poniedziałek, 15 sierpnia 2011

W trzech krainach ... Pogórze, Roztocze i Bieszczady


Po powrocie z Dolnego Śląska do domu usłyszałam takie słowa: "No, Marysiu, dosyć się już nabawiliśmy, trzeba pomyśleć o zimie, żeby nas nie zaskoczyła, jak tego świerszcza, który całe lato wygrywał na skrzypeczkach, a potem co? ...."
Przyczepka samochodowa została przypięta do "czołgu" i pojechaliśmy w sobotę na Pogórze, zabezpieczać nasz zimowy byt, porąbane drewno ociupinkę już było przewiane, teraz pakować i zwozić do domu na dalsze dosuszanie. Przez te deszcze i naszą nieobecość trawa porosła w gęsty dywan, przywiozłam także z serwisu moją kosę, bo po przerwie w koszeniu, kiedy dolewałam paliwo, nie chciała powtórnie zapalić, co się naszarpałam, żeby tylko tak nie było jak u Szarego Wilka zza 3-ciej góry.
Szarpnęłam, zapaliła, wykosiłam jeden zbiorniczek paliwa ...


Sauna bez dwóch zdań, strugi potu po policzkach, spod okularów, przypiekało ...


Chatki prawie nie widać, rudbekia rozłożyła się szeroko tuż przed aronią i chcę powiedzieć, że na aronii nie pozostał ani jeden owocek, jakieś ptasiory wydziobały je, bo zostały tylko gałązki ...


Wygląd kamiennego tarasu zaskoczył mnie, a zwłaszcza ta mięta płożąca, nad którą rozpływam się w każdym poście, doskonale zadarnia ziemię między kamieniami ...


... lezie po kamieniach, omija kępy macierzanki, a co najważniejsze wytwarza na rozłogach korzonki, tak że za chwilę porobię rozmnóżki i obsadzę pozostałą przestrzeń, można po niej chodzić, pachnie bardzo odświeżająco przy dotknięciu i ... pewnie jeszcze nie raz o niej napiszę.


Po małej przerwie drugi zbiorniczek paliwa, no zobaczymy! szarpnęłam, zapaliła bez problemu, o radości! przedtem musiałam czekać, aż wystygnie. W łazience tymczasem mąż robił przekładanie kabli elektrycznych, Bigosa w jakichś krzaczorach ugryzła chyba osa w ucho, nie wychodził spod najgęstszego krzaka przez pół dnia, bałam się, żeby to nie była żmija.
A na niebie zaczęły gromadzić się czarne chmury, łomotało gdzieś za lasem ...


.... kończyłam, kiedy spadły pierwsze krople deszczu, a potem solidna ulewa. Przyjemnie tak siedzieć na tarasie i patrzeć na strugi deszczu ...


Pociemniało wkoło, grzmoty i błyskawice, po jednym takim psy jak na komendę ukryły się w domu ...


Drewniana rynna doskonale odprowadza wodę z dachu pieca chlebowego ...


Dobrze, że mieliśmy już zapakowane drewno na przyczepkę, można było zbierać się do domu , niebo przejaśniło się ...


... a burza odeszła na północ. Byłam popatrzeć na plony ogrodowe, szparagówki mnóstwo, i amatorska odmiana Mamut, i wąska, i zielona, a papryka będzie tylko ostra.


Kopystańka pożegnała nas takim widokiem.
A ta burza, która odeszła na północ, wcale tak zupełnie nie odeszła, straszyła nas jeszcze po drodze.
Nazajutrz wybraliśmy się poodwiedzać nasze mamy, a przy okazji wypad na Roztocze, może są grzyby? Lasy roztoczańskie są przecudowne, czyste ...


... borówczyska, miękkie mchy ...



...a między nimi brusznice ...


... i wrzosy, całe łany. Zupełnie niedaleko są Rebizanty, tam gdzie Tanew płynie przez stopnie skalne tworząc "szumy" , ponieważ była to niedziela  i  piękna pogoda, nawet tam nie zaglądaliśmy, innym razem.


Las przepiękny, suchy, a pomiędzy pniami takie znaleziska ...




Tych grzybów nie znam ...




Tych też nie, ale są bardzo urokliwe...


Ale ten, i owszem ...borowik ...







... tego nazywamy "kołpaczek", z blaszkami pod spodem, mięsisty, smaczny, chrupiący po przyrządzeniu ...



,... jeszcze borowik ...


,... i poddąbki, albo podgrzybki, jak kto woli.
I zajrzałam do koszyka wychodzących z lasu ...


Wspaniały zbiór, prawda?

Nie dajcie się zwieść pozorom, 3/4 zawartości mojego koszyka poszło zasilić ziemię pod brzozami ze względu na obecność w nich innych mieszkańców, pozostała garstka została zjedzona w postaci
grzybków w śmietanie, takiej domowej, pycha, pycha!
W domu byliśmy tak po 17-stej, ale pewna myśl nie dawała nam spokoju, w Bieszczadach odbywał się ROZSYPANIEC, mizerna namiastka Bieszczadzkich Aniołów, zostawilibyśmy to wszystko, ale miało być: "Świat wg Nohavicy" po polsku, jako ostatni koncert, zdążymy? zdążymy! na Przemyśl, Birczę, Lesko, potem Cisna i Dołżyca, chyba wszyscy wyjechali w góry, ruch na drodze niesamowity, uspokoiło się dopiero za skrętem na Polańczyk. W Cisnej spokój, w Dołżycy spokój, hej! gdzie te czasy, gdy przyjeżdżało tutaj kilka tysięcy ludzi, przegadano, przegapiono jakąś szansę dla regionu, ktoś rozwalił wspaniałą imprezę.
Na estradzie jeszcze śpiewał Piotr Woźniak z Przemkiem Śledziuhą Śledziem...


...trochę przerwy i zmontował się na scenie zespół , Antoni Muracki z przyjaciółmi i ich "Świat wg Nohavicy" po polsku, towarzyszyli mu: Mirek Czyżykiewicz, Paweł Orkisz, Elżbieta Wojnowska, Andrzej Ozga, Ola Drzewiecka /prywatnie córka Antoniego/ i Jakub Muracki, syn.


Zasłuchaliśmy się na długo, prawie do północy, wracaliśmy jaśniutką drogą na parking, księżyc oświetlał strome zbocza Łopiennika, świerszcze cykały na potęgę, a pod pachą dzierżyliśmy dumnie 2-płytowy album z polskimi wykonawcami Nohavicy, na słotne dni.
Połowy drogi nie pamiętam, przespałam, gnaliśmy na Buk, Terkę, Bukowiec, droga jak masełko, gładziutka, nowiutka, piękna w dzień, wróciliśmy już dziś, około 2 nad ranem.
A tu Paweł Orkisz zaśpiewa Pochód zdechlaków ...


A w klamociarni zakupiłam tylko 4 kubeczki, takie kałamarzyki do grzańca ...


... do chatki na Pogórze ...


... i ciepłe, podwójne skarpety na zmarznięte stopy, już używam, a co najważniejsze, nie ślizgają się.
Ogród wchodzi już do domu ...


... chyba przestałam nad nim panować ...


... będzie zbiór kasztanów jadalnych, żebym tylko znowu nie zapomniała, gdzie je schowałam, tak, żeby nie zapomnieć ...

Pozdrawiam wszystkich serdecznie, dzięki za ciepłe słowa, pewnie czekamy na jesień.





21 komentarzy:

jola pisze...

Marysiu miła mój ogród też zarasta, czasu nie starcza na wszystko, ale co tam, ręce mam tylko dwie. Ta mięta to jest po prostu cudowna roślinka można nią obsadzić miejsca których nie ma czasu kosić, zdradź proszę jaka to odmiana. Zbiór grzybów imponujący, ja tak lubię łazić po lesie, a tego lata jeszcze nie miałam czasu na grzybobranie :( koniecznie muszę się wyrwać na leśne ścieżki, poczuć ten dreszczyk emocji polując na borowiki. Jesteście szaleni i za to Was lubię, wyprawa na koncert po całym dniu pracy..tylko zapaleńcy są do tego zdolni :) nie muszę pisać, że zazdroszczę Ci tych śpiewnych wyjazdów. Przesyłam buziaki na kroplach deszczu..

Aleksandra Stolarczyk pisze...

koncertu szczerze zazdroszczę, bo roboty to już nie bardzo:)

NieTylkoMeble pisze...

Te lasy Roztoczańskie, o których piszesz to mówi się, że Roztocze, ale bardziej leżą na pograniczu Roztocza i Puszczy Solskiej podobnie jak Józefów, tutaj już jest prawie równo, nie ma już tak pofalowanego terenu jak dosłownie kilkanaście kilometrów wyżej. Tutaj są świetne trasy rowerowe.
Szumy nad Tanwią w wakacje są strasznie oblegane zwłaszcza w dni świąteczne i niedzielne, dobrze, że nie wybraliście się tam, bo w takich warunkach trudno jest się zachwycać pięknem przyrody. Szumów trzeba posłuchać, popatrzeć, a jak słuchać skoro w koło wszyscy gadają, jak oglądać jeśli z każdego zakątka ścieżki widać całe tabuny ludzi.
Pozdrawiam ciepło

Zyfertowy Młyn pisze...

Witaj Mario, chciałem się zapytać o tą kolczurke klapowaną - czy wiesz może coś o niej, zwłaszcza czy jest bezpieczna dla dzieci?
Kordian

mania pisze...

A już się martwiłam, że to post bez Kopystańki :)
Co do jesieni to myślę, że po tak chimerycznym lecie wynagrodzi nam piękną pogodą.
Słońca życzę :)

Mona pisze...

tak siedze przy kompunterze i mysle co mi tak pachnie skoszoną trawą ? a tu Maria kosi !! a las jak pachnie..kołpaki znasz? Ja poznałam w ubiegłym roku , grzyby blaszkowate jadalne..zasolone jeszcze mam :) Pozdrawiam..Jade w Bieszczady po 15.09 w okolice Soliny..

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Jolu, to mięta płożąca, jest sprężysta, nie zmiażdżysz jej stopą i rośnie szybciutko, pamiętam Twoje borowiki w cudnym koszu. Już chyba kończą się powoli te letnie imprezy, będzie czas na grzybki i inne fajne, gospodarskie zajęcia, Jolu, przyślij kiedyś buziaki na promykach słońca, bo dziś znowu lało, serdeczności.

Olqo, taka robota kosząca jest fajna, gibasz się w talii w tę i we wtę, poty się leją, Dukan niech się chowa, pozdrawiam serdecznie.

Aneto, szlaki rowerowe rzeczywiście są tam przepiękne, po tych leśnych ścieżkach, na "szumy" pojedziemy jesienią, kiedy będzie wysyp poddąbków, to całkiem niedaleko mojego domu rodzinnego, a jeszcze na skróty, po bezdrożach, rzut beretem, ciepełko ślę.

Kordianie, odpisałam u Ciebie, nie jest trująca, wręcz lecznicza, pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maniu, no jak może być bez? najpiękniejsza górka w okolicy, taka lokalna połoninka i widzę ją od siebie, też liczę na piękną jesień, serdeczności.

Mona, a tak, pachniało chyba wszędzie, nawet u Ciebie, ale potem spadł deszcz. Kołpaki nauczyła mnie rozpoznawać moja teściowa, a mąż ich nie znał, miał mocne obawy przed zjedzeniem sosiku, musiałam dać przykład. A grzybki są bardzo smaczne, jędrne, mięsiste, też zbieram je ostrożnie, jak mi się któryś nie podoba, po prostu nie biorę, przy pięknej pogodzie wyjazd na pewno będzie udany, pozdrowienie ciepłe ślę.

Mona pisze...

powiem Ci tak,,jesli nawet tej pogody nie bedzie to bedzie fajnei..i zdjecia bedatez i wspomnienia..i zmian klimatu i krajobrazu,,,i mogłabym tak długopozdrawiam..a wiec szukamy zdrowych kołpakow to super grzybki..:)

Magda Spokostanka pisze...

Jejku jejku ten taras... Naprawdę jest wspaniały! Wciąż go podziwiam, mimo że bez wąchania.
Zazdroszczę podróży muzycznych, a najbardziej tej szaleńczej iskry, od której się one zaczynają.
A drewno na opał bukowe?
Bardzo słoneczne pozdrowienia!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Mona, na pewno będzie to wszystko, co wymieniłaś, czy to będzie Twój pierwszy, "bieszczadzki" raz? kołpaczki są pyszne, serdeczności.

Magdo, pewnie zanudzam tym tarasem, ale ta mięta mnie zadziwia, pewnie kiedyś zejdzie z tych kamieni w dół. Tak, drewno bukowe, musi ze dwa lata schnąć, bo twarde, ale robimy cały czas rotację, serdecznie pozdrawiam mieszkańców nad Drawą, pa.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Magdo, popatrzyłam na czas pod Twoim komentarzem, kiedy Ty śpisz?

Magda Spokostanka pisze...

Różnie bywa. Najczęściej między 22 a 3,4.

Inkwizycja pisze...

Marysiu, Ty pracusiu!
Taką robotę odwalasz, wzbudzasz mój podziw, naprawdę ;-))
Tarasem możesz się chwalić bez oporów, jest tak zachwycający, że można go oglądać do upojenia ;-)) I bardzo pragnę mieć tez taką miętę wszędobylską i pachnącą ;-)
Cudne te Wasze wyprawy...
Może ta jesień będzie piękniejsza, niż lato tegoroczne, oby! ;-))
Ściskam czule!

Natalia z Wonnego Wzgórza pisze...

Jak tylko zaczynałam czytać Twojego posta, to pomyślałam, że na pewno Rozsypańca nie przegapisz ;-)
grzybki smakowite, pochwalę się, że mamy już kilka wiaderek suszonych, a ostatnio rodzice zasewowali nam gęś w sosie kurkowym - rewelacja!
Mam tę samą płytę - cudna!

Margarytka pisze...

Podziwiam kondycję przy koszeniu. Myślę, że to taka praca, której efekty widać natychmiast więc przynajmniej satysfakcja jest zaraz po zakończeniu pracy. bardzo motywujące :D. Patrząc na miętę zaczęłam się zastanawiać czy ona pachnie? Pachnie? Na grzybach się słabo znam, ale kurek jestem pewna :). Koszyczek bardzo malowniczy i wdzięczny obiekt do fotografowania. I jak zawsze bardzo dużo pięknych zdjęć pokazałaś.
Pozdrawiam

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Inkwizycjo, lubię popracować, zmęczyć się, a potem ta satysfakcja, biorę się pod boki, patrzę dookoła i jestem dumna z siebie, czeka mnie jeszcze sad, tylko czasu brak, pozdrawiam serdecznie.

Wonne Wzgórze, trochę byliśmy zmęczeni, ale taka okazja może się nie powtórzyć; kilka wiaderek grzybów suszonych, to macie u siebie taką miarę? bo ja tylko na litrowe słoiki, w tym roku jeszcze puste, kurki też lubię, w masełku z maleńką nutką czosnku, ciepełko ślę, pa.

Tak, Maragarytko, kładą się za tobą trawy i widzisz, jak to sprawnie idzie i ile jeszcze zostało do zrobienia. Mięta pachnie, leciutko od słońca, a jak ją dotkniesz, pies przejdzie, to czujesz mocną falę zapachu, małe to-to, a robi robotę za duże, pozdrawiam serdecznie.

Margarytka pisze...

No teraz to już nawet poczułam zapach mięty w ogródku.
Domyślam się, że przy koszeniu na początku przeraża ogrom do zrobienia, ale jak już się zbliżasz do końca to chyba wtedy najlepiej. Współczuję bąbli na rękach a jeśli chodzi o gimnastykę to miło tak na świeżym powietrzu.
Ciągle zapominam napisać, że Wasze pieski są urocze, szczególnie jako górscy turyści :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Margarytko, po koszeniu to jest takie zdrowe zmęczenie, głowa sama kładzie się do poduszki, tak, nasze psy chodzą z nami, ale z Maksem-staruszkiem trzeba uważać, jest trochę głuchy, zapędzi się, ja wołam, nie słyszy, odwraca się, a ja wtedy macham na niego i mnie zauważa i wraca, zwierzaki mają u nas dożywocie, chyba, że zaczyna się cierpienie, to trzeba zwierzęciu ulżyć, zawsze z bardzo ciężkim sercem i wielkimi łzami, serdeczności.

Mona pisze...

re: Dzien dobry..u mnie jeszcze słonce..ale juz jakos dziwnie wieje !
Tak placki najlepsze , ziemniaki jajko i juz..proszku do pieczenia mało uzywam ..ale moze to dobry pomysł..! Pozdrawiam..

Margarytka pisze...

Ja niestety nie mam psa tylko kota, wiec nie mogę go zabierać na spacerki nawet w okolicy domu. Dobrze te pieski u Was maja :)
A placki chyba muszę zrobić, bo jak o nich przeczytałam to jakoś tak za mną zaczęły chodzić :)
Pozrowienia