poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Piękno w kratkę czyli wiosna na Pogórzu ...

W tym roku zdarzyło mi się być na szachownicowych łąkach na samym początku kwitnienia, i na zakończenie, kiedy z żalem patrzyłam na uschnięte płatki, wzniesione gołe łodyżki, po "albinoskach" ani śladu, ileż tu tego musiało być w pełni kwitnienia. Ale zostało jeszcze coś dla mnie, mimo, że pora wieczorna była bardzo późna, a zachodzące słońce przykryły deszczowe chmury ...





Mam wrażenie, że w tym roku wiosna przeżywa swoistą "galopadę":-)
Jeszcze dobrze nie pooglądam się, a tu już dzikie czereśnie sypią białymi płatkami, trawa rośnie prawie w oczach, a góry pokrywają się młodziutkim listowiem. Gołym okiem można dojrzeć, gdzie panuje buczyna, rzeźbiąc świeżą zielenią w zboczach Kanasina głębokie jary,dolinki, i gdzie przebiega granica z iglastymi olbrzymami. Lato zatrze te subtelne granice, a delikatne odcienie zieleni zleją się w jedno i już będzie tylko "dżungla":-) dopiero jesień wydobędzie kolorami  tę nieogarnioną rozmaitość karpackiej puszczy.


Zresztą czy ja wiem, czy nieogarnioną?
Jesteśmy tu już grubo ponad dziesięć lat, a takiego cięcia lasu jeszcze nie widziałam, przynajmniej przy tych drogach, którędy jeździmy. Przerzedzony drzewostan, powalone olbrzymy leżą marnie w przydrożnym błocie, a sam las to jedna wielka masakra. Gdzie tu mówić o jakiejkolwiek ochronie przyrody, że ptasie lęgi, że ostoje dla zwierząt, a drzewa pomnikowe ... nienasycone gardło pustawej kiesy potrzebuje nowych ofiar, obojętnie jakim kosztem ... a po nas choćby potop ...


Czy te łanie, które wyszły lękliwie słonecznym popołudniem na skraj łąki, będą miały gdzie się skryć, urodzić i wychować swoje młode, czy zdążą? jak nie wilki, to panowie z piórkiem w kapelusiku i flintą na ramieniu, prawdziwa plaga ...


A wracając na nasze podwórko ... zasadziłam dumnie 40 ziemniaków, pomiędzy wetknęłam podrośnięty czosnek, który zdążył urosnąć w solidne kępy, zapomniany z poprzednich lat ... bo tak naczytałam się o dobrym sąsiedztwie roślin:-)
Mimi nie ma jeszcze zdjętych szwów, dopiero w tym tygodniu, bo trzeba odczekać przynajmniej 10 dni, a to było za krótko, wiec biega z tymi supełkami na brzuszku, co wcale jej nie przeszkadza, a dokucza podwójnie :-) nieopatrznie zostawiłam na stole upieczony placek, wyskoczyła tam i zeżarła spory kawał, kiedy nas chwilkę nie było; wytrzepała mi z ziemi świeżutko posadzone powojniki, takie specjalne, miododajne, a najbardziej mi żal huculskiego kilimu, bo i jemu dała radę ... wygryzła dziurę na samym środku, a przetrwał tyle lat ...


Kwitną wszelkie zarośla, dzikie drzewa owocowe, czeremchy, Pogórze w białych poduchach, woalach, delikatnych mgiełkach bieli ... hej! jaki to piękny czas, zapomina się o bolących kościach, zmęczeniu ...


Prace budowlane posuwają się powoli do przodu, już weszliśmy z robotami do wnętrza pszczelego domku, zamontowaliśmy dwoje drzwi, a fakt ten zaowocował licznymi siniakami. bo coś tam się osunęło na mnie, a drzwi masywne:-) Najgorsza jest robota z wełną mineralną, pcha się to-to dziadostwo do oczu, nosa, gardła, drażniąc piekąco skórę tysiącami igiełek ... kichanie, kaszlanie, łzy z oczu ...


Jeździmy teraz prawie zawsze przez ten nowy most na Sanie, urokliwą drogą wzdłuż rzeki, a podziwiając przy okazji z daleka remontowaną cerkiewkę w Chyrzynce ... jakież otoczenie:-)
W domu "stacjonarnym" magnolia już rzuca płatkami, bardzo to nietrwała uroda ... za to "kłokoczka cała w zdrowaśkach" ... jak to bardzo udanie napisała Marysia Żemełko w swoim wierszu o Chyrzynce ...


Zaczyna dopiero kwitnienie, a daleko jej jeszcze do "zdrowasiek", nasion, z których robi się różańce:-)


Pozdrawiam Was serdecznie, nieustająco dziękuje za odwiedziny, dobre słowo, bywajcie w zdrowiu, pa!


16 komentarzy:

agatek pisze...

Sielsko i anielsko można rzec, z ogromną przyjemnością przeczytałam i popatrzyłam na twoją codzienność z rana przy filiżance herbaty :) I Tobie wszystkiego dobrego życzę :)

Aleksandra I. pisze...

To prawda ten czas oprócz jesieni jest piękny. Ciągnie człowieka w leśno-łąkowe ostępy. U mnie w Karkonoszach też spustoszenie w lasach. Gubię się już na ile to planowy wyrąb, chociaż wszyscy mi to tak tłumaczą. Z drugiej strony budownictwo wchodzi w zagajniki.
Pięknie wyglądały te łąki z szachownicami. Życzę zdrówka i pozdrawiam

AgataZinkiewicz pisze...

Też się pytam gdzie tu ochrona przyrody:-(jeszcze troche to nie będziemy mieszkać w lesie tylko w polu :-(pięknie u Ciebie :-) sielsko, przytulnie :-) pięknego tygodnia :-)

grazyna pisze...

Mario! jadac do Zakopanego na krokusowe swieto, tez mialam takie wrazenie, ze wycina sie drzewa i krzaki przydrozne, serce mi sie krajalo, juz na zakopiance, ta wycinka byla wrecz dramatyczna, podobno dla kontynuacji dwupasmowki...
Szachownice to dopiero musi byc piekne wrazenie, taki niezwykly kwiat! Pokicocieszmy sie uciekajaca wiosna..sciskam serdecznie

ZiŁ pisze...

Oby po siniakach pamięć szybko zaginęła, wprost przeciwnie do pamięci o tym wszystkim, co teraz kwitnie.

Beata Bartoszewicz pisze...

Jakie to smutne, co piszesz o lesie i o leśnych stworzeniach. Smutne bardzo...

Za to te zdrowaśkowe drzewko, a może krzew piękne, bo z nadzieją na zdrowaśki, i może na ludzkie opamiętanie?

Mimi to zbój prawdziwy, żeby tak kilim wciąć :( A może da się go jakoś uratować, coś naszyć w miejsce dziur?

Jak zwykle dziękuję, za tyle pięknych widoków i ciekawych wieści.
Ściskam najserdeczniej,
BB

Pellegrina pisze...

Te szachownice tylko u Ciebie Mario udaje mi się popodglądać i nawet w deszczu one zachwycają. A moje fiołki równie krótki maja żywot, ledwie doczytałam, że można by nalewkę, już przekwitły.
Teraz te subtelne zielenie zachwycają i zadziwiają, masz rację, lato zatrze tę rozmaitość odcieni, dopiero jesień je na powrót wydobędzie. Za to kocham wiosnę i jesień, lato nie jest moją ulubioną porą.
Ta rabunkowa wycinka i mnie niepokoi, przez ostatnie trzy lata nawet przeraża. Coś się dzieje i dlaczego? Po co? Na co? Bo chyba jednak nie tylko o forsę. To jakieś zbiorowe, odroczone samobójstwo. Czy da się zapobiec, opamiętać?

Stanisław Kucharzyk pisze...

A ja znowu nie zdążyłem na szachownice. Pozostają Twoje piękne fotki na pociechę :-)

colorado2811 pisze...

Wspominając "psiństwo" moich dwóch piesów zaskakuje mnie trochę, że tak wyganiany, wyhasany pies ma jeszcze ochotę i energię na czynienie szkód. Bo, że na placek - to się nie dziwię. Moje dwie głodne wiecznie, aż mnie to ostatecznie zaczyna denerwować, bo jeść dostają konkretnie i o czasie. Ale wystarczy, że ktoś "ciamknie", to już są i wpatrują się, a mała nawet piska, biedusia wychudzona. O włamaniach do szafki kuchennej już nie wspomnę. Stara biedusia, którą na kanapę podsadzać trzeba, wykrzesała kiedyś ostatnie resztki sił, gdy na środku stołu zostawiłam pół tabliczki czekolady (beztrosko, bo przecież pies już na ławkę kuchenna nie wskakuje). Tak, że tak - trzeba bardziej uważać, niż wtedy, gdy były małe dzieci w domu...

Jak zwykle zazdroszczę tej przyrody. Ja sobie najwyżej tasznik i mlecze pooglądam na trawniku (zanim z kosiarką wjadę)
Oczywiście pozdrawiam zza miedzy

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Agatek, też tak lubię, poranna kawa i lektura blogów, a więc picie kawy siłą rzeczy troszkę się przedłuża:-) pozdrawiam.

Aleksandro, planowy wyrąb, ładnie to nazywają, to morderstwo na naturze; a kiedy urośnie nowy las; zdarzyło mi się być na tych łąkach w największym rozkwicie, to jest widok:-) pozdrawiam.

Agata, będą babcię gonić po targowisku za garstkę czosnku, a tu taka dewastacja okropna w świetle prawa; przypuszczam, że i pewnie salamandry trafiają pod te ciężkie traktory; pozdrawiam.

Grażyno, skoro pod budowę drogi, to jeszcze rozumiem, ale takie cięcie, że widać na sąsiednią górę na przestrzał, gdzie ukryje się zwierzyna; tak, właśnie dla tego widoku zaglądam tam co roku, na te łąki; pozdrawiam.

Ził, siniaki już prawie zniknęły, a kwiatki ku pamięci na zdjęciach:-) pozdrawiam.

Beata, tak, kłokoczka to oryginalny krzew, dosyć spory; na opamiętanie człowieka? mam wrażenie, że jest coraz gorzej ... buta, arogancja, pan świata, a w obliczu sił przyrody mały karzeł; już patrzyłam, może uda się zacerować ten kilim włóczką, a jak nie, to po prostu naszyję kolorową łatkę; pozdrawiam.

Krystynko, bo one pewnie tylko w tej okolicy u nas występują, widziałam zdjęcia również z Rumunii, okazy z wilgotnych środowisk:-) aha, trzeba się śpieszyć, ulotne to piękności te wiosenne kwiatuszki, szybko nikną; ja myślę, że jednak o forsę chodzi, a nikt nie myśli co potem, i co z tego, że nowe nasadzenia, kiedy urosną? też jestem z tych 80%; pozdrawiam:-)

Staszek, a ja mam praktycznie po drodze, zjechać tylko ze 2km z tej nowej obwodnicy P-śla, i nie udało mi się wstrzelić w kwitnienie, a to Mimi, a to "czołg" zapakowany drewnem:-) fotki niepiękne, światła nie było; a jak ma się Wasz nowy piesek? pozdrawiam.

Iwonka, myślę, że to stało się, kiedy zostawiliśmy psy na godzinę, kiedy pojechaliśmy na Kalwarię, albo może na zakupy budowlane; kiedy to zauważyłam, ślady sciamkania były już suche:-) nigdy nie miałam takich problemów z psami, że ściągały ze stoły, ta dopiero to jest żywioł nie do opanowania, ale lubimy ją; i ja pozdrawiam.

Anna Kruczkowska pisze...

Łąkowa wiosna! U nas jeszcze nie jest tak kwitnąco- nadal zbieram podbiał. A szachownicy nigdy nie widziałam na żywo :(

Grażyna-M. pisze...

Szachownice są prześliczne. Dawno temu mieliśmy je w ogródku, ale takich dzikich nigdy nie widziałam.
Bardzo podobają mi się takie zdjęcia - pejzaże, na których są te białe drzewa lub krzewy. Takie ulotne, delikatne. I słodko pachnące.:)
Psiaki są kochane, ale szkody robią. Kiedy (dawno temu) rodzice kupili nowy telewizor, to pies od razu zjadł większą część gwarancji...
Serdeczności:)

Mażena pisze...

Zachwycają te wiosenne kwiaty!
Co do ciecia lasów, to w to samo miejsce jeżdżę na Warmię i Mazury ponad 20 lat, widziałam wycinkę, widzę, gdzie wyrósł nowy las, gdzie pojawiały się młodniki...ale to co zobaczyłam w ostatnią sobotę bardzo mnie zasmuciło. Piękny mazurski las, z cudownym poszyciem jest wyrąbany do zera. Droga do Szczytna prowadzi nie przez las ale przez wyręby, smutno jakoś..i to cięcie jest takie ogromne, nie tylko miejscami..ale i w głąb las jet mocno poprzecinany, nie ma moich ulubionych grzybowych miejsc...spacerów...

Marchevka pisze...

Czytając relację, czy to Twoją, czy innych południowopolskich blogerów mam wrażenie, że moja północ jest naprawdę bardzo, bardzo daleka, leżąca w innej strefie klimatycznej. U nas przyroda dopiero nieśmiało się pobudza do życia. Jakiś miesiąc przesunięcia względem oddalonych od morza terenów...
Pozdrawiam :)

Powrót do tradycji pisze...

Ta "codzienność" jest właśnie najpiękniejszą :) Pozdrawiam

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ania, bo szachownica tylko tutaj w Polsce występuje, czyli jak nic musisz przyjechać na płd,wsch:-) pozdrawiam.

Grażyno-M, miałam pod chatką szachownice, ale perskie, tylko jeden rok, potem zjadły je nornice; dobrze, że tylko gwarancji, a nie np. okablowania:-) pozdrawiam.

Mażeno, z dnia na dzień zmienia się oblicze przyrody, teraz kwitną stare jabłonie, widok nieziemski; szkoda lasów, strasznie to rabunkowa gospodarka, takiej jeszcze nie było; pozdrawiam.

Marchevko, chyba wpływ ma na to spora odległość, no prawie 1000 km:-) pozdrawiam.

Moniko, jak miło Cię widzieć; pozdrawiam.