niedziela, 19 czerwca 2011

Szeroki Wierch i ... koronkowa robota

Środek lata, serce Bieszczadów ...
Idziemy z Ustrzyk Górnych, przez Szeroki Wierch na Tarnicę, jak zwykle w lesie parno i duszno, powyżej linii lasów wiatr czesze włosy, nie mam dużo zdjęć, chcę pokazać te cudowne panoramy połonin w tle ...


Strasznie lubię te wychodzone tysiącami stóp ścieżki na szlaku, węźlaste korzenie buków, przezierające spod udeptanej ziemi ...


Trzeba przekąsić małe co-nieco, zawsze w tym momencie mąż pstryka mi jakieś zdjęcie ...


Ostre podejście do góry, po kamieniach, ale Maksiowi to nie przeszkadza. Pokonuje trasę dwukrotnie dłuższą, biegając od jednego do drugiego ...


Idziemy już grzbietem Szerokiego ...


Popatrzcie na te cudności w tle ...
A potem Przełęcz pod Tarnicą, a Tarnicę już znacie z poprzednich wpisów.
Korzystam ze zdjęć sprzed chyba 3 lat, ostatnio na Pogórzu nie zdążyłam zrobić ani jednego zdjęcia, musieliśmy wracać do domu, czas się skrócił i ścieśnił.

A teraz koronkowo ...
Chciałabym pochwalić się moimi firankami, które zrobiłam szydełkiem, nie szybko, bo na przestrzeni kilku lat ...


To moja pierwsza firanka do kuchni, na szeleczkach, a poniżej zazdrostki ...


To w pokoju dziennym, duże okno z drzwiami balkonowymi, prosty wzór, zakończone jakby koronką z różami, krótkie, bo muszę mieć widok do ogrodu, widzieć ptaki zimą przy karmniku. W szmateksie udało mi się zakupić zwiewne, białe zasłony na szelkach z Ikei, którym dorobiłam również koronkę z różami, całość wygląda również delikatnie ...
Wisi na zmianę z taką, w konwalijki, których wzór odrysowałam sobie ze zdjęcia, kiedy pokazywali firanki aktorki Cieślak-Jankowskiej i sama je wydziergała ...


Cieńsza nitka od tej kuchennej, to i wygląd odrobinę delikatniejszy ...


Okno łazienkowe, też firaneczka z różami ...


Okno sypialniane ...


Materiał w królewskie "lelujki" został wyszperany spod stosu innych i długo przeleżał w szafie, zanim znalazłam dla niego przeznaczenie. Delikatne "ecru" dostało koronki w takimże kolorze, materiał pocięty na 4 części i rozszyty koronką szeroką, którą uprzednio wydziergałam, a potem węższe na boki. Firanki delikatnie cieniują pokój, ale najważniejsze jest to, że zrobiłam je  z rzeczy, być może, przeznaczonych do wyrzucenia, coś, co mnie cieszy.
A skoro o koronkach, to nie mogłam oprzeć się, aby nie pokazać lampy z klamociarni, właśnie z koronkowymi abażurami, ceramiczne ...


Zdjęliśmy starą lampę, powiesiliśmy klamociarnianą, która ...


... daje światła tyle, co kot napłakał, ale ma ... koronkowe abażury.

A w zielonościach ogrodowych szaleństwo kwiatów, róży pnącej ...


... została posadzona przy ścianie budynku, aby zamaskować ślady wróblich, że tak powiem, piskląt gniazdująch pod dachem i znaczących swoją obecność na ścianie ...


.. a obok taka o niepozornych kwiatach, zebranych w grona.
Na opakowaniu były piękne, liliowe róże, ogromne, jak te czerwone, a tu taki drobiazg, a niech tam! za to pięknie pachnie!


Różyczka z doniczki, dostałam kiedyś od syna na Dzień Matki, wysadziłam ją do ziemi i kwitnie do tej pory, dwa razy do roku, była karłowata, potem troszeczkę podrosła.
A w szklarni ujęły mnie swą delikatną urodą takie kwiatuszki, które zakupiłam ...



To portulaka, jak rozchodnik, kwiaty zamykają się o zmroku, gdy słońce je dotknie, na nowo otwierają się ...


... i jeszcze tu, nie mogłam im się oprzeć. I odporne na suszę, lubią być nie podlewane ...


Wyniosłam do ogrodu amarylis, też coś mu się pomyliło w cebuli i zakwitł ...

I mój rarytasik, dostałam dziś od teściowej, prawie pierwsze kurki, hej! będzie jajecznica na kurkach, kurki na masełku i odrobiną czosnku, i sama nie wiem co jeszcze, bo jest ich sporo ...


Mam wielką nadzieję, że na Pogórzu polało i że nie będę musiała podlewać grządek, bo ostatnio lekko dały znać o sobie plecy. Już zawiązały się pomidory, z dumą przywiozłam do domu szczypior, koperek, sałatę i co najważniejsze, zioła.


Wspaniałego tygodnia życzę, dziękuję za odwiedziny, Wasze dobre słowa bardzo mnie motywują .
Serdeczności dla wszystkich zaglądających, pa.

31 komentarzy:

kyja pisze...

piękne zdjęcia, koronki boskie:)!
a co do kurek-dzisiaj jadłam na obiad (made by moja mama)-dziczyznę w sosie kurkowym-pyyycha!dobrze,że sezon na nie już się rozpoczął:)))
Pozdrowienia!!!

Anonimowy pisze...

Jakie piękne widoki w Bieszczadach! Nigdy tam nie byłam i chciałabym się wybrać we wrześniu lub październiku, tylko nie mam pojęcia gdzie iść, jakimi szlakami, skąd zacząć. Czy może Pani polecić jakąś stronę internetową albo kogoś kto ogranizuje wycieczki w Bieszczady?

mania pisze...

Marysiu, ale z Ciebie artystka! Koronki cudne po prostu! Ja oststnio też wyjęłam szysełko i dłubię z resztek róznokolorowe kwadraciki na pled. Mam nadzieję, ze do zimy skończę, bo szydełkuję głównie oglądając TV czyli niezbyt często :)
Przy tym szlaku przez Szeroki wiosną pięknie kwitną śnieżyce. Miałam okazję je fotografować podczas drogi krzyżowej w Wielki Piątek.
Pozdrawiam serdecznie :)

malaala pisze...

Foty cudne jak zawsze!!!A te kurki , ślinię się jak buldog :)

weszynoska pisze...

Piękna wycieczka choć szlak znany i odwiedzany kilka razy :) Można pomarzyć. Koronki..podziwiam samozaparcie w dzierganiu. U nas nie ma kurek...za to dziś nazbieraliśmy zielonych gołąbków i od razu na patelnie poszły. Pozdrawiam serdecznie.

Riannon z Dworu Feillów pisze...

Kurek to ja ze 30 lat nie widziałam na oczy- u nas takie cuda nie rosną :-) Robótki piękne, ale na widok lampy mnie wprost zatkało. To jest skarb!
:-*

Inkwizycja pisze...

Przecudne te koronki, Mario, artystyczna i precyzyjna robota, chylę czoła! Bardzo też spodobał mi się żyrandol (rzadko się teraz używa tego słowa) z ażurami ;-)
A na widok kurek oczywiście ślinka mi pociekła, ach! jak je lubię...
Wszystko Ci pięknie rośnie, masz dobrą rękę ;-)
Tak, pewnie - wróciłam do domu z wielką radością i stęskniona ;-)
Ściskam czule!

HANNA pisze...

Ojej kurki już są, jak ja lubię kurki.

*gooocha* pisze...

Jak zwykle - CUDNIE! Ale,ale ...ja myślałam, że, Ty tylko po górkach chodzisz i koło domku pracujesz, a tu takie piękne szydełkowe wyroby :)

Ania pisze...

Mario dziś króciutko, bo już późno ale nie mogłam się oprzeć, żeby nie poodwiedzać moich przyjaciół na blogach. Cudne te nasze Bieszczady. Widoki naprawdę warte wysiłku wchodzenia. Ale ja dziś przede wszystkim zachwyciłam się Twoimi firankami. Prawdziwe arcydzieła powstają długo. A Twoje firaneczki są naprawdę arcydziełami. Prześliczne. Podziwiam też roślinki w ogródeczku. Piwonia u mniejuż przekwitła. Jest piękna ale tak krótko ma kwiaty, że aż żal.Pozdrawiam cieplutko i dziękuję za odwiedziny. Ania

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Kyjo, też mam w planie jakieś mięsko z dodatkiem kurek, na pewno będzie pycha, pozdrawiam.

Miła M, wybrałaś świetną porę na Bieszczady, mniej turystów i pięknie przebarwiają się góry. Nie jest potrzebny Ci organizator wycieczek, jeśli będzieśz mieć bazę np. w Ustrzykach Górnych, to stamtąd dojdziesz wszędzie, a poza tym kursują busiki. Szlaki tak wydeptane, że ciężko się zgubić, mapa, dobre buty, pogoda, humor - to wystarczy. Na wschód - gniazdo Tarnicy ze szlakami, na zachód - połoniny, lekko na południe Rawki w paśmie granicznym, a to już bardzo dużo, żeby sił starczyło. Serdecznie pozdrawiam.

O, Maniu, pledzik na pewno będzie śliczny, wszystkie dłubaninki są pracochłonne, ale jeśli sprawiają przyjemność, to radość tworzenia podwójna. Zachwycam się śnieżycami, chyba piękniejsze od przebiśniegów, no może bardziej okazałe, serdeczności.

Malaalu,już bym szła tam, gdzie oczy poniosą. A kureczki dziś spożytkuję, też ślinianki mi pracują na samą myśl, pa.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Weszynosko, dlaczego pomarzyć? Przecież można rano wyjechać, a wieczorem wrócić, zresztą wokół Ciebie tyle cudności, że nie musisz tak daleko, ale raz na jakiś czas, jak się zatęskni. Zupełnie nie znam gołąbków, chyba strułabym rodzinę, i nie zbieram ich, chyba, że pod okiem wytrawnego grzybiarza umiałabym, serdeczności.

Riannon, u mnie na Pogórzu też nie rosną, dopiero w piaszczystych, sosnowych lasach, w borówczyskach, bardziej na północ od nas. Lampa też mi się spodobała, i za grosik, pozdrawiam.

Inkwizycjo, długo dziergałam, rzucałam, wracałam, całe kilometry nici. Kureczki też lubię, u mojej mamy nazywamy je "kurcze łapki", do domu zawsze wraca się z radością, żeby nie wiem jak fajnie było, ciepełko ślę.

Hannah, właśnie się pojawiły, a jeszcze wczoraj polał solidny deszcz, będą rosły, pa.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Gocha, ja też jestem dziergająco-szydełkująco-haftująca, onego czasu nawet certyfikat cepeliowski sobie zrobiłam, a po górkach i koło domu też lubię.
Serdecznie pozdrawiam.

Aniu, no tak, dużo czasu i w przeliczeniu całe kilometry nici, zwłaszcza ta w konwalijki. Bieszczady są cudne, trzeba trafić w pogodę, bo jak leje, to już leje na całego, ciepełko ślę, pa.

siedziba nawojów pisze...

Szedłem kiedyś tym szlakiem na Tarnicę. Po drodze w lesie mija sie po lewe wiatę. Słyszałem opowieść dwóch przewodników, że podczas burzy schowało się w niej ponad 30 osób. I wszyscy się zmieścili!!!Mijając ją patrzyliśmy ze zdumieniem w jaki sposób? Ale w Bieszczadach kogo nie zmoczyło, ten nie był na wycieczce!!! Pozdrawiam z nad Kwisy!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Nawojowska Siedzibo, jest, jest, nawet miałam zdjęcia, ale występuje na nich mój mąż, a on za bardzo nie chce być w blogu.
A w czasie deszczu chyba wszyscy sprasowali się do siebie i zmieścili, jak sardynki w puszce, tak, pogoda szybko zmienia się, ale to atrakcja i wysycha się szybko, pozdrawia Polska południowo-wschodnia.

ankaskakanka pisze...

Bardzo piękne firanki, unikatowe, misterne, pomysłowe. Jestem mile zaskoczona Twoimi umiejętnościami robótkowymi.
Nawet nie wiedziałam że są kurki, sprawdzę to może za tydzień, tej niedzieli zbierałam pierwsze jagódki. Kwiatuszki prześliczne. Pozdrawiam serdecznie

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ankoskakanko, a zapomniałaś dodać też: czasochłonne, nie trzeba do nich strasznych umiejętności, ot trochę siatkowym, a wzór to wypełnienie siatki.
Kurki będą, bo popadało solidnie, pozdrawiam serdecznie.

ankaskakanka pisze...

Cały czas coś dziergam, metodę filetową znam bardzo dobrze. Że czasochłonne, to wiem. Zazdrostki dla teściowej robiłam miesiąc czasu ale wtedy pracowałam. O trudach, złościach, zarwanych nocach się zapomina, zostają piękne i godne pozazdroszczenia produkty gotowe( mam na myśli Twoje firany). I za to lubię ręczną robotę. Pozdrawiam, dziękuję za komentarz.

Natalia z Wonnego Wzgórza pisze...

Firanki boskie, lampa cudowna (sama takie zbieram), ale najlepsze z tego wszystkiego są kurki! U nas najwcześniej pojawiają się w sierpniu, a u Was już? Gdzie tu sprawiedliwość?

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ankoskakanko, ciężko byłoby mi zabrać się teraz za coś nowego, cierpliwości mi brakuje czy co? Z domu rodzinnego pamiętam obrus w róże, mama go szydełkowała. Pozdrawiam.

Wonne Wzgórze, sama chyba nie wpadłabym na to, że już są, to moja teściowa mocno schadza lasy, bo bardzo lubi, a sprawiedliwość jest po naszej stronie, he, he. Serdeczności na drugi koniec Polski ślę, pa.

Margarytka pisze...

Piękne koronki. Podziwiam samozaparcie. Ja chyba nie miałabym odpowiednio dużo cierpliwości. I aż mi się zamarzyła wycieczka w góry...
bardzo lubię te Twoje relacje z wypraw. I bardzo mi się podobają te Wasze wędrujące psiaki :)

Magda Spokostanka pisze...

Firanki fantastyczne! Podziw i szacunek dla umiejętności i pokładów cierpliwości! Ja nie dziergam, więc tym bardziej takie rzeczy są dla mnie niezwykłe.
Lampa cudna, ktoś miał wspaniały pomysł z ażurową ceramiką. Trochę zdumiewające połączenie kolorów góry i dołu, ale jak się świeci, wygląda przepięknie!

A Bieszczady, jak zawsze porywające!
Cieplutkie pozdrowienia!

Anonimowy pisze...

Witaj Mario! Ale mnie zaskoczyłaś tymi firankami! Są przepiękne, delikatne, taka naprawdę koronkowa robota. Cierpliwości wymagały na pewno nie mało...bardzo, bardzo mi się podobają! Ale wypatrzyłaś żyrandol, jego góra bardzo mi się podoba. W ogrodzie cudne kwiaty, szczególnie róża pnąca, filkuśne donice i w oddali kamienny motylek... Pozdrawiam i buziaczki przesyłam :)))

Mona pisze...

o kochana..nie wiem od czego zacząć..pięknie u Ciebie coraz bardziej i tak klimatycznie..kocham takie dziergane firaneczki :)

Lampa-zyrandol cudenko - światła dużo nie trzeba :) klimatycznie będzie..:)

Kurki ija kupiłam od pewnego pana zaraz bedea na patelni..Pozdrawiam

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Margarytko, spokojna muzyczka sącząca się wieczorem, spokój i ja i robótka, naprawdę fajnie. Albo śnieżna zamieć lub plucha jesienna, spokój i ja i robótka, lubię tak. A w górki trzeba pojechać, obojętnie gdzie, bo wszędzie ładnie, psy chodzą z nami na jednodniowych wyprawach, pozdrawiam serdecznie, pa.

Magdo, moja siostra mówi, że ja jestem taki mól, cierpliwie liczę te oczka, a jej jest brak cierpliwości i szybko się zniechęca. Też myślałam, że ktoś się pomylił przy montowaniu tych gałek w kwiatki, ale ta spękana powierzchnia, jak przy postarzaniu, tu i tu daje jakąś harmonię i łączy, a po czasie nie zwraca się uwagi. Kiedy, Magdo, zawitasz do Bieszczadu? Serdeczności i pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Witaj, Guga, dzięki za uznanie, tak, dużo cierpliwości, ale ja jestem spokojny człowiek i nie jest łatwo mnie zniechęcić do dłubania. Żyrandol, oczywiście za grosik, a kamienny motylek namalowany farbami witrażowymi. A róża już zaczyna opadać, pozdrawiam cieplutko.

Mona, wyobraź sobie, że wszystkie syntetyczne firanki leżą poskładane w komodzie, a te niciane tylko królują. A kureczki pyszne były, pozdrawiam cieplutko, pa.

domowa kurka pisze...

firaneczki cudne...chyba nie umiałabym takich zrobić...a lampa wprost cudna...zresztą wsyztsko masz cudne... CUDNE...POZDRAWIAM CIĘ MARIO SERDECZNIE

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Domowa kurko, na pewno umiałabyś, to prosta robota, a jeszcze w fajnym towarzystwie. Marzy mi się taki zlocik, jaki miałyście we Wrocławiu, albo u Ani w Siedlisku w tych cudnych kapeluszach, podglądam Was cały czas, i Klarkę podczytuję, odkryłam ją też u Ciebie.
Serdeczności ślę na Dolny, tam, gdzie mnie ciągnie niemożebnie, pa.

Ataner pisze...

Wspaniala wyprawa! U Ciebie Mario jak zwykle pieknie i kwiatowo.
Firanki przepiekne alez zdolna jestes.
Pozdrawiam serdecznie:)

Bozena pisze...

Witaj Mario, a może Marysiu?! Tyle nowych rzeczy w Twoim poście, że aż nie wiem o czym pisać. Może więc po kolei. Po pierwsze; piękne firaneczki zrobiłaś. Ja nie potrafię i wieszam to, co ktoś mi udzierga.
Po drugie bardzo zazdroszczę Ci tych wędrówek na Połoniny. Taką miałabym ochotę, ale boję się, jak zareaguje na to moje serce( czasem niedomaga), bo miałam złe doświadczenia ze wspinania się pod górę. Po płaskim mogę nawet wiele kilometrów, natomiast w górę gorzej. Po trzecie; przecudne lampy. Nie szkodzi, że dają słabe światło. Można sobie doświecić czymś innym. Pozdrowienia Bożena-Bogda

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Dzięki, Ataner, pozdrawiam serdecznie.

Bożeno-Bogdo, może trzeba spróbować wędrówek w łatwiejszym terenie, a potem wyżej. Myślisz, że mnie tak łatwo i ja nie dyszę? zasapuję się jak wór. Stoi sobie lampa doświetlająca w kąciku, gdzie czytam i dziergam, serdecznie pozdrawiam.