środa, 15 czerwca 2011

Noc Kupały

Odkryliśmy tę imprezę zupełnie przez przypadek. Wracaliśmy kiedyś do domu późnym wieczorem po pracach przy chatce, przez Posadę Rybotycką. Zazwyczaj cicha miejscowość rozbrzmiewała śpiewem, gwarem ludzi, płonęły ogniska, mnóstwo samochodów przy drodze, pamiętacie taką pieśń: Haftowany ręcznik, śpiewał ją nasz Bernard Ładysz i ona wpadła mi w ucho, na głosy, męskie i żeńskie, niczym śpiewy cerkiewne. Zatrzymaliśmy się i my, przy agroturystyce "Wiahor" odbywała się Noc Kupały, od 2000 roku przez 5 lat, a przez lata następne w Przemyślu, nad Sanem, przy hotelu Gromada. Jednak sceneria znad Wiaru nie ma sobie równej, góry, bystro płynąca woda, dzikość okolicy, świetliki na łąkach, tego zabrakło mi nad Sanem, w środku miasta, z kamienicami w tle. Tak mnie urzekły te krzyżykami haftowane stroje, że do końca lata również udziubałam sobie taką koszulinę, a miałam ją raptem na sobie ze dwa razy, na przestrzeni kilku lat /Maniu, obiecałam pokazać/.


W zielonościach...


,.. i wśród róż.
Przemyska impreza zaczęła się od zwiedzania straganów z rękodziełem, pysznym jadłem ..


,... u wejścia zawieszony piękny, haftowany obrus z wiązanymi frędzlami ...


,.... w oczach mieni się od wzorów, kolorów, koronek ..


,.. cały strój ludowy, a w tle "rucznyki", precyzja i matematyczna dokładność w krzyżykowaniu zachwyca.



Koszule, rzeźby, obrazy, krajki rwą oczy ...


,.. Kozak z wąsami opadającymi na piersi gra na bałałajce/mandolinie?



Naszyjniki z koralików, tzw. krywulki ...


... chleby, pierogi, sało, smalczyki i te gliniane misy, miseczki.
A tymczasem już trwają przygotowania do obrzędu kupalnocki...




,.. trzeba przypomnieć sobie kroki tańców.



Młodzież doskonale bawi się...


,... już stroją się w wianki, i chłopcy, i dziewczęta.
Noc Kupały to święto słowiańskie, związane z letnim przesileniem słońca, poświęcone jest żywiołom wody i ognia, posiadających oczyszczającą moc. Kościół próbował na wszystkie sposoby zwalczać te pogańskie obrzędy, a potem nadał im symbolikę chrześcijańską,  a za patrona Jana Chrzciciela.


 Już zaczynają się tańce ...


potem wszyscy chwytają się za ręce i przebiegają pod płonącą bramą.


Śpiewy, cudne śpiewy, barwne korowody ..


,.. dziewczęta tworzą kóleczko, tańczą i przekomarzają się piosenką z chłopakami ..


,.. a oni im odpowiadają.


Zapłonął ogień na środku...
Takie ogniska płonęły w tym regionie na każdej górze, tam gdzie mieszkali ludzie.


Taniec parami, w koło, jedni za drugimi ...


... poprzebierane kukły, zachodzi słońce ...


Ognisko zaczyna gasnąć, dziewczęta boso, zaraz pójdą do wody, wianki trzeba puścić z nurtem ...



.... w dłoniach delikatne światełka rozświetlają zmrok ...


... już są w wodach Sanu ...


..... coraz dalej i ...... wianki popłynęły..... A młodzi chłopcy rzucają się do wody, łowić je, potem wychodzą na brzeg i usiłują dopasować wianek do właścicielki: Ta będzie moją żoną!
No tak, to była mocna wróżba, jeśli wianek płynął dłużej, to wyjdzie za mąż, ale trochę później, a jeśli tonął lub zaplątał się w sitowiu, lały się łzy, staropanieństwo jak nic.
Woda w tę noc miała magiczne właściwości, kąpiel po zmroku lub przed wschodem słońca leczyła różne dolegliwości, jako że była żywiołem zależnym od księżyca.
Owej nocy przyzwalano na oddalenie się par na samotny spacer, przy okazji pozsukiwano "kwiatu paproci", ach! cóż to był za kwiat! A o świcie, trzymając się za ręce, po spacerze, skakali razem przez dogasające ognisko, jakie wspaniałe święto miłości, żywiołów ognia i wody, wróżb, miłosnych zaklęć, maślanych oczu wpatrzonych w siebie i jaka alternatywa dla obcych nam Walentynek, które rozgościły się u nas zimową porą.
Ale to jeszcze nie koniec, za dziewięć miesięcy niejeden malutki człowieczek urodził się po tych upojnych, czerwcowych spacerach, a ponieważ dzieci rodziły się w czas przylotu bocianów, to mówiło się również, że to one są odpowiedzialne za mnogość urodzin i to one przynoszą dzieci.

A na Pogórzu wczesny poranek przywitał mnie chłodem, ale i czystym niebem, po porannej kawie - spacer drogą do góry, przecież trzeba parę zdjęć pstryknąć ..


....falujące łąki, jeszcze nie koszone...


,... w sadzie wschodzące słońce kładzie długie cienie starym śliwom ...


,... za drogą łąka, Janka, tego od 5-ciu źródełek ...


,.... trochę powyżej pomnikowa lipa, już rozkwitła, zapach miodny i brzęk pszczół, od samiuśkiego rana ...


,... łany kwitnących kminów ..

A to wszystko przy tej drodze, naszej drodze ...


,... a jeszcze powyżej widoki dalekich wzniesień ...


,... nie mogłam oprzeć się,  aby nie zerknąć na kalwaryjskie wzgórze ...


,... pod Kopystańką leżą już na łące baloty z sianem ...


Dzika cykoria-podróżnik wskazuje, że już lato, nieuchronnie ...


Dzwonkowo mi ...




A w bramie spotkałam się z latającym drapieżcą, ja z drogi do domu, on z lasu na słup w bramie, oko w oko,
zdążyłam tylko pstryknąć...


Muszę pochwalić się, że skończyłam taras, jest zasypany ziemią i czekamy na deszcz, aby ją wpłukał między kamienie ...



,... a potem jeszcze ścieżka kamienna, poziom wyżej od powierzchni tarasu, ale muszę poczekać na pomoc męża, bo chyba urwałabym się przy tych ogromnych kamulcach.


W trawie, przy domu spotkałam ogromnego osobnika ....


,... a jak wybierałam kamienie na taras, to w ziemi odkryłam takie jajeczka, duże, może to tej jaszczurki zielonej? Przeniosłam je w inne, bezpieczniejsze miejsce, zagrzebałam i będę obserwować ...


Na łące odkryłam taką trawę, zauważyłam, że jej sadzonki sprzedają w centrach ogrodniczych, a ja w dzieciństwie każde serduszko oklejałam kolorowym "złotkiem" z cukierków i było to ozdobą w wazonie.


Łąki wieczorne, przymglone, falujące ...


,... i rumiany ...


... i motylek z rysunkiem pod spodem skrzydełek, a nie na wierzchu, jak zawsze.
W drodze powrotnej do domu, w lesie przyuważyłam lilie złotogłowy, piękne, chronione, smolące nosy jak zwykłe ogrodowe ...




Serdecznie pozdrawiam, dzięki, że mnie odwiedzacie, dzięki za dobre słowa, pa.

37 komentarzy:

Inkwizycja pisze...

To my dziękujemy!
Za te wspaniałe opowieści, które czyta się jak pasjonujące reportaże ;-)
I za cudne zdjęcia! Widzisz, masz wokół siebie to, co inni muszą kupować ;-)
Noc Kupały o wiele bardziej przemawia do słowiańskiej duszy, niż merkantylne Walentynki. Ach! tak się zatracić, dać się ponieść żywiołom i namiętnościom!...;-))
Hem hem, już się opanowuję, wszak w pracy jestem ;-)
Ściskam czule!

kyja pisze...

na tym targu wydałabym chyba ostatni grosz na obrus czy serwetkę:)
Jak zwykle urzekło mnie piękno przyrody!! serce się rwie do tych gór w oddali!
taras będzie piękny!
przesyłam moc pozdrowień z drugiej strony Polski:)

HANNA pisze...

Oj te zachorowałam na taka koszule-piekna, ogród reportaz - dziękuję
buziolki

Ania pisze...

Mario przepiękna wyprawa przyrodniczo - etnograficzna. Koszulę wyhaftowałaś artystycznie a jarmarki to dla mnie zaczarowane miejsca. Cudownie było tu dziś do Ciebie wpaść i zobaczyć te wszystkie cudeńka. Pozdrawiam cieplutko. Ania

malaala pisze...

Bosko!!!Też bym tak potańcowała!!!Koszulina cudna!!!Folklor pełną gębą :) Kocham to!!!!

Mona pisze...

oczywiscie ,,,jestem zachwycona ! Jutro jeszcze raz uważnie przeczytam Twoją relacje :) Buziaki !

Antonina pisze...

Pięknie opisujesz sobótkowe święto. A koszulę udziergałaś sobie prawdziwie ludową.
A i późna wiosna, czy też wczesne lato u Ciebie jest cudowne. To już kwitną lipy?

Aleksandra Stolarczyk pisze...

wspaniała relacja!aż by się chciało pojechać:)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Inkwizycjo, Inkwizycjo, przywołuję Cię do porządku, w pracy jesteś, nie rozpraszaj się! Zawsze byłam za Kupalnocką, to cudowny czas dla zakochanych, serdeczności.

Kyjo, te góry w oddali - to już Ukraina, ale tam też można chodzić, paszport w plecak i w drogę, szlaki trochę nieoznakowane, brak schronisk, ale pięknie. Pozdrawiam.

Dzięki, Hannah, trochę mi zeszło przy stawianiu krzyżyków, a przy pierwszym praniu puścił kolor czerwony, jeszcze lekko widać, ale co tam, ciepełko ślę.

Aniu, też lubię takie imprezy, a na tej dowiedziałam się, jak zrobić prawdziwe "sało", pozdrawiam.

Malaalu, to był taniec, jakiego ja nie umiem, strasznie szybkie kręcenie w kółko z jednoczesnym wyrzucaniem nogi, z ugięciem w kolanie, ale Ci natłumaczyłam, nie próbuj tego, pozdrawiam.

mania pisze...

Marysiu, koszula prześliczna! Ile czasu zajęło Ci haftowanie? Powinnaś się w nią wystroić na noc Kupały!
Pozdrawiam serdecznie :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Mona, dzięki za zachwyt, pozdrawiam.

Antonino, już kwitną, wyobraź sobie buczenie w kwiatach lipy, że słychać je z drogi, i to wczesnym rankiem, serdeczności.

Olqo, a można pojechać, połączyć sobotnie popołudnie i wieczór Kupały z jakimś wypadem w niedzielę, nie jest zbyt daleko wszędzie, pozdrawiam serdecznie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maniu, chyba do końca lata ją krzyżykowałam, wykrój odrysowałam z innej tuniki szmateksowej, a len prześcieradlany. Mam zamiar wziąć ją ze sobą na rajd wiankowy, może nocą ognisko na Kopystańce zapalimy, pozdrawiam.

ankaskakanka pisze...

Opisujesz i pokazujesz takie rzeczy, widoki, obrzędy, folklor, że wydaje mi się, że żyjemy nie w tym samym kraju. Koszula cudowna. W miastach takich nie uraczysz, chyba że w muzeum. Gratuluję zdolności.

Margarytka pisze...

Cudna relacja. Czytam z zapartym tchem każdą nową notatkę, która się pojawia.

Pozdrawiam

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ankoskakanko, bo my tutaj to tak z dala od cywilizacji, na kresach, a koszulinkę można samemu, i uszyć, i wyhaftować, serdecznie pozdrawiam.

Margarytko, sprawiłaś mi wielką radość swoimi słowami, serdeczności.

weszynoska pisze...

Przepięknie jest oderwać się od szarości dnia codziennego. Mario..super masz zainteresowania i pasje. Na ostatnim zdjęciu lilia złotogłów??? Rosną i u nas takie...są pod ścisłą ochroną. Mamy dwie na własnej polance :)

*gooocha* pisze...

Ja nie mogę Twojego bloga czytać! On mnie hipnotyzuje i taką tęsknicę w serce wlewa, że się duszę i chciałabym natychmiast w Bieszczady!

Margarytka pisze...

Bardzo mi miło, że udało mi się sprawić radość :D. Na pewno będę do Ciebie często zaglądać. Jak to napisała poprzedniczka to hipnotyzuje i wciąga. Pozdrawiam :)

Anonimowy pisze...

FANTASTIC!!! KOCHAM TAKIE IMPREZY!!!
Koszula przepiękna, to haft taki bardziej z Ukrainy, prawda? Zdolna jesteś.
O przyrodzie, którą nam pokazujesz i o wycieczkach w których człapiemy za Tobą z otwartymi dziubkami ( z zachwytu i oszołomienia pięknem) to już nie będę pisać...wiadomo, że rewelacyjne!!!
Buziaczki ślę :)

Antonina pisze...

Aaaa, zapomniałam dodać, że ta trawa z nasionami w kształcie serduszek to chyba drżączka (Briza media). Ładnie wyglądają kępy posadzone w ogródkach trawiastych. U nas na łąkach rośnie w naturze.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Tak, Weszynosko, to lilia, odnalazłam ją w zeszłym roku, a tą drogą jeździmy już prawie 10 lat, chciałabym przenieść jedną do nas, można? Pozdrawiam.

Gucha, rzuć na chwilę druty, spakuj plecak i choć na chwilkę w górki, naładujesz akumulatory, serdeczności.

Margarytko, zapraszam w skromne progi.

Guga, nogi rwą się na takie skoczne ludowości, w hafciku posiłkowałam się częścią wzoru z serwety, którą dostałam od teściowej, przywozili je w dużych ilościach sąsiedzi ze wschodu w latach boomu handlowego tuż przy granicy, pozdrawiam.

Antonino, dzięki, chyba przeniosę kępę do siebie, bo ładne to-to, pa.

Magda Spokostanka pisze...

O rany! Na targowisku dostałam oczopląsu i zadyszki z żądzy. Jak można się opanować w takim miejscu?
Mario, jak Ty to robisz, że za co się weźmiesz, to tak pięknie wychodzi! Wnętrze domu, firaneczki, piec, taras, malunki, wyszywana koszula, smakołyki i pewnie jeszcze tysiąc innych rzeczy ...
Przepięknie opisałaś obrzędy kupałowe!
Aż dziw, że tak mało jest miejsc w Polsce, gdzie ludzie w taki sposób świętują. Nie mam tu na myśli wielkich, masowych imprez typu "Wianki Krakowskie" pod Wawelem. Chodzi mi o takie świętowanie w małym gronie, gdzieś nocą, nad rzeką lub jeziorem. Kategorie wiekowe nieograniczone, więc i małych człowieczków później mniej :) Mogłoby być cudownie! Od zeszłego roku myślimy z Pawłem żeby zaprosić jakichś gości na rytualną kąpiel w Drawie lub w jakimś jeziorze, ale zazwyczaj goście nie są zainteresowani, a my też takie mało zorganizowane "rozmemłańce".
To naprawdę piękne święto, trochę jakby jin-jang, bo i słońce, z pierwiastkiem męskim i księżyc z żeńskim, woda z ogniem. Zaślubiny przeciwieństw i odwieczne szukanie równowagi.
Życzę Ci cudownego oczyszczającego ognia na Twojej Kopystańce!

Unknown pisze...

To piękne , że są ludzie którzy podtrzymują takie tradycje . Super zabawa . A widoczki ze zdjęć równie piękne :)Pozdrawiam

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Magdo miła, lubię, to, co robię. A święto nasze, słowiańskie, noc, świetliki, tylko blask ognia, normalnie magia, kto się jej oprze? Serdeczności posyłam nad Drawę, pa.

Dzięki, Gevillo, długo Cię nie było, ale już poczytałam, dlaczego. Pozdrawiam.

Go i Rado Barłowscy pisze...

Nocy Świętojańskiej faktycznie oprzeć się nie można, nam jednak o wiele bardziej działają na wyobraźnię wiejskie ognie z tego i owego wzgórka mrugające niż miejskie imprezy, choć Twoje sprawozdanie dowodzi, że można taką inscenizację zrobić ze smakiem. Czy to relacja archiwalna, czy w tym roku Kupała się w Przemyślu pospieszył???

W Strzyżowskim jeszcze w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku (ojej, ale to brzmi, a to przecież wczoraj!) ognie płonęły na każdym wzgórzu... Teraz nie tak to powszechne, ale jednak jeszcze w wielu miejscach tradycji staje się zadość. To noc niezapomniana. Grzech spać :DDD

Pzdr.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Go i Rado, oczywiście, że archiwalna. Ale dzięki tym obrzędom mogliśmy, zobaczyć, jak to drzewiej bywało. Janek od 5-ciu źródełek opowiadał, że też palili ogniska na wzgórzach, w mojej wsi nie obchodzono nocy świętojańskiej. Ale byłam na kilku rajdach wiankowych, z poszukiwaniem w lesie kwiatu paproci, który świecił, konkursem wiankowym /wygrałam skarpety z owczej wełny/, śpiewami przy ognisku do rana, a przebudzenie było z ciężką głową. I bardzo chciałabym, aby zwyczaj powrócił, zamiast naszczepianych na nasz grunt zupełnie obcych świąt, serdeczności posyłam na Strzyżowskie, pa.

Bozena pisze...

Tak pięknie opisujesz Noc Świętojańską, że aż miałabym ochoty, aby przynajmniej raz być świadkiem takiego święta. Oglądałam jakiś reportaż o Nocy Kupały na Litwie i rzeczywiście obrzędy były magiczne. Tańce w kręgu szalone i piękne wieńce z liści dębowych oraz kwiatów. Dąb podobno daje siłę i moc.
Zaczarowuje na cały następny rok. Pozdrawiam serdecznie:)

Ataner pisze...

Mario, wspaniala releacja! Szkoda, ze coraz mniej ludzi swietuje w ten sposob Noc Swietojanska.
Piekna tradycja, ale niestety coraz bardziej zapomniana przez nasze spoleczenstwo.
Stroje przepiekne, barwne i takie kobiece.
A Ty zdolna kobietko koszule wydziubalas przepiekna.
Pozdrawiam serdecznie i zycze Ci milego weekendu:)

P.S. Zastanowily mnie te jajka, jakies takie duze?!Myslisz, ze to jajka zlozone przez jaszczurki?!
Tarasu gratuluje, ale zostaw troszke pracy dla meza:)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Bożeno, kilka razy byłam na tych nocach, ale najpiękniej było w dziczy Posady Rybotyckie, sama natura. Tu wieńce były z kwiatów łąkowych, ale dębowe też muszą być cudne i do tego z taką mocą, pozdrawiam.

Ataner, zauważam, że coraz więcej kultywuje się tę noc, zwłaszcza w różnych ośrodkach, czyniąc z niej obrzęd przyciągający turystów, taką masówkę, ale dobre i to.
Te jajeczka są wielkości paznokcia, leżały zagrzebane w ziemi, może to zółwie? żartowałam! Będę zaglądać, może coś wypatrzę, choćby małe jaszczurki, albo węże. Mąż będzie zatrudniony do noszenia dużych płyt kamiennych na ścieżkę, pozdrawiam serdecznie.

Margarytka pisze...

Bardzo dziękuję za zaproszenie, zaglądam codziennie :)

Natalia z Wonnego Wzgórza pisze...

Cudowna opowieść o Nocy Kupały. Na Warmii była taka różnica kulturowa, że w tę noc obyczaje różniły się od siebie. Były nieco inne nawet w wioskach oddalonych od siebie o kilka kilometrów. W jednej np. wiosce wianku rzucało się do wody, w innej na drzewa, a w jeszcze innej do ognia. Przepiękne zdjęcia i stroje, sama bym chętnie się tak wystroiła.

amelia10 pisze...

Mario, piekna opowiesc. Jak latwo i szybko mozna o tym wszystkim, co wiaze sie z nasza polska trydycja zapomniec... Czlowiek zyjacy w wielkim miescie nawet nie ma pojecia o tych wszystkich rzeczach, zajety kupowaniem i pospiechem.
Marzy mi sie cos takiego jak Noc Kubaly zobaczyc i przezyc ow cud... Ale na wszystko zapewne przyjdzie czas.
Haftowane koszulki, przesliczne.
A laka z dzwonkami zjawiskowo piekna.
Moc usciskow posylam:)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Wonne Wzgórze, niech sobie te wianki płyną, lecą, zawisną, gdzie chcą, ważne, że ktoś o tym pamięta, A teraz, są świętowane u Ciebie? lub może w najbliższej okolicy? Pozdrawiam serdecznie.

Amelio10, myślę, że kiedyś na pewno zobaczysz Noc Kupały, coraz bardziej wraca się do starych tradycji, chociażby po to, aby przyciągnąć turystów, co wcale nie jest złe. I co najważniejsze, nasze, pozdrawiam serdecznie.

Anula pisze...

Marysiu, ale się u Ciebie dużo działo ostatnio. Urzekły mnie goryczki i lilie. Ludowe wyroby przecudne,a prace Twoich rąk i te kobiece i te zupełnie niekobiece budzą podziw i zachwyt. Serdeczności przesyła Anula z Chaty

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Dzięki, Anulko, chciałabym przenieść kilka roślin do siebie, a różne prace? no cóż! trzeba je wykonać, pozdrawiam.

domowa kurka pisze...

ech! mi tego brakuje...tego folkloru... to co u nas jest to takie zlepki z całej Polski... Góralskiego, sudeckiego nie ma...ale taka nasza historia

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Kurko, nie jest to taki typowy folklor, wiadomo, że robiony trochę pod publiczkę, ale przynajmniej można zobaczyć, jak bywało, obrzęd prosto od starszych mieszkańców. A w Sudetach korzenie wyrwano, może coś się odrodzi, serdeczności.