wtorek, 17 grudnia 2013

Mucha chlebowa ...

Udomowiłam się bardzo ostatnimi czasy.
Mąż wyjeżdża do chatki sam, po spokój i ciszę przy swojej, robocie, pali w piecu, karmi ptactwo i przywozi mi różne wieści ze świata, a właściwie to od Janka z góry.
Bo on pracuje przy wyrębie po drugiej stronie potoku i codziennie przejeżdża koło nas ... któryś z robotników zszedł w dolinę potoku, a właściwie gdzieś tam jest dopływ tego naszego, głównego ... wataha wilków ucztowała nad upolowaną łanią ... potem wiózł drabinę, bo wiatr zadarł papę na dachu naszego poniższego sąsiada, tego wyjechanego ... trzeba poprawić, żeby mu nie nalało wody do chałupy ...
To dobry człowiek, z czymkolwiek nie zwrócilibyśmy się do niego, nigdy nie odmówi i zawsze pomoże, a najważniejsze, ma oko na naszą chatkę, jak nas nie ma.
Nalepiłam ci ja różnych pierogów, uszek z grzybami, krokietów, zamroziłam, żeby nie zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę ... kupiłam w zakładach mięsnych tylną ćwiartkę i już jemy swój pasztet ...


 ... dziś wędzę wcześniej zamarynowane szynki i boczki, a także kiełbasę z 3 kg mięsa ...


Ponieważ księżyc nie daje spać, a właściwie to zwierzyna domaga się wcześniejszego wypuszczenia do ogrodu, łącznie z kotem, więc już po spaniu ... to szybciutko rano przygotowałam mięsa do wędzenia, żeby miały czas na ocieknięcie z marynaty, i napełniłam jelita wcześniej przygotowanym nadzieniem, żeby też obeschły, bo wtedy ładnie wędzą się.


I sobie wędzę powolutku, nieśpiesznie, drewnem bukowym, a na koniec pogładzę jeszcze polankiem ze śliwki ... samą śliwką nie wędzę, bo jak dla mnie, za intensywnie pachnie. Za to mój brat wędzi tylko olchą.
Przy okazji zakupu w zaprzyjaźnionym sklepie zoologicznym granulatu dla ryb, skusiłam się i wpuściłam do akwarium gromadkę brzanek mszystych ...


Są śliczne, w słońcu szmaragdowo-czarne, bardzo ciężko zrobić im zdjęcie, bo lampa błyskowa odbija się w ich łuskach i rybki wychodzą jaśniutkie, srebrzyste ... ta po lewej stronie najbardziej udanie pokazuje ich ubarwienie ... a to jaskrawoczerwone zakończenie płetw świadczy o tym, że są w ostrych zalotach, gonitwa po całym akwarium ... kiedy karmię je rano, potrafię patrzeć na nie długo ...


Doszedł także wielkopłetw z małżonką ... pięknie mieni się w słońcu, jak klejnocik ...


... i drugi klejnocik, prętnik, również z małżonką, a ten śledzik w tle, to danio malaborskie, ich stadko robi sporo ruchu w akwarium. Szanowne małżonki blade, nieefektowne, to samczyki muszą grać barwami i stroszyć płetwy w zalotach.

W ogrodzie jakoś jesiennie,  trochę szronu na trawie, tylko sikorki zapamietały miejsce, gdzie wisi karmnik ... podrzucam im trochę słonecznika, bo przywiozłam dla nich cały wór.


Zbliżają się święta, co niektórzy będą wkładać łuski karpia do portfela, bo ponoć to wróży dostatek, a ja mam muchę chlebową na tę okoliczność...
Skąd wzięła się ta mucha chlebowa?
Babcia męża, Bunia, spędziła swą młodość na kresach, Husiatyn, Kopyczyńce, Kołomyja, Zaleszczyki, początek XX wieku, przeżyła dwie wojny ... i to ona przywiozła to "coś" ... mówiła: Pamiętaj, nie wypędzaj z domu ostatniej muchy, bo to mucha chlebowa, jeśli ją wypędzisz, to zabraknie ci chleba!
Nie wiem, wierzyć, nie wierzyć, mucha lata po domu, a już grudzień się kończy, zagląda wszędzie, denerwuje psy, kiedy drzemią, bo kłapią na nią zębami, nam brzęczy koło ucha, pewnie pstrzy, gdzie nie trzeba ... hm! na wszelki wypadek nie wypędzam jej z domu, pomna słów Buni.


A to już koniec wędzenia, jeszcze tylko wędzonki ostygną sobie spokojnie w beczce, a potem zapachnią cały dom.
Pozdrawiam Was cieplutko w ten pracowity czas, dziękuję za odwiedziny, bywajcie w zdrowiu, pa!
I pamiętajcie, nie wypędzajcie muchy, tak na wszelki wypadek!








26 komentarzy:

Klarka Mrozek pisze...

utłukłam i to dwie, nie wiedząc, że to chlebowe.
Miałam brzanki i szybko się ich pozbyłam bo urosły wielkie jak smoki i kopały straszne doły pod roślinami

Aga Agra pisze...

Ja w akwarium mam tylko kiryski

Kama pisze...

Czytam tytuł posta.. i myślę: co ta Marysia znowu wymyśliła? :)
Oj mucha chlebowa lata u mnie i to nie jedna ;)
Piękne wędzone kiełbasy, ach zazdroszczę wędzarni to jest dopiero smak i aromat!
Czyli pierożki i inne pyszności przygotowane na święta? Super, można odetchnąć, prawda? :)
Pozdrowienia!

Łucja pisze...

no to się narobiło Marysiu, skąd ja tu muchę wytrzasnę teraz, może mam jakąś w Krakowie, na wszelki wypadek może zjem jednak 12 winogron, tylko że już w Polsce.
Ale Ty pychotki robisz i to w jakich ilościach!!! Trochę mi się myli Twój dom z chatką więc i tak się nie połapię gdzie jesteś, można poznać po akwarium! Pa

Kasik pisze...

U nas są tylko komary w piwnicy... Rybki śliczne, a kiełbasy na pewno będą pyszne. Nie ma to jak własne wyroby. Pozdrawiam

Anna Kruczkowska pisze...

Zapachniało tymi wędzonkami...

Izydor z Sewilli pisze...

Marysiu, pozwoliłam skopiować sobie to, co napisałas o chlebowej musze. Pasuje jak ulał do naszych opowieści rodzinnych. Tylko dwie miejscowości inne,ale i tak blisko."Babcia męża, Tesia, spędziła swą młodość na kresach, HYnkowce, Worwolińce, Kołomyja, Zaleszczyki, początek XX wieku, przeżyła dwie wojny ... i to ona przywiozła to "coś" ... mówiła: Pamiętaj, nie wypędzaj z domu ostatniej muchy, bo to mucha chlebowa, jeśli ją wypędzisz, to zabraknie ci chleba!" Ja nie wypędzam, ale mąż nie lubi tej muchy.
U na wędzenie dopiero w sobotę, bo nie mam kiedy teraz. Pozdrawiam serdecznie

Magda Spokostanka pisze...

No to przekichane z tą muchą ...
Co prawda u nas muchy nie kończą się nigdy, ale teraz ostatki łapie kota i widzę jak ważna to dla niej czynność. Przecież nie mogę jej tego zepsuć :)
Moja mama, jak się przeprowadzaliśmy, dała nam do nowego domu, obrazek z Marią karmiącą i powiedziała, że w jej rodzinie ten wizerunek chronił domowników przed głodem. No i mamy ją. Być może pomogła przetrwać najtrudniejsze chwile ...
Uwędziliśmy ostatnie sery (reneta + olcha) Doję już co drugi dzień.
Uściski!

Ania z Siedliska pisze...

Zawsze chciałam miec wędzarnię. Nawet w zwykłej beczce. Mąż zaczął robic przedziwną konstrukcje z wykorzystaniem zwykłej "kozy" ale śmierć przerwała tę pracę. Nie mam serca dokończyć, liczę na męża Egretty, który jest człowiekiem wielu talentów ( tak jak i Egretta) i w końcu będziemy robić cos tak pysznego, jak u Ciebie :-). Buziaki przedświateczne !

Kris Beskidzki pisze...

Ale smaku narobiłaś. Kiełbaski wyglądają superowo!

mania pisze...

O rajciu! A ja taką uprzykrzoną muchę, co to się obudziła w grudniu wypuściłam za okno! Ale to w pracy to się chyba nie liczy :)
Ależ z Ciebie gospodyni Marysiu, tyle wspaniałości przygotowałas a je dalej nie wiem, co będę piekła na święta :)
Pozdrawiam serdecznie

Zofijanna pisze...

ależ gospodyni z Ciebie , jak mówią- całą gębusią.
Napichciłaś, nakleiłaś, uwędziłaś, tylko choinkę ubrać i już święta.
O sobie wolę nie wspominać.
Rybulki piękniutkie. Były u nas w domu, kiedy byłam dzieckiem. Pływały w dwóch akwariach, jedno miało 120 litrów. Lubiłam patrzeć na welony i ciernika.
Podziwiam
Pa

Pellegrina pisze...

Dobrze mieć takiego sąsiada, ja też mam cudnych ale moi nie mieszkają obok tylko bywają tak jak ja. Magiczne, smakowite i obfite będziecie mieć święta, nie ma to jak swoje wyroby, te smaki, aromaty, widoki. Pracowita z ciebie pszczółka Mario.

grazyna pisze...

Twoje opowiesci to jak najpiekniejsza poezja.Jestes niezmordowana. W Wenezueli zeby miec szczescie i byc zasobna w nowym roku, trzeba koniecznie ugotowac zupe z soczewicy i spozyc ja o 12 w nocy w Sylwestra. Ziarno soczewicy przypomina pieniazki wiec pewnie stad ten zwyczaj. Ktos mi kiedys powiedzial ,ze jest to zwyczaj wloski, a Wlochow sporo w Wenezueli. pozdrawiam juz prawie swiatecznie z Portugalii

artambrozja pisze...

Mario trochę przerażona jestem tą wróżbą bo ...właśnie dzisiaj pogoniłam muchę z domu :((
Narobiłaś mi ochoty na swoją kiełbasę. Wędzone szyneczki, boczki robimy, ale jakoś na kiełbaskę się nie odważyłam.
Piękne rybki, u mnie w akwarium królują glonjady :)

Unknown pisze...

Wspaniale te wedliny :)

Nasza Polana pisze...

Ciekawa legenda z tą muchą ale ja jednak chyba pozostanę przy spokojnych, niebrzęczących łuskach z karpia. :-) pozdrowienia dla Ciebie Mario :-)

Olga Jawor pisze...

Tytuł Twojego posta Marysiu jest intrygujący a przypowieśc o musze ciekawa i zaskakująca.Musze poszukać jakiejś muchy. Mam nadzieję, że chociaż jedna sie ostała.jak nie ma latających, to zawsze gdzieś w domu za obrazem albo w starych framugach drzwi jakaś sobie smacznei drzemie. Nie przepędze, tak samo jak pajaków. Niech im ciepło i spokojnie bedzie na te święta.
Smakołyki robisz niesamowite po prostu! Od samego widoku slinka ciecze!
Serdecznie Cie pozdrawiam!:-))

amelia10 pisze...

Aż tutaj pachnie od Twoich smakołyków!
To wielkie szczęście mieć takiego sąsiada... bo na wsi sąsiedzka pomoc nieodzowna. U mnie komary zamiast much... Czy komary tez są magiczne?
pozdrawiam

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Klarko, i co to teraz będzie? wiem co, mój mąż zawsze mówi, że trzeba liczyć tylko na własne ręce, bo z nieba nie spadnie; te milutkie, sympatyczne brzanki kopią? jakoś nigdy nie mogliśmy się ich dochować, skapały jedna po drugiej, zanim urosły, więc cieszy mnie, że przyjęły się; a niech kopią; my mieliśmy zeberki, które czyniły okropne spustoszenie, zwłaszcza jak składały ikrę; serdeczności ślę.

Agato, kiryski dobrze chowają się, to wytrzymałe rybki, mam kiryska pstrego ze śliczną, długą płetwą grzbietową, zawsze śmieję się, że powiewa za nim jak czub Kozaka; pozdrawiam.

Kama, pewnie myślałaś, że zagniotłam muchę w ciasto chlebowe; skoro muchy już są, to muszą pozostać, bo może rzeczywiście to chlebowe? tak, pachną wędzonki niemożebnie, a polędwiczkę to można już jeść bez zaparzania, bo ona delikatna jest; tak, lepienie zakończone pomyślnie; pozdrawiam serdecznie.

Łucjo, no tak, brak muchy chlebowej to poważny problem; o, to lada dzień zawitasz w Krakowie; w domu jestem, stacjonarnym, rzeczywiście po akwarium można poznać; ale wolałabym być uchatkowana; serdeczności ślę.

Kasiku, o komarach chlebowych nie słyszałam, ale kto wie, może takie też są? kiełbaski trochę pomarszczyły się, bo boję się napełniać je ciaśniej, żeby nie popękały; pozdrawiam serdecznie.

Ruda, pachną rzeczywiście pięknie, ale wiesz co? gdzieś czytałam, że w którymś regionie Niemiec wędzi się drewnem smolistym, wędzonki są okopcone, czarne, i w tym ich urok i smak; u nas raczej nie do przyjęcia, chyba; pozdrowienia ślę.

Owieczko, gdzieś mi mignęło, że rodzina Twoja ze wschodu; kiedy pierwszy raz usłyszłam o tej musze, to myślałam, że to żart, ale potem okazało się być jak najbardziej poważne; no cóż, teraz to już mężowi Twemu wypada polubić muchę i już; o, u nas w sobotę mała uroczystość, moja młodzież bierze ślub; i ja pozdrawiam cieplutko.

Magda, aha, i ona chyba czuje, że jest bezkarna, bo jest trochę dokuczliwa, ale co, żyjemy tak sobie razem; piękna pamiątka od Mamy i piękne przesłanie; ja w tym roku nie zrobiłam ani jednego sera, ani twarogu, aż mi żal; nadrobię w przyszłym roku, bo już będzie luźniej; za chwilę zapadniesz w sen zimowy, odpoczniesz trochę od dojenia, ale pewnie nie na długo, bo zaczną się wykoty kozie, dobrze określiłam? serdeczności ślę nad jezioro.

Aniu, wyobrażam sobie, że każda rozpoczęta przez męża robota przypomina Ci boleśnie o jego stracie; dobrze, że masz Egrettę pod bokiem, wspólnie dokończycie jego dzieło, i będziecie wędzić pyszne rzeczy; pozdrawiam Cię serdecznie.

Kris, i tak też smakują, tylko schudły trochę podczas wędzenią, bo nie za bardzo wiem, jak ściśle napełniać jelita, ale za jakiś czas dojdę i do tego; bo wszystkiego uczyłam się z netu, to nie to samo, co praktyka; pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maniu, w pracy chyba się nie liczy, tylko w domu :-) dziś zrobiłam trufelki czekoladowe, bez pieczenia, teściowa robi tort orzechowy, wymienimy się, i będzie urozmaicenie; paluchy też są w planie, ale to do barszczyku, ale domownicy chyba wolą bardziej na słono; i ja pozdrawiam.

Zofijanno, robię te wszystkie domowe rzeczy, bo pewnie zdrowsze, zresztą w domu u mnie też się zawsze robiło, bo mięso było swoje; i tak sobie pomyślałam, czemu nie spróbować? czasami mi nie wychodziło, dużo uczyłam się internetu, teraz też trafiają się gnioty, ale zawsze mnie mąż pociesza, że aby było dobrze, to trzeba stale próbować; ciernik to ryba naszych zbiorników, ciekawy do obserwacji, pamiętam ze szkoły, jak buduje gniazda, pielęgnuje, ale kto teraz hoduje cierniki, skoro tyle egzotycznego stworzenia? pozdrawiam serdecznie.

Krystyno, Janek jest zawsze życzliwy, pomocny, słowny, honorowy, co nieczęsto się spotyka; a niech sobie pojedzą moi domownicy, syn jutro przylatuje, zamówił jak zwykle na obiad schabowe, ziemniaki i surówkę z białej kapusty; serdeczności ślę już na zachód daleki.

Grażyno, tak mi się przypominają różne różności, więc dzielę się nimi na blogu, czasami aż boję się, że głupoty wypisuję; soczewica w sywestrową północ, a pamietają ludzie o tym w ferworze zabawy? już jesteś w podróży do siebie, chociaż sama nie wiem, bardziej tu u siebie czy tam? pozdrawiam cieplutko.

Artambrozjo, w wielkiej nieświadomości to uczyniłaś, więc się nie liczy, na przyszłość będziesz ostrożniejsza:-)
nauczyłam się robić kiełbasę z internetu, ze strony wędliny domowe, dużo było po drodze nieudanych wyrobów, ta teraz też skurczyła się za bardzo, bo nie wiem, jak ciasno nabijać jelita, choć w smaku niczego sobie; glonojad u mnie jeden, bardzo stary, bo od początków przygody z akwarium, jakaś narośl rośnie mu na głowie, może jeszcze trochę podycha; pozdrawiam.

Nika, dobre, zdrowsze niż te w sklepie, choć też z odrobiną konserwantu, jaką jest mieszanka peklująca, ale to nie to samo, co z półki sklepowej; serdeczności ślę.

Polanko, a, bo pewnie nie masz muchy chlebowej w domu, i tylko łuski karpia Ci zostają:-) nic to, w przyszłym roku zaprzyjaźnisz się z nią; i ja pozdrawiam serdecznie.

Olu, bo i ja sama obawiałam się pisać o tej musze chlebowej, ale skoro ludzie wierzą w różności, to pomyślałam sobie, że i ja napiszę, co Bunia przywiozła z Kresów; a mucha ma się dobrze, cieplutko jej i nadal fruwa po domu, najchętniej w pobliżu kuchni; trzeba uwierzyć we własne możliwości i odważyć się spróbować samemu zrobić wędliny, udadzą się na pewno; i ja pozdrawiam cieplutko.

Amelio, jeśli komar tłuściutki, to może robić za muchę, chudziaka nie puszczaj do domu; Janek to bardzo pracowity człowiek, bardzo go poważam;
pachnie wędzonkami w domu, bo jak tylko otworzę drzwi do spiżarni, to zapach lezie na dom; serdeczności ślę.

Grey Wolf pisze...

Koło mnie jak przejeżdżają to się nawet nie zatrzymają..rąbią rąbią, a lasów coraz mniej..a tu myśliwi zabijają sarny, i zostawiają na pastwę losu.. :/

Tomasz Gołkowski - Karpacki las pisze...

Takie speciały domowej roboty, to dla zwykłego śmiertelnika wspaniała gratka :)Nawet popatrzeć na te wędlinki przyjemnie , a co dopiero skosztować :)
Pozdrawiam

Unknown pisze...

Swojskim jadłem zapachniłaś nam tu przeuroczo! Szkoda wielka, że takie specjały już mało kto wykonuje, a cały smak odbiera wszechobecna chemia:(
Będziesz miała wspaniale pachnące i smakujące święta!
Brzanki mienią się cudnie i na pewno zostaną ozdobą akwarium.
Każdy z nas powieniem mieć takiego swojego "Janka z góry" i być dla kogoś takim Jankiem. Życie staje się piękniejsze kiedy mamy z kim podzielić się opowieścią, wzajemną pomocą i życzliwością:)

Natalia z Wonnego Wzgórza pisze...

Swojsko się zrobiło! U nas przygotowania do świąt i wiejskie zapachy zaczną się dopiero w tę sobotę. Pozdrawiam ciepło i udanych wyrobów życzę i wszystkiego dobrego!

Ataner pisze...

Grudzień to oczywiście Święta i Nowy Rok. Czas zastanowienia i refleksji nad tym co było i będzie a dla mnie również okres przygotowań do wyjazdu świąteczno-noworocznego.



Dlatego już teraz składam życzenia Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!

Ataner