sobota, 2 listopada 2013

Ostatnie dni października ...

... spędziłam bardzo pracowicie na Pogórzu.
Zostały mi do przesadzenia maliny, a miejsce, gdzie rosły, oczyściłam z chwastów i zrobiłam następną grządkę ... bardzo pomocne okazały się widły amerykańskie, z miękkiej ziemi wyciągały delikatnie wszystkie korzenie chwastów ... nawet wykopałam zimującą jaszczurkę, i trzeba było szukać jej nowej norki.
Ciężka to praca, pod koniec już noga bolała od wbijania wideł, a ręce od wyjmowania, otrzepywania i wynoszenia wiader zielska ... potem zgrabiłam mnóstwo liści spod czereśni i jabłonek, przysypałam grządkę, a na wierzch położyłam liście chrzanu ... żeby wicher nie zwiewał mojej pracy.


Dni były bardzo ciepłe, pogoda sprzyjała robotom na zewnątrz, więc ostrzygłam jeszcze winorośl przy chatce z odrostów, potem paliłam pachnące ognisko z resztek gałęzi ...nawet nie miałam za bardzo czasu na sesje zdjęciowe w plenerze, bo dzień krótki, chciałam jak najefektywniej wykorzystać swój pobyt.


Psy, jak zwykle, dzielnie pomagały, grzejąc się w ciepłych promieniach słońca ... czasami wypadały na drogę obszczekać coś, bo im się zwidziało ... a ja zapakowałam jeszcze do worków suchutkie, szeleszczące liście, potrzebne do izolacji ściany i ziemi, gdzie rura z wodą wchodzi do chatki, żeby nie zamarzła ... co tu izolować, jak nie ma wody? ... ale myślę, że taki stan nie będzie trwać wiecznie.


Takie niebo o zachodzie wróżyło wiatr, który przywiał na środę deszcz ... a ja zrobiłam sobie kulinarny dzień.
Zamiesiłam ciasto na chleb pszenno-żytni na zakwasie z różnymi ziarnami, inne ciasto na pszenny chleb na drożdżach - to próbnie, i do tego ciasto drożdżowe z kruszonką od Kamy, bo bardzo nam posmakowało ...


Napaliłam w piecu chlebowym i upiekłam wszystko ... zanim dym owionął komorę paleniska, wyniosłam stamtąd z osiem motyli, które chciały przezimować ... ponieważ padał deszcz i było dosyć chłodno, wylądowały w chatce.


To już gotowe wypieki stygną w chatce, a ja w międzyczasie przygotowałam farsze do pierogów ... będą ruskie i z kaszy gryczanej z serem i cebulką rumienioną.
I tym sposobem nalepiłam wiele milionów pierogów ... zagalopowałam się trochę, ale naprawdę było ich bardzo dużo ... kiedy je ugotowałam, zmierzchało już ... i trzeba było wracać do domu ... przynajmniej miałam spokój z pitraszeniem na kilka dni.
Chcę powiedzieć, że te z kaszą gryczaną cieszyły się największym powodzeniem.


Uwierzycie?
Moja teściowa zbiera jeszcze takie grzyby, dostałam je od niej, okazy jak malowanie ... borowiki i ceglastopore, już wszystko ususzone i schowane na zimę ...


A zachodzące słońce tak igrało sobie po chatce ... bo zachodzi teraz na wprost mojego okna "widokowego" ...


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowa, dobrego życzę, pa!





18 komentarzy:

Beti pisze...

Ale z Ciebie pracuś......Piękne borowiki...też bym takie chciała!!!!Pozdrowionka.

Riannon z Dworu Feillów pisze...

Skąd Ty czerpiesz tyle siły i energii? :-) I ciężka praca w ogrodzie i praca w kuchni. Jak ja lepię pierogi, to już na nic innego czasu nie wystarcza, nawet na spacer z psiakami. Dlatego rzadko lepię pierogi, a szkoda, bo uwielbiamy :-)

wkraj pisze...

Podziwiam Cię, tak to wszystko lekko opisujesz, a przecież za tymi kilkoma zdaniami jest ogromny wysiłek i ciężka praca. Ale za to efekty są wspaniałe.
Tymi zdjęciami krajobrazowymi znów poruszyłaś moja nutkę wspomnień.
Piękny czas, szkoda, że już powoli się kończy.
Pozdrawiam.

Aga Agra pisze...

No to masę pracy wykonałaś a te pierogi muszę kiedyś zrobić...I mnie czeka przesadzanie malin i tylko pogoda sie poprawi....

mania pisze...

Mmm... same pyszności przyszykowałaś :) Ja niestety przestałam piec chleb, niechcący wysechł mi zakwas i jakoś nie zrobiłam nowego. Ale chyba nastawię nowy, tęsknię za chlebem orkiszowym :)
Pozdrawiam serdecznie

Moje marzenia pisze...

..jak zawsze podziwiam..

Mażena pisze...

Napracowałaś się niesamowicie, dobrze, że miałaś dwoje pomocników, bo bez nich było by smutno i gorzej. Chlebki cudowne! grzyby niesamowite tak jak jaszczurki i motyle :) Pozdrawiam serdecznie u mnie dopiero w niedziele po południu zaczęło padać.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Dzięki za późnojesienne widoki. Ogródek posprzątany, czyli czekamy na zimę?

Ataner pisze...

Niestety, samo sie nie zrobi. Kazdy sie zachwyca jak pieknie, jak ladnie a to rowniez ciezka fizyczna praca.
Twoje Pogorze przygotowuje sie juz powolutku do zimowego snu.
Chleb wyglada przepysznie!
Pozdrawiam:)

danawarsaw pisze...

Miło ciebie czytać,wszystko wygląda wspaniale,sciskam jak zawsze serdecznie Danka

grazyna pisze...

Czarujesz upieczonym chlebem, kruszonka, atmosfera prostego zycia w zgodzie z przyroda i z sama soba...jeste dla mnie motywujacym przykladem! sciskam cie cieplo1

Unknown pisze...

Ciasto drożdżowe z grubą warstwą kruszonki to najlepszy poprawiacz humoru:)Też takie sprawiłam ostatnio, ze śwliwkami. Pierogi z kaszą gryczaną nauczyła mnie jeść babcia mojego małża, na lubelszczyźnie ponoć to tradycyjne danie, ja ze Śląska, to takich rarytasków nie znałam. Ale w zeszłym tygodniu też narobiłam pierogów ruskich. Taki chleb z prawdziwego chlebowego pieca też mi się marzy, niestety, póki co pozostaje mi taki z piekarnika lub z maszyny:)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Beti, skoro już zaczęłam z tymi grządkami, to trzeba zadbać o nie, a czasami nie chce się; też byłam zaskoczona tymi grzybami, ale jet ciepło, troszkę wilgoci dostały, to i rosną; serdeczności ślę.

Riannon, to przyjemność być samej na Pogórzu i powolutku wykonywać kolejne roboty, a nie mieć na karku ograniczenia czasowego; a pierogi są najlepsze do nakarmienia rodziny, do odsmażenia, odgrzania lub zamrożenia; pozdrawiam.

Wkraju, tak, pot kapał z czoła, bo było gorąco, mięśnie bolały, ale wszystko przeszło; Pogórze zszarzało, tak samo jak sarny, przybrało szary odcień, nie widać ich na tle trawy, dopiero jak staną bokiem i słońce je oświetli; czuję, że to już ostatki ciepła, idzie zima; pozdrawiam.

Agato, starałam się jakoś uporządkować te maliny, bo za bardzo rozsiało się między nimi zielsko, może posłuży im to i obficiej zaowocują; pierogi zrób, pyszne, chodzi oczywiście o te z kaszą gryczaną; pozdrawiam.

Maniu, jeśli nie wyrzuciłaś zakwasu, to może uda się go uratować, dodając tylko wody i żytniej mąki; orkiszowego nie próbowałam, chociaż spotkałam mąkę orkiszową w sklepie; dodaję dużo ziaren różnych, a mężowi posmakował pszenny na drożdżach, ot! przekora chodząca; pozdrawiam cieplutko.

Moje marzenia, pracować w ogrodzie lubię, choć dziś kicham, prycham, głowa boli, pewnie mnie przewiało, i już nie chce mi się nawet wyglądać na świat; serdecznie pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Marzeno, bo to cała przyjemność po mojej stronie, lubię grzebać w ziemi, a psom najbardziej podobało się wpadać w gonitwie w zgrabione, suche liście; motyle śpią przyczepione do sufitu, a jaszczurka dostała nowe legowisko, wymoszczone listkami i przykryte z góry, żeby nie podkapywał deszcz, była zaspana i oszołomiona, kiedy ją przenosiłam; ten środowy deszcz szybko minął, a w niedzielą padało wieczorem; serdeczności.

Krzyśku, oj, czekamy, czekamy, a jeszcze nie chciałoby się mrozu i śniegu; poszarzało na Pogórzu, a jednak każda pora ma swój urok; pozdrawiam.

Ataner, ot co, trzeba zrobić i już; a ja lubię takie roboty, a jeszcze jak nie muszę nigdzie śpieszyć się; chlebka już nie ma, jakoś szybko zjedliśmy; pozdrawiam cieplutko.

Dana, dzięki za dobre słowa; pozdrawiam Cię.

Grażyno, bo to takie proste przyjemności, a ja nic innego nie potrzebuję; Ty masz dwa domy, oddalone od siebie o tysiące kilometrów i jakoś godzisz bycie "tu i tam", choć na pewno bywa to męczące; pozdrawiam Cię serdecznie.

Weroniko, i do tego gęsto od rodzynek, i pachnące wanilią; jak wyjęłam blachę z pieca, psy zwietrzyły zapach, a jak wyjmowałam z blachy, parę okruszków zjadły z wielkim smakiem, więc odkroiłam im piętkę i podzieliłam między nich; smakowała im taka odmiana; Lubelszczyzna od nas niedaleko, kuchnie przenikają się, to pewnie kresowe jedzonko; serdeczności ślę.

Zofijanna pisze...

No tak, jak się ma taki wspaniały piec i umiejętności to chlebusie zawsze się udają !!!!
Zazdroszczę tej werwy do pracy, bo ja już nie mogę- kopanie to nie dla mnie- ręce odmawiają posłuszeństwa, ale podziwiać owszem można.
Serdeczności Marysiu.

Ania z Siedliska pisze...

Twoi ogrodowi pomocnicy mogliby się trochę przyłożyc i pomóc przy pierogach :-). Uściski, pracusiu !

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Zofijanno, jednak pieczenie w prawdziwym piecu chlebowym ma się nijak do piekarnika gazowego czy elektrycznego, w nim tworzy się swoisty mikroklimacik; kiedy otwieram dla sprawdzenia stanu upieczenia bądź przestawienia chlebów czy blach, bucha stamtąd para, doskonale widoczna w chłodne dni, chleby nie są wysuszone, temperatura obniża się powolutku, wszystko dopieka się spokojnie; żadne termoobiegi tego nie zastąpią; Twoją rękę trzeba chronić, nie wolno przesilać, więc nawet nie myśl o kopaniu; pozdrawiam Cię serdecznie.

Aniu, ach, ci moi pomocnicy ... spanie i zaglądanie do misek, to ich główne zajęcie; serdeczności ślę.

Pellegrina pisze...

Też przygotowałam nowa grządkę na miejscu kompostnika. Zebrałam z góry wiechcie i nieprzerobione, posypałam obficie słomą i przykryłam rzadko deskami ze starej podłogi by się nie rozwiała. Jeszce nie wiem co tam będzie wiosną.
Ja raczej potrawy jednogarnkowe bo nie mam pieca chlebowego ale miło u Ciebie oglądać takie smakowite wypieki.
A słońce w chacie znam i kocham, zwłaszcza teraz w krótkim dniu.