Dziękuję pięknie za wszelkie życzenia, Ani za trud rozszyfrowania tajemniczej tkaniny, a wszystkim za obecność tutaj, pozostawienie kilku zdań, bo wolałabym odpowiedzieć każdemu z osobna ... to swoista rozmowa ...
Tak wstaje dzień za naszym oknem. Okna jeszcze gołe, ale zmontowaliśmy już karnisze ... ojoj! karnisze to wielkie słowo, po prostu patyki kupione w markecie budowlanym, do tego deski i zmyślnie wycięte podstawki ... przy okazji powstały nieduże półeczki na kolejne "durnostojki":-)
Maniu, firaneczka dzierga się jak należy, za chwilkę powstanie pierwsza ... to nie wymyślny wzór, posiłkowałam się tym, bo akuratnie takie firanki wpadły mi w oko w knajpce. w Słonnem przy okazji rajdu kolejką wąskotorową, i nawet zrobiłam im zdjęcia ... i obowiązkowo na szeleczkach.
Nie będą długie, na pół okna, ot! tylko zaznaczenia, jakby prawie same ząbki:-) Te są maszynowe, zszywane, moje będą odrobinę ładniejsze ... myślę:-)
Koniec roku pożegnaliśmy w przemiłym towarzystwie, chociaż krótko. Blogowe kontakty owocują przemiłymi znajomościami ... bo gdzież dane byłoby nam się kiedykolwiek spotkać, poznać, porozmawiać. W nocy obudziła nas kanonada strzelających petard, ogni, od Makowej tak niosło, że oddawało podwójnym echem w lesie ... biedna zwierzyna, nie ma spokoju.
Mąż zamontował zakupione ostatnio w klamociarni lampy ... szperamy po tych starociach, wyciągamy ze stosów na półkach różne rzeczy, bo do takiej chatki ciężko wybrać coś w sklepie ... ilość wzorów, zawieszonych u sufitu i wybranie coś z nich do nas przerasta moje możliwości i wywołuje odruch ucieczki:-) ... i jeszcze te ceny .... A zatem ... tadam!
To pierwsza lampa do nowego pokoiku, z malowaną w kwiatki kulką ... mamy już podobną w kuchni, a także w domu stacjonarnym ... i taki wzór nam odpowiada.
I druga ;;; kinkiecik przy lustrze w łazience ...
A zatem, fajanse, panie, fajanse!
Jeszcze przydałaby się jakaś nieduża jako główne oświetlenie w łazience, ale wszystkie klamociarnie w okolicy wyszabrowane przez nas ... poczekamy cierpliwie na następna okazję.
Wreszcie ruszyliśmy trochę w teren, w stronę Posady Rybotyckiej, bo tam mieliśmy jeszcze coś do spenetrowania ... Ania ze Stefanem opowiadali nam o jakichś ruinach przy krzyżu, a także pogranicznicy (pozdrawiam serdecznie) ... położyło już wysokie trawy i spokojnie można było dostać się do widocznej z drogi kępy drzew.
I rzeczywiście ... już z daleka widać resztki murów jakiejś ogromnej budowli, pozostałości zastawek jakby ... może kiedyś płynął tędy Wiar ... ponoć stary młyn, ale te rzeczy utwierdziły nas w przekonaniu, że to najpewniej tartak ... może wodny, może na parę ... piły tarczowe, zżarte przez rdzę, ktoś je znalazł i wydobył na świat ...
Próbowałam coś poszukać w necie, ale jakoś nie natrafiłam na ślady informacji, może ktoś z osób znających teren i historię podpowie coś? A mróz kąsał po gołych rękach coraz bardziej, więc pozostało nam jeszcze poszukanie cmentarza przy cerkwi św. Onufrego ... no powiedzcie sami, wschodnia elewacja jak twarz z zamkniętymi powiekami ...
Byliśmy tu tyle razy, a nigdy nie chciało nam się zanurzać w bujnych zielonościach, porastających zbocza ... teraz widać wszystko dokładnie, pokonać tylko zamarznięty potok, wspiąć się starym, wiejskim traktem i już ...
Wysokie graby znaczą granice cmentarza, a raczej jego żałosne resztki ... położenie piękne, na zboczu z południową wystawą ... miejsca smutne, dobrze, że chociaż z krzaków oczyszczone ...
Przechodząc do kolejnych pozostałości po nagrobkach, mamy świadomość, że pod naszymi stopami groby, wiele grobów, bo to była kiedyś wieś z około 100 domami, ponoć w mrokach dziejów osiedlono tu jeńców tatarskich, mieszkali Cyganie ... wszystko zmieniła II wojna, wysiedlenia ... zabudowania spaliła UPA ... teraz tylko kilka domów. Właśnie młoda mama wyszła ze swoimi dziećmi na spacer, starsze ze sankami szoruje po tych mizernych śladach śniegu, młodsze na rękach, dzieci ciepło ubrane, buzie jak piwonie od mrozu ... zdrowe hartowanie ...
Lekko sypiące płatki śniegu w prześwitach nieba wyglądały jak sztuczny śnieg z dmuchawy na stoku narciarskim:-) Zresztą mijały nas samochody z obcą rejestracją, ze sprzętem narciarskim ... ponoć Arłamów ma naśnieżony stok, a ludzi na wypoczynku w nowym hotelu niemało.
Mróz malowniczo osadza szadź na drzewach, Pogórze wygląda wtedy bardziej zimowo ... ale śniegu mało. Już dziś tęgi mróz bierze w łeb, wczoraj było - 21 ... ponoć po takich mrozach przychodzą opady śniegu ... a niech przychodzą, oby nie za duże:-)
Wiar skuty lodem, chrupie głośno pod kołami na przejeździe przez płyty, a woda pod spodem bełkocze wesoło. Mróz unieruchomił nam także "czołg", złapało paliwo w przewodach gdzieś po drodze ze zbiornika, a że nie mamy ogrzewanego garażu, czekamy na ocieplenie ...
Ptaki okupują karmniki ze słonecznikiem, kosy wyjadają owoce z kompotu, pokrojone jabłka, a po ogrodzie przechadzają się dumnie bażanty, po nocy spędzonej w gałęziach wysokich drzew ... przed lisami się chronią. A wiecie, że na Pogórzu nigdy nie spotkałam bażanta? może ich tu nie ma, a może po prostu nie miałam szczęścia:-)
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, trzymajcie się ciepło, pa!
P.S. Jest lepiej, syn coś pozmieniał, poprzestawiał i przynajmniej mogę teraz odpowiedzieć na komentarze w poprzednim wpisie.