poniedziałek, 23 lipca 2012

Lubić się jak pies z kotem ...

... zapałali do siebie miłością wielką i odwzajemnioną ...
Mój Gutek i moja Miśka ...


.... kiedy wczoraj wróciliśmy do domu, nikt nas nie przywitał.
Nie było jęczącego Miau! ocierania się o nogi, miska pełna ... aż mnie zmroziło złe przeczucie:
Pewnie gdzieś zginął!
Odwiedziliśmy babcię, powrót do domu, dalej go nie ma ...
Nagle wieczorem z ogrodu jękliwe Miau! jest dziadyga zatracona, łazior i włóka w jednym ... wiecie, jak można cieszyć się widokiem najpospolitszego dachowca, najzwyklejszego, pręgowanego szaraka?
Pewnie był mocno zdziwiony, co też go tak długo głaskałam i przytulałam ... aż Miśka była zazdrosna.

Ojoj! co też to się działo w zeszłym tygodniu nad naszym Pogórzem, jakaś hiperwentylacja ... masy powietrza wirowały, tworząc wichury niemożebne, osy nie mogły trafić do gniazda, burze z piorunami przewalały się jedna za drugą, a drogą w dół płynął strumień, zabierając ze sobą spore kamienie.
Dzielę swój czas między dwa domy - trochę obsprawiam dom "stacjonarny", a potem wyjeżdżam do chatki, na resztę tygodnia ...


Zebrane pod jabłonią-papierówką jabłka znalazły się w szarlotce, zapachniało cynamonem ... i chleb też piekłam, na liściu kapusty ...


... dziś widok od spodu, dużo popiołu, odcisk liścia, który wykruszył się, ale aromat w chlebie pozostał.
Zebrałam też zioła z kamiennego tarasu ...


Sporo tego, prawda?
W pierwszym rzędzie cząber i tymianek, a za nimi hyzop ... pewnie część suszu pójdzie w ziołowe poduszki ... a pachnie pod zadaszeniem nieziemsko, jak to wszystko schnie ...


Sporo też serowarzyłam, niektóre gomółki z dodatkiem ziół; zielone piórka czosnku i bazylia, w innej czosnek i cząber ... trochę nieforemne, bo wisiały w płótnie ... pragnę fachowych sitek do ociekania, wtedy byłyby ładniejsze kształty ... ale smakowi sera wcale to nie przeszkadza i nie umniejsza.
Kiedy byliśmy w winnicy "węgierskiej", poczęstowali nas potrawą portugalskich i hiszpańskich winiarzy, trochę podobne, jak nasz kociołek ...


... na kapustnych liściach ułożone warstwami różne mięsa /ja miałam tylko wieprzowe/, cebula, czerwona fasola, kukurydza, szparagówka, marchewka, ziemniaki pokrojone w cząstki, można dodać cukinię, posolone, popieprzone, listek laurowy i ziele angielskie, na wierzchu zielone piórka czosnku i cebuli, musnęłam jeszcze wierzch paroma igiełkami rozmarynu, i jeszcze więcej tymianku, a wszystko to zalane czerwonym, wytrawnym winem ... mrugało na najmniejszym palniku ze 2 godziny ...
A potem usiedliśmy z mężem przy stole, on z jednej, ja z drugiej, i tak machnęliśmy tę patelnię na dwa razy ...pycha! i nie trzeba mieszać co chwilę, potrawa robi się sama ...
Mieliśmy na sobotę szczytne plany, chcieliśmy na Krzemień z Mucznego, może o Tarnicę zahaczyć ... nic z tego, lało żywym deszczem cały dzień ...


... no to poleniuchowaliśmy trochę, podrzemali ... ja czytałam potem na tarasie, gruchnęlo w lesie za drogą potężnie ... pewnie wichury nadwyrężyły jakieś stare drzewo i obaliło się potem samo.
Orliki od samego rana nawołują tęsknie, szybują przy spokojnej pogodzie, może to młode uczą się latać, bo jakoś tak ich więcej ... mówię Miśce, żeby nigdzie nie chodziła, bo ją porwą ...


Korzystając z paskudnej pogody, uładziliśmy kącik "butny", bo japonki przemieszane z górskimi butami, do tego gumiaki, filcaki, jakieś inne klapki ... i Miśka wynosiła je bez przerwy, usypując na swoim legowisku na tarasie niezłą piramidę ... a tu zonk! szafka załatwiła wszystko.
Nad nią wieszak z półką  w klimacie ...



Taki to marketowy zakup, a całość wygląda całkiem nieźle... i popielica ma nadal miejsce na swoje dzienne drzemki ...


Została mi jeszcze do zasznurowania ta właśnie ściana, nie chce mi się zabierać za tę robotę, może bliżej jesieni.


Kwitną słoneczniki ...


Czarnuszka przekwita, w tych mieszkach będą czarne ziarenka, może wystarczy ich na dodanie do chleba ...


Na tarasie z ziołami kępa maciejki, pachnie wieczorami odurzająco ... wysiewają się rodzime zioła, przyuważyłam przywrotnik, dziurawiec, ścieli się tojeść ...
Tak jechaliśmy dziś z mężem boczną drogą, przez pola wśród pożółkłych zbóż, jakoś już z lekka jesiennie,
chłodek w powietrzu ... pojechalibyśmy gdzieś daleko, a dłuższy wypad dopiero we wrześniu.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, za to, że chcecie napisać do mnie ciepłe słowa, wszystkiego dobrego, pa!



















20 komentarzy:

Tenia pisze...

To chyba jakiś cud Mario,że piszę pierwszy komentarz.Myślę ,że to przez wakacje .Ludzie powyjeżdżali:))
U Ciebie Mario jak zawsze piękna przyroda ,dobre jedzenie,cisza i spokój.Chociaż z tym spokojem to nie do końca,burze i ulewy trochę tę ciszę naruszyły.
Pozdrawiam serdecznie:))

Mażena pisze...

Pięknie tam. Nie widziałam nigdy jak rośnie czarnuszka a jej smak znam na świeżym chlebku.
A niekończące się grzmoty i błyski są przerażające, macie piorunochron? jeśli niesie się między blokami to jak musi być słychać między górami.

mania pisze...

Pysznie u Ciebie :)
Czy w zwykłym piekarniku też można piec chleb na kapuście? I czy natłuszcza się wtedy blachę?
Dobrego tygodnia :)

NieTylkoMeble pisze...

aż chce się żyć .... i leniuchować :DDDDDDDDD
a ja dziś pierwszy dzień na urlopie, trochę kwiaty przeplewiłam i pół dnia skrzynię szlifowałam :DDDD a jutro pewnie dalej w kwiaty i może do szopy zajrzę :DDD
pozdrawiam ciepło

Moje marzenia pisze...

ach jak cudnie..czytam jak zawsze z zapartym tchem..jak książkę..
..pięknie..cudnie...odpoczęłam przy Pani wpisie..dziękuję:)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Teniu, letni czas nie służy siedzeniu przy komputerze, i dobrze; w zimnym tchnieniu poranków już czuje się zapowiedź przyszłego, ale ja lubię bardzo jesień; pozdrawiam Cię serdecznie.

Mażeno, a ja z kolei smaku nie znam, będzie okazja spróbować; nie mamy piorunochronu, bije po wysokich drzewach, a my przytuleni do zbocza, echo niesie po górach, odbija z każdej strony, trochę groźnie; serdeczności.

Maniu, myślę, że można; liść kapusty jeśli przywrze do spodu chleba, to nie szkodzi, nada smak, a do blachy nie przylepi się na pewno; będę próbować jeszcze na liściach chrzanu; pozdrawiam serdecznie.

Aneto, dla ludu pracującego czas urlopowy to wytchnienie, od sztywnych ram, garniturków, szefa, i poleniuchować trzeba; a Twój urlop w ogrodzie? przy skrzyniach? przy drzewie?
znaczy aktywnie; pozdrawiam cieplutko.

Witaj, Moje Marzenia, takie zwyczajne to moje życie codzienne, ale tak mi dobrze; pozdrawiam Cię serdecznie.

Go i Rado Barłowscy pisze...

Orliki? Fajnie. U nas przez cały Boży dzień kwilą na niebie młode jastrzębie. Prawie nie słychać kruków.
Pewien stary Gospodarz, kiedy Go zapytaliśmy na co Mu koń w gospodarstwie skoro syn ma ciągnik, powiedział, że gospodarstwo bez konia jest niekompletne i póki On żyje, koń musi być. Tak samo Dom bez psa i kota jest ewidentnie niekompletny.:DDDD
Chleb z odciśniętym liściem - przepiękny, a jeśli dalej będziesz się Mario chwalić serami to ostrzegamy, żeśmy serojady i któregoś razu miarka się przebierze, urządzimy Zajazd i obeżremy bez litości! :DDDD

Pozdrowienia z zasania!

Natalia z Wonnego Wzgórza pisze...

Sery, wieczorne gotowanie (świetny przepis, na pewno wypróbuję), tak mi się ciepło i przyjemnie zrobiło. Marzy mi się choć kilka takich dni. Tymczasem u nas ciągły bieg i wieczorne zmęczenie. Zazdroszczę.

Unknown pisze...

I znowu mi się cieplutko i miło zrobiło dzięki Tobie:-)))
My martwimy się o naszą czarną Norkę. Trzeci dzień jej nie ma i nawoływania nic nie dają. Nigdy się tak nie oddalała...

Mona pisze...

u Ciebie jak zawsze piękne sery i pachnie chleb:)) a pies z kotem cudna fotka:) .Tak taki ,,kociołek"jest super daniem ,samo się robi. Pozdrawiam

Marta pisze...

Witam serdecznie, śledzę blog od niedawna, bardzo mi się podoba u Ciebie :) Zainteresowały mnie bardzo robione samodzielnie przez Ciebie sery, a najbardziej bundz! czy możesz zdradzić krok po kroku jak się do tego zabrać, jaki rodzaj mleka należy przygotować? byłabym bardzo wdzięczna :) Pozdrawiam z małopolskiego, Marta! Ps. a może osobny wpis okraszony zdjęciami jak to wszystko wygląda? pozdrawiam jeszcze raz!

Izydor z Sewilli pisze...

Jak zwykle smakowicie u Ciebie. Tak się składa, że zajęcia mamy bardzo podobne. Papierówki przerabiane na szarlotkę, kociołki warzywne lub warzywnomięsne, chleby, serowarzenie, kosze zebranych ziół. Koty i psy. Tylko mąż daleko, w obcej ziemi (choć nieobca mi ona, ale jednak daleko). Pozdrawiam serdecznie

Magda Spokostanka pisze...

Czarnuszka i cząber - moje ulubione zapachy i smaki!
Czarnuszka - pierwsza ukochana klacz ...
Nie zdążyłam odpowiedzieć Ci o podpuszczce. Oparzenia, odparzenia, nawet niektóre skaleczenia, smarujemy nierozcieńczoną podpuszczką. Goi się pięknie!
Cudnie serowarzysz! Mniam mniam! A ja kiedyś bym chciała poeksperymentować z mlekiem owczym. Jest niesamowicie wydajne. Z ok. 5l mleka, można zrobić 1kg sera prasowanego. Przy kozim wychodzi mi 10, 11l na 1kg.
Miłość kocio psia super!
Widzę, że czapka dla popielicy musi być!:)
Uściski!

folkmyself pisze...

Chleb jak zaczarowany, niczym z odbitym kształtem drzewa!

weszynoska pisze...

Wszystko piękne, wspaniała opowieść o życiu :) Mario powiedz mi , co robisz z nadmiarem sera, bo przecież na raz tylu nie da się zjeść. Też jestem ogromnie ciekawa wszelkich serowych opowieści.

wkraj pisze...

Czytanie Twoich postów jest dla mnie niesamowitą przyjemnością. Podziwiam, troszkę zazdroszczę, chociaż wiem, że sam nigdy bym tak gospodarzyć nie potrafił. Podziwiam i chęci i zaradność. No i oglądam Twoje piękne zdjęcia.
Wszystkiego dobrego. Pozdrawiam,

Tupaja pisze...

Smakowicie, oj! smakowicie. Kiedy i mnie to dopadnie? Nie wiem....Może w innym składzie "człowieków", ale się uda. Musi....Chyba? ;)
U nas kocio- psiej miłości niema. Była- jak była Asani , a Garip mały. Teraz koty są ostrożne, bo mogą oberwać.
pozdrawiam cieplutko! :)

Arek C pisze...

Śliczna ta czarnuszka. Podobnie jak i całe Pogórze Przemyskie. Nie byłem tam jeszcze ale może niedługo się wybiorę

Krystynka w podróży pisze...

Zawsze cudnie zapachnie jak zaglądam na Twój blog Mario i tym razem też, bo to już czas suszenia ziół w cieniu i przewiewie. A i serli ziołowe i chlebek na kapuście - same mniam, mniam

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Go i Rado, kruki mamy dwa, najprawdziwsze, za drogą w lesie; serów jest spory zapas, nawet uwędzone; wzięłabym kota do chatki, bo myszy zaczynają mnie obłazić, ale pewnie zapolowałby na popielice, a tych żal mi; serdeczności.

Natalio z Wonnego, u Ciebie teraz przedślubna gorączka, nadejdzie jeszcze spokojny czas, na wieczorne gotowanie; pozdrawiam serdecznie.

Asiu i Wojtku, wróciła Norka? myślisz, że to jakieś zaloty? pozdrawiam cieplutko.

Mona, spełniam się kulinarnie, nikt mnie nie goni, powolutku kroję, mieszam, doprawiam, sama przyjemność; pozdrowienia ślę.

Witaj, Marto, polecam bardzo dokładną instrukcję z zaprzyjaźnionego bloga
powr-t.blogspot.com/, ja uczyłam się również ze strony Wędliny domowe, to nic trudnego, spróbuj; i ja pozdrawiam serdecznie.

Owieczko, na pewno tęsknisz, ale widocznie taka jest potrzeba; pewne potrawy są ponadczasowe, opierają się modzie, i co tu dużo mówić - smaczne; pozdrawiam cieplutko.

Magdo, nie znam jeszcze smaku czarnuszki, popróbuję; Czarnuszka, śliczne imię dla konia; już korzystam z Twego "Cudo-kremu", a teraz podpuszczka; wielkie dzięki! to rzeczywiście dobry przelicznik na mleku owczym, masz pewnie jakieś dojścia do owieczek, a może to u Ciebie już są? serdeczności ślę.

Folkmyself, po liściu został na chlebie nie tylko odcisk, ale i swoisty aromat, pozdrawiam.

Węszynosko, nie ma nadmiaru sera, on sobie leży i czeka na swoją kolej i robi się coraz lepszy, parę podwędzę, babci coś podrzucimy; pozdrawiam.

Wkraju, głowę daję, że dałbyś sobie doskonale ze wszystkim radę; pozdrawiam serdecznie.

Tupajo, uda się na pewno, jak tylko dzieci podrosną, to one zajmują Ci teraz najwięcej czasu i energii, ale to najprzyjemniejsze chwile, dzieci tak szybko rosną; serdeczności.

Witaj, Arku, tak, Pogórze piękne, dzikie i mocno bezludne, jeśli lubisz takie klimaty, pozdrawiam.

Krystyno, a pachną zioła niemożebnie pod tym dachem, i chleb, jak się piecze; pozdrawiam Cię cieplutko.