Ranek wstał zupełnie przyzwoity, rześki i bez deszczu ... poranna kawa przy oknie i rzucona myśl: Idziemy do lasu! Pewnie, że idziemy ... psy do chatki, a my bokiem, opłotkami, żeby nas nie przyuważyły i razem z oknem nie wyszły, wspięliśmy się łąkami do góry, potem podejście do lasu i stary ślad drogi ... Na starych rydzowiskach grzybów ani śladu, pochowały się w dziwnych miejscach, w drapaczyskach, albo w koleinach drogi, gdzie ich nigdy nie było, pojedynczo, mizernie ... pomiędzy nimi kępy młodziutkich opieniek. Tak rydzów jeszcze nie zbieraliśmy, bo kiedyś jak był wysyp, stawiało się kosz, trochę krążenia dookoła, za chwilę kosz pełny, i resztę zostawiało się dla innych ... teraz trzeba było szukać po zaroślach, myszkować w trawie, kluczyć po lesie prawie pół dnia:-)
Ale do zrumienienia na masełku są, do obdarowania babci też są, więc sezon grzybowy zaliczony.
Garść opieniek będzie do sosu śmietanowego, reszta do ususzenia.
Na początku lat 80-tych, już jako młodziutka żona, dostałam od męża dwie książki, które zdobył jakimś cudem w księgarni .. jedna to o przetworach różnych, a druga zatytułowana "Obiady u Kowalskich". Te dwie książki służą mi do dziś, przepisy proste, z dostępnych składników, z rodzimych produktów ... i tak kartkując tę o przetworach natknęłam się na "Pektynę z jabłek".
O! to coś dla mnie, jabłek jeszcze mnóstwo pod jabłoniami, dżemów z żelfiksami nie cierpię, to zrobię sobie pektynę do przyszłorocznych dżemów, będzie jak znalazł. Już pracuje w kącie chatki nastawiony cydr, w piwnicy marmolady jabłkowe, w dużym słoju ocet jabłkowy, na bieżąco piekę szarlotki, czas więc na pektyny:-)
Warunkiem powodzenia całej akcji jest to, żeby jabłka były kwaśne, mogą być spady, skórki, wykrojone gniazda nasienne ... nadpsute części odrzucamy, resztę myjemy, kroimy w kawałki, zalewamy w garnku wodą tak, żeby je przykryła i gotujemy ok. pół godziny.
Potem odcedzamy jabłka, a powstały sok odparowujemy jeszcze trochę, aby był bardziej skoncentrowany ... można wykorzystać od razu, dodając do dżemów np.z malin czy truskawek, a jeśli nie, to przelewamy do butelek czy słoików i pasteryzujemy 15 min i odstawiamy do przechowania.
A co zrobić z ugotowanymi jabłkami? ... wykorzystać:-)
Przetarłam je przez sito, dosłodziłam odrobiną cukru, a na zapach dodałam cynamonu ... i mamy gotowy mus jabłkowy do przełożenia ciasta, naleśników, ryżu, makaronu, jakiś kaszek, budyniu ... bo to zaskakująco pyszne wyszło:-)
Na mrozy zimowe nastawiłam krupnik litewski, a do tego nadaje się najlepiej miód gryczany, nie każdy lubi jego smak i zapach. W połączeniu z korą cynamonu, wanilią, suszoną skórką pomarańczową i goździkami, a także kilkoma gałązkami ziela ruty wydziela całkiem przyzwoity aromat, można go używać na gorąco lub na zimno ... miodu gryczanego nie mamy swojego, mąż mi przywiózł ze spółdzielni pszczelarskiej.
Sobotnie popołudnie spędziliśmy przy pracy, mąż ciął piłą pień orzecha włoskiego, który runął jeszcze wiosną chyba, a ja odbierałam pieńki ... niektóre części były wypróchniałe w środku, będą dobrym materiałem na zbudowanie budek lęgowych . Wystarczy przyciąć ukosem pieniek, by przymocować daszek, od dołu deska na okrągło jako podstawa, no i jeszcze wlot otwornicą wywiercić i gotowe:-)
Wczorajszy wiatr przyniósł zmianę pogody, wieczorem na zachodzie kłębiły się ciemne chmury ... nocą usłyszałam bębnienie deszczu o dach, raz mocniej, raz ciszej, i tak leje do teraz.
Na obejściu pojaśniało, z drzew spadły liście, z okna można zobaczyć Kopystańkę ... tylko patrzeć zimy:-)
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, bywajcie w zdrowiu, pa!