wtorek, 5 kwietnia 2011

Klejnociki wiosenne i nie tylko wiosenne .....

Ten weekend spędziłam wyjątkowo nie na Pogórzu, tylko w domu rodzinnym, na Roztoczu Południowym.
W ciągu tych trzech dni zazieleniło się, rozkwitło, porosił mały deszczyk i widziałam stado 8-miu bocianów, lecących do swoich gniazd. Kiedyś były u nas bociany, nawet dwa gniazda, potem wybudowano nową stodołę, ścięto jesiona i starą czereśnię, nie chciały osiedlić się na nowym miejscu, na stodole. W tamtym roku przyleciały, troszeczkę spóźnione małżeństwo bocianie, i zajęły prowizoryczne gniazdo, zaczęły budować, ale jakiś potwór ludzki strzelił z wiatrówki i zabił jednego, ten drugi odleciał, w tym roku kręcą się w pobliżu, może znajdą spokojną przystań.

Kilka klejnocików z mojego ogrodu:



Słoneczne bratki, rozświetlają świat nawet przy pochmurnej pogodzie....




....... żólty przeplata się z fioletem, różne odcienie i stopnie nasycenia koloru....



,... irysy już przekwitają, wydobywają sie na świat poprzez liście jukki, trzmieliny....


,..... samotny pierwiosnek, wysiał się gdzieś zupełnie z boku...





,... fiołki pachną już słodko, a jak zaświeci słońce i powieje leciutki zefirek, zapach unosi się daleko, za domem, w strefie cienia znalazły sobie miejsce zawilce i przylaszczki, nieco dalej miodunka, nikt ich tu nie sadził, nasiona chyba zostały przyniesione z sadzonkami sosny-samosiejki z ugorów Pogórza....


,....a tu kwitnąca gałązka derenia jadalnego, owocuje już obficie, w tamtym roku zebrałam owoce na nalewkę - dereniówkę, własne...


,..... magnolia tylko czeka na znak od słońca, jej piękne kwiaty wyglądają jak bibułkowe motyle przypięte do gałązek, trzeba by wybrać się do arboretum właśnie na czas kwitnienia tych pięknycvh drzew, różne odmiany, kolory, kształty, egzotyczne piękności.....




W świeżo wyczyszczonym oczku rozgościły się żaby, to chyba ropuchy, zaczęły gody i składają skrzek, jak czarne paciorki.


A to już inny klejnocik, obrus lub narzuta, haftowany krzyżykami, wyszperany w szmateksie za całe 4 złote....


,..... inna serweta, delikatne płótno, misterny haft, monogramy, chyba z posagu jakiejś panny, zwróćcie uwagę na datę "1876", kiedy przyniosłam ją do domu, pomyślałam sobie, że to jakaś maszynowa robota, nie zauważyłam jeszcze  literek i cyfr, ale potem przywdziałam okular i ukazało się całe piękno tego klejnociku...




,... równiutko kładzione ściegi, ręcznie, nitka koło nitki, wycinane dziureczki, ząbki, czyje cierpliwe i dokładne ręce i oczy wykonały tak misterną pracę, może siostry zakonne z jakiegoś klasztoru uszyły wyprawę pannie?


Na tej starej fotografii jest babcia mojego męża o oryginalnym imieniu Gizela, zdjęcie zrobione chyba w Zaleszczykach, w tle ogromna góra, ten młody żołnierzyk strzelił do siebie następnego dnia, z zawiedzionej miłości, damy w kapeluszach, ta siedząca - to jej siostra, trzyma w rękach pewien przedmiot......



,... srebrna torebeczka balowa, wykonana z łusek zaczepianych na srebrnej siatce, efektowne zapięcie z motywem kwiatów, na łańcuszku z grubego, srebrnego drutu, w środku oryginlna podszewka z irchy, klejnocik jest teraz u mnie jako pamiątka po Buni....


,... i alabastrowy wazonik, nazywany w dzieciństwie przez męża: Pan z Panią, obtłuczona ręka i jakiś przedmiot, który trzymała, w oparciu ławki otwór, do którego można wlać wodę i ustawić kwiaty.
Jestem jeszcze w posiadaniu pamiętnika sekretnego z wpisami z 1920 roku, jakiś żołnierz
szedł na wojnę i też się wpisał, różne wierszyki, zasuszone kwiaty, kiedyś pokażę. Aha, i  jeszcze rocznik Płomyka z 1925 roku, pisywali do niego Janina Porazińska, Maria Skłodowska, Ewa Szelburg-nie Zarembina, jakieś inne nazwisko, może drugi raz wyszła za mąż, arcyciekawe zdjęcia, artykuły, korespondencja. Na nową drogę życia dostaliśmy z mężem łyżki, łyżeczki i widelce, ciężkie, niezgrabne, można  widelcem migdały wykłuć z gardła, takie długie, właśnie z tych lat. To moje klejnociki.

A dziś robiłam smażony ser, ze "zmądrzałego sera", najlepszy jest ser swojski, lekko posolony i wymieszany z odrobiną sody oczyszczonej, tak na koniec noża, nie wiem po co ona, ale każą dawać w starych przepisach Buni, ma stać kilka dni, dopóki nie zacznie wydzielać specyficznego zapaszku...



,... po tym czasie stawiamy na palnik, dodajemy trochę masła i roztapiamy do postaci lejącej, wcale nie śmierdzi...


,... jeszcze trochę kminku....


,... wbijamy 2-3 jaja....


,... i energicznie pracujemy widelcem, aby nie potworzyły się grudy, do zgęstnienia....


,...smakujemy, można odrobinę dosolić, pyszny na ciepło i na zimno, z żytnim chlebkiem......


,.... a po chwili już tak wygląda zawartość garnka.


Dla ochrony przed psami i kotem mojej rabatki, zakupiłam płotki wiklinowe dla zatrzymania ich pędu, a do tego takiż pojemnik, do wyłożenia folią i zasadzenia jakichś kwiatków, jak szaleć, to szaleć.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie, trafiajcie zawsze do swoich gniazd i niech nikt Was tam nie skrzywdzi, dziękuję za pozostawione komentarze, to dla mnie miłe, pa.

36 komentarzy:

Sunniva pisze...

Piękna ta Twoja wiosna Mario ! U mnie jeszcze buro :( Czekam tego soczystego rozkwitu zieleni i wszelkiego koloru ! Klejnociki piękne, z nalotem patyny i wspomnień...Wzruszające ! Ja w piątek planuję pojechać na swoją wioskę . Może już będzie trochę cieplej to i nockę zaliczę;)? Pozdrawiam ciepło !

weszynoska pisze...

Mario..ten co strzela do bocianów w piekle smażyć się będzie ;/
Bratki i wspomnienia...takie sielskie, spokojne. Żaby w sadzawce rozpaliły ogień na niebie księżyc pozapalał gwiazdy......hafty misterne, ktoś ko to wykonał miał nie lada cierpliwość i talent. Ser...no cóż smaku nie znam :) A wiklinowe płotki rozłożyły mnie całkowicie..są przecudne.

Anonimowy pisze...

Ale pościk rarytasik! Będę smakowała go powolutku... ale przyjemnie na duszy się robi jak czyta się i ogląda takie piękno...oczywiście nie o bocianie :( uwielbiam bociany, w tym wypadku zgadzam się z weszynoską, będzie się drań smażył!!!
Jeszcze tu zajrzę :)

*gooocha* pisze...

Wiosna pełną gębą :) Skarby materialne piękne, psiaka masz cudownego. Szczerze mówiąc - ten ser jakoś mnie nie przekonał... No ale każdy ma inne smaki :)

Pod numerem 44 pisze...

Wiosennie u Ciebie, milutko. A serek zadałaś smakowity aż ślinka cieknie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Sunnivo, u Was zawsze troszeczkę później, ale nie martw się, szybciutko wszystko wyrówna się, a nie masz w domku jakiegoś grzania? Widok na jezioro wynagrodzi Ci wszystko, pozdrawiam serdecznie.

Weszynosko, brat jak to mi opowiada, to jeszcze nim targają emocje, wszystkim nam było bardzo przykro, tyle leciał do domu, żeby spotkać tu śmierć z ręki jakiegoś głupka /będzie się smażył/. Gdzie śpiewałaś tę piosenkę?

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Dzięki, Guga, i mnie przyjemnie, jak czytam Twoje słowa. Pozdrawiam serdecznie.

Gocha, Weszynoska jak widzi mojego psa, sznaucerka z tak długą sierścią, to
wszystkie zmysły jej się buntują. Ale on wszędzie musi być pierwszy, nawet w obiektyw się wpycha. Na początku podchodziłam do tego sera jak pies do jeża, ale się przekonałam, pa.

Mariolu z 4-ma jedynkami, serek pycha, dla niektórych może być odrażający, ze względu na zapach podczas gliwienia.
Serdeczności ślę.

Inkwizycja pisze...

Dziwiłaś się mojej forsycji, a u Ciebie istne szaleństwo! Kolorami buchnęło i zielenią, prawdziwe bogactwo wiosennych nastrojów. Tylko historia bocianów smutna... podobno taki owdowiały bocian zostaje samotny do końca życia...
Pamiątki rodzinne bardzo romantyczne i naprawdę cenne, tak jak i historie, które opowiedziałaś.
Taki wiklinowy płotek jest przedmiotem mojego pożądania, z braku laku próbuję założyć żywy wierzbowy ;-)
Ściskam czule!

Inkwizycja pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Go i Rado Barłowscy pisze...

To, cholera, nieprzyzwoite, że u Was już bociany! :D Czujemy się dyskryminowani!. Pzdr.
P.S. A w Zaleszczykach to Gizela była "u wód", czy może tam Jej dom rodzinny?

artdeco pisze...

oh te plotki wiklinowe sa zabojcze; mam tylko nieproszone wiewiorki i zajace i nic przed nimi nie uchroni, ale pasowalyby idealnie do mojej grzadki. Rozczulily mnie te pamiatki rodzinne, ja nic nie przewiozlam ze soba i chyba mam niewielkie szanse na otrzymanie czegokolwiek bo nie utrzymuje bliskich kontaktow z rodzina :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

A to tak Inkwizycjo w ciągu 3 dni, kiedy mnie nie było, krokusiki zniknęły, a cała reszta ruszyła, forsycja nadal nie kwitnie. Gdzieś na all.... widziałam takowe płotki po 5 zł za sztukę, tylko przesyłka była trochę droda, a u nas to zagłębie wikliny. Pozdrowienia ślę.

Go i Rado, one przylecą, tylko muszą dobry wiatr złapać w skrzydła. No jak to nie ma, a mała Klarka skąd, w kapuście znaleźliście? Gizela uczyła w tamtejszych szkółkach, wymieniała miejscowości: Kopyczyńce, Husiatyn, Kołomyja i że mieszkali tam Rusini. Słuchałam jej historii z otwartą buzią, i niestety, nic nie zapisałam, a pamięć bywa ulotna, pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Artdeco, rodzina jest ważna, zawsze można zrobić krok w jej kierunku. Wiem z własnego życia, że różne znajomości, przyjaźnie takie na wiek wieków kiedyś kończą się z różnych powodów, a rodzina zostaje. Ale człowiek mądrzeje z czasem, wraz z ilością siwych włosów, pojawiających się na skroni. Zrób malutki kroczek, a wszystko potoczy się samo, czego mocno Ci życzę i pozdrawiam serdecznie.

jola pisze...

Marysiu droga, ogródek budzi się błyskawicznie i pięknieje z dnia na dzień, czy ta magnolia jest u Ciebie? Moje jeszcze nie mają takich pąków, te płotki wiklinowe są bardzo malownicze, nie tylko ochronią rabatki przed psami, ale również dzięki nim zyskają one więcej uroku. Oczko, donice wszystko śliczne i przemyślane. Pamiątki po babci bezcenne, ta torebka to prawdziwa perełka, ja po mojej mam krzesło - ma już chyba ze sto lat stoi w pokoju kąpielowym :))) zresztą nie tylko torebka wszystkie Twoje skarby. Musisz chyba zainwestować w sejf, żeby nikt Ci ich nie wykradł. Tak się zastanawiam nad tą miłością, która jest piękna i wzniosła, ale potrafi być zgubna i okrutna, może ten żołnierzyk spotkałby jeszcze inną...u nas dzisiaj słoneczko rozświetla poranek, ślę buziaki na jego promykach..

jola pisze...

Acha i jeszcze ta narzuta śliczna jest, uwielbiam szperanie w szmateksach, niestety teraz nie mam okazji, u nas na wsi ich nie ma, a w Krakowie bywam "jak po ogień", zostaje mi szperanie w internecie, co do sera nie mam zdania, myślę, że jakbym spróbowała to by mi smakował :))

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Jolu, magnolia rośnie u mnie , mam jeszcze jedną, białą, ma drobniejszy kwiat i szybciej przekwita, obie są już duże. Wydaje mi się, że tamten czas i świat był bardziej romantyczny, teraz wszystko odarte jest z tajemnicy, romantyczności, chociaż jak rozmawiałam z Mamą, to była straszna bieda, a i moje już czasy nie były dostatnie. A ten przepis na ser, to po Buni, u nas w domu nie jadało się takiego, musiałam się przyzwyczajać. Szperajmy, Jolu, w szmateksach, tam są prawdziwe skarby za grosik, pozdrawiam serdecznie i cieplutko. P.S. Myślałam kiedyś o Tobie, weselu Twojej córki, to będzie piękne, nie jestem zwolenniczką wystawnych przyjęć i bomboniastych, przesadnych sukien, pa.

jola pisze...

O kurcze mamy takie same mangnolie, ta różowa, to krzew prawda taka jak u mnie. A biała też krzew mniejsza i drobniejsze kwiaty? Ja też nie lubię wystawnych wesel, najchętniej nie robiłabym go w ogóle, ale Marika bardzo chce - więc cóż. Będzie to luźna impreza w wygodnych butach i kiełbaskami przy ognisku ;))

Jolanta Błasiak-Wielgus "olfa" pisze...

Witaj Mario
Nareszcie będę mogła poznawać Cię po kawałeczku ;)
Pięknie stwarzasz swoje otoczenie w tych niesamowitych okolicznościach przyrody.
Czytam bloga od tyłu, będę tu zaglądać i nadrabiać zaległości. Pozdrawiam ciepło
Jola

Anonimowy pisze...

Witaj, Mario z Pogórza :). Chciałoby się napisać - z mojego Pogórza, ale teraz to ono już wspólne ;). Trafiłam tu przez przypadek i przeczytałam od początku Twojego bloga. Oglądam te wszystkie zdjęcia, tych 'moich' miejsc i bardzo się cieszę, że piszesz. Los rzucił mnie daleko, ale wracam regularnie, kiedyś mam nadzieję - na stałe. Będę podczytywać regularnie i też wtrącać swoje 5 groszy, jeśli pozwolisz :). Buziaki!
Anna-podkarpacka(nie)panna ;)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Jolu, magnolie są już drzewiaste, sięgają prawie linii elektrycznej, przyjdą kiedyś spece i oszpecą mi je dokumentnie, ścinając same czuby, jakoś nie pomyślałam, jak je sadziłam. Zazdroszczę takiego wesela w plenerze. Pa.

Witaj, Olfo, miło mi Cię gościć, czytając bloga, ujrzysz kiedyś dwa kamienie, nie śmiej się wtedy ze mnie, ale tak mi się podobały Twoje, że spróbowałam. Pozdrawiam serdecznie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Podkarpacka Anno-niepanno, gdzie Cie losy wywiały z tej pięknej krainy? Dobrze, że chcesz kiedyś powrócić, wtrącaj swoje grosze, nawet nie 5, tylko więcej, ciepło pozdrawiam, i serdecznie, pa.

visana pisze...

Witaj Mario.
Dzięki ci bardzo za informacje.
Folię mam już zakopaną i nie wiem jak teraz zrobić dziurki. Chociaż u mnie gleba jest zawsze sucha,ile by napadało to zawsze jest sucho.
Może doradź mi jak zrobić teraz te dziurki? Bo nie chciałabym jej ponownie odkopywać, bo się bardzo przy tym napracowałam. Pozdrawiam Visana.

podkarpacka pisze...

Na szczęście nie mieszkamy za granicą, ale przy większych odległościach nie ma znaczenia, czy to Warszawa, czy Pomorze, bo przyjazdy są tak samo nieczęste. Wędrowcy z nas i obecnie oswajamy Śląsk :). Wiernie wracamy na kalwaryjskie dróżki i patrząc na Twoje zdjęcia czuję ich wiosenny zapach :). Na szczęście wyjazd do domu 'na dniach' :)))).
Moja Mama też robi taki serek, bo w rodzinie Taty się taki jadało :). Może to jakiś regionalny specjał?

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Podkarpacka Anno, fajnie tak przyjechać do domu rodzinnego na święta, ja też jeżdżę, chociaż mam nie tak daleko. Myślę, że serek to jakiś kresowy specjał, bo w osobach z innego regionu wzbudza wręcz obrzydzenie. Od kilku lat naszą "tradycją" stał się wyjazd na misterium Męki Pańskiej w wykonaniu mieszkańców, łażenie po dróżkach, i inne przeżycia duchowe w tym sanktuarium. Pozdrawiam serdecznie.

Magda Spokostanka pisze...

W Wielkopolsce ten serek z kminkiem jest uważany za ichni specjał. Co nie dziwi, bo na ziemiach "odzyskanych" co krok jest mieszanina kresowości z pyrlandią.
Masz przepiękne pamiątki rodzinne, a historie ludzkie nie kuszą do napisania książki?
Serdecznie pozdrawiam!

NieTylkoMeble pisze...

Nie raz, nie dwa myślałam o takim płotku, ale u mnie musi być wyższy. Pies przeskakuje :) A wysoki wszystko przesłania. Przy domu, gdzie pies biega nie mam rabatek :)
Skarby przedwojenne super! Strzeż ich pilnie!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Magdo, może nawet nie książki, tylko zapisać ku pamięci ważne wydarzenia, wiekowi ludzie odchodzą, zabierają ze sobą
swoje wspaniałe historie życia, nieraz tragiczne i nic nie zostaje. Spędziłam ostatnio trochę czasu z Mamą, wyjaśniła mi zawiłości rodzinne, które mnie przedtem nie interesowały, a teraz słucham ich jak najlepszej opwieści.
Serdeczności ślę.

Aneto, Tobie potrzebny jest płotek ażurowy, widziałam taki z łozy, jak koronka, w skansenie w Sanoku. Mój już spełnia swe zadanie, bo wyłapuje te gonitwy psio-kocie. Jak miałam wilczura, to podwórze byłu poznaczone ścieżkami, gdzie chodził, podglądał podwórze sąsiadki, u drugiego obszczekiwał psa i wszędzie wzdłuż płotu. Pozdrawiam serdecznie i ciepło.

visana pisze...

Witaj Mario,bardzo ci dziękuję za porady w kwesti foli.Zrobię za wczasu tak jak mi napisałas,dopóki nie mam posadzonych roślinek.Zrobię prętem dziurki,bo jak potem cokolwiek posadze to mogę pouszkadzać jak bede dziurkować.Moze jutro zabiore sie za to jeszcze raz Ci bardzo dziękuję pozdrawiam serdecznie:)

podkarpacka pisze...

Na dróżkach bywałam za panieńskich lat ;))). Teraz warunki nie bardzo pozwalają, bo dziecko małe. Wrzuć proszę zdjęcia, jeśli wybierzecie się w tym roku, to może kogoś zachęci do odwiedzenia naszych stron, a i ja chętnie popatrzę :).

ZiŁ pisze...

Cóż za skarby! Mowę nam (niemal) odebrało!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Anno podkarpacka, chcemy być i obfocimy, co się da, pa.

ZiŁ, te skarby mają dla mnie niesamowitą wartość sentymentalną, a torebeczka na jakich balach bywała? Pozdrawiam serdecznie.

Anonimowy pisze...

Zacznę od końca...płotki wiklinowe i pojemnik bardzo mi się podobają. Zawsze jak widzę coś z wikliny, czy to koszyk, czy osłonki na donice, czy właśnie taki płotek ( u mojej kochanej Babusi Rózi był taki płotek a właściwie płot) to robi mi się jakoś tak ciepło na duszy, czuję od razu takie rozanielenie, taką swojskość...chyba przypomina mi się Babusia...muszę już kończyć, coś mnie ściska za gardło...
Pozdrawiam :)

Anonimowy pisze...

Taki serek też robimy, bardzo nam smakuje, tylko jakoś nigdy nie dodawaliśmy kminku, musimy spróbować.
Uwielbiam stare rzeczy, drobne pamiątki, one najwięcej mówią nam o czasach, w których była ich świetność. Zawsze sobie wyobrażam i zastanawiam kto komu dał, jak ta druga osoba zareagowała, gdzie mogły stać w domu, jaki był ich los np. w czasie wojny...
Pozdrawiam serdecznie :)))

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Guga! Śliczne imię miała Twoja Babcia, Rózia, Rozalia, czasami wystarczy wspomnienie, aby żal ścisnął za gardło, że nie ma już tej osoby, bardzo dobrze znam to uczucie.
Płotków zamówiłam sobie jeszcze parę, bo dołożę z drugiej strony i zrobię drugą rabatkę, kwiatów kolorowych mi się chce.
Kminek daje smaczek serkowi, a pamiątki, nawet cudze wyzwalają u mnie podobne myśli, jakie były ich losy, kto ich dotykał. Mam w chacie stare lustro, a przeglądała się w nim moja prababka, ciotki, których nie znałam i kto jeszcze, nie wiem, zasłaniano je, gdy ktoś umarł. Wiele wspomnień.
Pozdrawiam serdecznie, pozdrawiam, pa.

Anula pisze...

Marysiu droga, nareszcie nadrabiam zaległości w czytaniu blogów, remontowana część chaty już oddana, tydzień zajęło nam sprzątanie i przestawianie. Mamy teraz do dyspozycji całą chatę ale się zorbiło luźno!!!. Piękne masz pamiątki rodzinne. Płotkiem z wikliny już się zaraziłam, a arboretum to pewnie to w Bolestraszycach? Nie byłam :( a jest tam podobno pięknie, ogladałam fotki na forum ogrodniczym.Wiosna piękna u Ciebie :)
Buziaczki
Anula

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Anulko, co tam blogi, najważniejsze, że jesteście po remoncie, a samo sprzątanie i przenoszenie, ile to pracy, prawie jak przeprowadzka. Cierpisz, Anulko, na nadmiar przestrzeni? E, chyba nie. Dziś jadę po następne płotki, na drugą stronę, a arboretum - to w Bolestraszycach, jak znajdziecie z mężem chwilkę, to koniecznie trzeba je odwiedzić, teraz będą magnolie w odmianach, potem azalie i rododendrony, nie mówiąc o innych cudownościach. Serdeczności ślę, pa.