poniedziałek, 9 grudnia 2024

Echa Wielkiej Wojny ... U Profesora ... mamy rezerwat.

W drodze do Krzeczkowej, gdzie mieszczą się ruiny dawnej kaplicy grobowej  Profesora Węgłowskiego zatrzymaliśmy się na chwilę w Olszanach. Na przydrożnym parkingu, u stóp prześlicznej cerkiewki na wzgórzu znajduje się wystawa polowa. Zdjęcie cerkiewki z któregoś lata ... poniżej z soboty ...


Na placyku, otoczona drewnianym płotem stoi replika naturalnej wielkości ciężkiego moździerza 30,5 M 11, który w czasie oblężenia twierdzy Przemyśl ostrzeliwał stąd fort Prałkowce. Tych moździerzy było 4 sztuki, utorowały drogę austriackim żołnierzom podczas odbijania twierdzy z rąk rosyjskich. Pociski podczas lotu wydawały przeraźliwy odgłos, który siał postrach wśród Rosjan.




Obeszliśmy wkoło wystawę, pooglądaliśmy stare zdjęcia, a zza drogi z przystanku dobiegł głos jednego ze "smakoszy" - co, podoba się nasze działo? - podoba się, podoba - odrzekliśmy i pojechaliśmy dalej, do Krzeczkowej.



Mima szła z nami, cały czas na smyczy. Za chwilę minęło nas terenowe auto, wypełnione burakami, pewnie myśliwy wiózł zanętę dla zwierzyny przy ambonie, a może zaniepokoił go pozostawiony  samochód z obcą rejestracją przy szlabanie. W każdym razie wjechał do lasu, zawrócił i z powrotem pojechał w dół.  W pewnym momencie droga wypłaszcza się, a po lewej stronie widać uporządkowany teren, z resztkami murów, białą posadzką kaplicy i tablicą wmurowaną w kamienie.




Widać, że jest to miejsce odwiedzane, może przez miejscowych, może przez turystów. Zapaliliśmy świeczkę i my ... Potem zeszliśmy nad jeziorko, które już w całości było pokryte lodem. Na przeciwległym brzegu jak zwykle przewrócona łódź, widać leśną drogę, która prowadzi do głównej, na Birczę i Sanok.



Ten wpis podobny, jakich wiele na tym blogu, bo już wielokrotnie odwiedzaliśmy Profesora, a przy okazji ciekawe miejsce, jakim jest Krzeczkowski Mur. Tak było i tym razem, z lekka powycieraliśmy buty z błota, Mimie opłukaliśmy łapki w potoku i ruszyliśmy, bardziej z ciekawości tego nowego rezerwatu, który nam zafundowało Min.Środowiska na Mikołajki. Widziałam na zdjęciach w necie  jakieś ogrodzenie z żerdzi, wiatę, tablice, ano zobaczymy. Przebrnęliśmy przez okropne błoto przy składzie drewna, bo las tnie się dalej, bez zmian i okazało się, że nie pojedziemy jak kiedyś, bo stoi zakaz. Kiedyś ten zakaz był o wiele wyżej, przy drugim kamieniołomie, teraz przy drodze zjazdowej do Cisowa Park. Nie chciało nam się już wysiadać z powrotem w błoto, poza tym trochę zmarzliśmy ... przyjedziemy, kiedy ściśnie mróz i spadnie śnieg, wtedy i wędrować przyjemniej. Zauważamy, że coraz więcej dróg jest zamykanych, tak samo ostatnio zaskoczyła nas droga z Grąziowej do Trójcy. Stoi zakaz jak byk, ale dopiero przy krzyżówce na Łomną, po co i dlaczego? a gps prowadzi tamtędy, a na początku nie ma znaku, że w środku lasu nie możemy dalej pojechać i trzeba zawrócić.

Tyle razy już byliśmy na Krzeczkowskim Murze, że wykorzystałam stare zdjęcia:-)




Oprócz rezerwatu geologicznego jest tu chroniona paproć, języcznik zwyczajny.


Wróciliśmy do chatki, gdzie rano przygotowałam flaczki z boczniaka, powiem, że całkiem, całkiem to smaczne. Mąż tylko był zaniepokojony - a przeżyję? - przeżyjesz, przeżyjesz, zobacz, ja jem i żyję:-)
A w niedzielę powrót do domu drogą nad Sanem, ileż tam ptactwa! Woda jest płytka, łabędziom wystarczy zanurzyć szyję i już żerują w wodorostach, co niektórym na głębszej wodzie sterczą tylko kupry znad wody, a co niektóre stoją sobie na płyciźnie czyszcząc pióra. Cieszy taki widok, obfitość ptactwa, mąż wychowany nad Sanem mówi, że nigdy nie widział tylu ptaków, ale u nas w mieście woda głębsza.





Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, wszystkiego dobrego, pa!





12 komentarzy:

BasiaW pisze...

Ciekawa wyprawa, ileż rzeczy skrywa nasz świat...

Aleksandra I. pisze...

Ciekawe miejsca pokazujesz, ciekawa musi być ta cerkiewka, nie widziałam takiej z kamienia budowanej. Interesujące są te pasiaste skałki. Takie ciekawe miejsca można odwiedzać często o każdej porze roku mogą wyglądać inaczej. Pozdrawiam serdecznie.

Olga Jawor pisze...

Ciekawe miejsca pokazujesz Marysiu. To niby nie tak daleko ode mnie - ten gró profesora, ale nigdy tam nie byliśmy. Za to nad Sanem jesteśmy dosc często, bo uwielbiam patrzeć na niego w okolicach Słonnego. Wleźć na jeden czy drugi widzący mostek i spoglądać w nurt. To tak człowieka uspokaja...
Pozdrawiam Cię ciepło!:-)

jotka pisze...

Och, zjadłabym flaczki z boczniaka!
My w lesie spotkaliśmy kiedyś oddział żołnierzy w pełnym rynsztunku i powiem ci, że dziwnie mi się zrobiło...a chłopaki zmęczone, pewnie po ćwiczeniach!

agatek pisze...

Pospacerowałam z Wami :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Basia, po I wojnie światowej ziemia skrywa jeszcze wiele artefaktów, kiedyś znalazłam na grządce zamek typu manlicher od karabinu, przestrzeloną manierkę, sprzączkę od pasa, to rzeczy namacalne, a historię tylko odkrywać; chyba każdy region skrywa ciekawostki; pozdrawiam.

Ola, cerkiewka jest młodziutka w porównaniu z innymi, z 1924 roku, ale zbudowana na miejscu starej; prześlicznie położona na wzgórzu. Skałki ciekawe, to flisz karpacki, chyba jego ładniejsza odmiana, mróz rozsadza na w miarę równe cegiełki. Pas skalnego uskoku ciągnie się dalej, jest tam ładnie, jest gdzie wędrować, oby tylko misia nie spotkać; pozdrawiam.

Ola, trochę nam zeszło, zanim znaleźliśmy ten grób, kaplicę, dopiero po wskazówkach znajomych blogowych; przyjemny spacer, niemęczący. Dosyć często wracamy okrężną drogą przez Słonne, możliwości jest wiele, jak się nie śpieszymy, to niesie nas aż pod Dynów:-) Kiedyś weszliśmy pierwszą kładką na Wybrzeżu przy promie, potem górą szliśmy ścieżką 3 Kultur, była ładna kapliczka w Polchowej, zeszliśmy drugą kładką i powrót asfaltem do auta, bardzo miło wspominam, piękne tereny. San w swoim górskim biegu jest niezwykły, tyle ptactwa, woda czysta, a miejsca biwakowe w Słonnem urokliwe; pozdrawiam.

Jotka, flaczki z boczniaka niczym nie różnią się od tych prawdziwych, smak ten sam, będzie powtórka:-) często spotykamy żołnierzy podczas ćwiczeń, wypuszczają ich gdzieś w lasy, w rynsztunku, latem widać, jacy są zmęczeni, pot spływa po twarzach, czekają na transport powrotny; tak patrzę na tych żołnierzy, już są młodsi od moich synów:-) pozdrawiam.

Agatek, wiedziałam, że będziesz:-) skończyły się prace na grządkach, w obejściu, przyszedł czas na spacery, objazdówki, lubimy; pozdrawiam.

Krzysztof Gdula pisze...

Skały Muru są oryginalne i ładne, a języcznik, ten wyjątkowy okaz, widziałem. Jest na Pogórzu Kaczawskim rezerwat chroniący tę paproć.
Muszę zrobić flaczki z boczniaka. Mario, zwróciłem uwagę na karpę, bo wygląda na to, że przez dłuższy czas pień żył jakby dalej był częścią całego drzewa, skoro próbował zabliźnić ranę.
Będąc kiedyś kierowcą ciężarówki nie raz kląłem (nie wiem kogo) z powodu bezmyślności opisanej tutaj przez Ciebie: postawienie zakazu gdzieś na drodze, a nie na jej początku, przy skrzyżowaniu.
Jestem na takim głodzie, że poszedłbym na łazęgę nawet po błocie…

Anonimowy pisze...

Krzysztof, musisz znaleźć boczniaka na dziko, gdzieś na drzewie, jest bardziej aromatyczny. Pniak tak wygląda, ale nie ma odrostów, więc chyba nie żyje, tylko mech narasta na nim. Już kilka razy spotkaliśmy się z taką sytuacją, że w środku lasu stoi zakaz, a nic nie informuje na początku drogi i trzeba wracać i objeżdżać spory kawałek. Nie, po błocie źle się chodzi 🙂 Maria.

MELODY JACOB pisze...

What an intriguing stop on your journey to Krzeczkowa! The photo of the church and the replica of the 30.5 M 11 heavy mortar are fascinating glimpses into history. It’s powerful to think about the role such weapons played during the siege of Przemyśl and the impact they had. I just shared a helpful new post; you're welcome to check it out. Wishing you a Merry Christmas!

Pellegrina pisze...

Zachwyca mnie ta faktura Krzeczkowskiego Muru i te odcienie brązu. Od trzech lat już nie jeżdżę autem więc tylko sobie wyobrażam absurd i bezsens takich znaków. Pozdrawiam i przytulam, zaglądam do Ciebie bo już nie mam swojej chatty ale miło wiedzieć ,że Wasza pięknieje

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krystynko, tak, ładna jest ta skalna ściana, natura działa tam ścieląc u stóp kształtne cegiełki, no i kolory ciekawe. W leśnictwie Lubaczów były zamknięte drogi przy granicy dla osób spoza terenu, mieszkańcy mogli jeździć, teraz otworzyli kilka, więc zabraliśmy babcię na wycieczkę. Nie masz chatty, ale otworzyły się nowe możliwości na miejscu:-) pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

MELODY JACOB, dziękuję za sympatyczny komentarz i wszystkiego dobrego w Nowym Roku; pozdrawiam.