Jednak nie zawsze co na mapie, to i w terenie.
Asfalt zmienił sie w szutrówkę, co nam wcale nie przeszkadzało, "czołg" da radę ... co jakiś czas zatrzymywaliśmy się w okolicach Ramet, żeby sfotografować niezwykłe chatynki, kryte stromymi strzechami, których wysokość dwukrotnie przekraczała część mieszkalną ... ze szczytu sterczały ostre szpikulce żerdzi ...
Chatynki zamieszkałe, przeważnie przez starszych ludzi, niektóre miały doprowadzony prąd, ot! kabel rzucony ponad drogą, płotem, a czasami nawet błysnął talerz anteny satelitarnej ... maleńkie zagródki dla zwierząt domowych, ciut większe mieszkalne, z małym tarasikiem, gdzie często wietrzyła się odzież ...
Same dachy przedstawiały sobą misterną robotę, słoma przepleciona z gałęziami, w rogach poutykane jeszcze kamienie, także na połaci ... z północnej strony zazwyczaj porośnięte zielonym mchem ...
Wiele zagród stoi opuszczonych, pewnie ich właściciele już poumierali, a młodzi robią karierę w mieście ... zerknęliśmy z drogi do jednej z szop, ile tam narzędzi, drewnianych, wygładzonych pracą rąk, leżą i pewnie rozlecą się kiedyś w próchno ... niejeden skansen miałby wspaniały eksponat ...
Na stromiznach zbocza zakładane maleńkie poletka, gdzie rosną jarzyny na własny użytek, na pastwiskach pasie się bydło ... ci ludzie tutaj muszą być samowystarczalni przez dłuższy czas, a co zimą? jesteśmy pełni podziwu dla ich trudnego życia, ciężkiej pracy ...w jednej dolinie spotkaliśmy tylko jedną starą kobietę, za plecionym z gałęzi płotem pracowała sobie na grządkach ... wszyscy szczupli, żylaści, nie mają czasu przytyć i zawsze mają pod górę ...
Tu spotkało się stare z nowym, za zagrodą wybudowali im betonowy budynek, obsługujący pewnie te dwa przekaźniki ...
Szlak wyznaczają kamienne stareńkie krzyże, z zatartymi napisami, pojawiają się przy drodze co jakiś czas ...
Na jednym z przystanków, po małej przerwie, mąż przekręca kluczyk w stacyjce ... nic, cisza, dobrze, że staczamy się w dół, zapalił ... dla sprawdzenia zatrzymaliśmy się znowu na próbę, oczywiście z górki, nic, znowu cisza ... wskaźniki nie pokazują, że nie ma ładowania akumulator, co się dzieje? my w sercu gór, do ludzi nie wiadomo gdzie, a zwłaszcza jakiegoś mechanika ...
Zatrzymaliśmy się znowu, znowu próba i nic ... jeśli coś się nie naprawi, to trzeba będzie wracać ... maska do góry, mąż posprawdzał coś tam, aha! jakaś klema puściła na tych dołkach, bo wytrzęsło nas jak licho ...
Przekręcił kluczyk, "czołg" zapalił ... o, dzięki Boże! spróbowaliśmy jeszcze raz, no, pali ... to jedziemy dalej ... a dalej to już droga zrobiła się jakby bardziej leśna, wczoraj przeszedł tu deszcz, z gór spływały strumyki wody, błotniście ...
- Co tak zaniemówiłaś, Maryś? -
Mąż wie, że jak przestaję mówić, wciska mnie w fotel i oczy robią się na pół twarzy, to jest to oznaka największego strachu ... tak, byłam przestraszona, dokąd nas zaprowadzi ta droga ... zawsze naszukam jakichś "extreme", matko, nie można jeździć po normalnych drogach? tylko tłucze nas po końcach świata?
- Nie bój się, jak będzie całkiem źle, zawrócimy! - na jakimś rozdrożu stareńki zardzewiały drogowskaz:
MOGOS 22 km. To spora odległość, jeszcze takim bezdrożem, ale skoro jest, to znaczy że może ktoś tędy przejeżdża ... może chociaż jakaś stara Praga z drzewem ... Starej Pragi nie spotkaliśmy, nie minęliśmy nikogo, to co wyspinaliśmy się do góry, teraz zjeżdżaliśmy w dół, dobrze, że pod błotem twardo, kamienie ... nie polecam wybierać się tu osobówką ...
Wieś w dolinie, nad rwącą rzeką, wiele domów opuszczonych, zrujnowany budynek szkoły, ale w niektórych domach ktoś mieszka ... ukoronowaniem naszych trudów i mojego strachu był widok tej pasieki ...
Chodził tam starszy człowiek, myślałam, że może coś rzeźbi z tych pieńków, cofnęłiśmy się, a to ule, polepione pewnie na plecionkach, z otworu wylatywały pszczoły ...
Widzieliście kiedyś takie ule?
Przecież tam nie ma żadnych ramek, warunki jak w leśnych barciach ... mąż był pod wielkim wrażeniem, bo jako świeżoupieczony pszczelarz, naładowany nowoczesną wiedzą o gospodarce pasiecznej, patrzył jak zaczarowany na taki relikt z przeszłości, i to działało ... kto tu słyszał o warozie czy innych zagrożeniach?
Długo jechaliśmy tą doliną, zaczęły pojawiać się samochody w obejściach, widocznie jest dojazd z drugiej strony, a co najgorsze, już za nami ...
Z jednej strony odetchnęłam z ulgą, a z drugiej pozostał jakby żal, że to już, że znowu wracamy do świata ...
W planie mieliśmy jeszcze miejscowość Rosia Montana, gdzie jest kopalnia odkrywkowa złota i srebra, można zwiedzić kopalniane muzeum ... kolorowe stawy z wodą, która wypłukuje różne związki z ziemi i barwi ją ... dojechaliśmy tylko nad jeden staw, powstały z zastawionego potoku ...
... wokół kolorowe ściany skalne, może to odkrywki ...
Lunęło z nieba, pod nogami grząsko, zrobiło się diabelnie zimno, znad gór Apuseni nadciąga czarne niebo ... chyba koniec tego dobrego ... uciekamy od tego deszczu jak najdalej, ale nic nie pomaga, leje wszędzie ...
Nad Jeziorem Fantanele taka mgła, że świata nie widać, i śnieg na poboczach, i świerk zwalony na całą szerokość drogi ... ani skrawka jasnego nieba, trzeba wracać powoli do domu ...Przyjechaliśmy do chatki rano, lało całą drogę, ale dzięki temu zdążyliśmy na koncerty Podkarpackiego Jarmarku Turystycznego, który też, ze względu na pogodę, został przeniesiony spod Kopca na Rynek ...
BIEGUNI |
ROBERT KASPRZYCKI |
ORKIESTRA DNI NASZYCH |
Zmarzliśmy sakramencko, ale chociaż przestało lać.
A w drodze do domu, na składzie drzewa przed Brylińcami, w środku lasu zobaczyliśmy wilka ...
... a trochę dalej, nad starymi stawami, stadko dzików, które żerowało po deszczu ...
... wśród warchlaków jeden biały, albinos chyba...
Przecież nikt nie wypuściłby prosiaka między dziki, prawda?
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!