... spędziłam bardzo pracowicie na Pogórzu.
Zostały mi do przesadzenia maliny, a miejsce, gdzie rosły, oczyściłam z chwastów i zrobiłam następną grządkę ... bardzo pomocne okazały się widły amerykańskie, z miękkiej ziemi wyciągały delikatnie wszystkie korzenie chwastów ... nawet wykopałam zimującą jaszczurkę, i trzeba było szukać jej nowej norki.
Ciężka to praca, pod koniec już noga bolała od wbijania wideł, a ręce od wyjmowania, otrzepywania i wynoszenia wiader zielska ... potem zgrabiłam mnóstwo liści spod czereśni i jabłonek, przysypałam grządkę, a na wierzch położyłam liście chrzanu ... żeby wicher nie zwiewał mojej pracy.
Dni były bardzo ciepłe, pogoda sprzyjała robotom na zewnątrz, więc ostrzygłam jeszcze winorośl przy chatce z odrostów, potem paliłam pachnące ognisko z resztek gałęzi ...nawet nie miałam za bardzo czasu na sesje zdjęciowe w plenerze, bo dzień krótki, chciałam jak najefektywniej wykorzystać swój pobyt.
Psy, jak zwykle, dzielnie pomagały, grzejąc się w ciepłych promieniach słońca ... czasami wypadały na drogę obszczekać coś, bo im się zwidziało ... a ja zapakowałam jeszcze do worków suchutkie, szeleszczące liście, potrzebne do izolacji ściany i ziemi, gdzie rura z wodą wchodzi do chatki, żeby nie zamarzła ... co tu izolować, jak nie ma wody? ... ale myślę, że taki stan nie będzie trwać wiecznie.
Takie niebo o zachodzie wróżyło wiatr, który przywiał na środę deszcz ... a ja zrobiłam sobie kulinarny dzień.
Zamiesiłam ciasto na chleb pszenno-żytni na zakwasie z różnymi ziarnami, inne ciasto na pszenny chleb na drożdżach - to próbnie, i do tego ciasto drożdżowe z kruszonką od Kamy, bo bardzo nam posmakowało ...
Napaliłam w piecu chlebowym i upiekłam wszystko ... zanim dym owionął komorę paleniska, wyniosłam stamtąd z osiem motyli, które chciały przezimować ... ponieważ padał deszcz i było dosyć chłodno, wylądowały w chatce.
To już gotowe wypieki stygną w chatce, a ja w międzyczasie przygotowałam farsze do pierogów ... będą ruskie i z kaszy gryczanej z serem i cebulką rumienioną.
I tym sposobem nalepiłam wiele milionów pierogów ... zagalopowałam się trochę, ale naprawdę było ich bardzo dużo ... kiedy je ugotowałam, zmierzchało już ... i trzeba było wracać do domu ... przynajmniej miałam spokój z pitraszeniem na kilka dni.
Chcę powiedzieć, że te z kaszą gryczaną cieszyły się największym powodzeniem.
Uwierzycie?
Moja teściowa zbiera jeszcze takie grzyby, dostałam je od niej, okazy jak malowanie ... borowiki i ceglastopore, już wszystko ususzone i schowane na zimę ...
A zachodzące słońce tak igrało sobie po chatce ... bo zachodzi teraz na wprost mojego okna "widokowego" ...
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowa, dobrego życzę, pa!
18 komentarzy:
Ale z Ciebie pracuś......Piękne borowiki...też bym takie chciała!!!!Pozdrowionka.
Skąd Ty czerpiesz tyle siły i energii? :-) I ciężka praca w ogrodzie i praca w kuchni. Jak ja lepię pierogi, to już na nic innego czasu nie wystarcza, nawet na spacer z psiakami. Dlatego rzadko lepię pierogi, a szkoda, bo uwielbiamy :-)
Podziwiam Cię, tak to wszystko lekko opisujesz, a przecież za tymi kilkoma zdaniami jest ogromny wysiłek i ciężka praca. Ale za to efekty są wspaniałe.
Tymi zdjęciami krajobrazowymi znów poruszyłaś moja nutkę wspomnień.
Piękny czas, szkoda, że już powoli się kończy.
Pozdrawiam.
No to masę pracy wykonałaś a te pierogi muszę kiedyś zrobić...I mnie czeka przesadzanie malin i tylko pogoda sie poprawi....
Mmm... same pyszności przyszykowałaś :) Ja niestety przestałam piec chleb, niechcący wysechł mi zakwas i jakoś nie zrobiłam nowego. Ale chyba nastawię nowy, tęsknię za chlebem orkiszowym :)
Pozdrawiam serdecznie
..jak zawsze podziwiam..
Napracowałaś się niesamowicie, dobrze, że miałaś dwoje pomocników, bo bez nich było by smutno i gorzej. Chlebki cudowne! grzyby niesamowite tak jak jaszczurki i motyle :) Pozdrawiam serdecznie u mnie dopiero w niedziele po południu zaczęło padać.
Dzięki za późnojesienne widoki. Ogródek posprzątany, czyli czekamy na zimę?
Niestety, samo sie nie zrobi. Kazdy sie zachwyca jak pieknie, jak ladnie a to rowniez ciezka fizyczna praca.
Twoje Pogorze przygotowuje sie juz powolutku do zimowego snu.
Chleb wyglada przepysznie!
Pozdrawiam:)
Miło ciebie czytać,wszystko wygląda wspaniale,sciskam jak zawsze serdecznie Danka
Czarujesz upieczonym chlebem, kruszonka, atmosfera prostego zycia w zgodzie z przyroda i z sama soba...jeste dla mnie motywujacym przykladem! sciskam cie cieplo1
Ciasto drożdżowe z grubą warstwą kruszonki to najlepszy poprawiacz humoru:)Też takie sprawiłam ostatnio, ze śwliwkami. Pierogi z kaszą gryczaną nauczyła mnie jeść babcia mojego małża, na lubelszczyźnie ponoć to tradycyjne danie, ja ze Śląska, to takich rarytasków nie znałam. Ale w zeszłym tygodniu też narobiłam pierogów ruskich. Taki chleb z prawdziwego chlebowego pieca też mi się marzy, niestety, póki co pozostaje mi taki z piekarnika lub z maszyny:)
Beti, skoro już zaczęłam z tymi grządkami, to trzeba zadbać o nie, a czasami nie chce się; też byłam zaskoczona tymi grzybami, ale jet ciepło, troszkę wilgoci dostały, to i rosną; serdeczności ślę.
Riannon, to przyjemność być samej na Pogórzu i powolutku wykonywać kolejne roboty, a nie mieć na karku ograniczenia czasowego; a pierogi są najlepsze do nakarmienia rodziny, do odsmażenia, odgrzania lub zamrożenia; pozdrawiam.
Wkraju, tak, pot kapał z czoła, bo było gorąco, mięśnie bolały, ale wszystko przeszło; Pogórze zszarzało, tak samo jak sarny, przybrało szary odcień, nie widać ich na tle trawy, dopiero jak staną bokiem i słońce je oświetli; czuję, że to już ostatki ciepła, idzie zima; pozdrawiam.
Agato, starałam się jakoś uporządkować te maliny, bo za bardzo rozsiało się między nimi zielsko, może posłuży im to i obficiej zaowocują; pierogi zrób, pyszne, chodzi oczywiście o te z kaszą gryczaną; pozdrawiam.
Maniu, jeśli nie wyrzuciłaś zakwasu, to może uda się go uratować, dodając tylko wody i żytniej mąki; orkiszowego nie próbowałam, chociaż spotkałam mąkę orkiszową w sklepie; dodaję dużo ziaren różnych, a mężowi posmakował pszenny na drożdżach, ot! przekora chodząca; pozdrawiam cieplutko.
Moje marzenia, pracować w ogrodzie lubię, choć dziś kicham, prycham, głowa boli, pewnie mnie przewiało, i już nie chce mi się nawet wyglądać na świat; serdecznie pozdrawiam.
Marzeno, bo to cała przyjemność po mojej stronie, lubię grzebać w ziemi, a psom najbardziej podobało się wpadać w gonitwie w zgrabione, suche liście; motyle śpią przyczepione do sufitu, a jaszczurka dostała nowe legowisko, wymoszczone listkami i przykryte z góry, żeby nie podkapywał deszcz, była zaspana i oszołomiona, kiedy ją przenosiłam; ten środowy deszcz szybko minął, a w niedzielą padało wieczorem; serdeczności.
Krzyśku, oj, czekamy, czekamy, a jeszcze nie chciałoby się mrozu i śniegu; poszarzało na Pogórzu, a jednak każda pora ma swój urok; pozdrawiam.
Ataner, ot co, trzeba zrobić i już; a ja lubię takie roboty, a jeszcze jak nie muszę nigdzie śpieszyć się; chlebka już nie ma, jakoś szybko zjedliśmy; pozdrawiam cieplutko.
Dana, dzięki za dobre słowa; pozdrawiam Cię.
Grażyno, bo to takie proste przyjemności, a ja nic innego nie potrzebuję; Ty masz dwa domy, oddalone od siebie o tysiące kilometrów i jakoś godzisz bycie "tu i tam", choć na pewno bywa to męczące; pozdrawiam Cię serdecznie.
Weroniko, i do tego gęsto od rodzynek, i pachnące wanilią; jak wyjęłam blachę z pieca, psy zwietrzyły zapach, a jak wyjmowałam z blachy, parę okruszków zjadły z wielkim smakiem, więc odkroiłam im piętkę i podzieliłam między nich; smakowała im taka odmiana; Lubelszczyzna od nas niedaleko, kuchnie przenikają się, to pewnie kresowe jedzonko; serdeczności ślę.
No tak, jak się ma taki wspaniały piec i umiejętności to chlebusie zawsze się udają !!!!
Zazdroszczę tej werwy do pracy, bo ja już nie mogę- kopanie to nie dla mnie- ręce odmawiają posłuszeństwa, ale podziwiać owszem można.
Serdeczności Marysiu.
Twoi ogrodowi pomocnicy mogliby się trochę przyłożyc i pomóc przy pierogach :-). Uściski, pracusiu !
Zofijanno, jednak pieczenie w prawdziwym piecu chlebowym ma się nijak do piekarnika gazowego czy elektrycznego, w nim tworzy się swoisty mikroklimacik; kiedy otwieram dla sprawdzenia stanu upieczenia bądź przestawienia chlebów czy blach, bucha stamtąd para, doskonale widoczna w chłodne dni, chleby nie są wysuszone, temperatura obniża się powolutku, wszystko dopieka się spokojnie; żadne termoobiegi tego nie zastąpią; Twoją rękę trzeba chronić, nie wolno przesilać, więc nawet nie myśl o kopaniu; pozdrawiam Cię serdecznie.
Aniu, ach, ci moi pomocnicy ... spanie i zaglądanie do misek, to ich główne zajęcie; serdeczności ślę.
Też przygotowałam nowa grządkę na miejscu kompostnika. Zebrałam z góry wiechcie i nieprzerobione, posypałam obficie słomą i przykryłam rzadko deskami ze starej podłogi by się nie rozwiała. Jeszce nie wiem co tam będzie wiosną.
Ja raczej potrawy jednogarnkowe bo nie mam pieca chlebowego ale miło u Ciebie oglądać takie smakowite wypieki.
A słońce w chacie znam i kocham, zwłaszcza teraz w krótkim dniu.
Prześlij komentarz