piątek, 8 kwietnia 2011

Wszystkie moje zwierzęta, duże i małe....

Na samym początku muszę pochwalić się. Na przedmieściu, gdzie pomieszkuję, jest bocianie gniazdo, dużo łąk, nieużytków, podmokłych terenów i ogródków działkowych. Na jednym ze słupów bociany mają gniazdo i rokrocznie na słupie wisi powitalna, wiosenna tablica z imionami bocianów, którą oczywiście póżniej ktoś niszczy, rozbija, jakby komuś przeszkadzała. A w tym roku oniemiałam, istne arcydzieło:




Bocian oczywiście nie życzył sobie sesji fotograficznej i odfrunął na pobliską łąkę. Sympatyczne, prawda?

Moje zwierzaki przedstawię Wam:


Reks, którego już nie ma, przeżył z nami 13 lat, w wieku 7 lat zdiagnozowali medycy u niego "zespół końskiego zadu", wygięty grzbiet, uciskał na nerwy tylnych łap, zaczęło się powolne powłóczenie łapami, ciężkie wstawanie, przestał wchodzić na schody. Aż wreszcie pewnego dnia przestał chodzić na tylne łapy, nosiłam za nim zad po podwórku, w ręczniku, tak, jak uczy się małe dziecko chodzić. Dwa lata temu, na Sylwestra dostał "krwawej biegunki", 4 dni męczyliśmy się wspólnie, weterynarz orzekł, że nie ma dla niego ratunku i wydałam na niego wyrok, z czym jest mi źle do dziś. Oglądam się za każdym wilkiem, uwielbiam te mądre psy, ale nie chciałabym przeżywać wszystkiego ponownie, bo wydaje mi się, że każdy powłóczy zadem. A dla poweselenia - moja glicynia, która jak się zapomni, to czasami zakwitnie:


Maksia już znacie, włóczy się z nami wszędzie, kiedyś stracił nas na chwilę z oczu przy podejściu na Tarnicę i zwiał z połowy góry, mąż, jak go przyprowadził, to sypał iskrami wokół ze złości. A kolega, jak go spotyka, to zawsze pyta o Maksa , bo widział to zdarzenie i śmieje się serdecznie do dziś.


Maks-łazior na szlaku, teraz pogoniliby nas strażnicy parku, wiec chodzimy sobie poza jego obręb, a chociażby na Kamień Dwernik.....


... było mi smutno po Reksie, na pocieszenie, w tajemnicy przywieźli mi kiedyś, dosłownie za 2 tygodnie chyba, Bigosa, żywioł, hałaśliwy, wszędzie musi być. Weszynoska jak widzi moje kudłacze, strzyżone przeze mnie, to chyba jej profesjonalny zmysł boleje nad nimi.


Przedtawiam Wam Gustawa, buras-dachowiec "Vulgaris", ktoś podrzucił mi go na początku grudnia w te największe mrozy, przyniosłam go do domu, pełna przerażenia, nigdy nie mieliśmy kota, myślę, wyeksmitują mnie razem z nim. Anulka z Chaty pod Wiatrakami pocieszała mnie, dawała mnóstwo cennych rad i teraz Gutek jest naszą radością. Na początku medycy oszacowali go jako kotkę, więc po pewnym czasie zawiozłam go na sterylizację, bo przychówku nie oddałabym. Przyjeżdżam po odbiór niby-kotki, a oni mówią: Proszę, to pani wykastrowany kocurek,  a ja mówię: To nie mój, ja miałam kotkę do sterylizacji.
Ależ to pani kotek, bo okazało się, że to kocurek. Zrobiło mi się żal Gutka, bo sama chyba nie zdecydowałabym się na kastrację, no ale cóż, stało się. I okazało się, że dobrze, bo nie obsikuje smrodliwie, trzyma się domu i uwielbia spać na akwarium, bo go grzeje w brzuszek. A mąż śmieje się do Maksa i Bigosa i przestrzega ich, żeby nie jeździli ze mną do weterynarza, bo różnie to może się skończyć.


I jeszcze przedstawiam Wam moje 300 litrów rybek. Po prawej, na szafie wiszą smętne resztki pnącza, które oskubał Gutek....


.... i do tego trochę żab w oczku, które już pokazywałam. Lubię te moje zwierzaki.
Wczoraj byłam w klamociarni, znalazłam m.in. takie coś ....


.... niby talizman, malutkie to-to, mieści się w dłoni, wygładzone, jakby ktoś to nosił w kieszeni i bez przerwy dotykał, niby anioł, a z drugiej strony ma taki wyryty symbol...



...... ryba? Może ktoś wie, co to takiego? I jest to mosiężne.


Ceramicznemu jeżykowi nie mogłam się oprzeć, strasznie lubię naturalne tworzywa, nie znam jego przeznaczenia, chyba ogórki kiszone położę na nim.
Jeszcze garść pogórzańskiej wiosny:











Pogoda trochę skiepściła się, bo jutro wybieramy się do Piątkowej, na Kruszelnicę, do Dynowa, ale do jutra jeszcze kawałek. Wieczorem mieliśmy pierwszą wiosenną burzę z piorunami, grzmotami i solidną ulewą, a dziś kwiecień przeplata i jest zimno. Serdeczności ślę, miłego wypoczynku, celebrujcie niedzielę i leniuchujcie trochę, pa.

20 komentarzy:

weszynoska pisze...

Mario, każdy psiak to odrębna opowieść i fryzura ;) Jesli chcesz miec takie w stanie naturalnym i takie lubisz..to ja się cieszę razem z Tobą. One pasują do Was, do Waszego widzenia świata. Ale jak byś chciała je "umiastowić" to zapraszam :)
A napis pod bocianim gniazdem fantastyczny :)

Inkwizycja pisze...

Mario, świetne są Twoje zwierzaki... no ale kózki nie masz ;-)) tak jak ja!!
Ale będziemy miały, prawda?!
Wiesz, nie martw się i nie miej wyrzutów sumienia z powodu uśpienia Reksa, to był akt odwagi i dobry uczynek... ja też musiałam uśpić mojego jamnika, żył z nami 14 lat, ale zachorował na raka śledziony, były przerzuty i mimo operacji nie dało się go uratować. Ulżyłam jego cierpieniu i choć do dzisiaj za nim tęsknię, to wiem, że tak trzeba było. Owczarki maja niestety tą przypadłość, niepotrzebnie są hodowane w kierunku kątowania... moja Sorsha na szczęście jest "mieszańcem" i zad ma mocny ;-))
Co do kastracji to tez dobrze zrobiłaś, niepotrzebne są nowe małe kotki, a pewnie Twój chłopak "machnąłby" je okolicznym panienkom ;-)) i bezpieczniej dla niego, bo trzyma się domu i nie naraża.
To tak wygląda fatalnie z ludzkiego punktu widzenia, ale naprawdę jest korzystne i zdrowe, i świadome po prostu.
A ceramiczny jeżyk jest na rzeżuchę ;-) choć pewnie wszystko można na nim trzymać.
Ściskam czule!

Unknown pisze...

Gustaw przypomina troszkę naszego Ryszarda. Bure koty są chyba najbardziej " kocie". Fantastyczne są Twoje zwierzaki. I tylko łza się w oku kręci na wspomnienie tych, które już odeszły.
Pozdrawiamy serdecznie!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

WEszynosko, zawsze chciałam mieć psy takie, żeby nie trzeba było ich przystrzygać, ale stało się inaczej. A co tam, bąbel na palcu w tą, bąbel w tamtą i po robocie. Pozdrawiam serdecznie.

NIe mam kózki, Inkwizycjo, nie mam i boleję nad tym. Kiedyś przyszły do nas muflony, hodował je gość za dwie wsie dalej i uciekły mu. Maks dziwnie zachowywał się, podkulił ogonek i doszedł nas dziwny odór. To były one, na śliwki przyszły, bodły się dla zabawy rogami, mają je tak fajnie złączone nad czołem, że tworzą pancerz ochronny. I miały śliczne, bursztynowe oczy. W jeżyku posieję sobie zieloności na święta, dzięki za radę. Ale kózki będziemy miały, prawda? Serdeczności ślę.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Asiu i Wojtku, jak Gutek nie wrócił na noc, to szukaliśmy go po okolicy. Porwałam na ręce podobnego kota, ale po dotknięciu sierści wiedziałam, że to nie on. A łazęga wrócił po 1,5 doby, miał szramę nad okiem i chyba ktoś go zamknął. Teraz siedzi przy domu i grasuje po ogrodzie, pozdrawiam serdecznie.

NieTylkoMeble pisze...

Taki sam zwierzyniec jak u mnie, pies, kot, rybki. Tyle, że z rybek będziemy rezygnować, powoli już się starzeją i zdychają, a i roboty przy nich sporo :))))
Jakos u nas nie przestaje wiać, przewiewa głowę na wylot, brrr.
A ja pozdrawiam ciepło

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Też mam problemy z akwarium, jest prześwietlone na wylot, bo stoi na blacie dzielącym kuchnię od pokoju i glon rośnie jak kożuch, ale ryby trzymają się fajnie. Mam bocje szare, które mają chyba z 8 lat i od biedy można byłoby powędkować. Ale one takie niemedialne, cały dzień w kokosie, a dopiero wieczorem wypływają.
Wieje jak licho, a my jutro wędrujemy, nie patrząc na nic, pozdrawiam serdecznie Cię, Aneto, pa.

jola pisze...

Oj Mmarysiu kochana, rozumiem Cię, że serce bolało i boli, nie miej wyrzutów sumienia, oszczędziłaś Reksowi cierpień. My mieliśmy Kubę był z nami 16 lat, jeszcze zaznał przyjazdów na Jaworzynę, pewnego razu przyjechaliśmy w piątek jak zwykle, zmierzchało, Kubuś wyskoczył z samochodu, zajęliśmy się wypakowywaniem rzeczy, po jakiś czasie zorientowaliśmy się, ze go nie ma - on nigdy nie oddalał się sam, zresztą niedowidział już. Obszukaliśmy całą górę - kamień w wodę. Rozmawiałam o tym z człowiekiem, który zna się na psach i powiedział mi, że pies jezeli ma taką możliwość odchodzi kiedy czuje, że zbliża się koniec i chyba tak było, nie ma tu żadnego ruchu samochodowego, zginąć nie mógł, bo znał okolice, do tej pory myślę o nim i nie wiem co się stało. Marysiu Twoje psiaki i Gutek są przeurocze i mają szczęście, że mają taką panią i pana. Kochasz zwierzęta i przyrodę tak jak ja i kózki też będziesz miała i pewnie zagłaskasz i zakochasz je na śmierć. Tomek wzdycha jak ogląda Twoje zdjęcia strasznie pociąga go to Twoje Pogórze. Przesyłam buziaki takie pachnące świeżym siankiem, ja już kocham moją kózkę, aż się boję, że ją rozpuszczę okrutnie, tylko trzeba mądrze dzielić tą miłość, bo psy zazdrośnie zerkają.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Jolu, słyszałam o tym, że zwierzęta odchodzą, czując śmierć, to są chyba jakieś pierwotne instynkty, jak słonie idą na swoje cmentarzysko. Wolałabym nie wydawać wyroków, ale cóż, bywa. My już zmawiamy się z Inkwizycją, że na pewno w przyszłości niedalekiej te kózki jednak będą, a zwierzęta są zazdrosne o uczucia, jak ludzie, trzeba równo dzielić. Ha, to Pogórze ma magiczną moc przyciągania, może Was kiedyś przyciągnie? Dzięki za dobre słowa, serdeczności ślę na Jaworzynę.

*gooocha* pisze...

Fajne zwierzaczki, piękne widoczki:)

artdeco pisze...

chwilowo nie mam zadnych stworzen; bardzo lubie koty, ale po tragicznej stracie tego jedynego rudzielca do dzisiaj nie moge zdecydowac sie na nowego. Mialam przez kilka lat szczurki pustynne male i zabawne, ale musialam je oddac do sklepu przed wyjazdem za ocean, tutaj nigdy takich nie znalazlam a bywam w sklepie dla zwierzat raz w tygodniu :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Dzięki, Gocha za odwiedziny, pozdrawiam.

Wierzę, Artdeco, że ciężko zdecydować się na zwierzaka, zwłaszcza po tragicznej stracie, ale ich jest tak dużo do kochania i odwdzięczają się tym samym. Mam nadzieję, że piknie Ci serce do jednego z nich. Mieliśmy kiedyś myszkę, Arnolda, ale one krótko żyją, była u nas 2 lata. Pozdrawiam serdecznie.

Go i Rado Barłowscy pisze...

No popatrz! A my siedzimy w Kosztowej i w sobotę mogliśmy się w Dynowie mijać! (Przeczytaliśmy Twój post dopiero w sobotę wieczorem. Kiepski zasięg tu mamy.)
Anioł naprawdę świetny. A co do usypiania zwierząt to ja kiedyś nie zdecydowałem się na uśpienie umierającego psa (wydawało mi się głupio, że NALEŻY MU SIĘ "godna" naturalna śmierć wśród bliskich) i nikomu nie życzę popełnienia takiego błędu. Pzdr

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Go i Rado, a mogliśmy, mogliśmy. Za Dynowem patrzę, jest drogowskaz :Kosztowa 2 km i od razu o Was pomyślałam, że pewnie harujecie na majątkach, choć pogoda nie zachęcała zbytnio. Na szlaku błocko zacne, takie cmokająco-wciągająco-gliniaste, za to zachód słońca niezapomniany, serdeczności ślę i pozdrawiam.

Go i Rado Barłowscy pisze...

Oj, do niczego nie zachęca ta pogoda, a sobotnie wiatry, deszcze i śniegi doskwierały nieźle. Podziwiamy Wasze samozaparcie w wędrowaniu!
Dziś też zimno i przy gorącej herbacie rozprawiamy, gdzie by się niedzielnie ruszyć i miny mamy nietęgie...
Dobrze, że w Kosztowej możemy być jeszcze cały tydzień, może doczekamy łaskawszej aury.
Pzdr.

Alicja pisze...

Historia kota mnie urzekla..Szkoda tego wilka co musial umrzec..kocham zwierzatka ale nie mam ani jednego bo mam astme alergiczna ..piekne macie tam krajobrazy.. tez bym tak chciala ale coz ..nie mozna miec wszystkiego.wiosennie pozdrawiam:)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Alicjo, też było mi go szkoda, ale cóż było robić? na pewne zdarzenia nie mamy wpływu. Pozdrawiam serdecznie, psy machają ogonkami, a Gutek łapką, pa.

Anula pisze...

Twoje zwierzaki są urocze, niestety tak nieraz bywa, że trzeba podjać trudną decyzje i nie da się ocenić co byłoby lepsze. Gucio to by pewnie chętnie połowił łapką rybki w tym ogromniastym akwarium. Ten nowy nabytek bardzo interesujący - z tyłu to wygląda jak by to była część jakiejś rekojeści, ale jak nie widać łączenia, to może rzeczywiście jakiś amulet.
Serdeczności przesyłam :)
PS.Miło mi, że moje rady na początku znajomości z kotkiem się przydały, ja też parę miesięcy wcześniej stawiałam pierwsze kroki :)
Anula z Chaty

Ataner pisze...

Zwierzaki macie przepiekne i widac, ze kochaja Was z wzajemnoscia.
Gniazdo bocianie cudowne, a sam pan bocian prezentuje sie znakomicie. Tesknie za takimi widokami.
Wisteria pieknie zakwitla, jak to w przyrodzie rosliny tez potrafia splatac figla:)
Pozdrawiam:)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Witaj, Anulko, Gutek czasami siedzi i wpatruje się w ryby, kiedyś wyskoczył na wpółotwartą pokrywę, jak karmiłam je i myślałam, że się wykąpie. A teraz siedzi w koszu pod kominkiem i grzeje grzbiet, bo jakoś zimno i mokro, pozdrawiam, pa.

Ataner, lubimy nasze zwierzaki, a bocianki to nieodłączny element naszego krajobrazu, no kto by dzieciaki przynosił? A kto u Was przynosi?
Moja wisteria to pikuś w porównaniu z tym, co pokazywałaś u siebie wcześniej, i to traktowana jako zielsko, serdeczności ślę.