niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozsypańcowe rozczarowanie ...

Już od dawna planowaliśmy wypad w Bieszczady, ale nie na włóczęgę, tylko na sobotni koncert imprezy "Rozsypaniec".
Wyjechaliśmy z domu tuż po południu, zaglądnęliśmy do pogórzańskiej chatki, a potem, przecinając Góry Sanocko-Turczańskie, wbiliśmy się w pętlę bieszczadzką.
Jak zawsze, zatrzymaliśmy się w punkcie widokowym nad Lutowiskami, gdzie doskonale widać panoramę Wysokich Bieszczadów ...


... potem objechaliśmy połoninę Caryńską ...


... i Wetlińską, której zdążyłam zrobić w locie zdjęcie, kawałeczek grzbietu ...


Pogoda na wędrówki wymarzona, o czym świadczyły pełne parkingi na przełęczach, u podnóża, jak i u wejścia na różne szlaki, dosłownie nie można było zatrzymać się, aby zrobić zdjęcie ... a tłok? takie skupisko ludzi w jednym miejscu wzbudza w nas od razu odruch ucieczki, na nasze Pogórze.
Miałam obiecanego pstrąga w Przysłupiu, a przy naszym szczęściu zobaczyliśmy, że akuratnie zajechała kolejka z Majdanu i wysypały się z niej następne tłumy ludzi ...


Na szczęście został otwarty osobny punkcik sprzedaży, tzw. słodki kącik, tak że udało nam się szybko zjeść, ale hałas wokół, rwetes i nawoływania niesamowite, ruch jak w mrowisku.
Teraz już tylko na koncert, kupić bilety i czekać ... ale przejechaliśmy Dołżycę, stare miejsce koncertowe na placu skupu runa leśnego ... pusto, wszystko pozamykane na cztery spusty... widocznie przenieśli się z imprezą gdzieś dalej.
Dojechaliśmy do Cisnej ...


... i najgorsza z możliwych opcji, koncert plenerowy zamknięto w ścianach Gminnego Centrum Kultury i Ekologii, a nas przy punkcie sprzedaży biletów spotkało takie coś ...


A niech to licho!
Poszliśmy połazić między kramami, popatrzeć na zielony dach baru Troll ... coby uszła z nas cała złość ...


... a także na paskudki, podtrzymujące belki wejściowe ... jak to trolle, nie grzeszą urodą.


Wróciliśmy z powrotem pod budynek, nic się nie zmieniło, ludzi coraz więcej ...


Tuż przed wyjazdem sprawdzaliśmy jeszcze w internecie, czy coś się nie zmieniło ... nie było nic.
I co?
Przystawiliśmy sobie drewnianą ławeczkę pod barierki schodów, usiedliśmy naprzeciwko okna i słuchaliśmy
BEZ JACKA, nawet zdjęcie udało mi się zrobić przez otwarte okno ...


Obsada pod oknem ciągle zmieniała się, dochodziły osoby, które chciały coś zobaczyć, i następne, i następne ...


Co niektórzy urządzili się nieźle, całe okno dla siebie ... wyobrażacie sobie, jaki w środku musiał być upał?
niektórzy nie wytrzymywali i wychodzili, a wykonawcy musieli jeszcze złapać w tym zaduchu oddech do śpiewania ... poty lały się z czoła strumieniami.
W tym zjednoczonym tłumie pod oknem zawiązywały się rozmowy, przyjazne wręcz, wesołe pogaduszki, śmiechy, wspólne śpiewy ...
Następny był zespół U STUDNI, wspominałam już o nim nie raz ...  byli muzycy SDM-u i Ola Kiełb ... pozostali przy nastrojowych, łagodnych i pogodnych utworach ...


... wytrzymaliśmy jeszcze kilka ich piosenek ...
- Jedźmy już, Maryś, do domu, puścimy sobie po drodze  ich płytkę, przynajmniej będziemy słyszeć wyraźnie, co śpiewają ...-
Żal mi było męża, ugonił się do południa w pracy, potem wcale nie tak blisko do Cisnej, i takiż sam powrót ... a tu jeszcze taka wpadka z tym koncertem ... gdybyśmy wiedzieli, zapakowalibyśmy psy i siedzielibyśmy jak goście na Pogórzu.


Rozmawialiśmy z dziewczynami, które pomagały organizować tę imprezę ... teren, na którym odbywały się poprzednie imprezy nie ich, brak sponsorów, prawie żaden odzew ze strony włodarzy regionu ... gmina udzieliła im sali na koncerty i spotkania ... nie widzę tego dobrze na przyszłość.
Mieli tutaj taką imprezę, Bieszczadzkie Anioły, zmarnowali wszystko, ludzie walili tysiącami, ciężko było przejechać drogą ... teraz Rozsypaniec, który chyba umrze śmiercią naturalną, jak nic się nie zmieni.
Słyszłam głosy, że lada moment zbudują amfiteatr, właśnie na takie potrzeby, gdzieś na zielonej łące ... wszystko spełzło na niczym.


Za to dziś, przejazdem do domu, wpadliśmy na chwilkę do Pruchnika, gdzie na ryneczku już rozkładali swoje kramy różni rękodzielnicy, wytwórcy ... szykował się popołudniowy jarmark sztuki ludowej "Pruchnickie sochaczki" ...


Na pocieszenie zakupiłam sobie torebusię kminku, bo dużo używam, tyleż czubricy, która zapachniła mi cały dom, i ...


... najprawdziwszy, pleciony karmnik, na który polowałam od jakiegoś czasu.
Susza dalej daje nam się we znaki, dzisiaj jechaliśmy przez Wiar ... woda sączy się pomiędzy kamieniami, prawie puste łożyska potoków, tak jeszcze nie było.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, do miłego, pa!















26 komentarzy:

Zofijanna pisze...

a to Ci dopiero! I ja w Pruchniku byłam, i koguty z ceramiki zakupiłam. W tym gorącu wiklinę pominęłam - ot widzę - źle, bo taki karmik kupiłabym. No szkoda, ale przepadło.. Za to beczułeczki robili cudne.
Kiedy pisałaś o wyjeździe w Bieszczady, to pomyślałam, że na Rozsypaniec jedziesz, bo lubisz tego typu imprezy. Mocno ją reklamowało Radio Rzeszów, pruchnicką imprezę też.

Może przechodziłyśmy obok siebie, gdzieś w tym Pruchniku ?
Buziole Mario

mania pisze...

Tak to już niestety jest, że lokalne władze maja gdzieś ciekawe inicjatywy. A przecież to zysk dla całej gminy! Może się opamiętają i wesprą Rozsypaniec.
Pozdrawiam serdecznie

Stanisław Kucharzyk pisze...

"...siedzielibyśmy jak goście na Pogórzu." Ano właśnie - Bieszczady w wakacje to nie jest dobry pomysł.

Moje marzenia pisze...

..no cóż,wszystko co piękne idzie w zapomnienie(przez ucywilizowaną władzę)a produkują wszystko co kiczowate...
..piękne widoki..jak zawsze:)

Unknown pisze...

Niestety, Bieszczady, Tatry w wakacyjnym okresie zmieniają swoje oblicze, tracą cały swój urok, przegrywając z natłokiem turystów:/ Każdy szlak, każda ścieżka- wszystko zapchane do granic możliwości.
A że władza nie wykazuje inicjatywy? Takie już mamy czasy i w takim kraju żyjemy. Kończy się na obietnicach.
Przykro mi, że się zawiodłaś.

Olga Jawor pisze...

Dlatego nie ma to, jak na naszych Pogórzach. Turyści zmasowani tu nie ciągną. Cisza i spokój nadal. I tylko świerszcze cykają.A dobrej muzyki lepiej posłuchac sobie z płyt, siedząc na ławeczce w cieniu, przed domem i napawając sie tą wolnością i spokojnym bezkresem.
My z męzem zdziczeliśmy tu mocno i teraz byle wyjazd do miasta, Rzeszowa czy Przemysla jest wielkim wydarzeniem.Tłumy, smrody i hałasy odstraszają skutecznie. Nawet od cudnych Bieszczad.
Ściskam Cie mocno sąsiadko i usmiech za San przesyłam!:-))

Aga Agra pisze...

No i proszę taka byłam zakochana w Bieszczadach a tu tłumy ludzi...Chyba się odkocham i poszukam bardziej ustronnych miejsc...

La vie est belle i ja tez pisze...

W Bieszczadach bylam...trzy lata temu i nie zanosi sie, ze pojade...
Serdecznosci
Judith

Nasza Polana pisze...

Tak, kiedyś Bieszczady miały swój klimat, który z roku rok idzie w zapomnienie. Kiedyś było dziko, dziś dzikości już nie uświadczysz. A na kulturę to już od dawna fundusze kierowane są w ostatniej kolejności i jeśli gospodarzem danego nie terenu nie jest człowiek z powołania to ciężko doprosić się o cokolwiek. Smutny to post, smutne takie głosy. W stolycy nie jest lepiej. Wszelaka oddolna inicjatywa zaangażowanych ludzi ma podcinane skrzydła już na starcie.
Ech... życzymy pozytywniejszych weekendów z mniejszą dozą rozczarowań.
pozdrowienia :-)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Zofijanno, a ja ceramiki nie widziałam, bo wystawcy dopiero rozkładali swoje klamoty, nie czekaliśmy, tylko pędziliśmy do domu; no zobacz, można przejść obok siebie w zupełnej niewiedzy, i pewnie często tak się dzieje; szkoda, że tak reklamowali, wielu ludzi pokonało niemałe odległości, żeby tu być, koncerty były przecież biletowane, nikt nie liczył na darmochę, wiadomo, że wszyscy ponoszą koszty ... no i nie wyszło; nie mam pretensji do organizatorów, wręcz podziwiam, że chciało im się w obojętnej atmosferze, tylko są przecież ludzie z urzędu, odpowiedzialni za promocję regionu, na różnych szczeblach, chyba, że uważają, że Bieszczadów nie trzeba już promować; pozdrawiam serdecznie i zazdroszczę ceramicznego koguta ... teraz możesz sobie zaśpiewać "Miała baba koguta"
... nieprawdaż?

Maniu, tym bardziej, że nie była to impreza darmowa, wiadomo, więcej ludzi, to i więcej karnetów czy biletów sprzedanych, wydanych posiłków, kufelków piwa, kupionych rękodzieł, noclegów, itp, chyba, że "każdy sobie rzepkę skrobie"; pozdrowienia ślę serdeczne.

Krzyśku, to nie był wypad wędrówkowy, o tym to już wiemy, że okres urlopowy to masakra jakaś, na koncert tylko chcieliśmy, i też gorzka piguła; a z jaką ulgą wraca się do siebie; pozdrawiam.

Moje marzenia, właściwie to za bardzo nie wiem, o co tam poszło, że zmarnowali taką świetną inicjatywę, a jak nie wiemy o co, to pewnie o pieniądze, jak zazwyczaj; była piękna pogoda, nawet noc była ciepła, siedzieliśmy tylko w pokoszulkach; pozdrawiam Cię cieplutko.

Weroniko, jak można wypoczywać w takich warunkach, to nie wiem, chodzi mi o ten ścisk i tłok, na szlakach, na drogach, ale nie wszyscy lubią dzikość i bezludzie; ..."nikt nam nie pomógł"... to są słowa dziewczyny, przykre to; pozdrawiam serdecznie.

Olgo, wyobrażasz sobie, z jaką ulgą wracamy do siebie? w takim skupisku ludzi, gdzie jeden drugiemu chodzi po plecach, za głośno mówi, popisuje się, wzbudza się w człowieku pewna nerwowość; i ja zawsze mówię, że "zdziczałam", nawet do ludzi mi się nie chce; pozdrowienia ślę.

Agato, bądź dalej zakochana w Bieszczadach, ale nawyższe natężenie tego stanu zostaw sobie na późną wiosnę, albo na złotą jesień, wtedy oddasz serce Bieszczadom bez reszty; pozdrawiam Cię.

Judyto, nie wiem, czym kierujesz się, wypowiadając te słowa "nie zanosi się, że pojadę" ... mam tylko wielką nadzieję, że to nie sprawy zdrowotne; życzę Ci dużo sił, przyjdzie czas, że znowu odwiedzisz płd.wsch., pozdrawiam Cię serdecznie.

Polanko, a wiesz, że jadąc z mężem w tym tłoku na drodze, wspominaliśmy z tkliwością w sercu te Bieszczady z początku lat osiemdziesiątych, o tych sklepikach, twardym chlebie i słoiku dżemu, który starczał na kilka dni, o pionierkach na nogach, kangurce ... Pod Pulpitem siedział Majster Bieda, był Lutek w Ustrzykach, Ula w chatce na Połoninie, i lama ... zamierzchła to historia, starożytna wręcz; bardzo rzadko można spotkać takiego człowieka z powołania, prawdziwego gospodarza, to zazwyczaj ludzie przypadkowi, po lini, i nie leży im na sercu los regionu; pozdrawiam upalnie, bo u nas, na tym płd.wsch. skraweczku zawsze inaczej.

ankaskakanka pisze...

Oj, chyba wszędzie latem jest tłok. Chciałam ciszy, jednak tego lata w Zwierzyńcu jej nie znalazłam. Ostatni raz pojechałam do miasteczka. Od przyszłego roku wybiorę agroturystykę wyłącznie na wsi. Pozdrawiam

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Aniu, Zwierzyniec, to modna miejscowość roztoczańska, tam też ludzie, trzeba poszukać agroturystyki gdzieś na uboczu, wtedy jest spokój; a zadowolona jesteś z wypoczynku? pozdrawiam serdecznie.

Pellegrina pisze...

Coraz więcej takich miejsc, gdzie dawniej cisza, spontan, koncerty na łąkowym amfiteatrze - a dziś ścisk i komercja. Kowboje i majsterbiedy odeszli na niebieskie połoniny a my zdziczeliśmy i wybieramy słuchanie płyt w zaciszu swoich siedlisk. Czy to źle? Pewnie nie, ale żal! Koni i dymu i mgieł.

Unknown pisze...

Biorac pod uwage, ze w Bieszczadach bylam jakies 30 lat temu, to chyba wlos by mi sie zjezyl...
Szkoda, ze tak sie wszystko zmienia nie zawsze na lepsze... Wladze za kultura nie przpadaja, ale podobno piekne lotnisko (Rzeszow) z rozmachem sobie zafundowaly . Nic dziwnego, ze potem na inne cele funduszy brak.
Pozdrawiam Nika

Mażena pisze...

tak wyszło jak wyszło, faktycznie gdy się liczy na zdecydowanie coś innego. my pewnie byśmy wyjechali, ale widzę, że warto było zostać. Osłoda ładna!
A z drugiej strony, jak jest taka impreza plenerowa, to po co majstrować, przy organizacji? Może artyści sobie zażyczyli? Aby w natępnym roku było po staremu.

Inkwizycja pisze...

Oj, szkoda i przykro, że się rozczarowaliście... zawsze przykre jest, gdy się marnuje czyjś zapał i zaangażowanie, a najbardziej, gdy robią to ludzie powołani, aby chronić i podsycać lokalne inicjatywy.
Całkowicie rozumiem Waszą chęć schronienia się w pogórzańskiej ciszy i spokoju. Też bym chciała tak "zdziczeć" (mam na to nadzieję), ścisk i zgiełk mi niepotrzebny...
Ściskam czule;)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krystyno, święta prawda, chociaż ludzie mieszkający tam cieszą się z tłumów, dla nich to byt na następny czas; legendy bieszczadzkie odchodzą, a zakapiory z sinymi nosami usiłują jeszcze coś ugrać dla siebie w tym tłumie, może ktoś za wydumaną opowiastkę piwo postawi; przyjemnie jest tak "zdziczeć", och, jak przyjemnie; pozdrawiam Cię serdecznie.

Niko, uciekałabyś stamtąd, w mniej uczęszczane regiony, bo są jeszcze w Bieszczadach miejsca zaciszne; o tak, Jasionka ma nowe lotnisko, jak się patrzy, wiem, bo syna niedawno podrzucałam tam; serdeczności.

Mażeno, w pierwszym odruchu też chcieliśmy uciec, ale szkoda było, to chociaż pod oknem posłuchaliśmy, śmieszne, prawda? stać pod oknem i jakby podsłuchiwać; było takie miejsce, na campingu Górna Wetlinka, ale park się nie zgodził, zburzyli potem budynek, gdzie odbywały się imprezy, i po kłopocie; pozdrawiam cieplutko.

Inkwizycjo, uwielbiam to moje "zdziczenie", teraz to tylko świerszcze wieczorem, puszczyk w sadzie, a dniem żałosne nawoływania orlików gdzieś pod niebem; zaczyna się lekko jesienny spokój, jeszcze trochę, a będą jelenie ryczeć, czekam na to; żal mi było tych młodych ludzi, bo dostawało im się, za nie swoje; serdeczności ślę.

Grey Wolf pisze...

No właśnie, tu Gminy w ogóle się nie promują, i w mało czym pomagają..organizują tylko sztampowe np. "Dni Birczy", które nic nie wnoszą, i ściągają głównie miejscowych pijaczków..dziś trochę popadało :)..A ten 'zielony dach' nie usechł??

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Grey, dach na Trollu zieloniutki, pewnie go nawadniają bez przerwy, nie podejrzewam, żeby był sztuczny, bo jakieś pojedyncze trawki wystawały; nie promują, bo za bardzo do czego przyjedzie turysta, jak nie ma bazy, przynajmniej u nas, tylko wielki odpust kalwaryjski ściąga rzesze pielgrzymów, a potem to pojedynczy ludzie, trochę na rowerach, trochę wędrujących; widziałeś ofertę nowego Arłamowa? i ceny? ciekawe, czy będą chętni; pozdrawiam.

Grey Wolf pisze...

U mnie dach żółty..nie widziałem cen..wszystkie szlaki turystyczne na Pogórzu zarośnięte, zaniedbane, kiepsko oznaczone..tylko dla wytrwałych..

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Grey, masz na domu dach z trawy? taki skandynawski? szlaki coraz częściej są prowadzone nieciekawie, po drogach asfaltowych, co za przyjemność deptać asfaltem? dawno nie byłam na szlaku, zamiast czasu więcej, to coraz mniej.

Grey Wolf pisze...

Na szopie mam, płaski :)..tu raczej po drogach leśnych, rozjeżdżonych traktorami, albo zapomnianych, zawalonych pniami i zarośniętych chaszczami..

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Jak to robiłeś kopałeś darń i układałeś, czy też może wysiewa się specjalne trawy? w tym roku dobry byłby dach z sucholubnych roślin, z jakichś rozchodników albo innych, żeby prztrwały w tym skwarze; a teraz co? spalony słońcem dach do wymiany czy odbije?

Grey Wolf pisze...

Jest z 5 cm ziemi i na to była siana zwykła trawa..odbije, albo się powysiewa samo..rozchodnik jest w jednym rogu, ale słabo rośnie..

JolkaM pisze...

No i znów porcja wzruszenia: połoniny pamiętane sprzed lat. I chyba dobrze, że od lat tam nie bywam, bo w pamięci mam ten czas, gdy jeszcze nie było tam aż takich tłumów. Tez chyba nie wytrzymałabym tego ścisku.
No i żal, że takie imprezy niedopatrzone, pozostawione sobie samym. Dlaczego, o co chodzi? Czyżby o to, o co zawsze chodzi, gdy nie wiadomo, o co chodzi?

PS. Że tak się tu dziś rzuciłam szaleńczo, to już nie w każdym komentarzu będę Cię pozdrawiać. ;)
Ale mała buźka, czemu nie? :*

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Jolu, chętnie jeździliśmy w Bieszczady, ale od kiedy zabronili z psami wędrować po szlakach, a liczba turystów wzrasta z roku na rok, odpuściliśmy sobie; może na kolorowe buki wybierzemy się trochę później; dobrze mówisz, na pewno chodzi o kasę; a mnie miło, że rzuciłaś się szaleńczo; pozdrawiam serdecznie jeszcze raz.

Grey, musisz mieć solidną konstrukcję dachową, to ciężar spory przecież; pozdrawiam.