poniedziałek, 17 czerwca 2024

Bułgaria ... morze, najładniejsza wioska, dolina róż, kosmiczny spodek cz. II ...

 Po upiornym noclegu tuż nad bułgarską granicą, w pełnym świetle lamp i muzyce dochodzącej z pobliskich hoteli, wstaliśmy bardzo wcześnie. Jeszcze w nocy, kiedy na moment otworzyło mi się oko, widziałam spokojne morze, księżyc odbijający się w zmarszczonej toni, to nie wystarczy ludziom? Zebraliśmy się szybko, do granicy bliziutko, myślałam, że przekroczymy ją z biegu. Ale dociekliwy celnik rumuński sprawdzał, czy nie przemycamy kogoś, nasza zabudowa z szufladą intryguje :-) taki młody, a taki pochmurny, niemiły. Nie, nie, nie ma obiecanego "szengen" na przejściach lądowych między Rumunią a Bułgarią, dotyczy ona tylko powietrznych i morskich.


Szybko opuściliśmy główną trasę i jechaliśmy klifowym brzegiem morza. Tutaj pusto, swobodny dojazd, mnóstwo miejsca. Wiedząc o tym, kto wie, czy nie zaryzykowalibyśmy przejazdu tutaj i noclegu, zamiast w rumuńskim Vama Veche. Z drugiej strony brak winiety może słono kosztować, choćby kilka godzin:-) Zdecydowanie odmienne krajobrazy, na rozległych pastwiskach kiwony, wydobywające ropę naftową do wielkich beczek, pewnie co jakiś czas są odbierane cysternami do rafinerii. Ale klimat z lat 90-tych, albo i wcześniejszy, taki smutny, jak kiedyś u nas. Dojechaliśmy na urokliwy półwysep Kaliakra, z wysokimi klifami sięgającymi 70 m, wcześnie rano kasa zamknięta, w oddali widać resztki fortu, pierścienie murów, zresztą nie przepadamy zbytnio za takimi budowlami. Przywitał nas pomnik gen. Uszakowa, który z lunetą w dłoni patrzy w dal, a dowodził rosyjską czarnomorską flotą w bitwie z Turkami w 1791 roku koło Kaliakry.






Skalisty brzeg to naturalny skalniak, ciekawe rośliny, wypatrzyłam coś, co kwitło, rozchodnik, może rojnik:-) Do tego niebieskie oczka lnu, jakieś białe, rumianopodobne z owadami ...




Z półwyspem Kaliakra związana jest legenda z czasów, gdy Turcy podbijali w XIV wieku Bałkany. W twierdzy znajdowało się 40 kobiet, które po jej upadku obawiały się o swój los, gorszy od śmierci. Zamiast poddać się najeźdźcom, splotły razem włosy i skoczyły do morza, a czerwone plamy na skałach pochodzą ponoć od ich krwi. O tym zdarzeniu przypomina pomnik.


Nie przepadamy za plażami, mąż może bardziej, ale ja za bardzo nie mogę przebywać na słońcu. Darowaliśmy sobie te niebiańskie plaże, Złote Piaski czy Słoneczne Brzegi, od razu odbiliśmy w głąb kraju. Jak dobrze, że teraz prawie wszystkie duże miasta mają obwodnice, nie trzeba wjeżdżać w miejski ruch, choć może czasami warto, bo są piękne. Ale i czas nas ograniczał, więc wybraliśmy zwiedzanie najładniejszej ponoć bułgarskiej wsi Żerawna, położonej na stoku góry. Przed nami wiele kilometrów po górach, wioseczkach, zatrzymaliśmy się na przełęczy na pierwszy tego dnia posiłek. W oddali dzwonki owiec, poszczekujące psy, nawoływanie pasterza, a ponad nami skały wyłaniające się z gęstwiny leśnej, jak nie przymierzając, Koguci Grzebień w Rumunii:-)


W zwykły dzień w wioseczce pusto, 2 kampery na parkingu, autobus z wycieczką szkolną, której głosy niosły się gdzieś tam powyżej. Zaczynał się gorąc, słońce lało się z góry, ale kamień trzymał chłodek w cieniu. Wąskie, brukowane kamieniem strome dróżki, drewniana zabudowa, w domach muzea, knajpki, sklepiki pamiątkarskie, oprócz tego żyją tu mieszkańcy. A ci, którzy odeszli, mają swoje miejsce na tablicy pamiątkowej wraz ze zdjęciami, datami. Taki żywy skansen, a raczej rezerwat architektoniczny rustykalnych domów i wąskich uliczek z czasów bułgarskiego odrodzenia narodowego, kiedy to pod panowaniem osmańskim budziła się tożsamość narodowa /1762 rok - powstała Słowianobułgarska Historia/. Jadąc tam, nie miałam o tym pojęcia, dopiero w domu dogrzebałam się tych wieści.











Bardzo urokliwe miejsce. W tych górach przy drodze, po miedzach fioletowo-różowe poduchy, oczywiście wymogłam na mężu, żeby się zatrzymał na chwilę. Niby nasza wyka, ale pędy bardzo krótkie i tak kępiasto rośnie.


Nocleg znaleźliśmy nad jeziorem, bardzo spokojnym, byli tylko wędkarze, niezbyt liczni, a jezioro rozległe. Pod wieczór z gór zeszło bydło do wody ugasić pragnienie, wszystkie krowy czarne jak diabły.




Jednym z naszych pragnień było zobaczyć różane pola, a właśnie gdzieś tutaj zaczynała się słynna bułgarska Dolina Róż. Prawie każdy, kto przed laty przyjeżdżał z Bułgarii, przywoził ze sobą pamiątkowy flakonik różanego olejku. W pobliskim Kazanłyku znajduje się muzeum róż, 2 czerwca przewidziane było święto róży, impreza z wielkim rozmachem, ale nam wystarczyły te pola. To róża damasceńska, zatrzymaliśmy "zielepuszkę" przy uprawach, a przez okno czuć było intensywny różany zapach.




Prawdę mówiąc, poczuliśmy lekkie rozczarowanie:-) wyobrażaliśmy sobie pola po horyzont, pełne kwiatów ... może gdzie indziej tak jest, przy drodze trochę mało. Może uprawy były już po zbiorze? bo róże zrywa się do świtu, kiedy kwiaty są jeszcze nierozwinięte. Bułgarzy kochają róże, sadzą je w obejściu, przed płotem, miasta ukwiecone różami, naprawdę pięknie. Spotykaliśmy też poletka lawendowe, w końcu olejek lawendowy też jest pozyskiwany.


Będąc w pobliżu Kazanłyku, nie sposób odwiedzić jednego z pomników historii współczesnej. Na jednym ze szczytów Starej Płaniny o nazwie Buzłudża, powstał pomnik o dziwnym kształcie przypominającym spodek. Na wysokości 1441 m n.p.m  powstał Dom-Pomnik Komunistycznej Partii Bułgarii z Inicjatywy Todora Żiwkowa. Na potrzeby tej budowli wysadzono skały na szczycie  i obniżono go prawie o 9 metrów.


Zbudowano go nie tak dawno, rozpoczęto w 1974 roku, oddano do użytku w 1981 roku, a po obaleniu rządów Todora Żiwkowa 1989 roku, miejsce to uległo zapomnieniu. Do budowy zużyto 70 000 ton betonu, 3 000 stali, 40 ton szkła. Na 70-metrowej wieży gwiazda pięcioramienna z rubinowego szkła. Zamysł był taki, żeby w nocy światło żarówek wmontowanych w gwiazdę było widoczne po rumuńskiej stronie Dunaju i z brzegu Morza Egejskiego w Grecji. Pamiętam swoje odczucia, kiedy u nas pierwszy raz pojechaliśmy do Arłamowa, ośrodka rządowego. Poczucie opuszczenia, wręcz jakiejś grozy, ani żywej duszy dookoła, źle się tam poczułam, chciałam jak najszybciej odjechać. Tu było podobnie ... przytłaczający monument. 







Dach się sypie, w środku spodka sala spotkań komunistów, mozaiki na ścianie, Lenin, Stalin, lud pracy ... jakim kosztem zbudowano ten pomnik, jakim wyrzeczeniem ludzi. Jak każdy dyktator komunistyczny i nie tylko, mania wielkości.


Mnóstwo jaskółek śmigało pod kopułą, budowały gniazda, skąd one na takiej wysokości? Na tych schodach wejściowych roje owadów, przede wszystkim much, stąd i jaskółki. Obeszliśmy wkoło pomnik, widoki przednie, bo i pogoda trafiła nam się niezwykła. O, ironio, w kanciapce pod pomnikiem siedzi ochroniarz:-) czego on tam pilnuje?
Zespół Kensington nagrał w tej scenerii piosenkę RIDDLES, można zobaczyć wnętrze ...


Te szczyty srodkowej Starej Płaniny mają dla Bułgarów znaczenie historyczne, rozegrały się tu czterokrotnie bitwy w 1877 i 1878 roku podczas wojny turecko-rosyjskiej. Na przełęczy Szipka starły się wojska osmańskie i armia rosyjsko-bułgarska. Najkrwawsza sierpniowa pochłonęła ponad 10 000 ofiar, w tym 3640 żołnierzy rosyjskich i ochotników bułgarskich. Wielu żołnierzy zamarzło w okopach na Szipce. Jak żołnierze rosyjscy, to i wśród nich Polacy, bo to czasy, kiedy w kamasze brano Polaków spod zaboru, więc Stara Płanina spłynęła i polską krwią. Walczono dzielnie, bo nawet jedną z przełęczy nazwano Wołyńską. Umowę pokojową z Turkami podpisał hrabia Ignatiew, jechał karetą z dolin po oblodzonej drodze z umową zatwierdzoną przez cara. Powóz ześliznął się w przepaść, hrabia cudem uchwycił się gałęzi i zawisł, żołnierze wyciągnęli go na linach. Ponoć z Bułgarami nie jest wskazane rozmawiać o dawnych czasach, ponoć mają pretensje do L.Wałęsy, że przez niego upadł u nich komunizm, ponoć ... takich ponoć jest dużo:-)


Mimo ponurej przeszłości tego miejsca znalazłam ładne, mikre kwiatuszki:-)




Chcieliśmy jechać do Szipki górami, obejrzeć inne pomniki, te z 1934 roku i cerkiewkę. Niestety, droga była zamknięta zakazem ruchu, ponoć jest bardzo zniszczona. Być może z drugiej strony dałoby się wjechać w góry.


Jeden z noclegów również nad zbiornikiem wodnym, tu już nie było tak spokojnie, młodzież szalała na skuterach wodnych i motorówkach, przeszkadzając wędkarzom, nam zresztą też, lubimy ciszę. Ale potem chyba zmęczyli się i nastał spokój na wodzie. A rankiem ...


Kiedy słyszeliście ostatnio żaby? ja bardzo dawno:-)
Przed nami ośnieżone szczyty Rilskiego Parku Narodowego, tam będziemy zmierzać.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, za życzliwość, pozostawione słowo, bywajcie w zdrowiu, pa!
C.D.N.




11 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Bardzo ciekawy odcinek opowieści, a ten spodek niesamowity! Pewnie rozpala wyobraźnię niejednego artysty.
Nie boicie się spać tak po drodze w przypadkowych miejscach?
Plażowania tez nie lubię, tyle tylko by wyschnąć po pływaniu.
Cały czas podziwiam Waszego turystycznego ducha!
jotka

Stanisław Kucharzyk pisze...

Bogactwo flory widzę :-) Ten skalniak to wilczomlecz mirtowaty Euphorbia myrsinites, jakiś len być może austriacki (czyli taki jak koło Przemyśla), jakiś krwawnik może Achillea multifida, wyka może być jak nasza Vicia villosa, przetacznik ząbkowany też jak nasz z Pogórza Veronica austriaca ssp. jacquinii, potem jakiś ubiorek chyba i sniedek. Popatrz na taką stronę https://www.bgflora.eu/SpeciesEN.htm

don't blink pisze...

Z przyjemnością oglądam i czytam Twoje podróże:)
Ja nie mam możliwości w tej chwili ruszyć nieco dalej i ciągle się włóczę po Roztoczu i Dolinie Bugu.
Pozdrawiam.
M

Antonina pisze...

Piękna opowieść o miejscach, których nie odwiedzę. Czyta się z przyjemnością. Dziękuję.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Jotko, mieli fantazję komunistyczni dyktatorzy, kosztem narodu, nie tylko w Bułgarii. Do spodka prowadzi piękna droga, wijąca się serpentynami, widoki stamtąd bezcenne, powinni to zabezpieczyć i wykorzystać dla turystów. Nie boimy się, szukamy miejsc z daleka od ludzi, ale nie w dziczy, niedźwiedzie nie śpią:-) Będzie bułgarska powtórka jesienią:-) pozdrawiam.

Staszek, to tylko nieliczne, które zdążyłam sfotografować, wiele już przekwitło:-) jak daleko sięgają te ciepłolubne gatunki, w nasze okolice i pewnie dalej na północ. Zajrzę na stronę, bo zrobiłam też zdjęcia roślinom kwitnącym w górach powyżej 2tys. m npm, śliczne kolorowe maloty:-) pozdrawiam.

M, to była tylko "razwiedka" :-) liźnięcie tematu i wiele setek pokonanych km, przyjdzie czas na skupienie się w jednym regionie, bo ciekawy bardzo kraj. Roztocze i dolina Bugu bardzo dobre na włóczęgi, wyskoczyć choćby na popołudnie; pozdrawiam.

Antonino, takie przenoszenie się co dzień z miejsca na miejsce bywa męczące, a po powrocie do domu chciałoby się odpocząć:-) ale warto, bo kraj bardzo ciekawy; pozdrawiam.

Olga Jawor pisze...

Rzeczywiście pieknie wygląda w tej odwiedzonej przez was wsi. Jakos tak starodawnie, by nie powiedzieć skansenowo (fajne ujęcie tego kotka w okienku). I ja uwielbiam naturalność, ciszę oraz cień, dlatego podobnie jak Ty stronię od tłumów, otwartych przestrzeni i dziwacznych, przygnębiających, monumentalnych budowli. Dlatego ilekroć gdzieś sie stąd ruszę, to nieodmienni wracam z ulgą i stwierdzieniem: wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.
Widok gór, w które zmierzaliscie prezentuje sie tajemniczo i zachecająco.
Pozdrowienia serdeczne zasyłam Wam Marysiu!:-)

AgataZinkiewicz pisze...

Przeurokliwe miejsca. Cudowne . Oglądam zdjecia , są czarujące, zwłaszcza widok gór. Pozdrawiam.

Aleksandra I. pisze...

Mam wrażenie, że te kraje jak Rumunia, Bułgaria czy pewnie Albania żyją jeszcze w jakimś marazmie. Dobrze, że chociaż przyroda nic sobie z tego nie robi i o swoich cyklach życia pamięta od wieków. Bardzo ciekawa i ładna ta wioseczka. Jakby czas stanął w miejscu. Każdy przejechany kilometr przynosi Wam nowe wrażenia niekoniecznie ciekawe jak hałas czy monumentalne pomniki. Pozdrowienia

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ola, jestem z pokolenia, które wychowało się w czasach, kiedy w klasie wisiały portrety Cyrankiewcza i Gomułki, na pośledniejszej ścianie Findera, Nowotki i innych, a tablicę zdobił kolorowy plakat z któregoś tam zjazdu partii, namalowany przecudnie przez uzdolnioną nauczycielkę plastyki:-) wiemy, czym pachną tamte czasy. Bułgarii nie znałam, zachwyciła mnie jeszcze naturalnymi terenami, i masz rację, do domu wraca się z ulgą. Żerawna doskonale zachowana w klimacie dawnych czasów, aż dziw, że przetrwała; pozdrawiam.

Agata, bardzo mi się spodobało, byłam pierwszy raz w Bułgarii, na pewno wrócimy, choć trochę daleko; w górach będzie pięknie, jestem zauroczona; pozdrawiam.

Ola, oj, zdziwiłabyś się, Rumunia rozwija się w ekspresowym tempie, na pewno są jeszcze miejsca, gdzie cywilizacja zbytnio nie zniszczyła krajobrazów, ale my szukamy nowych wrażeń, znaleźliśmy je w Bułgarii; doskonale zachowana wioseczka, leniwe koty, psy wylegujące się w cieniu, dziadziuś naprawiający przy domu kamienną ścieżkę, inny świat. Wrażenia wywieźliśmy stamtąd bardzo pozytywne, chcemy wrócić, bo zaledwie okruszek poznaliśmy; pozdrawiam.

wkraj pisze...

Kiedy byliśmy w Bułgarii to odniosłem wrażenie, że to dwa kraje. Bogate wybrzeże z piękną infrastrukturą turystyczną i zadbanymi miejscowościami i zapomniane przez Boga i ludzi wioski w górach. Wybrzeże jest podobne do wielu innych kurortowych miejscowości ale t właśnie w głębi kraju czuje się zachowaną odrębność i ten bałkański klimat. Wioska śliczna, zauroczyła mnie również legenda o kobietach, które skoczyły do wody. Natomiast te resztki pomników socjalistycznych przygnębiają, ale niech są i przypominają o tych niewesołych czasach. Pamiątki z Bułgarii to zawsze coś związanego z różami czy to woda toaletowa, czy zwykłe mydełko. Pozdrawiam serdecznie :)

Anonimowy pisze...

Maria z PP pisze:
Wkraju, tak jest i teraz, wioseczki bułgarskie są biedne, dużo opuszczonych domów, ale jednak klimatyczne i tam najchętniej się kierujemy. Całe pasmo górskie nad Kazanłykiem wyjątkowe, bo i pomniki z różnych czasów, i grobowce trackie, nie wszystko zobaczyliśmy, ale obiecujemy sobie wrócić tam, pozdrawiam.