Te kilka dni, które spędziłam pod koniec tygodnia na Pogórzu, uzmysłowiły mi tylko, że zupełnie niezauważenie świat zaczął kolorowieć ... że uśpione do tej poru zimowity zakwitły ...że zaczęły ryczeć jelenie ...
Ależ ja lubię jesień.
Papryki zostały zapakowane do słoików, jedne w zalewie miodowej, inne pokrojone w kostkę, z solą i olejem jako dodatek do zup, pizzy czy gulaszu ...
Powłóczyłam się trochę po polach, w jeden dzień po malutkim deszczyku, mgły uniosły się nad Kanasinem ...
... w inne popołudnia przejrzyście ...
Na łąkach zakwitło przemnóstwo świetlika, aż zabieliło ... po skoszeniu traw wreszcie i on dostał trochę przestrzeni ...
Obserwuję łąkę za potokiem, bez przerwy przyjeżdżają myśliwi, czasami w nocy słyszę wystrzały, czasami tuż przed świtem ...
Psy gonią się zapamietale, Miśka jest bardziej zwrotna, Amik szybszy ... przekomicznie to wygląda, kiedy gonią pysk w pysk, i nagle zwrot ... zanim Amik zawróci, ona już w połowie drogi do mnie.
W sobotę rankiem poszliśmy z mężem pozaglądać do lasu, na razie prawie nic nie widać, susza aż trzeszczy ... trochę maślaków, rydzów i jeden borowik ... 2/3 poszło na zaszczepienie gleby, bo robaczywe ...
Psy z nami ... bałam się, że jak Amik zwietrzy jakiś trop, to pójdzie w las, aż się zakurzy ... nie, trzymał się nas, krążył wokół, pobiegł do potoku popić wody i zawsze wracał ... zresztą mąż zawsze mnie uspokaja, no gdzie pójdzie? gdzie mu będzie lepiej?
Potem zadymiło z komina, upiekłam chleb i placek drożdżowy z kruszonką, od Kamy, miał być jeszcze placek z jabłkami, ale te mizerne ilości, które spadły z drzewa, zostały załatwione przez dziki ... w tym roku nasze drzewa odpoczywają.
Po południu wyprawa na rybotyckie łąki, tam w zeszłym roku zbieraliśmy kanie ...
... nie zawiodły i w tym ... przy okazji parę zdjęć okolicy ...
... i nasza droga ... ku jesieni ...
Zwierzaki mają teraz zwiększone zapotrzebowanie na jedzenie, Gucio pochłania miski bez umiaru i ciągle jęczący, że mu niby mało ... śpi teraz, zresztą tak jak i psy koło mnie, bo wreszcie zaczął padać porządny deszcz, nie zaszkodziłoby i kilka dni takiego lania.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny i pozostawione słowa, owocnych wypraw do lasu życzę, a raczej powinno być chyba "grzybowych", miłych wędrówek, spacerów, i jeszcze odrobinę ciepła, pa!
Na prośbę Natalii i Ani podaję przepis na paprykę marynowaną w miodzie:
- 3 kg papryki - oczyścić z nasion i obgotować w słonej wodzie
zalewa
- 2,5 szklanki octu
- 5 szklanek wody
- 5 łyżek miodu
- 3 szklanki cukru
- sól do smaku
- ziarna pieprzu, ziela angielskiego i liście laurowe
Składniki zalewy zagotować, zalać paprykę ułożoną w słoikach, na wierzch wylać po odrobinie oleju, zakręcić, pasteryzować 15-20 min.
Niech nie przeraża Was ilość cukru, zobaczcie, ile jest octu, to cała butelka.
Taka papryka jest łagodnie słodko-kwaśna w smaku, bez ostrego posmaku octu, wydaje mi się, że lepsza.
Pozdrawiam.
34 komentarze:
Droga Mario, jak pięknie tam u Ciebie! I lawenda się jeszcze uchowała całkiem rześka. I świetlik, za którym tęsknię, bo u nas zaniknął całkowicie, choć kiedyś ścielił się kobiercami na naszym ugorze. Chyba on potrzebuje światła więcej, a tymczasem las nam wyrósł i zacienił...
A jakie masz piękne okienko z cudowną firanką! No i te pejzaże...
Fajnie jest napaść oczy takimi obrazkami. :)
Jesień zagląda i do nas. Już widzę gdzieniegdzie listki zółte, czerwone, nawłocie dogorywają, no i to wariactwo muchomorskie w naszym lasogrodzie. :)
Pozdrawiam Cię bardzo ciepło. I koniecznie ugłaszcz od ceprów Gucia, Amika i Miśkę. :)
Great pics.
Fall is in the air.
Też uwielbiam jesień. Dzisiaj właśnie kroiłam papryki, czekają mnie jeszcze dynie, kabaczki, cukinie i inne warzywa, które trzeba powyrywać. Bardzo zainteresował mnie Twój przepis na papryki w zalewie miodowej, zdradzisz?
U nas deszczowo i o suszy nie mam mowy, a Ty widzę pokazujesz takie słoneczne zdjęcia, że aż miło popatrzeć.
Dobrze, że psiaki trzymają się blisko, Anioł ucieka regularnie, dlatego teraz podczas rykowisk chodzi na lince, bo mogłoby coś mu się stać.
Czuję to ciepło pogórzańskiego domku i zapach świeżego ciasta. Muszę jutro zrobić drożdżówkę, bo u nas rozebrany kominek i tak mi brakuje takich domowych zapachów i ciepełka, to chociaż tak sobie zrekompensuje.
Pozdrawiam!
Ja także lubię jesień, bardziej niż lato i zimę. Bo z wiosną to inna sprawa.
Przetworów u mnie mało bo dopiero się rozpędzam z grządkami i sadkiem.
W naszych lasach sucho, suchusieńko, dopiero dziś pada od rana.
I pieca jeszcze nie mam ale jak zrobi się prawdziwe zimno to rozpalę kozę z poprzedniej chatki i też będzie piknie!
Serdeczności Mario.
Marysiu, jesień to moja ulubiona pora roku - te kolory, zapach wrotyczowych łąk i dymu z ogniska. Florek też nabrał apetytu, to podobno zwiastuje srogą zimę :)
Pozdrawiam serdecznie z deszczowego Krosna :)
Ależ mi smaka na kanie narobiłaś. Smak z dzieciństwa...U mnie też od kilku dni grzyby królują na talerzu, głównie kozaki i maślaki. Uwielbiam jesień za to, że jest taka "płodna" w przysmaki, z których można zrobić przepyszne rzeczy- jabłka, grzyby itd. U nas też jesień pełną gębą, niebo zasnute, leje jak z cebra, a temperatura nie rzekracza 10 stopni. Brr...
Ja także jestem jesieniolubem i wcale nie zrażam się nawet infekcjami, o które teraz łatwiej (np. obecnie walczę z takim upiorem wirusowym wraz z Absorberami. Widoki u Was jak zwykle wspaniałe! Grzybów w tym roku nie nazbierałam i nie nazbieram chyba. Ale! odbiję sobie za rok czy dwa!
pozdrowienia :)
O tak już prawie jesień. U nas też zaczęło wreszcie porządniej padać. Psiska się zmoczyły od czubka nosa do ogona - trzeba było ręcznikami wycierać po powrocie do domu.
To wspaniale, że Miśka i Amik tworzą doborową kompanię, miło na nie patrzeć.
Piękna jesień stawiła się u Ciebie, mieliśmy na kilka dni wyjechać daleko od asfaltu, ale mąż nie może dostać urlopu. Może jakiś krótki wypad .
Zwierzaki urocze, ja tez bym sie bała, nie że się zgubi, tylko, że ktoś się nim zainteresuje, biorąc pod uwagę, że polujący chadzają po lesie..ale to mądre psiaki :)
Marysiu, akurat zakręciłam ostatnie słoiki z papryką w zalewie miodowej ;) ciekawe, czy robimy z tego samego przepisu (z mega ilością czosnku)? Lubię sobie patrzeć na różnokolorowe słoiki poustawiane na pólkach w spiżarni ;) Największa frajda jest z robienia, potem wcale ich nie zjadamy, a głównie rozdajemy -albo częstujemy ;) mam jeszcze zaprawy sprzed kilku lat ;-D
Uwielbiam jesień! Dla mnie to najpiękniejsza pora roku... romantyczna i hojna.
Ściskam czule ;)
Uwielbiam ziołowe łąki!I świerszcze jeszcze cudnie cykają.Dzisiaj wrócilismy mokrzy ze spacerku,psy padnięte.No i w nocy koncert gruby ,basowy z za Sanu.Parę dni temu taki byczek mocno sie starał i nagle ...strzał ...i cisza ...U nas na działce jakiś drapieżnik grasuje nie wiem czy kuna czy lis czy co ,bo ogary grają i przeszukują ostro .Moje pomidorki i papryka i śliwki jeszcze czekaja ,więc dołączam się do prośby o przepis na papryczkę :)
Pozdrawiam serdecznie !
AniaA
U Ciebie, jak zawsze, pięknie. W mieście nie widać tej cudownej jesieni, tylko deszcz i plucha. Nasza Ela zbiera kasztany i w mieszkaniu wilgoć okropna - taka nasza jesień od poniedziałku do piątku,bo w sobotę gnamy w góry. Piszesz o zimowitach,nigdy nam nie udało się ich spotkać, może w Bieszczadach je wypatrzymy i nazbieramy trochę grzybów, i poczujemy prawdziwą jesień. Tymczasem cieszymy nasze oczy Twoją jesienią.
Pozdrawiamy serdecznie.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam świetlika w naturze... Dom w takim miejscu to niesamowity skarb, choć pracy przy nim sporo.
Podprzemyskie działkowe zbiory mojej rodziny niestety mało urodzajne, krzewy zamarzły albo uschły, szklarnię podtopiło.
Znaleziony przez ojca w lesie w trakcie grzybobrania kilkunastoletni pies bez oka okazał się wesołym pieszczochem. Kica po ogrodzie jak szczeniak i przynosi myszy na próg jak kot. Przynajmniej plagę gryzoni mamy z głowy ;)
A ja 300 km od tego wszystkiego... Pozdrawiam!
Akurat wczoraj zajadałam przepyszne kotlety panierowane z kani, więc na widok Twojego zdjęcia aż mi ślinka pociekła :D Mam nadzieję, że jesień będzie w tym roku kolorowa, pogoda i w miarę ciepła. Pozdrawiam serdecznie :)
Jolu, lawendę sadziłam w okrutną suszę, nie dawałam jej wiele szans, ale zawsze pamiętałam podlać bodaj kubeczkiem wody na wieczór, omdlała w dzień, rankiem wydawała się rześka, i przetrwała; nasze łaki bogate w zioła, dużo ludzi je zbiera, mnie też zdarza się; firanka w okienku własnoręcznie udziergana; muchomory wabią oko niesamowicie, a może krasnoludki tam mieszkają; futrzaki ugłaskane, choć dziś w nocy Gucio dał mi mocno popalić, przyniósł żywą mysz do sypialni, wypuścił a potem polował na nią; odebrałam, wyrzuciłam za okno, a on dalej szukał jej, tupał, szeleścił, i pomiaukiwał, bandzior jeden, spać nie dał; teraz odsypia nocne harce; pozdrawiam Cię Jolu, serdecznie.
Rick, na zdjęciach nasze Pogórze, muszą być ładne; jest bardzo jesiennie, leje deszcz, zimno, w kominku trzeba palić; pozdrawiam serdecznie.
Natalio, ohoho, strasznie dużo masz jeszcze przetworów do zrobienia, u nas dyniowate nie chcą rosnąć za bardzo; padać solidnie zaczęło wczoraj, z czego cieszę się, bo może wody w studni przybędzie; bałam się, że Amik pójdzie gdzieś, ale on bardziej mnie pilnuje niż Miśka; nasz kominek po remoncie, wystarczy dwa polana wrzucić i ciepło w całym domu, i woda też; przepis podam za chwilę; pozdrawiam serdecznie.
Krystyno, jesienią przyjazne temperatury, ciepełko przyjemne, a deszcz i zimno pozwalają zasiąść bez wyrzutów w domu; bardzo lubię szukać grzybów, obrabiać je potem mniej, więc deszcz cieszy, także ze względu na możliwy przybór wody w studni; przy takiej kozie od samego patrzenia będzie ciepło; pozdrawiam cieplutko.
Maniu, Miśka zaległa w fotelu, bo przecież leje, a jak ją biorę na ręce, to wydaje mi się o wiele cięższa, odkłada tłuszczyk na zimę; zima musi być, wolę ją niż nijaką chlapę pod nogami, choć niekoniecznie sroga, a co będzie to będzie; serdecności ślę.
Weroniko, kanie panierowane jedliśmy przez dwa dni, ależ pyszne były, a sos był maślaczkowy; wystarczą chęci, kosz i w las, cudeńka potem można wyczarować na stół, i mieć parę obiadów z głowy; zimno, palimy wieczorami w kominku; pozdrawiam.
Tupajko, o tak, słyszałam, że dzieci teraz chorują, niektóre przez kontakt z innymi dziećmi z przedszkola czy szkoły, inne z powodu zmiany temperatury, a Ty? kto Cię zawirusował?
grzyby, na szczęście, rosną co roku, nazbierasz; i ja pozdrawiam, zdrowia życzę.
Antonino, Amikowi nie przeszkadza mokra sierść, nie przemaka do skóry, to Miśkę trzeba utulać, bo drży, ale w deszcz nie ma za bardzo ochoty wychodzić na świat; rzeczywiście dobrali się, bawią się jak szczeniaki, czym mnie okropnie rozśmieszają; pozdrawiam Cię.
Mażeno, krótkie wypady też są dobrą odskocznią, nawet rano wyjechać, wieczorem wrócić; u nas w lesie mało ludzi, a pies trzyma się domu, nie chodzi sam do lasu, chociaż licho nie śpi, trafić się może nadgorliwy myśliwy; oni raczej aktywni są wieczorami i noca, w dzień ich nie widać, na szczęscie; pozdrawiam serdecznie.
Inkwizycjo, moja papryka bez czosnku, tradycyjnie z przypraw to listek, ziele i pieprz; za dużo robię, potem wyrzucam przestarzałe rzeczy, ale ciężko utrafić, raz podchodzi domownikom coś na ostro, raz łagodne rzeczy, a reszta stoi ... ale nie wyobrażam sobie braku bazy, czyli kiszonych ogórków, i nie robię marynowanych grzybków; serdeczności ślę.
AniuA, tak wróciliśmy z lasu z psami, Amik złachany, mokry, w sierści pełno różnych nasion, ale po takiej wyprawie psy śpią jak aniołki; wkurzają mnie te strzały mocno, ale co zrobić, od siebie przepędziłabym; przepis podam za chwilę, pod postem; pozdrawiam cieplutko.
Doroto i Marku, u nas całe łąki zimowitowe, wyglądają jak tatrzańskie hale z krokusami na wiosnę; a grzyby powinny być, popadało dosyć obficie; w Bieszczady Was pędzi, pewnie na złote buki, też mamy taki zamiar; i ja pozdrawiam serdecznie.
Magdo, a ja aż zadziwiłam się, biało od świetlika na łąkach, rozsiał się widłak, bogate w zioła nasze tereny; znaleziony pies ... coż za okrutnik wyrzucił psa, dobrze, że trafił na Twego ojca; każdy pies odpłaca miłością i przywiązaniem za odrobinę serca; ale przyjeżdżasz od czasu do czasu, prawda?
serdeczności ślę.
Iza, a bo to jest rarytasik, niebo w gębie, panierowane kanie; cieszę się, że popadało, będą grzyby, będzie woda w studni, i czekam na ciepłe dni "babiego lata"; pozdrawiam Cię.
Ależ musiała smakować drożdżówka z takiego pieca!
U nas też już jesiennie, przepalamy w kominku, sad pokrywa się dywanem z liści... i jadę w piątek do Puszczy Piskiej na grzyby! Podobno grzybów mnóstwo :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Kani nigdy nie jadłam, ale przedwczoraj jadłam kotecika z pieczarki z własnego sadu :-)
serdecznie pozdrawiam
Marysiu kochana!W Twoich okolicach prawie jak w moich. To blisko, więc jakbym tutejsze drogi, łąki, grzyby i kwiatki oglądała. I moje zwierzaczki tez jedzą teraz na zapas. Jak zawsze przed zimą.Piekna ta nasza pogórzańska jesień. Niech tylko chłodkiem i ulewami za bardzo nas od spacerów nie odstrasza.Niech jeszcze dzrewa ozłoci, pokoloruje, słonkiem przyjaznym zagrzeje kości.
Serdeczne mysli zasyłam miłej sąsiadce zza Sanu!:-))
U Ciebie zawsze pachnie ciastem i chlebkiem świeżym, jak w prawdziwym wielopokoleniowym domu. Uwielbiam, jak przyjeżdżają do mnie synowie z rodzinami (ale, jak to brzmi !!), a ja pichcę, smażę racuchy, szykuję spokojne, duże śniadania, obowiązkowo z dżemami swojej roboty na deser.
Świetlika to i ja nigdy nie widziałam, dziękuję. I za zdjęcia z pięknymi krajobrazami.
I za troskę o mnie, za wpisy na moim blogu.
Czułe uściski na dobranoc kochana przyjmij
ja też lubię jesień... i deszcz tylko nie codziennie padający...
no to u nas więcej grzybów
pozdrawiam cieplutko
Kama, drożdżówka wyszła piękna, wyrośnięta, nie mam jakiejś specjalnej wprawy w pieczeniu drożdżowego, ale ta nad podziw; kominek przepalany o wieczór, jest zimno; to już jutro na te grzyby, zazdroszczę, u nas dalej leje, ale cieszę się na wodę w studni; darz grzyb, Kamo, pozdrawiam.
Kocie, kanie są jak kotlety schabowe, a kotlecik z pieczarki malutki, dobre i to, a jeszcze jak z własnego sadu; i ja pozdrawiam.
Olgo, a boć to blisko, rzut beretem za San; cieszę się z desczu, to woda do naszej studni, mieliśmy ją pogłębiać, ale może natura wyrówna straty; pogodna jesień jeszcze przyjdzie, z ciepłem, babim latem, wołaniem żurawi, uwielbiam; pozdrawim serdecznie.
Jolando, jak piekę chleb, to zostaje jeszcze dużo miejsca w piecu, trzeba go czymś wypełnić, choćby pieczonymi kartoflami; piec trzyma ciepło do rana, więc upiekłam jeszcze faszerowaną paprykę, i cukinię, a potem suszyły się grzybki; serdeczności ślę na Mazury.
Joanno, i u nas wreszcie siąpi, pada, leje czasami, spragniona ziemia wypija wszystko; może uda nam się dziś na grzyby wyskoczyć, mąż mówi, że się pojawiły; i ja pozdrawiam.
A w górach już jesień... I na Pogórzu też ;-)
Cudowna ta Twoja droga ku jesieni:)Widoki jak zwykle piękne. Dym aż do mnie przyniósł zapach chleba i placka.Kanie smażone są pyszne.Pogórze zachwyca niezmiennie. Pozdrawiam:)
Pięknie jest u Ciebie. Z papryką muszę spróbować, lubię słodko-kwaśne smaki.
Jesienna aura jest najpiękniejszą w górach. Tyle odcieni i barw sprawia, że nawet te najbardziej znane widoki sa jakby z innej bajki. Pięknie tam u Was, krajobrazy rewelacyjne.
Pozdrawiam
U nas wszytko na takiej zalewie robimy. Grzybki, szczególnie młode opieńki wychodzą super!
Pozdrawiam serdecznie. :)
Krzyśku, czas na nią, jak najbardziej, czekam na babie lato, ostatnie ciepło, w kominku też palimy; pozdrawiam.
Garden, i co najważniejsze, z górki, nie ma na niej błota, zastoisk wodnych, chociaż czasami bywają kłopoty z wyjazdem do góry, z powodu ślizgawicy; pozdrawiam.
Aniu M., teraz u nas króluje tylko taka papryka, wydaje nam się być lepsza; Pogórze i nas zachwyca; serdeczności ślę.
Wkraju, po czarnogórsko-rumuńskich włóczęgach odkryłam ze zdumieniem, że już przyszła jesień, teraz czekam na kolorowe buku; pozdrawiam serdecznie.
Kris, o, to nie wiedziałam, że i taką zalewą można potraktować grzybki, może i ja przekonam się do marynowanych; pozdrowienia ślę.
U nas ciągle mało grzybów, choc porządnie popadało. Właśnie mam 4 kanie, zrobię z nich flaczki - pycha ! Podsmażasz paseczki grzybów z cebulka i dalej tak samo, jak w przypadku mięsnych - do rosołku, przyprawy i palce lizać. Pięknie u Ciebie, jak zwykle i ten świetlik...u nas go nie ma. Pozdrawiam serdecznie !
Marysiu,
w Bieszczadach były grzyby,w Bacówce pod Honem rydze prosto z patelni :)była cudowna jesień i były zimowity.
Bieszczadzkie bukowe lasy już przeszliśmy, za trzy tygodnie połoniny.
Pozwoliłam sobie wykorzystać przepis na papryką i zrobić kilka słoiczków, to będzie smak Pogórza w Małopolsce :)
Pozdrawiam.
Dorota
Aniu, dziś spróbujemy uderzyć na roztoczańskie lasy, ponoć wysyp podgrzybków, przy okazji brata odwiedzę; o takich flaczkach nie słyszałam, trzeba będzie spróbować, jak kanie jeszcze gdzieś zbierzemy, flaczki bardzo późno zaczęłam lekko próbować, takie jarskie szybciej zjem; pozdrawiam serdecznie, Aniu.
Doroto i Marku, wreszcie udało Wam się zobaczyć zimowity, i co? podobne do krokusów wiosennych? też czekamy na bukowe przebarwienia; dopiero niedawno, tak mi się wydaje, czytałam o Waszym przejściu szlaku beskidzkiego, potem sudeckiego, a Wy dalej wędrujecie bez zmęczenia; oby pogoda dopisała podczas połonińskich wędrówek; cieszę się, że przepis przydał się, jak dla mnie, taki słodko-kwaśny smak jest przyjemniejszy od ostrego, octowego; pogórzańskie smaki w Małopolsce, ładnie to zabrzmiało; pozdrawiam serdecznie Niezłomnych Wędrowców.
Znów wracam do tego posta i papryki. Zrobiłam z jednej porcji, dwa słoiczki już są w brzuszkach łasuchów. Smak papryki można określić jednym słowem - miodzio :)
Dziękuję za przepis.
Pozdrawiam.
Dorota
Doroto, a mówiłam, że będzie smakować; serdeczności.
Prześlij komentarz