czwartek, 23 marca 2023

Wiosnę witałam żonkilami ... angielski weekend ...

 Właściwie to był mój pierwszy raz:-) ten lot samolotem, oglądanie świata z góry, wrażenie zawieszenia w przestrzeni, kiedy nie ma się punktu odniesienia, że przesuwamy się, tylko buczenie silników ... lita biała masa pod nami i słońce nad nami. Potem chmury zaczęły się kędzierzawić, bałwanić, w wolnych przestrzeniach widać było ziemię. Angielskie krajobrazy, szerokie obszary zieleni z białymi punkcikami owiec, naturalnych kosiarek, z pasami żywopłotów czy murów z kamienia jako granice, równiutko ułożone klocki domów wzdłuż uliczek miast. Wybrałyśmy się z synową w odwiedziny do drugiego syna, tego angielskiego, który mieszka tam od kilkunastu lat. Ha, ha, zdjęcie poniżej śmiało można zatytułować "Babcia w podróży":-)

Po naszej słonecznej pogodzie Anglia przywitała nas chmurami, kilkoma kropelkami deszczu, a tak poza tym było znośnie. Skoro już lądowanie było w Bristolu, to jeszcze mała wycieczka w najbliższe okolice, a nawet wysoko do góry wśród skałek, spoglądanie w dół z punktu widokowego. Na płaskowyżu ludzie z pieskami na spacerach, a wszystkie pieski jak mój Amik, którego może pamiętacie z poprzednich lat, mięciutkie puszyste psy w typie barbeta, takie wielkie pudle:-) a sierść w różnych kolorach, od białych przez różne odcienie kakao aż po najciemniejsze, śliczne. 

Jeszcze wybrzeże w miasteczku, gdzie mieszka syn, ale akuratnie był odpływ, a więc wielka kałuża błota:-) Zgarnęliśmy z pracy drugą synową i teraz można było zagnieździć się w mieszkaniu na cały długi wieczór, młodzi siedzieli długo, mnie wcześniej zmorzył sen. Nocny deszczyk wymył niebo, ranek obudził się słoneczny i rześki, radość wielka, bo prognozy wieszczyły deszcz, a zamiary na ten dzień ambitne.

 Pojechaliśmy do Cheddar, do wąwozu o tej samej nazwie w górach Mendip. Zachwycające miejsce, okrążyliśmy masyw górski wąską drogą, granice pastwisk znaczą kamienne murki, jak mi się tu podobało. Widać farmy w oddali, mnóstwo owiec z jagniętami, bo to przecież wiosna.




Wapienne zbocza porośnięte krzakami kolcolistu, który zaczyna kwitnąć, całe poduchy w żółtych kwiatach. Ludzie wyruszyli na trasy, można grzbietem długo wędrować i patrzeć z góry w czeluści wąwozu, można łagodniejszymi terenami, mnóstwo jaskiń, pieczar, uskoków skalnych, gdzie kozy czy kozice wręcz wiszą na ściankach:-)



Na zdjęciu powyżej ja z moimi synowymi, taki babski wypad, sesje zdjęciowe muszą być:-) Niestety, Patrycja musiała wracać do pracy na kilka godzin, Trzeba zdążyć na czas, a więc rajd wąskimi dróżkami, urokliwymi wioseczkami z kamienną zabudową, i ten niechrześcijański lewostronny ruch na drogach, gdzie co chwilę wciskałam stopy w podłogę auta, bo przecież z przeciwka prosto na nas jedzie samochód:-) Po drodze takie cacuszka widokowe, nie sposób ominąć, no i wszechobecne żonkile.



Po południu syn zabrał nas do wioseczki Castle Combe, ze średniowiecza, i jak z bajki. Z głównej drogi jechaliśmy angielską prowincją, jak lubię wydostać się z wariackiego ruchu w zielone tereny rozległych pastwisk, niczym nieograniczonych widoków, a wszędzie chciałoby się zatrzymać, uwiecznić. A to ruiny kościółka na wzgórzu jak z filmu o templariuszach, a to stary młyn, nawet las jak z bajki, gdzie monstrualne języczniki zwisają za skalnych półek.


Wioseczka wyjątkowo klimatyczna, tyle różnych ścieżek, którymi można powłóczyć się w nieskończoność. Turyści już zbierali się do odjazdu, bo dosyć późna pora, za to dla nas dużo mniej tłoku. Rozchodzącymi się w różne strony uliczkami można wędrować do woli. Kamienne domy budowane są z takiego kamienia, jaki występuje w danej okolicy, tutaj królował jasny kamień. Na dachach również położone są płytki z tegoż kamienia, teraz ściemniałe od porostów i mchów. 


Urokliwą uliczka przeszliśmy pod górującą nad okolicą wieżę, to kościół z przyległym cmentarzykiem. Nagrobki kamienne, omszałe, a kościółek dostępny, otwarty dla wszystkich, można zwiedzać do woli.
Na zdjęciu poniżej z synem, ja nie ułomek, a on wyższy sporo ode mnie, kiedy przymierzył się do niziutkich drzwi wejściowych do takiego domku, musiał składać się prawie wpół:-) widocznie mieszkańcy byli kiedyś wyjątkowo niscy.





W kościele zegar, jeden z nielicznych w Anglii, średniowieczny i działający, najpierw myśleliśmy, że to może jakiś mechanizm uruchamiający dzwon na wieży:-)






Stary cmentarz z czosnkiem niedźwiedzim:-)
Tarasowymi ścieżkami zeszliśmy trochę poniżej, a tam przepiękny zamek, działający teraz jako zespół hotelowo-restauracyjny najwyższej klasy. Rozległy park z wiekowymi drzewami, których nazwy nawet nie znam, bystro płynąca rzeka z różnymi atrakcjami, japońskie wiśnie w różowych obłoczkach kwiatów, bijąca w oczy niebieskość cebulicy syberyjskiej ...


- Czy tu można wejść? - pytam syna, bo tam przecież morze niebieskich kwiatów. - Można:-)




Wszędzie murki z kamienia, pilnujące lwy kamienne, w cieple murków kwitnące żonkile, szafirki, hiacynty i wiele innych, których nie znam.  W szparach między kamieniami zwisa płatami specyficzna roślinka, jakże nam się spodobała ta nazwa ... to cymbalaria:-)



Detale w malutkich domkach zachwycają, mikroskopijne ganeczki, kołatki u drzwi, wiekowe belki w nadprożach, może pamiętają Robin Hooda:-), a nawet przytulona do ściany czerwona budka z działającym telefonem:-)






Poniżej chyba wejście do tajemniczego ogrodu, jak z filmu o tym samym tytule:-)


Sceneria wioseczki niezwykła, domki jak z romantycznej komedii "Holiday" z Cameron Diaz i Kate Winslet, oplecione pnączami, z mnóstwem kwiatów, jest dopiero wiosna, latem musi tu być również  wyjątkowo. Dziesiątki zdjęć, trudno wybrać, które pokazać:-) Śmiałyśmy się, że my jak japońska wycieczka, telefon do ręki i zdjęcia wszystkiego wartego uwagi, to nic, zostanie na wspominanie. 
Wszędzie ładnie, inaczej niż u nas, nawet patrząc z samolotu, witrażowa mozaika pól, lasów czy pastwisk zupełnie inna.  




Słońce coraz niżej, trzeba wracać. Po drodze farmy, gdzie można wejść, kupić produkty rolne, wszędzie sporo kupujących. Ludzie wracają z turystycznych wypadów, w tylnych szybach widać głowy psiaków, widać plecaki, kijki, to był ładny dzień. Syn pojechał po Patrycję, uprzednio odstawiwszy nas do domu po zakupach w polskim sklepie:-) będziemy cos pichcić. Pomogła mi Agnieszka w szybkim przygotowaniu jedzenia, a więc węgierskie langosze z sosem czosnkowym i posypane serem, bo smakowały im, a na później kartoflak z dodatkiem boczkowych skwarków, prosty skład, ziemianki, kasza gryczana, ser biały i zrumieniona cebulka. Trochę posiadów wieczornych, ale niedługo, bo rano trzeba wcześniej wstać, przed nami morskie klimaty:-)
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!
C.D,N.














20 komentarzy:

Aleksandra I. pisze...

Co za wspaniała wycieczka była dla mnie, chociaż w pigułce i tylko wirtualna, nie szkodzi. Rzeczywiście poczułam się jak w krainie tajemniczych budowli i roślin. Te kamienne domy, zamki kościoły pełne tajemniczych historii. Jakże przyjemniej ogląda się takie obrazy w porównaniu nowoczesnej "betonozy". A w kościele niskie wejścia, specjalnie, żeby każdy pokłonił się wchodząc...A rzeczywiście syn słusznego wzrostu. Czekam na dalsze Twoje przygody z Anglią. Pozdrowienia

cudARTeńka pisze...

Przepiękna opowieść, krajobrazy jak z bajki, a kwiatki - śliczności. Zawsze chciałam zobaczyć łany narcyzów i cebulic, rosnące w naturalnym środowisku. Cieszę się, że mogłam obejrzeć Twoje fotografie.

grazyna pisze...

Ojej Mario!!! co za wycieczka, autentycznie Ci zazdroszczę, bo wiejskie klimaty wysp brytyjskich to moje niespełnione marzenie. soczysta zieleń, bujnie pokrywająca mury, domy, pobocza dróg, domy z kamienia wszystkie z tych samych materiałów, nie ma tam samowoli architektonicznej, wszystko jest jest w stylu regionu...marzenie...
Cymbalarię widziałąm w Norwegii i też mnie zachwyciła.
Jak pięknie Ci już wyrosły włosy, imponujący warkocz..pozdrawiam serdecznie

Anonimowy pisze...

No i taką Anglię chciałabym zobaczyć, wypisz wymaluj z filmów o mojej ulubionej Jane Marple.
Piękne te fotki i Ty na nich jak młoda dziewczyna( bez podlizywania)
My 2 lata temu po raz pierwszy lecieliśmy na Kretę, tak wypadło, teraz to już mniejsza schiza...
jotka

wkraj pisze...

Angielska wieś i małe miasteczka są niezwykle romantyczne i tak bardzo inne niż nasze. Moim jak na razie niespełnionym marzeniem jest wycieczka do Anglii i może Szkocji. Z przyjemnością zapoznałem się z Twoją relacją i oczywiście czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam serdecznie :)

Antonina pisze...

Piękna ta Twoja angielska przygoda. Ukazałaś w poście piękną przyrodę i tajemnicze domki prowincji w Anglii. Cudownie się czyta i ogląda Twój reportaż.

Krzysztof Gdula pisze...

Byłaś w UK!
Mieszkałem w Trowbridge, niedaleko od Bristolu. O, czytam o wycieczce do Cheddar! Byłem i do dzisiaj pamiętam skaliste ściany i piękne widoki.
Takie ukryte, stare, jakby od wieków nieużywane drzwi i na mnie robiły wrażenie, uruchamiając wyobraźnię.
Mario, dziękuję, dziękuję za zdjęcia i ładny opis z pozytywnymi emocjami. Dziękuję za przypomnienie mi miesięcy spędzonych w Anglii.

Lidka pisze...

Te węgierskie langosze w polskim domu na angielskiej ziemi :))) Brawo wy!
Piękna wycieczka, pogoda sprzyjająca, zasłużyłyście najwyrażniej :)

Ismar pisze...

Wyjątkowa wycieczka, urocza z pięknymi widokami. Angielskie miasteczka tak różne od europejskich miast. Fajnie się czyta.

Pani Ogrodowa pisze...

Cudowna wycieczka, aż zazdroszczę ale tak pozytywnie. Wspaniałe krajobrazy, niepowtarzalny klimat, obejrzałam i przeczytałam z zapartym tchem. A także miło było Ciebie zobaczyć. I jakże się cieszę, że będzie dalszy ciąg :) Pozdrawiam Marysiu...

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ola, na mnie też okolica zrobiła duże wrażenie; nie ma krzykliwych reklam przy drodze, nie wycinają drzew, chyba że wichura powaliła, a już sama architektura to cacuszko; no cóż, wojna nie zniszczyła, nie było przesiedleń, zasiedziali tam mieszkańcy od wieków; urośli mi obydwaj synowie:-) pozdrawiam.

Arteńko, oj, tak, bardzo mi się spodobało, jest tam po prostu ładnie, a jak wiesz miasta za bardzo mnie nie interesują, raczej sielskość wsi; żonkile bardzo mnie zaskoczyły, całe łany w lesie, do tego jako podszyt rododendrony w naturze, gotowe do kwitnięcia, to musi być widok; pozdrawiam.

Grażyna, wiejskie klimaty bardzo lubię, rozległe zielone pastwiska, no i te białe kosiarki naturalne, owieczki z małymi; dziś przejeżdżaliśmy przez nową dzielnicę miasteczka, a tam zawrót głowy, każdy dom inny, do tego modne teraz przenikające się prostopadłościany, aż zęby bolą; a tu wykorzystane materiały budowlane z regionu, wszystko do siebie pasuje; miałam ochotę uszczknąć odrobinę cymbalarii, bo ona wręcz jak chwast, wszędzie jest, ale bałam się, że zrobią ze mnie przemytniczkę na lotnisku:-) srebrny warkocz gotowy do oddania:-) pozdrawiam.

Jotka, ha, ha, też oglądam czasami filmy z Jane:-) fotek napstrykałam dużo, podobał mi się każdy detal, rzeźba, nagrobek, roślina, ruiny, ale wyszedłby kobylasty post; mam koleżankę, która przy pozowaniu do zdjęcia zawsze mówi: mam wyjść młodo i szczupło:-) też tak chciałam:-) ale uważam, że to ciężka praca przy pozowaniu i bardzo tego nie lubię; nie miałam dotąd potrzeby latać gdziekolwiek, ale musi być kiedyś ten pierwszy raz; pozdrawiam.

Wkraju, to chyba cały angielski urok, bardzo mnie zachwyciła prowincja, wiejskie klimaty; Szkocja też mi się podoba, ale to niedościgłe marzenia, namiastkę wrzosowisk miałam, tylko szkoda, że nie kwitły; kiedyś, w przyszłości syn obiecał nam Kornwalię:-) pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Antonino, to właściwie moje najgłówniejsze zainteresowania, przyroda i małe miasteczka, duże miasta, a zwłaszcza stare też mi się podobają, ale tam za duży tłok:-) średniowieczna wioseczka zauroczyła mnie dokumentnie, a zwiedziłam tylko główniejsze ścieżki, pewnie niejeden ukryty zakątek pozostał; pozdrawiam.

Krzysztof; a byłam, byłam i wspominam mile bardzo; już sprawdziłam na mapie, gdzie Trowbridge, w pobliżu Bath, ale nie zdążyliśmy, bo co można w 2 dni; Cheddar pozostał dla mnie tajemnicą, chętnie powłóczyłabym się tam, zwłaszcza po grzbiecie i spojrzała w dół; emocje bardzo pozytywne, podobała mi się Anglia; pozdrawiam.

Lidka, nie tylko węgierskie langosze, w plecaku przywiozłam też ruskie pierogi:-) z pogodą udało się, całe dwa dni słońca, trochę chmur, ale bez deszczu; zauroczyła mnie Anglia, zwłaszcza prowincja, wiesz, że za dużymi miastami-molochami nie przepadam; pozdrawiam.

Ismar, nawet nie spodziewałam się, że syn przygotował tyle niespodzianek, całe dwa dni wypełnione ciekawostkami; zaskoczyła mnie wyjątkowa dbałość o krajobraz, wygląd domów, syn mówił, że nie ma żadnej dowolności; nie ma też reklam, które u nas zaśmiecają widok dosłownie wszędzie, każdy płot, elewację, pobocze drogi; pozdrawiam.

Iwona, zachowałam ciepłe wspomnienia z tego kraju, bardzo podobało mi się i może jeszcze kiedyś uda się zobaczyć inne regiony; to, co kiedyś oglądałam na filmach i tak bardzo podobało mi się, zobaczyłam teraz w rzeczywistości, jest tam naprawdę ładnie; pozdrawiam.

Ewelina pisze...

JAK TAM PIĘKNIE! Prosto, bez zadęcia, zachwycająco i uspokajająco! I ten Twój warkocz! Wow. Z pozdrowieniam.

Olga Jawor pisze...

Piekna wycieczka. Zupełnie inne od naszych pejzaże. Nigdy w Anglii nie byłam, wiec zdumiewam sie i zachwycam wszystkim razem z Tobą. Cudna ta furtka do tajemniczego ogrodu. I morze niebieskich kwiateczków!
Pozdrawiam Cię serdecznie, Marysiu z pięknym warkoczem!:-))

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ewelina, przyklaskuję temu stwierdzeniu:-) i mnie się bardzo podobało; chłonęłam te niezwykłe krajobrazy, a wąskie drogi, gdzie mija się z drugim autem "na żyletkę" przyprawiały o bicie serca; kamienne wioski niezwykłe, inne; warkocz hodowany celowo, już po raz trzeci oddam na fundację Rak,nroll; pozdrawiam,

ola, to było wszystko dla mnie takie nowe, inne, bardzo zachwycałam się Anglią; nie wiem, jacy są ludzie, ale natura nie poskąpiła uroków; tak, ta furtka tak mi się skojarzyła, a w ogóle, jak oglądałam ten film, to zastanawiałam się, gdzież są takie piękne miejsca? są, są, co prawda bez syna nie udałoby się ich zobaczyć, ale trzeba korzystać z okazji:) zauważyłaś, Olu, jaki warkocz srebrny? już dawno porzuciłam farbowanie, ale może takich włosów też potrzebują w fundacji:-) pozdrawiam.

don't blink pisze...

Dużej części Polaków Anglia kojarzy się z Londynem, a on już nie taki cudowny jak prowincja. Ma za to piękne ogrody/parki. Byłam tam w czasie kwitnienia magnolii i różaneczników. Cudo:)
Siostra, która ma wszystkie dzieci w Anglii, dosyć często zwiedza z nimi północną część kraju i też jest tymi malowniczymi krajobrazami zauroczona. Ja znam jedynie Londyn i Szkocję, którą zachwyciłam się ogromnie.
Masz bardzo piękne włosy i nie wyglądasz na mamę tak poważnego syna:)
Pozdrawiam serdecznie.
M

Anonimowy pisze...

M, każde miasto ma coś do zaoferowania, zwłaszcza stare dzielnice, ale ludzi za dużo 😊
Syn obiecał następny raz w Kornwalii, może kiedyś to nastąpi. Szkocja bardzo mi się podoba, a znam ja tylko z filmów, programów z Makłowiczem albo innych podróżniczych. Marzenie. Warkocz hoduję dla fundacji , 2 razy oddawałam, ścinam włosy tak, żeby móc je związać, wygodna jestem. Synkowie jakoś tak niepostrzeżenie wyrosli😄 pozdrawiam Maria z PP

Pellegrina pisze...

Tak jestem zajęta sprzedawaniem mieszkania że zabyłam zaglądania na blogi a tam tyle się dzieje! I ta Twoja cudna wycieczka wyprawa!! Ja mam marzenie pojechać do Szkocji ale ten rejon Anglii na Twoich zdjęciach trochę mi tę Szkocję z marzeń przypomina. Pewnie będę się powtarzać ale ta dziewczyna z warkoczem to nie teściowa ale siostra. Pozdrawiam i podziwiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krystynko, dzieją się e Twoim życiu ważne rzeczy, musisz być skupiona i rozważna; a bo wiesz, wiosna, ludzie mają rozliczne zajęcia, "zew ziemi", wycieczki i temu podobne sprawy:-) Szkocja też mi się bardzo podoba, pewnie sprawiły to różne lektury i filmy z epoki, jak to mawia, baby chodzą w firankach:-) bardzo spodobała mi się Anglia, a zwłaszcza natura, dbałość o nią, o krajobrazy, ludzi nie poznałam, nie wiem, jacy są; he, he, chyba nie zauważyłaś, że warkocz srebrny mocno, ale tak mi wygodnie; pozdrawiam.

Pellegrina pisze...

Srebrny i to widać ale nie siwy!
Skupiona i rozważna to ja nie byłam nigdy ale teraz wreszcie od kilku dni biorę nootropil właśnie na skupienie i rozwagę. Bo jeszcze sporo czeka mnie decyzji trudnych bo życiowych.
Tak Szkocja to lektury np Rosamunde Pilcher ale i klimat na moje wysokie ciśnienie. Kiedyś Toskania i Prowansja, teraz Szkocja i Finlandia.
Jak sprzedam mieszkanie, kupię mieszkanko w Domu Seniora to będę mieć forsę na wyprawy na północ. O ile zdrowie pozwoli i pragnienie przetrwa.