wtorek, 25 października 2022

Siwy poranek ...

 Pierwszy przymrozek dotarł i do nas. Zresztą śledziłam prognozy pogody, żeby zdążyć pozbierać ostatnie papryki, pomidory, osłonić wysiany na jesień koper. Z dolinki za grządkami zawsze ciągnie chłodem, jakby płynęła tam podziemna rzeka. Nawet latem, kiedy wieczorem schodzi się z rozgrzanych łąk, przejście przez to obniżenie jest jak zanurzenie się w chłodnej wodzie. 

Wieczór poprzedzający zapowiadany przymrozek, a tym samym zachód słońca wyzłocił całą okolicę, pobliskie pasma gór przysłoniła leciutka mgła, a komary w cieple ostatnich promieni "słupkowały" przed krzakami. Ostatnio źle sypiam, mała drzemka wieczorem, potem długo w noc książka, potem Mima chce, żeby ją wypuścić, czekam aż wróci, zapalam lampkę, gaszę, sen nie przychodzi, znowu zapalam. Wstaję przed świtem, o szarej godzinie ... o, tak, czuje się mróz, a w oczy uderza niezwykła białość. Świat pokryty szronem, pobielony aż po horyzont, zachodnie niebo całe w różowej zorzy porannej... jeszcze trochę i pierwsze promienie oświetlą górkę z kolorowymi drzewami.


 

Mróz nie zaszkodził jabłkom, schowanym w trawie pod jabłoniami. Zbieram je, kroję na cząstki i suszę na sitach nad kuchnią, ale to kropla w morzu przy tej ilości. Do zimowego pochrupania i dodatek do herbaty.

Przy ogrodzeniu zerwałam owoce z krzaka dzikiej róży. Ręce podrapane, ale kilka garści suszy się już też jako dodatek owocowej herbaty.

Pisałam Wam wcześniej, że prawie całe lato walczyłam z nornicami na grządkach. Próbowałam świec dymnych, wkładanych w głębokie korytarze, żeby je wykurzyć, potem siostra poradziła, żeby wkładać do nor szmatki nasączone benzyną ... przychodzę rano, a niektóre szmatki powyciągane na zewnątrz:-) Oczywiście przenosiły się z grządki na grządkę, raz pod ogórkami, raz pod poziomkami, młodą cebulę czy selery wciągały pod ziemię, tylko resztki sterczały z ziemi. W końcu przeniosły się do tunelu foliowego, gdzie zaczęły podkopywać całkiem spore już pomidory, a one więdły w upale, bo przecież korzenie wisiały w powietrzu ... wreszcie w sklepie ogrodniczym poradzono mi, żebym użyła karbidu. A więc po kawałku karbidu do nory, do tego polanie wodą i zatkanie dziury. Nie powiem, śmierdzi to paskudztwo, ale jest skuteczne, nornice wreszcie wyniosły się, więc polecam ten sposób, gdyby ktoś na przyszłość walczył z tymi gryzoniami:-)


Ponieważ narobiłam mnóstwo różnych marmolad, trzeba je teraz wykorzystywać. Sezon jabłkowy trwa, więc szarlotek chyba moja rodzina ma dosyć:-) ale takie drożdżowe ślimaczki z kruszonką i dereniową marmoladą do porannej kawy jak znalazł.
Przy takiej porannej kawie obserwowaliśmy ostatnio z mężem walkę jeleni na łąkach na Horodżennem. Mocowały się, splecione porożem, z łbami niziutko, krążyły wkoło, odskakiwały, znowu atakowały, pewnie gdyby były bliżej, to słychać byłoby stuk uderzającego o siebie poroża. A łanie skupione w stadku na drugim końcu łąki, pasły się spokojnie i pewnie czekały, który to kawaler zwycięży i uderzy w konkury:-) 
I tak zaczął nam się dzień ciekawych obserwacji zwierzęcych, bo potem w drodze na zakupy zatrzymaliśmy się w lesie, a przez drogę zupełnie spokojnie przechodziło spore stado dzików, a ja znowu bez aparatu. Osobniki różnej wielkości, małe, duże, śmieszne, zadarte ogony, zostawiły po sobie na asfalcie tylko mokre ślady raciczek.
Skoro już wyjechaliśmy z chatki, to tradycyjnie pętla pod Arłamów i dolina Jamninki.
I znowu w lesie zerwało się do lotu z przydrożnego drzewa ogromne ptaszysko, duże skrzydła i pewnie ciężkie, bo długo leciał przed autem, nie mogąc za bardzo wzbić się ponad drzewami. Patrzyliśmy pod słońce, ciężko było rozpoznać, co to. Potem po lewej obniżył lot, wleciał w przerwę między drzewami i dopiero teraz zobaczyliśmy, że to chyba orzeł przedni, brązowe połyskujące pióra.
Posiłkuję się zdjęciami Stefana, mojego blogowego znajomego, który to z Anią też napotkał ptaszysko, ale siedzące w trawie ...


Już w dolinie Jamninki znowu ciekawe spotkanie, drogę spokojnie przeszedł nam żbik, zapadł gdzieś w trawę albo przydrożne krzaki, bo nijak nie mogliśmy go wypatrzeć. I tu znowu pokażę zdjęcia Stefana, bo ich spotkanie ze żbikiem było o wiele ciekawsze.






To był ciekawy poranek, ale pokażę jeszcze inne zdjęcia Stefana, zdobycze złapane obiektywem aparatu z wycieczek po Pogórzu. To bocian czarny i puszczyk uralski, mam nadzieję, że nie pokręciłam nazw:-)



Byłam wczoraj na cmentarzu posprzątać mogiły, na cmentarzu byli także sprzątający pracownicy. Kontenery wypakowane po brzegi wypalonymi zniczami, plastikowymi ozdobami, bukietami sztucznych kwiatów, zastraszające ilości. W tym roku będą stroiki ekologiczne, z gałęzi jodły, bo przy budowie składu drzewa kilka poszło pod piłę, z szyszkami, korą, wrzosem, bluszczem, owockami róży i co tam jeszcze znajdę:-) 


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, bywajcie w zdrowiu, pa!




24 komentarze:

Pani Ogrodowa pisze...

Wspaniałe spotkania ze zwierzętami, aż dech zapiera. Ja walczących jeleni nie widziałam, za to słyszę je codziennie wieczorem na tym ich rykowisku, też trudno zasnąć przy tych przerażających trochę odgłosach, Ale to przecież natura... Piękne zdjęcia pięknych miejsc zamieściłaś, jesienne cudowne kolory. Pozdrawiam serdecznie.

Elka 123 pisze...

Wspaniale opisalaś dzień pełen wrażeń, udalo sie Wam zrobić piękne zdjęcia zwierząt, a to nie jest łatwe, I jeszcze co do cmentarzy, przyzwyczailiśmy sie robić groby nie dla pięci, tylko na pokaz, Zamiast sym icznego światełka i kwiatka na grobach pojawia sie tyle ze płyta nie mieści, Zrozumiałabym że np kazde dziecko chce przyniesc na grób rodzica kwiat od siebie, ale przynoszą donicę z zywymi i jeszcze stroiki po kilka zniczy kazdy, a wysypiska rosna, Myśle ze jeszcze dlugo nie zmienimy mentalnosci.Pozdrawiam

Elka 123 pisze...

Przepraszam za błędy wyżej,ale mam problem z kompem

grazyna pisze...

Zachwyt wielki nad Twoimi i Stefana zdjęciami, Nie śpisz dobrze ale dzięki temu uchwyciłaś te wspaniałe kadry o wczesnym ranku. zdjecia Stefana mistrzostwo świata. jaki śliczny ten żbik.
Noś zawsze przy sobie aparat bo wiele się wokół dzieje, mieszkasz w uprzywilejowanej okolicy. Drożdżówki wyglądają smakowicie, ostatnio też robie ciasto drożdżowe ale nie jestem w rym specjalistką..powinnaś czasem zamieścić przepis. pozdrawiam serdecznie

don't blink pisze...

Piękna ta jesień w Twoich stronach, a i zdjęcia piękne:)
Ja swoim nornicom polewałam norki gnojowicą z czarnego bzu i dodatkowo wpychałam sierść psią. Dobrze, że lato było upalne i psina z chęcią poddawała się strzyżeniu. Nie mogę powiedzieć, że wygrałam wojnę, bo szybko musiałam wykopać ziemniaki.

Pellegrina pisze...

Też tak mam ostatnio, drzemka po obiedzie, wieczorem nie mogę usnąć, coś czytam, coś oglądam, sen nie przychodzi. O szarówce owijam się w pled i idę na balkon ale żal, że nie mam takich widoków jak u Ciebie. Usypiam nad ranem.
Jabłek wszędzie urodzaj, też je suszymy z siostrą, to takie czipsy do podgryzania zimą a i na kompot wigilijny będą jak znalazł.
Ślimaczki kuszące, do kawki i do herbatki.
Opisuj te spotkania nadzwyczajne, ja, teraz małomiasteczkowa, z radością to czytam, oglądam i sobie wyobrażam.
Pozdrawiam Was czule.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Piękne foty tego żbika. Pozazdrościć :-)

Krzysztof Gdula pisze...

Szarlotek można mieć dość?? Mnie się wydawało, że to niemożliwe…
Spotkać orła i żbika to coś wyjątkowego! Zazdroszczę.
Mario, Twoje zdjęcia z domu i opisy prac mają wyjątkową cechę: budzą ciepło koło serducha. Myślę, że to cząstka ciepła Twojego domu.

Grażyna-M. pisze...

Zazdroszczę tych spotkań ze zwierzętami.:) Widoki też mam ograniczone. U nas jeszcze nie było przymrozków. A już na pewno nie było takich malowniczych.
Za to miałam dzisiaj cudny wieczór. Taką krótką chwilę dla siebie. Skusił mnie uroczy zachód, stwierdziłam że poczekam chwilę na gwiazdy. I to była taka dobra chwila. Cisza, spokój, łagodne powietrze bez wiatru, przesycone delikatną wonią jesieni. Balsam na duszę, tak bardzo potrzebny. Uczę się pozwalać sobie na takie chwile wyciszenia. Pozdrawiam serdecznie:)

wkraj pisze...

U Ciebie to i filmy przyrodnicze można kręcić. Zazdroszczę obserwowania zwierząt w ich naturalnym środowisku. Jesień łaskawa w tym roku, a u Was widoki szczególnie piękne. Pozdrawiam serdecznie :)

T z Dublina pisze...

Uwielbiam Pani opisy,Zeromski w czystej postaci! Ciekawy jestem jakie glosy slychac o tak wczesnej godzinie? Cos slychac czy tylko ogluszajaca cisza?

Anonimowy pisze...

Szarlotka nigdy się znudzi!!!!
Spotkanie z żbikiem? nigdy nie widziałam na zywo, no może poza ogrodem zoologicznym...
jotka

agatek pisze...

Mówisz, że już mrozek zawitał do Ciebie? U mnie okropna mgła dzisiaj. Kapitalne fotki z kotem. A skaczący to mistrzostwo świata. :)

Beskidnick pisze...

o rany!!! pozazdrościć takich obserwacji i... widoków!

BasiaW pisze...

Wspaniałe widoki.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

P.Ogrodowa, w ostatni weekend wyruszyliśmy tą samą trasą, aparat na kolanach i nic nam wyszło, ani jedno zwierzę, jak na ironię:-) słynny w mediach onego czasu był popłoch wśród turystów, którzy ze strachem ryk jelenia przypisywali niedźwiedziowi:-) szkoda, że kolory tak krótko, teraz pysznią się brzozy i osiki, jeszcze modrzewie i koniec; pozdrawiam.

Elka, szkoda tylko, że to nie moje zdjęcia tylko Stefana, nie wzięłam aparatu:-) wiejskie cmentarze różnią się od miejskich, nie ma tych olbrzymich katakumb, są jeszcze przestronne, a kiedy teren wypełnia się grobami, poszerza się terytorium; byliśmy wczoraj na zagubionych wśród lasów Roztocza cmentarzach ukraińskich, po wysiedlonych wsiach, inna atmosfera, spokój, nikogo żywego; wręcz mam wrażenie, że z roku na rok jest coraz bardziej przebogato, przemysł cmentarny nie próżnuje, coraz nowsze pomysły; nie szkodzi, błędy nieuniknione, ale treść pozostaje:-) pozdrawiam.

Grażyna, już wielokrotnie pokazywałam zdjęcia Stefana, dopracowane, wygładzone, a moje? co w aparacie, to na blog:-) właśnie, w ostatni weekend z aparatem na kolanach przemierzaliśmy podobną trasę, i nic, sarenkę w oddali tylko widzieliśmy; moje przepisy to takie na wyczucie, zawsze coś modyfikuję, a raczej dawkuję składniki na garści, te 27 dkg mąki czy 18 dkg cukru nie przemawia do mnie zupełnie:-) pozdrawiam.

Don,tblink, każdy sposób jest dobry, oby był skuteczny, a to pewnie okaże się na wiosnę; no, dały mi popalić nornice w tym roku, i bawiły się ze mną w kotka i myszkę; nie mam psiej sierści, Amika, którego strzygłam już nie ma, a jego sierść wydawałam ptakom na wiosnę, kiedy gniazda budowały; pozdrawiam.

Krystynko, bardzo popsuło mi się spanie, czytam nocami, lampkę zaświecam na kilka razy, dobrze, że mąż ma dobry sen, bo chyba by mnie obsobaczył:-) do jabłek dołączyły suszone gruszki lukasówki, plastry pomarańczy i cytryny, taka herbatka zimowa mi się marzy, jeszcze dozbieram głogu; w ostatnią sobotę też robiliśmy podobną pętelkę, żadne zwierzę nie wyszło:-( pozdrawiam.

Staszek, Stefan zawsze przygotowany, nic mu nie umknie sprzed obiektywu, a ja zapominalska, bo wyjazdy czasami spontaniczne, miały być tylko zakupy, a tu zrobiła się wycieczka, ja bez aparatu:-) pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krzysztof, a można, można, chociaż te ostatnie to wyjątkowo pyszne, bo nadzienie z renet; co niektórzy mówią, że lepsza antonówka, ja mówię, że renety, trzeba by jakiegoś eksperta o opinię zapytać:-) widujemy żbiki w różnych miejscach, w jednym roku jest, potem pojawia się w innym, czasami przejdzie drogę, a czasami przysiądzie na łące w polowaniu; lubię swój dom, zajęcia w kuchni, cieszę się, gdy smakuje domownikom moje kucharzenie, a już pełne półki w spiżarni wzbudzają poczucie bezpieczeństwa:-) pozdrawiam.

Grażyna-M, zwierzęta są niepokojone, wszędzie tną lasy, koło nas rozpoczęli ścinkę, od rana huczą piły, ciągniki wywożą potężne kloce sosny, uspokaja się dopiero po południu; takie chwile są dobre, wyciszenia, a nawet zawieszenia - powiedziałabym:-) ostatnio leciały jeszcze żurawie, chyba ostatnie 5 sztuk, przeciwny wiatr powodował, że zmieniały kierunek, kołowały i z trudem parły na południe, wielki wysiłek; pozdrawiam.

Wkraju, no i całkiem niedaleko mamy niedźwiedzie:-) mają swoje kryjówki w przepastnych lasach, ale widywane są w fotopułapkach; jest ciepło, czasami wręcz sennie w słońcu, liście wirują, szkoda, że spadają:-) pozdrawiam.

TzDublina, oj, to gruba przesada:-) usiłuję ubrać w słowa, to, co widzę, różnie wychodzi:-) rankiem jest wyjątkowa cisza, bo potem pojawiają się pilarze, zaczynają ciąć las koło nas, wszelkie silniki pracują, i te w piłach, i te w ciągnikach, dopiero po południu nastaje spokój; siadamy jeszcze na tarasie, w tych osłonach jest ciepło, a mąż czasami pyta: słyszysz tę ciszę? słyszę, słyszę, czasami kowalik zaskwierczy ostrym głosikiem, sójka zadrze się brzydko, a dzięcioł zapuka w pień, ale to wszystko cisza:-) pozdrawiam.

Jotka, ha! jesteś smakoszką szarlotek? żbik trochę podobny do dużego dachowca, zdarzają się mieszańce, choć uczone głowy zaprzeczają, jakoby żbiki nie mieszały się z kotami; w podobnym miejscu widywaliśmy żbiko-kota z białymi i szarymi łatkami, nawet zdjęcie mu robiłam, i inni też go widywali; pozdrawiam.

Agatek, no tak, jedna noc, i po aksamitkach i innych delikatnych roślinach, a teraz ciepło, nawet w nocy; żbik skaczący rzucił się za myszką, poluje jak kot; pozdrawiam.

Maciej, a jakże! myślę, że te ostoje zwierzyny to już nieliczne; pozdrawiam.

Basia, nieustająco:-) o każdej porze; pozdrawiam.

Lidka pisze...

Nadmiar szarlotki można przesyłać do mnie, przyjmę każdą ilość :)
A suszone plasterki jabłek mam w dwóch wersjach: jedne czyste, drugi od razu posypane cynamonem :) Obie pyszne , pozdrawiam Was!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Lidka, tym razem była jogurtowa babka Murzynek ze znaną polewą:-) a tylko dlatego, że po lodówce błąkał się kubek jogurtu, nad którym nikt nie chciał się zlitować, a babka przypasowała wszystkim:-) kradnę pomysł z cynamonem, będa takie jabłka i u mnie, świetny sposób, dzięki; pozdrawiam.

AgataZinkiewicz pisze...

Piękne kadry... Wspaniale tam u was. I zawsze coś się dzieje. To jest prawdziwe życie... Z dala od wszystkiego, głośnego...pieknie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Agata, tak, widoki piękne, ale o ciszy można zapomnieć, bo tylko późnym popołudniem, kiedy leśni schodzą z wyrębów, a tak piły pracują, traktory jeżdżą, to jest masakra lasu, a nie wyobrażasz sobie, co się dzieje na drodze, ile błota wyciągniętego; nawet zwierzyna boi się i nie widać jej; pozdrawiam.

Evunia pisze...

Różę można suszyć bez drylowania?

Anonimowy pisze...

Mario, masz talent. Potrafisz zapewnić ucztę dla ducha i dla ciała sobie i przekazać nam jej część. Dzięki. A gdzież to można nabyć te estetyczne siatki do suszenia? Pozdrawiam, Alik

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Evunia, gdzieś wyczytałam, że można, więc próba nie strzelba:-) robiłam kiedyś nalewkę z przepisu, gdzie przemrożoną różę trzeba było oczyszczać z nasion i włosków, no, iście benedyktyńska robota; okazało się, że wcale nie trzeba było tak się poświęcać, nalewka wychodzi smakowita również z owocków nie wydrylowanych:-) pozdrawiam.

Alik, udało nam się kupić w klamociarni taki 3-stopniowy stojaczek z sitami wyjmowanymi, półki służą do różnych celów, mąż suszy na nich również pyłek od pszczół:-) pozdrawiam.