wtorek, 29 sierpnia 2017

Ejj! na Muńcolskiej Hali ...

... ej! łogienek się pali ...
... ej! pod golućkim niebem...
... ej! śpiwali bedziem ...

Rozpoczęłam ten post małym fragmencikiem piosenki zespołu "U Pana Boga za piecem".
Wcale nie na Muńcolskiej Hali, a pod Muńcułem, w dolinie bystrej Danielki, przy Chałupie Chemików w Ujsołach odbył się kolejny festiwal piosenki z "krainy łagodności" - Danielka 2017.
Wyjechaliśmy z naszego południowego wschodu jak zawsze koło południa, wyrywając się na chwilę z natłoku obowiązków, a tym razem wybraliśmy drogę z lekka okrężną, bo autostradą do Katowic, potem S-1 do Bielska B... nie był to dobry pomysł. Ruch popołudniowy niesamowity, korki, do tego jeszcze przed Tarnowem wysiadł na autostradzie gość ze swojego auta po raz ostatni, bo ... zmiotła go nadjeżdżająca ciężarówka ...
Pora do podróżowania nie najlepsza, jakby nie jechał, wszędzie tłok. Albo wąsko i kręto.
Tak jechaliśmy sobie w ten Beskid Żywiecki, mijając po drodze różne miejscowości i orzekliśmy z mężem, że chyba nie chcielibyśmy tu spędzić urlopu. Jedyna rada, to wydrzeć się w góry, i iść, i iść przed siebie, bo w dolinach bardzo tłoczno.
Na polu namiotowym od razu przywitała nas Gosia z Ogarzego Pogórza, potem coraz więcej znajomych twarzy, ale naszych z forum jeszcze nie widać. Ponoć córka jednych była tutaj z koleżanką, ale nie znaliśmy jej. Co było robić? stanęłam na środku placu, krzyknęłam głośno nazwisko i od razu jedna z dziewczyn obejrzała się:-) a tuś mi! już cię mamy.


Namiotów wokół przybywało, jest już sporo znajomych z różnych festiwali, a więc i czułe przywitania, bo i radość ze spotkania wielka.


Czasu mieliśmy niewiele, bo za chwilkę zaczynały się koncerty, z oddalonego parkingu trzeba było znieść wszystko potrzebne do noclegu, i także kuchenne rzeczy. Gosia, jako że rozlokowała się już poprzedniego dnia, z uśmiechem skwitowała, że my to pewnie na miesiąc się kwaterujemy:-) Ale przecież stoliczek potrzebny, i krzesełka, i lodówka, i koszyk  z wiktuałami, i parasol wielki, bo a nuż zaniesie deszczem, i gitara, i plecaki ... o, laboga! naprawdę dużo tego.


Potem to już pod scenę, z własnymi krzesełkami, bo plecy trzeba oprzeć, odzież zamienić jeszcze na cieplejszą, bo nocą w górach chłodem ciągnie ... a narodu wciąż przybywało.


Pierwszy wykonawca gdzieś umknął w pośpiechu rozbijania namiotu, za to cały koncert "U Pana Boga za piecem" z Sylwkiem Szwedą posłuchaliśmy z  wielką przyjemnością. Niektóre utwory poznaliśmy dawniej z płyty "W górach jest wszystko co kocham", teraz doszły nowe, a chociażby ciekawe wykonanie bałkańskiej pieśni "Ajde Jano".


Potem były "Wołosatki" ... przeżyło się już parę pokoleń śpiewających harcerek, przecież to już 40-lecie działalności zespołu :-)


"Chwila Nieuwagi" z Piotrem Woźniakiem ...


... Andrzej Korycki i Dominika Żukowska ...


Na sam koniec "Było ich trzech" ................ w połowie występu wymiękłam, było mi zimno, marzyła mi się poduszka, ciepły śpiwór ... at! posłucham ich z namiotu ... nie dało rady, zasnęłam, kiedy tylko ciepło śpiwora rozgrzało zmarznięte stopy.
Ależ w nocy było zimno! przez sen czułam, jak marznie mi czoło i nos, nawet dodatkowy pledzik za bardzo nie pomagał, w czapce lepiej byłoby spać:-) ... albo kominiarce:-)
Rankiem przyjechali nasi przyjaciele, Krzyś i Grażynka, serdecznym powitaniom nie było końca.
Oni to niewzruszeni piechurzy, tereny wokół znają jak własną kieszeń.
Co tu dużo mówić! stchórzyłam! nie poszłam w góry, pomna zeszłego roku, kiedy w upale zdychałam pod Rycerzową, bo i teraz było mi nieszczególnie.
Spędziłam cały dzień w  bazie, snując się nad potokiem w Rezerwacie Danieli, podpatrując i podsłuchując stałą ekipę z Giełdy w Szklarskiej ... i było mi żal, że nie poszłam w góry ...


 






Za to bardzo przyjemnie posłuchałam występów Danielkowego konkursu wykonawców, bo co niektórzy byli mi już znani ...  Trzeba nam było znowu składać bety, bo nie mogliśmy zostać na następny nocleg, w niedzielę jak najwcześniej musieliśmy być w domu.  Tym bardziej, że chyba od rana zanosiło się na deszcz ... składanie mokrego namiotu to nic przyjemnego. Jeszcze tylko Gosia, napotkana po drodze uśmiała się z nas: - Tyle się naznosiliście i już pakujecie się z powrotem? -
Późnym popołudniem spadł deszcz, ale dla organizatorów to żadne zaskoczenie. Żeby publika nie uciekała sprzed sceny, rozdali kolorowe peleryny ... tak kolorowej publiczności danielkowej jeszcze nie widziałam:-)




Jak dla nas, najważniejszą osobą sobotniego wieczoru był pan Krzysztof Daukszewicz.
Śpiewał, akompaniując sobie na gitarze, opowiadał kawały, rozbawiał publiczność ciętymi uwagami ... w którymś momencie załamał mu się głos, kiedy poinformował nas o śmierci Grzegorza Miecugowa ... szybko pozbierał się w sobie, prowadząc swój występ do końca, a potem także konferansjerkę całego wieczoru.


A my?
Nie czekaliśmy do końca wieczoru, bo i w kolejce czekał zespół Nijak, i Jacek Stęszewski, i nawet Zespół Reprezentacyjny ... przed nami długa droga. Zza Muńcuła błyskało się, gdzieś przechodziły burze ...



... wracaliśmy znowu inną drogą, przez Andrychów nas gps poprowadził, ale jak ładnie ... po powrocie zerknęłam w mapy ...aaaaa! te serpentyny i ostre zakręty to Beskid Mały:-)
Mgła, mgła, do samego domu mgła ... gdzieś za Krakowem wypiliśmy kawę na stacji paliw, potem w domu nie mogłam zasnąć:-)
Cztery godziny snu i szybko na Pogórze, bo wędzonki trzeba zrobić. Syn wyjeżdża po urlopie na wyspy, to i jeszcze pierogów mu trochę ulepić w międzyczasie wędzenia ... wrócę na wieczór do domu, bo Jasiek płakał, kiedy wyjeżdżałam aż mi się serce krajało ... ciężko to wszystko połapać.
A teraz?
Urodzaj derenia jadalnego ...


Najpierw pozbierałam to, co spadło samo na ziemię.
Potem z Jaśkiem rozłożyliśmy plandekę i otrząsnęliśmy z owoców gałęzie niezbyt rosłego drzewka ... oto plon.



Już maceruje się w słoju szlachetna nalewka - dereniówka, okupiona benedyktyńską pracą, bo każdy owoc trzeba nakłuć wielokrotnie.
I jeszcze małe wspomnienie lata, bo mam wrażenie, że czuję już jesień, jej chłodny oddech za plecami ... no i klucz żurawi na niebie w zeszłym tygodniu ... rośnie nam mały rolnik:-)





Pozdrowienia ślę, pa!


I taka była danielkowa publiczność:-)

15 komentarzy:

ankaskakanka pisze...

Jak fajnie spędziliście czas i ilu macie znajomych z tych koncertów. Widzę, że spotykasz wesołych i życzliwych, może "zakręconych" ludzi. Takich znajomości się nie zapomina.

makroman pisze...

Festiwalowe życie.
Fajne są takie spotkania, pod namiotem, z przyjaciółmi, znajomymi, w takiej atmosferze. Doprawdy fajne.

Aleksandra I. pisze...

Świetny pomysł na ciekawe życie. Zapewne takie koncerty są fajne. Szczególnie, że piosenki śpiewane są takie nasze melodyjne, słowa wzruszają. A przy okazji poznajecie równie "zakręconych" tak pozytywnie ludzi.
A młody miłośnik rolnictwa super, rośnie zdrowo i radośnie w kontakcie z przyrodą. Pozdrawiam

grazyna pisze...

Jaka jestes aktywna i jeszcze zalujesz,ze nie poszlas w gory!!! Twoje zycie jest pelne pieknych wrazen, ktore Ty cala soba przezywasz...masz swietna rodzine , ktora Ci pomaga w zyciu pelna piersia. JAsko jest cudny!

mania pisze...

Maryniu, jak miło pośpiewać z przyjaciółmi!
Pomocnik całkiem duży, niedługo pewnie będzie z Wami po górach śmigał :)
Pozdrawiam serdecznie

Krzysztof Gdula pisze...

Mario, w komentarzach wyżej już napisano to, o czym i ja myślałem czytając post: że miło jest spotkać znajomych lubiących to samo, co my, i wspólnie posłuchać prawdziwych piosenek.
Zwróciłem uwagę na słowa o żalu z powodu rezygnacji pójścia w góry. Pomyślałem, że mam tak samo, dlatego, nauczony doświadczeniem, nawet gdy zapowiadają nieładną pogodę lub gdy nie czuje optymizmu, jadę. Żeby nie żałować.
Dereniówka… Słyszałem o tym trunku dużo dobrego. Niech się wam uda naprawdę przedni.

Joanna pisze...

fajnie mieć znajomych wg. swoich pasji czy zamiłowań
u mnie dereń pierwszy raz zaowocował... paroma bubami i też jestem szczęśliwa
pozdrawiam serdecznie

Mażena pisze...

Lubię dereniówkę, sama nie robię, czasem dostanę od znajomych, co kilka lat z Bieszczad i delektuję się ....po ociupince.
Fajne śpiewanie!

wkraj pisze...

Fantastyczna impreza, pełna łagodnej muzyki. Pewnie były to bardzo miłe chwile spotkań i słuchania anielskiej muzyki. Jak zawsze zazdroszczę i myślę, czemu mnie tam nie było.
Pięknie pozdrawiam :)

krzyś pisze...

Marysiu!
Bardzo nam było miło spotkać się z Wami. Tym bardziej, że przejechaliście taki kawał drogi.
Szkoda tylko, że tak krótko...
Nie poszłaś z nami - trudno. Nie zawsze jest na to ochota i kondycja. My starzy piechurzy, a Lidka jak wiesz ma straszne parcie na góry...

Gorąco Was pozdrawiamy - G. i K.

Pellegrina pisze...

Znowu łagodnie i śpiewająco Was poniosło, a w dodatku kolorowo. Te pola pełne namiotów i muzyki przypomniały mi SLOT i zatęskniłam za namiotem, uroczym towarzystwem, luzem i tą radością. Ahoj!

Pellegrina pisze...

A Jasiczek umilony, robotny jak moje wnuki!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ania, to już lata spotkań:-) a pozytywne zakręcenia zawsze cenię, są o niebo lepsze od znudzenia, nicnierobienia i ... intryg; pozdrawiam.

Maciej, choć to zazwyczaj tylko 2 dni, ale w tak przyjacielskiej atmosferze, że prawie "odlot"; właśnie tutaj bardzo ujęła mnie bezinteresowna uczynność pewnego młodego człowieka:-) trochę nas kości bolą rankiem po tym namiotowym życiu, ale warto! a i z Tarnowa spotkaliśmy znajomych, konkretnie z Jamnej:-) pozdrawiam.

Olu, podobne festiwale bardzo przyciągają nas, a twarze uczestników są rozpoznawalne; i poznajemy, i znamy, i myślę, że to zupełnie inna, specyficzna kategoria ludzi, w której dobrze się czujemy; Jaśko uwielbia Pogórze, to dobrze:-) pozdrawiam.

Grażyna, ostatnio moja aktywność to tak wokół rynku, ani przede mną, ani za mną, a chciałabym zebrać się na jakąś porządną wyrypę, podług moich sił; ... to możliwe tylko z mężem, mamy swoje tempo, i nikt nie dyszy nam za plecami: prędzej, prędzej ... bo wiesz, my starsi państwo jesteśmy:-)
Jaśko ukochany; pozdrawiam.

Mania, co Ci powiem ... ostatnio nawet pary mi brakuje, żeby nocą posiedzieć przy ognisku i pośpiewać, bo "dziadek piaskowy" sypie w oczy i senek przychodzi nie wiadomo kiedy; ej, ten pomocnik! więcej po nim sprzątania niż pomocy:-) pozdrawiam.

Krzysztof, coraz trudniej zebrać mi się i ruszyć, może to wynika z małej wiary w siebie, w swoje możliwości, tyle jest przeciw ... kiedyś wystarczyła iskra, impuls, i już wyruszaliśmy ... może to wiek tak zachowawczo każe czynić, może domatorstwo zawładnęło życiem ... a przecież wystarczy wyjść na pobliskie łąki; dereniówka - szlachetny trunek, a jeszcze zbieram ostatnie owoce:-) pozdrawiam.

Joanna, dobrze mieć możliwość wyboru, a nie jakikolwiek przymus; dereń musi rosnąć kilka lat, żeby zaowocował; w tym roku po raz pierwszy były tak dorodne owoce, i soczyste; pozdrawiam.

Mażena, ha! dereniówka z Bieszczad:-) moja dereniówka nawet nie z Pogórza, a z miejskiego ogrodu:-) pozdrawiam.

Wkraju, no ba! wszystko to prawda, i właśnie ... dlaczego Ciebie nie było??? tyle aut ze śląską rejestracją przyjechało:-) pozdrawiam.

Krzyś, o wiele za krótko, a jakże!!! w przyszłym roku przykujemy Lidkę z wielką kulą u nogi w Rezerwacie Danieli, a żeby nie było jej smutno, też tam będziemy:-) a! po nieprzespanej nocy słaboty mnie ogarniają, nie chciałabym wstrzymywać wędrówki; pozdrawiam.

Krystynko, widziałaś??? i kolorowe namioty, i peleryny, a ludzie jacy inni, wyluzowani, oryginalni, bajeczni:-) nos mi zmarzł w namiocie, i czoło; ale ranek cieplutki; Jasiek robotny, bardzo lubi pomagać:-) pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

z kulą u nogi tez polezę, ale jeszcze wolniej ;)
derenie u nas mnogo zaowocowały; sztuk 3, ale że to pierwszy ich rok, to mają ulgę :) za to czeremchy w lesie moc, jak tylko przestanie padać, to nazbieram... Oj , ciężko przestawić się ze słonecznych 30 st na deszczowe 15....
Buziaki dla Was :))

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Lidka, jesteś niezniszczalna:-) a mnie wiary w siebie brak:-)
Dereń z każdym rokiem będzie obficiej owocować, a z czeremchy jeszcze nigdy nie robiłam nastawu, z czarnego bzu tak, to były Łzy Chrabąszcza:-) my to się chyba na ciepło nie załapiemy; pozdrawiam.