wtorek, 21 lipca 2020

Na półmetku ...

Zżółkły zboża, dojrzały łąki, w powietrzu zapach przekwitających kwiatów, chyli nam się to lato ku jesieni. Ostatnio wpadł mąż do domu jakby wzburzony - ty wiesz, że już żniwa zaczynają na polach?
A co w tym dziwnego, w końcu kończy nam się lipiec ... takie to żniwa, zboże i rzepaki sczerniałe, w koleinach na polu stoi woda, na niektóre nie można wjechać. Dla mnie o tyle niemiłe to, że jeszcze dobrze nie napasłam się wiosną, a tu już lato na półmetku, pogoda od początku byle jaka, na palcach można policzyć słoneczne dni.
Na Pogórzu prawie codziennie leje, jak nie w dzień, to w nocy, leje konkretnie, takie tropikalne zwały deszczu, zza lasu wyłażą opasłe czarne chmury, burze z piorunami bardzo widowiskowe, a ściany deszczu z nich, że nie widać łąk "zapotocznych".
Ranki po tych burzach malownicze, widowiskowe, z mgłami unoszącymi się nad dolinami, a po południu znowu leje:-)



Zaczyna się koszenie łąk.
Właściwie to żal patrzeć, jak kładą pod kosę głowy puszyste trawy, które całościowo wyglądają jak gobelin utkany przez naturę z kolorów ziemi, barwy łagodnie przechodzą jedna w drugą, jakby malarz malował je delikatnymi pociągnięciami pędzla.


Zanim terkoczące traktory wyjechały na robotę, zdążyłam i ja zrobić kilka zdjęć łąkom z podwieczornego spaceru z psami ...





Skąd te bociany wiedzą, że trzeba tu przylecieć na koszenie?
Najpierw one stadami wędrują za ciągnikami, a kiedy odjadą , przylatują stada kruków, orliki, myszołowy i inni drapieżcy, dla każdego coś się znajdzie, bo i wiele drobniejszych stworzeń kładzie głowę pod kosę.



Nie zdążyłam oznaczyć mojego storczyka pod chatką patyczkami, żeby nie trafił pod kosę.
Mąż szedł wykosić w pasiece, no i tak machnął po drodze, że i zagarnął biedaka ... straty muszą być, jak śmiał się kiedyś jeden majster na budowie. W zamian pojechaliśmy na kalwaryjskie wzgórze, a tam kruszczyków zatrzęsienie ... nie wiem, czy dotrwają do dorosłości, przecież tam też koszą obejście ...





Trwa odbudowa, czy też rozbudowa fortalicjum, na bazie starych murów przeogromna inwestycja, o laboga! kwota na tablicy przyprawiła mnie o zawrót głowy ...


Nadal jeździmy pętelką w dolinę Jamninki, która teraz wygląda bardzo malownicza. Droga jakby w tunelu rozkwitłych przestrzeni, czasami smyrgnie z drogi wygrzewający się zaskroniec, błysnąwszy w słońcu oliwkowym odcieniem łuski. Nie każdy zdąży uciec przed kołami auta, że też ludzie specjalnie najeżdżają na te stworzenia, żeby tylko zabić ... przecież tam się jedzie wolniutko, ogląda widoki, gady mają czas, aby odpełznąć ...




Po sąsiedzku pasły się konie, przyprowadzane tu na zmianę kilka razy, jak trawa odrośnie ... zapach stajni, znam go, bo w domu rodzinnym też były konie, zanim ciągniki objęły w posiadanie chłopskie gospodarstwa. Konie zazwyczaj spędzały noc pod jabłoniami przy płocie, słyszałam, jak parskają, tupią kopytami ...


Ponieważ wylęgło się bardzo dużo komarów, gzów i innych krwiopijców, sąsiad rozpalał starą, wilgotną kostkę siana, która tląc się, dawała dużo dymu. Mądre konie stały w tym dymie, aby opędzić się od owadów, bo machanie ogonami nie pomagało, a kiedy zaczynała się ulewa, z widoczną przyjemnością wychodziły na deszcz, który pewnie mile łagodził ukąszenia. Gzy zostawiają bolesne ślady, skóra puchnie, swędzi niemiłosiernie, sama tego doświadczam codziennie:-)


Deszczowa pogoda sprzyja chorobom grzybowym czy wirusowym na warzywach, zwłaszcza na pomidorach czy ogórkach, to doroczna walka z nimi. Nie chcę używać ciężkiej chemii, więc staram się zapobiegać z różnym skutkiem, przerabiałam już skrapianie drożdżami, mlekiem, gnojówką z pokrzyw, przyznaję, z miernym skutkiem.
W tym roku odkryłam na forum ogrodniczym taki wątek użytkownika Pomodoro, środek na bazie jodyny z dodatkiem krochmalu, octu i obowiązkowo deszczówki lub wody destylowanej, są też inne, ale wypróbuję je w przyszłym roku, Jak na razie sprawdza się, a grzyby tylko czekają w ukryciu, żeby zaatakować. Ponieważ padają deszcze prawie bez przerwy, śledzę prognozy i wyczekuję bodaj kawałka suchego dnia, aby spryskać warzywa, tworząc na liściach ochronną powłokę, którą deszcz zmywa trudniej.
I owszem, zdarzają się porażone końcówki liści, zwłaszcza u pomidorów, trzeba je zrywać i niszczyć, przeglądać, kontrolować, jak chce się coś zebrać, a za dużo pracy włożyłam od lutego najpierw w sadzonki, potem w walkę z przymrozkami, żeby teraz oddać pole walkowerem:-)
Najważniejsze, że preparat jest nieszkodliwy dla nikogo, bez karencji, można traktować nim prawie wszystkie rośliny zapobiegawczo, no i tani.


U sąsiada na łące rośnie samotna dzika czereśnia, zachodzę tam, racząc się czarnymi słodko-gorzkimi owockami, z widokiem na Kopystańkę. Ciągną tam teraz sznury turystów, ha! nawet plecakowców, widać, jak idą łąkami od Makowej przez Horodżenne, ścinając szlak. Warszawianki też odwiedzają naszą wioseczkę, pomieszkując z rodzicami w wypaśnej willi, należącej do Arłamowa, przy okazji zaopatrując się u pobliskich gospodarzy w jaja od szczęśliwych kur, w sery czy domowy chleb.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo w komentarzu, wszystkiego dobrego, pa!












27 komentarzy:

Zielonapirania pisze...

Cały wstęp mogłabym powtórzyć od siebie słowo w słowo! Podczas rowerowej przejażdżki tak mnie zaskoczyły ścierniska,że aż zaczęłam sobie przypominać, a jaka to data, ze zboża ścinają ?ę w rejony dni też udam si?? No, niestety.... gdzie się podział ostatni miesiąc ? Nie wiem...
Widoki przecudne, za parę dni też udam się w rejony nieco wyższe niż mam na codzień, mianowicie w okolice jeziora Rożnowskiego, doczekać się nie mogę... bo lato się skończy i nawet nie zauważę kiedy:)
Pozdrawiam serdecznie

grazyna pisze...

Ale te łąki sliczne, tez mi ich szkoda, ale koszenie ma swoj cel wiec jakos trzeba przebolec. I widok bicianow za traktorem to spektakl wielki, widziakam na Suwalszczyznie łaki z ponad 20 bocianami,az piszczalam z radosci. Jeden zlapal kreta i polknal go w calosci ...troche szkoda krecika ale takie sa prawa natury. Pozdrawiam Mario!

Aleksandra I. pisze...

Jeszcze tak nie dawno wypatrywaliśmy choćby kropli deszczu taka była susza. A dzisiaj to i moje strony mają już dosyć tych opadów. A pada bardzo dziwnie niemal, że poszczególnymi ulicami. W niedrożnych miejscach robi się od razu bajoro.
I u nas pojawiła się "gadzina" w postaci meszek, komarów i innych much. Gryzie gdzie popadnie. Przyjdzie znowu w izolacji domowej siedzieć. Tak przykro patrzeć, że ten rok taki w zasadzie zmarnowany. Trzymajcie się zdrowo, pozdrawiam.

AgataZinkiewicz pisze...

Pięknie... Co tu mówić więcej... W tym roku plaga chorób... Trzeba sobie jakoś radzić. Brawo za naturalność. Teście moi np w Rosji stosują jodyne na wszystkie kwiaty i warzywa. I to z pozytywnym wynikiem im wychodzi. Ogród bez grzyba, bez chorób... I mają niestety jak nie susze to są zalewani... Jodyna naprawdę pomaga, kilka kropel do wody... Tak jak jodyne dają zwierzętom tak na różnego rodzaju robaki czy zakażenia co mogą złapać kurki czy gołąbki. Pozdrawiam cieplutko.

wkraj pisze...

Faktycznie nie zdążył się człowiek nacieszyć wiosną a tu już połowa lata za nami. Przez te deszcze jakoś mniej radosne to lato, a komary wszędzie dają się we znaki. Może sierpień będzie spokojniejszy i bardziej słoneczny? A krajobrazy u Ciebie przepiękne. Pozdrawiam serdecznie :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Pirania, czy zna ktoś mechanizm spowalniający czas? czy może sami moglibyśmy go regulować? ja nie umiem, za szybko mi umyka:-) duch wędrowca odzywa się u Ciebie znowu, podoba mi się, jak nie tracisz chwili życia, ciągle do przodu; zatem czekam na relację z okolic Rożnowskiego, nie znam tych okolic, może tylko most Stacha:-) pozdrawiam.

Agnieszko, dzięki, że wpadłaś popatrzeć na Pogórze; pozdrawiam.

Grażyna, łąki co roku takie ładne, pokryją się jeszcze zielenią po koszeniu, nawet trochę zakwitną, ale to już nie będzie ta bujność; sąsiad wczoraj pokosił za płotem, tam, gdzie konie zostawiły niewygryzione miejsca; od razu pojawiły się bociany, tylko dwa; ponoć to nasze wioskowe, i walczą z obcymi, jak pojawiają się na terenie i wyjadają im kąski spod dzioba; najczęściej widzę padalce wiszące u dzioba; pozdrawiam.

Ola, to prawda, wczesna wiosna była bardzo sucha, nawet prognostycy straszyli, że lato będzie wyjątkowo suche, a tu końca deszczów nie widać; owady okropne, ani usiąść na powietrzu w dzień czy na tarasie wieczorem; do pracy na grządkach zakładam długie spodnie, koszulę, buty do kostek, chusteczkę na głowę, a i tak mnie dopadną, gzy to przez dwie warstwy tną; taki dziwny ten rok, lipy kwitną, nie nektarują, trzeba pszczoły dokarmiać, w ulach ani kropli miodu; pozdrawiam.

Agata, nawet drzewa z nadmiaru wody zrzucają liście, a malwy jakieś pokurcze, nigdy nie chorowały, a w tym roku i je dopadło; potwierdza się w takim razie, że jodyna pomaga, no i nie tak agresywna, jak chemiczne środki; w przyszłym roku sięgnę po inne naturalne opryski, te nawozowe także, a jodyna chyba zagości na stałe; ważne, że można nią pryskać prawie wszystko; trzeba działać, bo szkoda warzyw, sporo pracy kosztują, no i własne:-) pozdrawiam.

Wkraju, pogoda męcząca jak dla mnie, duża wilgotność, częste zmiany ciśnienia, bardzo to odczuwam; za szybko czas ucieka, stanowczo za szybko, szkoda, że nie można jakichś trybików przystopować:-) teraz przydałby się chyba wyż rosyjski, który sięgnąłby aż do nas:-) jak wyjeżdżam pod górę do wioseczki, widoki sięgają aż po ukraińskie góry, bardzo brakuje mi wyjazdów; pozdrawiam.

Mariusz pisze...

Bardzo piękne okolice i wspaniała roślinność.
pozdrawiam

Krzysztof Gdula pisze...

Właśnie! Gdy łąki najpiękniejsze, wjeżdżają na nie traktory.
Z przyjemnością i ciekawością patrzeć można na jaskółki, gołębie czy właśnie bociany, jak potrafią obserwować otoczenie i znajdywać żywność przy ludziach.
Mario, ładne zdjęcia zamieściłaś. Czuć letnią atmosferę.
A lata jest dopiero półmetek :-)

Ania pisze...

Z wielkim zdziwieniem i ja stwierdzam oznaki nadchodzącej jesieni. W lipcu ???? A jednak... Żółte liście na trawniku i jakaś melancholia w powietrzu :-(((.
U nas opady BARDZO umiarkowane ale komarów dostatek, niestety.
Współczuję tej nadmiernej wilgoci. Moje pomidory jeszcze zdrowe ale kwitną, nie zawiązując owoców. Dobrze wiedzieć o preparacie z jodyną. Przyda sie na pewno. Śliczne łąki już wszędzie skoszone, żniwa właśnie się zaczynają i co - już po lecie ???
Nie ma na to zgody !
Uściski !

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Mariusz, o, tak, okolica bardzo piękna, mało ludzi, tak, jak lubimy, a z roślin od wiosny przeróżne oryginalne ciekawostki; pozdrawiam.

Krzysztof, taka kolej losu, dopiero kwitły kwiaty, potem trawy, a teraz wjechały kosy; zawsze mi żal tych łąk, ale dobrze, że istnieje powtarzalność, w przyszłym roku będzie to samo:-) bociany nawet teraz chętnie polują na skraju drogi, zbierają rozjechane stworzenia, a także gady chętnie wypełzają, czasami trzeba wręcz zwolnić, żeby bocian miał czas wystartować; dzięki i pozdrawiam.

Ania, nie nacieszyliśmy się zbytnio wiosną, tak długo były mroźne noce, potem obiecali gorący czerwiec i lipiec, a tu niskie temperatury, no i deszcze nieustanne; pachnie jesienią, dojrzałe trawy, bociany młode ćwiczą już loty, i ja nie zgadzam się na koniec lata, ale mamy jeszcze sierpień, trzeba się cieszyć; pozdrawiam.

Pellegrina pisze...

Łąki kwietne są cudne, ich delikatność mnie wzrusza i dumam sobie, jaka ta Natura jest hojna, że tak rozsiewa wokół te cudeńka nie troszcząc się czy ktoś je podziwia bo też i nie po to one są. I najlepiej je focić z pozycji żaby.
Ten rok stracony u mnie dla owoców i warzyw bo choć Covid mi nie przeszkadzał to przymrozki, susze, ulewy, gryzonie, wirusy i grzyby zniszczyły plony, nawet te w ziemi.
Coraz rzadziej widzi się konie, niezadługo tylko w Zoo można je będzie oglądać i podziwiać.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krystynko, jeszcze można zobaczyć łąki nie koszone, są przecudne, zwłaszcza na wzgórzach; nie zdążyłam na kwitnącą cykorię podróżnik, po przyjeździe na Pogórze widziałam, że sąsiad już sprząta siano:-)na grządkach ciągła walka z grzybowymi, pomidory nie wiem czy dojrzeją, ogórki zaczynają się, żeby tylko zaraza nie przeszkodziła; słabe plony u nas, do tego woda zniszczyła uprawy, naprawdę ludzie mają zmartwienie; te konie wcale nie pracują, bo sąsiad ma ciągnik, po prostu chyba je lubi:-) pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Marysiu Twoja papryka ma się doskonale.W szklarni śmiga jak szalona. Przez przypadek posadziłam 3 Twoje krzaczki, a na zewnątrz dużo pozostałych. Jestem ciekawa finału, w tym roku nie ma tyle gorąca, co w poprzednim, ale chyba zdąży dojrzeć.
Pomidory na ogrodzie poginęły w większości, może jeszcze spróbuję sposobu z jodyną. Dla nas szklarniowych starczy, ale zawsze robiliśmy przeciery i dzieliliśmy się ze znajomymi i krewnymi. Ogórków za to było zatrzęsienie.
Pozdrawiam serdecznie. Śląsk nie narzeka na nadmiar wody, a przynajmniej ta część, gdzie mieszkamy. hel.

Kris Beskidzki pisze...

Pięknie i kolorowo :)

Pellegrina pisze...

Uśpiły Cię i zniewoliły te upały Marysiu? Te zapachy z pól i łąk? Nie martwię się bo wiem, że wszystko u Was dobrze. Wakacjuj miło i rodzinnie.

Beskidnick pisze...

Zycie nie stoi w miejscu, życie się wartko toczy, i w sumie to chyba jest dobrze.

Kasia Pogórzanka pisze...

Cudowne widoczki! Kocham Mario, Twoje fotki. Niedawno byłam z 1,5 rocznym synkiem na spacerze z Rybotycz na Kopytańkę. Murawa kserotermiczna miała się bardzo dobrze, czy to nie dziwne, że kosi się w rezerwacie? Powinni tego zakazać, a rolnikom zapłacić po prostu za utracony zbiór czy coś w tym rodzaju... pozdrawiam ciepło, Kasia

Bozena pisze...

Witaj Marysiu! U nas też pomidory nie utrzymały się. W Bóbrce zostało nam parę rachitycznych, ale zaczerwieniły się. W Koźlu niestety, gdy pod koniec lipca wpadliśmy na tydzień, musieliśmy wszystko wyrwać, bo zaatakował grzyb. Ogórki tu i tam porosły kulfoniaste. Taki dziwny mokry rok! Albo zimno i mokro, a teraz z kolei wrzątek i burze. Nasze zalążki ogródka w Wyluzowanej nie dają plonów. Pozdrawiam Cię serdecznie;)

Lena pisze...

To prawdziwa przyjemność zaglądać na Pani bloga, tchnie spokojem:)

grazyna pisze...

MArysiu!jakas cisza...

grazyna pisze...

Marysiu!?

Grażyna-M. pisze...

Mam nadzieję że nie będzie zdjęcia rybek?...
Pozdrawiam serdecznie:)

Ania pisze...

Niepokoję się tak długim Twoim milczeniem. Czy coś się stało ?
Buziaki !

Krzysztof Gdula pisze...

Mario, już półtora miesiąca nie piszesz… Mam nadzieję, że po prostu nie masz czasu na blog, podziwiając schyłek lata...

Pellegrina pisze...

Tak tu zaglądnęłam, aż się dziwię że można się tak niepokoić o wirtualna znajomą. Może internet nawala?

Anonimowy pisze...

Marysiu, napusz chociaz jedno zdanie...

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Heleno, cieszę się, że papryczki rosną, moje słabo dojrzewają, jest chłodno, może zdążą przez przymrozkami; Twoje słoneczniki kwitną, pomidory zjedzone, a dynie obrodziły sztuk 2, jedna zielona, druga żółta, Pogórze za zimne dla dyniowatych, nigdy mi się nie udały; dziś trochę przeplewiłam grządki, bo zielsko prawie w pas, pozdrawiam.

Kris, ach! to lato już minęło, szkoda mi; pozdrawiam.

Krystynko, odrzuciło mnie od komputera na długi czas, nawet zastanawiałam się, czy nie odpocząć na dłużej od blogowania, ale zatęskniłam, a troska miłych czytelników, kiedy zajrzałam tu po długim czasie wręcz zawstydziła; pozdrawiam.

Maciej, za szybko płynie ten czas, za szybko; pozdrawiam.

Kasia, o! już wdrażasz maluszka w wędrowanie, masz rację, nie łapie zdrowego bakcyla:-) koszą, kosza wszędzie, w rezerwatach też, bo inaczej trawy i krzaki zagłuszyłyby cenne rośliny kserotermiczne; tak być musi, choć żal rozkwitłych łąk; pozdrawiam.

Bożena, ten rok fatalny, za dużo wilgoci, grzybowe miały doskonałe warunki do rozwoju; wyobraź sobie, że lipy kwitły i nie nektarowały, nie było spadzi, nie zebraliśmy ani kropli miodu, bo u nas nie ma nawłoci; trzeba mieć nadzieję, że przyszły rok będzie lepszy; pozdrawiam.

Lena, dzięki za dobre słowo, pozdrawiam.

Grażyna, jejku, aż mi głupio ... ale chyba potrzebna była mi dłuższa przerwa, troszkę się zresetować, wybacz; pozdrawiam.

Grażyna-M, zapamiętałaś moje rybki:-) choć i one by się tu przydały; pozdrawiam.

Ania, zebrałam się wreszcie w sobie, bo mi wstyd, że zaniepokoiłam i Ciebie, i innych miłych czytelników; o wybaczenie proszę; pozdrawiam.

Krzysztof, naszła mnie niemoc, porzuciłam komputer ... czasami są takie momenty w życiu, że ludzie zadziwią, ale nie pozytywnie, a odwrotnie ... chciałoby się schować, jak ślimak w skorupie, i nie wiedzieć, nie widzieć, nie słyszeć ... a lata żal, za szybko odeszło; pozdrawiam.

Krystynko, nie nawala:-)

A, napisałam, nawet więcej ... dzięki za troskę; pozdrawiam.