Kiedyś były to drogi szutrowe, tudzież błotniste, a teraz wszystko pokrywa asfalt, offroadowcy wyrażają swój głęboki żal, że zepsuli im wspaniałą zabawę, bo co to za przyjemność jeździć po asfalcie, przenieśli się w inne tereny, albo w góry Ukrainy.
Wyruszyliśmy w połowie nocy piątkowej, już w Miejscu Piastowym zatrzymał nas wypadek drogowy, korek, trzeba było objazdem przez Krosno, szybko przez Słowację i świtem powitały nas góry Tokaju na Węgrzech.
Kierunek Oradea, rumuńscy celnicy sprawdzają tylko dowód osobisty i dokumenty samochodu, od razu zmienia się wygląd miasteczek, dróg, mnóstwo wałęsających się psów i wcale wszystko nie przebiega tak, jak sobie zaplanowaliśmy. Tłok w miastach, następny wypadek po drodze i staliśmy w wielokilometrowym korku, a czas płynął, późnym popołudniem powitały nas góry, wyruszyliśmy z miasta Sebes na Transalpinę ...
... najpierw drogą wijącą się w głębokiej dolinie, wykute w skale przejścia, rozkopane wszystko, żeby zebrać wodę sączącą się pod asfalt i powodującą osuwiska ...
... cudne lasy dookoła, buki już lekko zmieniają kolory, spadają liście i furkocą za samochodem ...
W środku przepastnego lasu wychodzą krowy na drogę, pewnie zgubiły się, nie, okazuje się, że kawałek dalej jest tymczasowa koliba, gdzie siedzą pasterze, jak oni pozbierają potem te zwierzęta w stado?
Bystre potoki górskie złapane są w tamę, przy drodze piękne jeziorka, trochę wędkarzy, mało ludzi, mąż tylko wetchnął: Ale bym tu posiedział!
Pogoda była przepiękna, chociaż rano miałam obawy co do widoczności w górach, bo siąpił deszcz, potem zbierały się chmury, ale przy tych odległościach wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie ...
Chyba konie też pomagają przy pracy, a może są przy stadach bydła, ten ostatni osobnik był strasznie "zmęczony", ledwie smyczył się za swoimi towarzyszami ...
... przy drodze oślica karmi swoje wyrośnięte dziecko, nie przejmując się przejeżdżającymi samochodami.
Cały czas wokół lasy, no gdzie te przepiękne połoniny, cośmy to naoglądali się w internecie? nagle droga zaczęła piąć się ostro pod górę, serpentyny, ostro, ostro i nagle wyjeżdżamy poza granicę lasu ...
Pasterze wypasają swoje owieczki, w towarzystwie wielkich psów.
Tak, to już! Ale zaczyna lekko ściemniać się, chmury od zachodu wyglądają groźnie ...
Jesteśmy na przełęczy Urdele, 2145 m n.p.m. ...
,.. a te góry, to pasmo Parang ...
Trzeba było uczcić to wydarzenie, kubkiem ciepłej herbaty z termosu, zaczynało wiać, temperatura spadała szybko ...
,... i poszukać miejsca na nocleg, ściemniało się gwałtownie, zjechaliśmy trochę niżej.
Tutaj można rozbijać namiot, gdzie się chce, nikt nikogo nie ściga z tego powodu, zjechaliśmy odrobinę z drogi na łąkę, rozkładamy namiot, aha! nie wbije szpilki w ziemię, choćby płakał, sama skała. Wiatr szarpie coraz mocniej, egipskie ciemności nie ułatwiają zadania, cisnęliśmy namiotem do bagażnika i nocleg w samochodzie. Tylko głowę przytuliłam do poduszki, zasnęłam ...
Poranek obudził się przepiękny, za oknem samochodu, przesuwały się jakieś cienie, to pasterze przepędzali swoje stado na "naszą" łąkę, a potem wracali. Mówili coś do nas, uśmiechali się, ale zrozum tu człowieku ten niechrześcijański język, odpowiedzieliśmy tym samym, rozkładając szeroko ręce: Nie rozumiemy!
Oddalają się do swojej koliby, starsze kobiety z długimi kijami, szczuplutkie, żylaste, nadążyć za nimi byłoby ciężko, został tylko pies, który z równym entuzjazmem zjadł kawałek kiełbasy, jak i sernika z malinami. A ten krzyżyk to kolejna ofiara wypadku, takich przemnóstwo przy drogach, bo rzeczywiście jeżdżą jak wariaci, ryzykancko ...
A dużo poniżej, w miejscowości Ranca, buduje się górski ośrodek, narciarski też, bo stał wyciąg z tej strony gór, jak tu w zimie dojechać tą wstążeczką asfaltu, przyklejoną do przepaścistego zbocza, bez barier ochronnych?
Zawróciliśmy w góry, wysoko na Urdele, wczoraj mało widzieliśmy, bo szły chmury i było ciemnawo, a dzisiejszy poranek przepiękny ...
... tylko patrzeć ...
... omglone, głębokie doliny ...
Stado owiec z góry wygląda jak garść pestek dyni rzuconych na strome zbocze ...
Górskie jeziorko cudnej urody, wypływa z niego potok, który potem wije się przez całą dolinę, z góry strach pochylić się nad przepaścią, żeby zrobić mu zdjęcie ...
Czyją ręką namalowany jest ten obraz? chwilami wydają się te góry nierealne ...
A ja cały czas piję herbatkę, w takich okolicznościach przyrody ...
Już są poustawiane zakazy, nie wolno tak niszczyć połonin! żądni wrażeń offroadowcy mają w nosie przyrodę ...
Trawa na połoninach równiutko przystrzyżona przez owieczki, krowy, jest wypasana przez cały sezon, te górskie łąki mają zupełnie inny wygląd niż u nas ...
Ktoś ułożył kamyki na skale, jak w Himalajach ...
Zjeżdżamy w dół, opuszczamy te urokliwe miejsca, surowe w swym pięknie, do zbocza przytulony dom, ma piękną bryłę, dach pokryty ichnim gontem, aż żal, że tak niszczeje ...
Przez dolinę z maleńkimi osadami mkniemy dalej, potoki spiętrzone w jeziorka, domki wypoczynkowe nad nimi, senny poranek, nikt nigdzie się nie spieszy, można tu wypocząć, o ile ktoś poszukuje takich miejsc.
Z głównej drogi wjeżdżamy w następną trasę, Transfogarską, jedziemy przez maleńkie wioseczki, widzieliśmy wóz zaprzężony w woły, z jarzmem na rogach, i smagłych mieszkańców zbierających owoce leśne, jeżyna czarna obrodziła, dzika róża też. A w małych domach widać wpływy tureckie, okna w kształcie maleńkich minaretów, ozdobione, podcienie wsparte na kolumienkach, zupełnie inaczej niż u nas i chyba bieda. A może są szczęśliwsi, żyją prosto, jedzą prosto, zajmują się swoimi pracami ...
Droga przyczepiona do stromych zboczy ...
Momentami zamykałam oczy ze strachu ...
Na górze ruiny zamku, Drakula tu mieszkał, tak mówią ...
... potok płynie przez jakąś zmyślną ścianę, jak mur zamkowy.
Długo kręcimy brzegiem ogromnego zbiornika wodnego, a potem wjeżdżamy w Góry Fogarskie ...
Wysokie, groźne, strome ...
Droga przebiega pod takimi konstrukcjami betonowymi, płynie z nich woda, wyłapuje spadające skały ...
Widok z góry, wszędzie piknikujący Rumuni, lud koczowniczy, przez 5 dni zamknięci w domach ruszają w czasie wolnym na łono natury, aby chociaż zjeść posiłek na trawie ...
,... goszczą się przy grillach, robione są sałatki, przypiekane to i owo, mało jest wędrujących z plecakami. I wszędzie kręcą się psy, zawsze coś zostanie do zjedzenia, bo resztki wyrzucane są obok ...
Z ogromnej wysokości spada woda ...
,... taki widok fascynuje ...
Zakupiliśmy różne sery, wędzone i takie o smaku bryndzy, słone, na stoisku leżały białe płaty, myśleliśmy, że to naleśniki, a to jakoś przyprawiona skóra wieprzowa, pocięta w paseczki do skosztowania, nie odważyliśmy się ...
Tunel długości kilometra, zamykany na zimę wielkimi stalowymi wrotami, wykuty w skale, ale wewnątrz pokryty betonem, wszędzie sącząca, kapiąca woda ...
... i już jesteśmy z drugiej strony góry, droga opada zakosami w dół ...
Puszka od coca coli kursuje w obie strony ...
Zaczynają napływać chmury, ale gdzieś szybko wiatr je rozwiewa ...
U podnóża stacja kolejki, w tle znowu wodospad spada ze ściany ...
Byliśmy już głodni, stały wszędzie stoiska z jedzeniem, zaintrygowało mnie, co to jest ...
Nawijali białe płaty na takie stożki, potem grillowali, myśleliśmy, że to może jakieś mięso a może skórki wieprzowe? Ktoś podszedł, kupił, zaczął jeść, kupiliśmy i my, a to płaty ciasta na słodko, posypane cukrem i opiekane na ogniu, cukier karmelizował się, ciasto rumieniło i było to pyszne.
Zjechaliśmy na równinę, ostatnie spojrzenie na góry i czas wracać, trzeba dojechać bliżej granicy i noclegu poszukać ...
Misteczka, osady są oplątane siecią kabli,wzdłuż ulicy, w poprzek, w słońcu lśnią jak pajęczyny ...
Drżyj, Ameryko, pod bokiem wyrasta ci młoda konkurencja!
Wieczorny posiłek, w tle melodyjne dźwięki, to cykady. Tak jechaliśmy, jechaliśmy, aż zajechaliśmy na Węgry przed pólnocą, nocleg w samochodzie nad zbiornikiem wodnym, poranek znowu słoneczny, wstawaliśmy przed 6, tak jak w domu, i dalej w drogę ...
Śniadanie przy polu prosa, u nas chyba nie sieje się już tego zboża ...
... a na polnej, piaszczystej drodze kwiatuszki, które my sadzimy w ogródkach.
W Tokaju zahaczamy o piwniczkę, jak nie kupić wina w zagłębiu winnym? Słowacja, wybraliśmy drogę na Medzilaborce, to miasteczko od Andy Warhola. Po drodze Krasny Brod, ruiny monastyru bazylianów, zatrzymaliśmy się rozprostować nogi ...
... a obok wybudowany nowiuśki, kolorowy klasztor ...
... niczym zakłady Gerbera.
Przez Palotę, i już Beskid Niski, przez Cisną do Przysłupia na pstrąga smażonego, w oddali Smerek ...
Ostatnie letnie dni, duży ruch na obwodnicy. Po drodze wstąpiliśmy do naszej chatki na Pogórzu, był tam syn ze znajomymi, zabraliśmy nasze psy i do domu. Gutek pod naszą nieobecność dostał obróżkę z dzwoneczkiem, żeby ptaki odstraszać, i inne zwierzęta też, słychać go, jak łazi po ogrodzie.
Byliśmy mocno zmęczeni, sen przyszedł nie wiadomo kiedy, a pod powiekami obraz tamtych gór, wrócimy tam na pewno, to było rozpoznanie terenu. Pokonaliśmy te góry samochodem osobowym, osłuchaliśmy się piosenek z zaśpiewem tureckim, usiłowaliśmy zrozumieć, co mówią w radio i do nas, ale nijak nam to wychodziło, a na początku obawiałam się, czy przejedziemy? ale nie jest źle, jeśliby ktoś chciał pojechać, to nie musi być 4x4.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich, dzięki za ciepłe słowa, słoneczka dużo życzę, i grzybów, pa.
35 komentarzy:
Marysiu- JESTEŚ NIESAMOWITA! Gdzie Cię tam pognało do kraju Draculi?! Ale widoki cudne!!! Nocą pewnie wilkołaki wychodzą...
Boska wyprawa!!!
Wiesz co - Ty to jesteś baba niedo...niedozajechania...Czy Ty na pewno nie masz zielonej krwi? Bo podejrzewam, żeś kosmitka..Ja wiem, że bywają kobiety aktywne, ale nawet one nie mają takiego pałera..Ja się zaczynam Ciebie bać :)
Jednym słowem śladami Stasiuka podróżujecie :) Świetna wyprawa, pozdrawiam!
Już brak słów! Gdzież Was poniosło? Krainy nieeesamowite.
Jeszcze trochę i większość Twoich czytelników poczuje się jak zgrzybiałe staruszki, które tylko po bułeczkę do najbliższego sklepiku, dreptu dreptu ...
Jest w tych krajobrazach jakaś dzika ponurość, którą bardzo lubię. I owieczki, owieczki cudaśne!
Nie życzę Ci siły i energii, bo mogłabyś odlecieć w kosmos.
Wszystkiego dobrego Marysiu!
Jakże Ci zazdroszczę tych wrażeń z wyprawy. Widoki przecudne. Brak mi słów. Pozdrawiam
oooo! czytałam i oglądałam z zapartym tchem! i teraz szarpie mną dzika zazdrość:)! też tam chcę:)! Mario, to znaczyże wyprawa zajęła Wam 3 dni? dobrze zrozumiałam tekst:)?
niesamowita wyprawa...:)
W imię Ojca i Syna.....jak zobaczyłam te dzikie tereny to mnie zatkało...szacun za pasję i samozaparcie...nie pojechałabym za żadne skarby, jakoś się ostatnio domatorką stałam. Wolę wpaść od czasu do czasu na bloga do Ciebie Mario hihi.
Niesamowite! Wybacz lakoniczność wypowiedzi, ale mnie z wrażenia przytkało i słów zbrakło...
Ha, Lusi! o tym marzyliśmy od wczesnej wiosny, jest inaczej niż u nas i pięknie, a o wilkołakach zapomniałam pomyśleć, bo już spałam zmęczona siedzeniem obok kierowcy, serdeczności.
Malaalu, napaśliśmy oczy do przyszłego roku, pojedziemy, ale na dłużej, pozdrawiam.
Gocha, nie jestem kosmitką, byliśmy bardzo zmęczeni, mąż cały czas za kierownicą, ale warto było, pozdrawiam Cię serdecznie.
Maniu, właśnie ta prowincja mnie kusi, te zapadłe wioseczki, gdzie ludzie wcale nie potrzebują nowoczesności ani wielkiego świata, pewnie tak, śladami Stasiuka. I zobaczyłam wielkie podobieństwo w tych osadach wiejskich na Słowacji, z boku głównych tras na Węgrzech, jak i w Rumunii, serdeczności.
Magdo, to był ostatni dzwonek na wyjazd, tak prawie z dnia na dzień, pogoda ustabilizowała się, urlopowicze zjechali do domów, myśleliśmy, że jakiś szczycik może zdobędziemy, ale zupełnie nie było czasu. Krajobrazy przecudne, groźne wieczorem, a zupełnie inne w porannym słońcu, jakieś takie nie z tej ziemi. Przy każdym stadzie pasterz z długim kijem i dużo dużych psów, długo w noc i już od świtu, pewnie przy stadzie nocują, i Tobie, Magdo, dobrego, pozdrawiam serdecznie.
Ankoskakanko, wrażenia niezwykłe, milion zdjęć, bo każdy kamyk wydawał mi się wart uwiecznienia, widzieliśmy koczujących Romów w lesie, pod foliowymi namiotami, chyba pracowali sezonowo w lesie, z rodzinami, dziećmi, zwierzętami, taki współczesny tabor, ale widok przygnębiający, nawet przykro było mi pstryknąc im zdjęcie, bo wydawało mi się, że wtrącam się w ich życie, pozdrawiam serdecznie.
Kyjo, wyjechaliśmy z czwartku na piątek, prawie o północy, a w niedzielę w południe byliśmy już w Bieszczadach, czyli niecałe 3 dni, ale nie polecam nikomu takiego maratonu, zwłaszcza męża mi żal, cały czas za kierownicą, bo na mapie to wydawało się blisko, a w rzeczywistości to spore odległości do przejechania w trudnych warunkach drogowych, chociażby z jednej trasy na drugą, przydałyby się jeszcze 2 dni. Ale polecam taką wyprawę, naprawdę warto, ludzie przyjaźni, pogadać można na migi, już myślimy o przyszłym roku, pozdrawiam serdecznie.
Węszynosko, i nas zatkało, w pewnym momencie przestaliśmy rozmawiać, jak patrzyłam w dna przepaści z wijącymi się drogami, to żołądek wiązał mi się w supeł, ze strachu, barierki ochronnej nijakiej. E, tam, wyjechałabyś, tylko Ty masz dużo obowiązków i musisz być obecna, mnie też ciężko było ruszyć, sama miałam takie dziwne obawy, ale poszło, pozdrawiam serdecznie.
Asiu i Wojtku, aż czuję się strasznie dzielna, jak piszecie mi takie słowa, potem popatrzyłam na powrocie na nasze połoniny, piękne przecież i takie malutkie mi się zdawały, i niskie, wrócimy tam, jak dobry los pozwoli, w przyszłym roku i na dłużej, może w inne miejsca i powłóczymy się, serdeczności.
Uwielbiam bałkańskie klimaty. Ciągnie nas tam. Następny wyjazd chcielibyśmy uskutecznić właśnie do Rumunii. Bo wszędzie indziej to już chyba komercja...
Ta wyprawa Wasza ma w sobie tyle egzotyki, zupelnie nie europejskiej, wyglada jakbyscie gdzies sie wloczyli po Ameryce Poludniowej. Tez czytalam relacje z pewna doza zazdrosci, by taka przygoda sie udala to musi chciec ja dwoje, wiec dobraliscie sie wspaniale.Ja tez mam taka dusze wedrowca! Serdecznie Was pozdrawiam
Noo!! Zamek Draculi jest w miejscowości Bran. Zeszliśmy tam onegdaj przy okazji pobytu w Górach Bucegi - to bardzo blisko Brasova nie tak wysoko jak Fogarsze, ale szczyt Vf Omu ma ponad 2500m. Na Góry Fogarskie zabrakło nam czasu. Osobiście ciągnie mnie w Bukowinę rumuńską. Jakby co to zawsze pomaga zwrot "nu incelet" czyli nie rozumiem.
Wyprawa przecudna, brat Tomka co roku wyrusza na takie wyprawy, oni jeżdżą autami terenowymi, po takich górach i błotach, że aż nie do wiary. Właśnie wrócił z Gruzji, po drodze zaliczył też Turcję. Przemknęło nam przez myśl, żeby się do nich przyłączyć, ale nie ma komu gospodarki powieżyć. Wrażenia niezapomniane, zmaganie się z przyrodą, spanie gdzie popadnie i te widoki. Marysiu miła dzięki za te zdjęcia i relację i za rok ruszajcie Waszym czołgiem, tylko do takiej wyprawy trzeba mieć towarzyszy, ślę buziaki takie wieczorne :)
Asiu, na pewno komercja, a tu, w tych oddzielonych górami dolinach życie płynie sobie swoim odwiecznym rytmem, pozdrawiam.
Grażyno, dla mnie to też była nowość, bo zazwyczaj chodziłam po naszych górach, tak, lubimy te łazęgi z mężem, pozdrawiam serdecznie.
Siedzibo Nawojowska, wiem, że to nie ten, ale stoi reklama przy drodze, że niby Drakuli, chyba dla przyciągnięcia turystów, i idą ludzie do góry. Planujemy wypad w przyszłym roku na Ukrainę i przejazd do Rumunii, paszporty zrobimy, "czołg" przystosujemy, wyremontujemy, tylko nie możemy pozwolić sobie na dłuższe pobyty, dzięki za nauki, bo to był mój "pierwszy raz", a mąż jeździł w dzieciństwie z rodzicami do wód. Nam bardziej podobały się góry Parang, mniej ucywilizowane niż Fogarskie, pozdrawiam serdecznie.
Jolu miła, my pojechaliśmy "na razwiedku", zobaczyliśmy, powąchaliśmy, czym to pachnie, trochę wiemy, jak przygotować się dalej, po takich strasznie trudnych terenach nie będziemy, bo ja jestem bojąca.
Wolę patrzeć, niż grzebać się z błot, a domek mieć na grzbiecie, jak ślimak i przemieszczać się, myć się w potoku, palić ognisko, patrzeć nocami w niebo, które jest trochę bliżej, jakoś tak romantyczniej podchodzę do tych męskich wypraw, nie tylko sama adrenalina. Serdeczności na Jaworzyny ślę, z ciepłym wieczornym powiewem, pa, Jolu.
Niesamowite wrażenia nawet z samego czytania. Gratulacje pomysłu na wyprawę!
Osły to osobliwy temat dla kierowcy.
Zdjęcia świetne!!!
Mażeno, nigdy nie widziałam osłów i były dla mnie osobliwościa, chodziły takie smutniaki stadami po drogach, pewnie czyjeś, a ten nasz pomysł to trochę wariactwo, za krótko, serdecznie pozdrawiam.
Witaj Marysiu! Na przepiękną wyprawę mnie zabrałaś i jakże niespodziewaną:) Fantastyczna "egzotyczna" podróż, trochę Ci zazdroszczę, że możesz tak "z marszu" ruszyć w nieznane:) Piękne zdjęcia, ciekawe miejsca, wrażenia pewnie niezapomniane! Dobrze mieć takie kumpla na wyprawy...Pozdrawiam i życzę Ci a właściwie Wam, jeszcze wielu tak interesujących wypadów:)Trzymam kciuki za kolejne!
Witaj,
przepiękne krajobrazy pozamykałaś w swoich zdjęciach. Z opisu wnioskuje, że z wyjazdu jesteś bardzo zadowolona. Jak zawsze przeczytałam te fascynującą opowieść jednym tchem.
Pozdrawiam serdecznie M
Oczywiscie takie wypady najlepsze..czasami maja dreszczyk emocji , czasami głupoty , jak przeanalizujemy co robilismy ..:) ale to jest piękne! Ah , przede mną krótką wyprawa w Bieszczady ..juz nie mogę się doczekac..a Twoje zdjęcia , wspomnienia tylko mnie natchnęły do wybrania się nieznane tereny . Pozdrawiam
re: odpisałam u siebie, ale pisze i tu mysle ze jakie 12-15 szt, trzeba miec, wszystko zalezy od cytryn..
ależ pięknie, przepięknie...i te góry, i ten osiołek i serpentyny dróg, a język węgierski jest cudny...nijak nie ma powiazania ze swiatem- istny kosmos- ten węgierski jezyk
Guga, dla mnie też niespodziewana, prawie z biegu, wiele spraw jest uzależnionych od zdrowia mojej mamy.
Tak, wrażenia niezapomniane, a za kumplem-mężem idę jak w dym, jest niezawodny i nie nudzimy się, pewnie bedą jeszcze jakieś wypady, pozdrawiam Cię serdecznie.
Margarytko, te zdjęcia to tylko część, reszta poczeka na zimowe wieczory do oglądania i wspominania, tak, jesteśmy zauroczeni tymi górami, i zadowoleni, że udało się, cieplutko pozdrawiam, pa.
Mona, miałam wiele obaw, ale machnęłam ręką, przecież trzeba się kiedyś odważyć, a że trochę późno, to nie szkodzi, tym bardziej chłonę to wszystko. Dobrze, że jedziesz troszeczkę później w Bieszczady, nie będzie ścisku, będziesz wędrować po górach? a może trafisz na przebarwianie się buków, jest na co popatrzeć, serdecznie pozdrawiam.
I dzięki za przelicznik cytrynowy.
Kurko, i węgierski, i rumuński, skąd wział się taki łamacz języków w środku Europy? I pięknie było, zapierało dech, serdeczności ślę do Kotliny.
Kochana my w takie miejsca popularne jak np. Bieszczady zawsze jezdzimy po sezonie..lub przed ..Pamietam Zakopane ..5 grudnia..spokój cisza..a ceny noclegu ty ustalasz :) ..a nad morzem Bałtyckim jesienia spokój ,piekne fale i mnóstwo jodu , które zwala cie z nóg..tak lubię :)
Wspaniała wyprawa, pięknie opisana i zilustrowana. Bardzo, bardzo was podziwiam za "chcenie" i jego realizację. Pozdrawiam.
no proszę, niczym Beata Pawlikowska ;)..te konstrukcje nad drogami to głównie przed lawinami chronią..trzeba by się przenieść do tamtej chatki pod wzgórzem :)..na 3 dni to ja bym się tak daleko nie wybrał, przynajmniej na miesiąc :D
Mona, bo Ty mądra kobieta jesteś, pozdrawiam.
Antonino, a tak nosi nas, dopóki jeszcze zdrowie w miarę dopisuje, przedtem nie było czasu, jak jest praca u siebie, to nie ma urlopów, zawsze coś, a teraz nadeszła pora troszkę dla nas, pozdrawiam serdecznie.
Grey, konstrukce masywne, sam Ceausescu je budował, lawiny śniegowe masz na myśli? Chatka na zboczu fajna, tylko jak tam przeżyć w zimie?
Bo to rzeczywiście na wariackich papierach było, w jeden dzień ustalenie trasy, zakupy i wyjazd w nocy, z wrażenia nie mogłam zasnąć, a mapy nie można było dostać w najbliższej okolicy, dopiero w Przeworsku, maraton za kierownicą, ale inaczej nie pojechalibyśmy, też bym chciała na miesiąc, pozdrawiam serdecznie, a za oknem świta dopiero, dzień skrócił się potężnie i coś chłodem wieje z okna.
no tak, śniegowe..w Alpach pełno takich w newralgicznych miejscach..trza było mnie zabrać ;)..w Chatce piec trzeba postawić :)..piękne lasy świerkowe..przynajmniej tam trawa się nie marnuje..a kiedy w Gorgany? :)..
Ja kiedyś tak się wybrałem ad hoc, na zaćmienie słońca na Węgry za Balatonem, bo tam było pełne, ale na tydzień czasu :)
Grey, a z kim zostawiłbyś swoje zwierzęta? nasze były zaopiekowane, chociaż w noc wyjazdu Maks miał takie duszności, że myślałam, że nie przeżyje, raniutko syn psa pod pachę i spece jeszcze go troszeczkę podratowali, teraz ma się dobrze. Planujemy tamten kierunek, tylko paszporty trzeba zrobić, bo dawno straciły ważność. NO, no, bardzo to romantyczne na zaćmienie słońca, i aż na cały tydzień, toż to rozpusta, pozdrawiam.
Szalona wyprawa. Zazdroszczę... Ale ja to wszystkim zazdroszczę. :))) Kiedyś też jeździłam z rodzicami, teraz Małe jeszcze za małe :)))
No i skojarzyła mi się od razu książka Elizabeth Kostovy "Historyk". :)))
Rudka to i tydzień sama się wykarmi :)..Saba to niedługo będzie rodzić chyba..mój paszport też dawno nieważny..no tydzień minimum, trzeba było po drodze różne zakątki zwiedzić :)
Magdaleno, na wariackich papierach, rzekłabym, a Małe przecież urosną, ani się obejrzysz. Specjalnie śladami Drakuli nie wybieraliśmy się, ale chętnie jeszcze pojechalibyśmy powłóczyć się po starych miasteczkach, zamkach, i wyjść w góry na nogach, pozdrawiam serdecznie.
Grey, no i nie upilnowałeś dziewczynki, będą młode, Rudka pewnie polująca, jak nasz Gutek, obróżki z dzwonkiem już dwie zgubił, oglądamy teraz na YT wyprawy na Ukrainę, tak myślimy na Krościenko i w dół, pozdrawiam.
Świetna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
Prześlij komentarz