczanych czcią (np. gałązki czy kamienie z ogrodu Getsemani). Relikwie umieszczone w geometrycznych, przeszklonych polach na tle barwnych tkanin, pośród jedwabnych kwiatów, złotych spiralek, szlachetnych kamieni i szklanych paciorków opatrzone są banderolami z imionami Świętych.
Najstarsza część ołtarza ma pieczęć z datą "1639" ale większość świętych relikwii sprowadzono później, prawdopodobnie z Rzymu - na co wskazują imiona świętych oraz informacje z kronik jezuickich. Dodano kilka relikwii polskich świętych: bł. Wincentego Kadłubka, jeszcze wtedy błogosławionego Stanisława Kostki, oraz cząstki odzienia św. Wojciecha.






Z uwagi na katastrofalny stan zachowania i zatracony odbiór estetyczny, ołtarz w latach 60-tych, został złożony w pomieszczeniach klasztoru dominikanów - od 200-tu lat kustoszy jarosławskiej pojezuickiej świątyni. Ponownie "odkryty" w 1997 roku został poddany konserwacji i restauracji. Obiektowi przywrócono pierwotny wygląd, a nie zachowaną mensę zastąpiono nową, zaaranżowaną tak by wyeksponować przechowywane w dominikańskim klasztorze relikwie Św. Teofila. Było on czczony w kościele dominikanów w Czortkowie na Podolu jako patron rycerstwa kresowego. Jego relikwie, sprowadzone tam w połowie XVIII w. przez Joachima Potockiego, spoczywały w oszklonej i zapieczętowanej trumnie. Po II wojnie światowej z obawy przed profanacją zostały wywiezione do Jarosławia i obecnie znów zostały przywrócone do kultu.



To są właśnie szczątki doczesne św. Teofila, przyodziane w purpurowy płaszcz, zastanowiło mnie, że posiada pełne uzębienie, a może zginął w młodym wieku. Kości czaszki złapane misterną siateczką ...


Pośrodku w ołtarzu najstarszy relikwiarz, zaaranżowany na wzór oprawy księgi, z wyobrażeniem Chrystusa, na odwrocie data 1639.

Ostatnia konserwacja miała miejsce za przeora o. Wincentego Podlewskiego w 1891 r. Po upływie ponad. 70 lat (pomiędzy 1963, a 65) ołtarz został rozebrany z powodu dużych zniszczeń spowodowanych przez korniki. Na pewno ujemny wpływ wywarły czasy wojny, kiedy to kościół zajęli Niemcy zmieniając go w magazyn i koszary. Rozebrany i zdeponowany na galeriach bazyliki popadł w 40-letnie zapomnienie, to rozmontowanie poszczególnych części pociągnęło za sobą zniszczenie drewnianych połączeń, części konstrukcji, zniszczeniu uległy trumienki, które były w większości spękane, kasety na relikwie miały również spękane lub rozbite szybki, co wpłynęło z kolei na zniszczenie tkanin, jak i samych relikwii. W 1998 r. ponownie "odkryty", spotkał się z wielkim zainteresowaniem i podziwem, co też skłoniło do kolejnej konserwacji tego wielkiego i unikalnego dzieła sztuki, a przede wszystkim cennego relikwiarza.





Można go podziwiać i modlić się przy relikwiach tak wielu świętych, szczególnie pierwszych wieków. Należy tu wspomnieć chociaż niektórych.
Są tu święci, których wymieniamy w Litanii do Wszystkich Świętych, są męczennicy, dziewice i wyznawcy, tacy jak:
Stanisław Kostka, Polikarp, Gaudenty, Klara, Urban, Petronela, Sykstus, Aleksander, Maurycy, Wincenty, Innocenty, Placyd, Teodor, Alojzy Gonzaga, Sebastian, Konstanty, Filomea, Wiktor, Piotr meczennik i wielu innych.


To jedna z trumienek, kosteczki połączone drucikami, oplecione, w tle ozdobne tkaniny wyszywane drogocennymi kamieniami ...


... i tu też, trochę inna ...


... kosteczka św. Lucilli, myślicie, że to św. Łucja? ...nie uczyłam się łaciny ...


... św. Anastazy ...


Kult relikwii w chrześcijaństwie ma swoją długą, a nierzadko burzliwą historę, w znacznym stopniu wyrósł on z ludowej pobożności, która często była niezgodna z teologią. Ów kult sięga korzeniami IV wieku, kiedy zmarłych zaczęto grzebać jak najbliżej grobu męczennika, kiedy brakowało miejsca, groby opróżniano, a kości składano do wspólnej mogiły. Zaczęto również pielgrzymować do grobów męczenników i świętych ...


Miasta pozbawione swoich męczenników zaczęły sprowadzać relikwie, dzielono je i handlowano nimi, mimo, że zabraniał tego edykt cesarza Teodozjusza z 386 roku.
W V wieku na Wschodzie dzielono relikwie nagminnie, nie szanowano zakazu ekshumacji, powszechnym zjawiskiem stało się ich fałszowanie, dopuszczano się ich kradzieży ...


Wprowadzono tzw. relikwie "wtórne", drugorzędne, które powstały na skutek kontaktu z tymi pierwszymi, jak chociażby płótno, w które były zawijane.


Pamiętacie z "Krzyżaków" Sanderusa, Niemca urodzonego w Toruniu, który sam siebie nazywał "sługą bożym bez święceń", a kupczył relikwiami niewiadomego pochodzenia i odpustami.
A miał w swoim kuferku " ... kopytko osiołka, na tórym uciekała święta Rodzina do Egiptu i które znaleziono koło piramid ...pióro ze skrzydeł archanioła Gabriela, które podczas zwiastowania uronił ... dwie głowy przepiórek, zesłanych Izraelitom na puszczy ...olej, w którym poganie chcieli św. Jana usmażyć ... szczebel drabiny,  która się śniła Jakubowi ... łzy Marii Egipcjanki ... nieco rdzy z kluczy św. Piotra ...krople potu św. Jerzego, które wylał ze smokiem walcząc" ...


Z kultem relikwii związana jest głęboka wiara w orędownictwo, w określony rodzaj pomocy /duchowej, materialnej/, jaką wierzący człowiek pragnie wymodlić czy też wyprosić przy relikwiach danego świętego, czasami przygnieceni troskami, nieuleczalnymi chorobami tracimy wszelką nadzieję, okazuje się, że znikąd pomocy ... szukamy jej tu ...


To nie tylko materialny wymiar tego relikwiarza, podziw dla kunsztu, szlachetnego wyglądu, zacnego wieku; te szczątki doczesne świętych i męczenników prowadzą pewnie do praźródła wiary chrześcijańskiej, świętości, duchowości ...


Od 2001 roku możemy na nowo podziwiać ten piękny i jedeny w swoim rodzaju ołtarz, dla jednych zabytek, dla drugich miejsce pielgrzymowania ...


Pozdrawiam wszystkich serdecznie, dziękuję za odwiedziny i ciepłe słowa, wszystkiego dobrego, pa.


A dziś prawie wiosennie, wszystko płynie, ptaki kłócą się pogodnie, idzie pewnie wiosna!

Posiłkowałam się stronką www.jaroslaw.dominikanie.





piątek, 17 lutego 2012

Wyszły jelenie ...

Pojechaliśmy dziś na Pogórze.
Ja zeszłam z Maksem IV w dół, do chatki, żeby zostawić ptakom jedzenie, a mąż został na górze; może "czołg" puści?
Dobrze, że ktoś przetarł ślady, bo śniegu znowu dosypało sporo; ja pierwsza, a za mną czarna kulka; dzielnie radził sobie Maksio z zaspami śnieżnymi, tylko na długiej sierści łap i brzuszka tworzyły się śniegowe kulki.
Na dole nasze domostwo zasypane, ciche, nawet ptaki odfrunęły, ale skoro tylko zaczęłam wieszać słoninkę, słonecznik do karmnika, a smalec na wklejki, zaczęły pojawiać się ptaki.
Kolejno, najpierw ruchliwe sikorki, kowaliki zawisły na słoninie, dzięcioły pojawiły się nie wiadomo skąd, a sójki obległy jabłoń w oczekiwaniu. Nie odśnieżałam, taras cały zawiany, zaspy u wejścia do chatki, pod śliwką góra śniegu ... udeptałam tylko placyk na wysypanie karmy, pokrojonych jabłek ...
W chatce zupełnie znośnie, gdyby teraz rozpalić pod płytą, byłoby szybko ciepło ...


Wina odtajają w misce, obok zupełnie zamrożona cisowianka, ale kilka dni odwilży zrobi swoje, a na nią czekamy ...
Popatrywałam na łąki za potokiem, nie myślcie sobie; w pewnym momencie wyszło stadko ...


Najpierw było 5 sztuk, szły leniwie z prawego lasu do zagajnika po lewej ...


... za chwilę następny, zupełnie sam ...


... i dalej; kolejno wychodziły z lasu, jeden po drugim, naliczyłam ich pewnie z 11 sztuk. Podążały spokojnie, nazbyt spokojnie, bo może wypłoszył je ten ktoś, kto przetarł nam ślady na dół?


Skryły się w zagajniku ...



Ale czy tam są bezpieczne? nie miałam czasu śledzić ich, bo od zachodu szła kurzawica, trzeba wydostać się z psem na górę w tym kopnym śniegu ... i bardzo to męczące, bo droga zawiana równiutko ...





Wokół chatki zwały śniegu, dzisiejsze tropy lisa, który liczył na jakąś kość ... znajdzie ją dziś ...


Wawrzynek dalej zastanawia się, czy zakwitnąć? ale wróżę mu rychłe kwiatuszki, bo lada dzień będzie ciepło ...



... a na powrocie zauważyłam następne stadko, dużo poniżej ... zdjęcie zupełnie niudane, bo obiektyw wybrał sobie gałęzie drzew jako główną treść, dopiero za nimi majaczą jelenie; myślałam, że podejdę wyżej, to odsłoni się widok, tak! ale nie na to miejsce ...


Śpieszyliśmy do góry, bo od zachodu śnieżyca, droga prawie wyrównana śniegiem, zawiana ... jeśli droga będzie przejezdna, wrócimy tu zaraz po niedzieli, bo trzeba będzie ptakom dosypać jedzenia, bez względu na to, jak głęboki będzie śnieg ...


Nie widać już Kanasina nad Rybotyczami, bo sypie gęsty śnieg.
Na górze "czołg" grzeje się, ale jednak pompa dalej przytkana, nie wchodzi na obroty.
Mąż decyduje się prowadzić go do domu, do mechanika, ale może jechać tylko po w miarę płaskim terenie, jakiś podjazd pod górę nie wchodzi w grę, więc ja jadę główną drogą, a on objeżdża Przemyśl, kierując się na Bolestraszyce, omija Żurawicę, bo też spora góra ... wolniutko, "2-3" góra, więcej silnik nie pozwoli ...
a jutro do mechanika ...
Pewnie to były ostatnie przyjazne chwile na jazdę, bo świat cały w śniegu, zasnuty jakąś mgiełką, aż szeleści od tych płatków ...
I jeszcze z zaległości ...


... walentynkowe, cudne jabłuszko syna, które dostał od Agnieszki ...


... i te 26 pączków "tłustoczwartkowych" ... i chlebek pszenno-żytni, najlepszy na świecie, pachnący jak ten od mamy ...
A w domu cicho, nikt nas nie wita radosnym szczekaniem, gonitwą, nie kłóci się, że został zostawiony sam na czas wyjścia do sklepu, i Maksio jakby smutny, czas jest potrzebny ... na pocieszenie dla mnie i dla Was zeszłoroczna wiosna ... w zamian za te śniegi, mrozy, zawieje ...





... a to już tak niedaleko. Pamiętam jakąś chatkową imprezę, schodziliśmy po takim śniegu jak dziś, a za tydzień zjechaliśmy na dół samochodem osobowym, bo ciepły wiatr stopił śnieg i osuszył ziemię, może tym razem tak będzie? bo jest jakaś cykliczność w przyrodzie, tak mówią uczeni ...

Pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie, dziękuję za słowa pocieszenia i otuchy, jutro ostatki; super zabawy do białego rana życzę, bo my do podusi; wszystkiego dobrego pa.

I jeszcze trochę wiosny ...



czwartek, 16 lutego 2012

.....

.... nie ma już naszego Bigosika, odszedł tej nocy ...
Pewnie goni za Maksiem za Tęczowym Mostem...
Strasznie mi smutno ...

wtorek, 14 lutego 2012

Zabrałam kurom gniazda ...

.... przyszedł kiedyś do mnie, do mojej pracy, znajomy i mówi: Wiesz, widziałem fajny mebelek, ja nie mam gdzie go postawić, może byś zobaczyła, ale ... niosą się w nim kury ...- to było pewnie z 10 lat temu.
Zaszłam do do tego domu, w szopie stał "mój" mebelek, z wyokrąglonymi drzwiczkami, szufladkami, na półkach gniazda, na innych narzędzia, smary, oleje, a cały blat pomazany jakąś czarną mazią ...
W drzwiczkach brakowało szybek, fajne były, takie fazowane szkło, ale całość nie była jakoś specjalnie zniszczona, wzięłam za parę groszy ...dołożyli mi jeszcze owalną ramę, trochę wyszczerbioną, bo mebelek okazał się być toaletką z lustrem.
Lustro zniszczone mocno, trzeba było je srebrzyć na nowo, ale szkło też fajne, takie z fazą dookoła, nie dowiozłam go w całości do domu, tyle przetrwało, i pękło na pół na pace samochodu ... jejku! jak było mi żal!


Długo nad nim pracowałam, bo to twarde drzewo, pewnie dąb, te czarne plamy na blacie za bardzo nie chciały zejść i wtedy jeszcze nie miałam pojęcia o woskowaniach, przecieraniach, olejowaniach; pomalowałam lakierem Levis w ciemnym kolorze, żeby wszystko ujednolicić, a przede wszystkim odciąć śmierdzące wnętrze szafki, które mimo szorowania, woniało dalej ... malowanie pomogło ...


Po obu stronach szafki były jakieś podwyższenia z szufladką i dziwne, puste miejsca w ramce, koleżanka z firmy kamieniarskiej dorobiła mi marmurki do włożenia w brakującą powierzchnie, wszystko nabrało wyrazu ...


... a pan szklarz dorobił lustro do ramy, której wkleiliśmy brakujące fragmenty, a do szafki wstawił szybki z trawionego szkła, mówił mi, że to stare, niemieckie szkło i zainkasował więcej, niż ja za szafkę, a niech mu tam!
I tak sobie stoi ten mebelek w naszej sypialni, w przepastnych półkach trzymamy dokumenty, zdjęcia, różne inne szpargały, szufladki kryją drobiazgi; chyba zrobił tę toaletkę solidny rzemieślnik, pewnie i nas przeżyje...

A za oknem Ponury Gustaw wybiera się na łowy ...


... łazi po pergoli, straszy ptaki, strąca śnieg ...


Kiedyś rano wyszłam dorzucić ptakom do karmnika, wśród iglastych, zielonych gałęzi napotkałam czyjś wzrok, jeszcze bardziej zielony, a to Gutek, tam też się zasadza. I chcę Wam powiedzieć, że kilka dni temu przyniósł pod drzwi na tarasie dużego ptaka w pysku, wyskoczyłam do niego, ptak zaczął krzyczeć, krzyknęłam i ja, wypuścił go z pyska, a ptak rzucił tylko piórami i uciekł na drzewo. Tego kosa zauważyłam, a ile nie widzę ... rozbójnik jeden ...


Wrony też przylatują co rano do ogrodu, i sroki ... jak one z wysoka potrafią zauważyć, że coś tam leży i nadaje się do jedzenia... przylatują takie oszronione, spopielałe od mrozu, myślę, że każdy porwany kęs pozwala im przetrwać następną noc.


Wczoraj pojechaliśmy z synem do chatki, o jeden dzień za późno, wszystko było zjedzone, a sikorki czekały ... skoro tylko wystawiliśmy jedzenie, od razu pojawiły się dzięcioły, i sójki, i kowaliki zsuwały się po pniu głową w dół ...


... tu na kawałku słoniny w zupełnej zgodzie dzięcioł i sikorka i wcale sobie nie przeszkadzają.
Pisałam ostatnio, że w chatce coś tak fajnie pachnie owocami.
Stało sobie pod blatem wino jabłkowe, domowej roboty, dobre w rozcieńczeniu z wodą mineralną przy upałach, albo na grzańca ... mróz wypchał je przez korek, jak i dwie inne butelki wina na stojaczku, zakupione gdzieś na Słowacji, a butelka cała .. wstawiliśmy to wszystko do miski i niech czeka na rozmrożenie ...


Czuło się pod chatką cieplejsze tchnienie, śnieg odbijał słońce i wcale nie marzły ręce, ale "czołg" stoi nadal, jednak pompa paliwowa będzie do czyszczenia, trzeba go podholować do domu, może na "2" pojedzie trochę po równym, na więcej nie pozwolą obroty.


Wszędzie tropy zwierząt, wydeptane ścieżki, przy drodze rozgrzebane łachy śniegu i wyjedzony zielony barwinek, pewnie sarny tam ucztowały ...


Syn podążył do góry sam, bo ja przecież jeszcze muszę zdjęcia popstrykać, a trochę łapie mnie zadyszka w tym kopnym śniegu ... i powoli sunę za nim.


Byliśmy dziś z Bigosem u weterynarza, boli go brzuszek, wymiotuje, jest smutny, śpi, myślałam, że to jakaś niestrawność i przejdzie mu, na razie są zastrzyki, dużo spokoju, oby mu się poprawiło.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie, dużo słońca życzę i dzięki za wszystkie dobre słowa, pa.