piątek, 26 lutego 2021

Wszystko płynie ...

 Ziemia każdym porem sączy wodę. Nie tylko sączy, to są wartkie potoki, strumienie, niosące błotnistą wodę aż do Wiaru. Spływają drogi, skarpy, a gdzie nie ma odpływu, tworzą się ogromne jeziora, gdzie na białym jeszcze śniegu widać, jak woda podchodzi spodem i zagarnia coraz większe połacie. Woda, woda, wszędzie woda, bez gumiaków ani rusz, ślad pozostawiony na wytopisku też podchodzi wodą. Przyjechaliśmy wczoraj na Pogórze, w zwałach śniegu leżących na poboczu drogi.  Zajrzeliśmy jeszcze nad Wiar, mąż mówi, że musi być wysoka woda, bo nasz skromny potok szumi a szumi.




Rzeczywiście, poziom wody bardzo wysoki, sięga prawie mostu, jeszcze wyrwane pnie czy korzenie nie tamują przepływu wody, a ryk taki, że ciężko zamienić słowo. To potęguje grozę, czy woda z roztopów zdoła pomieścić się w korycie, czy nie zaleje. Tak stojąc na tym moście i patrząc w rwący nurt, czuje się potęgę żywiołu, most aż drży pod stopami ... o, nie daj Boże tak wpaść w to skłębione piekło, porwie jak nic.

U nas za sadem, w zagłębieniu łąki też spływa potoczek, tak jak przed laty, bo w ostatnie zimy nie było za dużo śniegu. Jest to taki wiosenny strumyk, póki wody dużo, a zaczątek ma w źródle wybijającym pod skarpą u sąsiada. Zanim wieś przeniosła się wyżej, to była studnia, a raczej obłożony kamieniami spory otwór w ziemi, ponoć wody nigdy nie brakowało, my też z niej korzystaliśmy kilka lat. Potem nastały susze i trzeba było pomyśleć o swojej studni.


Tak wygląda wjazd na podwórze, jak dno potoku. Dobrze, że przed laty wjazd został wykorytowany, przykryty geowłókniną i na to wsypany tłuczeń, bo inaczej teraz nie wjechalibyśmy na podwórze i trzeba by czekać, aż obeschnie. 



Woda wydostaje się też z piwnicy, wręcz płynie spod drzwi, a oznacza to, że trzeba mi wziąć szuflę od śniegu i trochę ją wyczerpać. Ale co to da, jak pod chatką zwały śniegu zsunięte z dachu, a i po pochyłości góry też przecież przesiąka. Trzeba przeczekać, bez nerwów, taka lokalna atrakcja:-)
Pod chatką śnieg ładnie wytopiony, dlatego największą niespodziankę sprawił mi ten widok.


Kiedy one zdążyły? przecież tyle było śniegu jeszcze nie tak dawno:-) a mnie nie było tylko od niedzieli. Wawrzynek wilczełyko też ładnie kwitnie ...



Leszczyna też zdążyła już rozwinąć pyłkodajne kwiatostany męskie, zwisają żółte robaki, pierwszy pożytek dla pszczół. 

Bo pszczoły też już wyleciały z uli, przed tygodniem na śniegu można było obserwować żółte plamki po ich oblocie, kiedy to wyrzuciły z brzuszków zimową zawartość. Mąż przysyłał mi zdjęcia, jak ładnie pracują.


Jest tak ciepło, że pszczoły poczyniły już same porządki w ulu. Wyniosły tzw. zimowy osyp, to pszczoły stare, spracowane, które nie przetrwały zimy. 


Taki jest porządek rzeczy, choć trudno się z tym zgodzić, ja na ten przykład zostawiłabym im jeden ulik emerycki i dokarmiałabym, w podzięce za przepracowany w trudzie czas:-) Jeśli w jednym ulu jest około dwie garści martwych pszczół, to normalne zjawisko, jeśli więcej, to pszczoły trapi jakieś choróbsko lub pasożyt. Tutaj wszystko na szczęście w normie, zazwyczaj to mąż czyścił ule na wiosennym przeglądzie, teraz pracusie go wyprzedziły, to znaczy że są w dobrej kondycji.
Są już dokarmiane tzw. ciastem, cukier puder ugnieciony ze zmielonym pyłkiem kwiatowym i miodem, do tego jakieś tajemne ingrediencje mąż dodaje, jak choćby ocet jabłkowy albo odrobinę alkoholu, odkażająco. Wytopił tez na kuchni w wielkim garze woskowe resztki, jakieś oskrobiny, obrzynki, stare plastry i powstały dwa wielkie kręgi jak koła młyńskie, pachnące i ciężkie. Zostaną zamienione na węzę w sklepie pszczelarskim, na płaskie arkusze, jak wafle:-)


Minęło mnie to pierwsze ocieplenie na Pogórzu, ten oddech wiosny, gdzie ptactwo już zaczyna gardzić naszym karmnikiem, a rusza w gody, wyśpiewując w niebogłosy rankiem, i nie tylko. Dzwoniąco nawołują kowaliki i sikorki, słychać werbel dzięciołów, zielonosiwy tęsknie nawołuje z najwyższej gałęzi na czubku orzecha, i coś trelująco śpiewa, nie mogę dojrzeć, co za śpiewak. Ospałe muchy zbierają się na oknie, trzeba je wypuszczać co jakiś czas. Dziś wcześnie rano ujrzałam niezwykły widok, wielką tarczę księżyca nad Kopystańką. Efekty fotograficzne mizerne, a tak się starałam, nawet oparłam aparat o pień czereśni:-) ... i tak się poruszył ... z oddechem:-)




Mamy w domu remont /jak ja tego nie lubię, dezorganizacja życia zupełna/.
Trzeba było opróżnić pokój, więc czekaliśmy aż tapicer zabierze kanapę i fotele, bo po tylu latach, psach i dzieciach należało im się odświeżenie. Czekaliśmy na niego od początku stycznia, a kiedy już przyszła nasza kolejka, zawiało śniegiem świat i trzeba było odczekać, aż się odkopią. Jak zabrał tapicer, to udało się wstrzelić w termin z cykliniarzem, bo podłogi wytarte, wydrapane przez  psy. Więc pomalowawszy naprędce ściany i sufit, osiadłam na Pogórzu z psami, przecież podłoga jeszcze będzie się malować. Ponoć smród z lakierów będzie niesamowity, choć środki ekologiczne, na spirytusowo:-) Bolą mnie ręce, ponaciągane nieruchawe mięśnie, kiedy trzeba było po wielokroć złazić i wchodzić na drabinę:-) Trzeba przecierpieć, a potem nawet nie spojrzę w tamta stronę, w stronę remontów.
Na oknie papryczki ładnie rosną, pewnie w przyszłym tygodniu będę je pikować. Jeszcze kilka dni i trzeba pomyśleć o pomidorach.
Po południu pojedziemy zobaczyć, co słychać nad Wiarem, bo coś zdaje mi się, że jeszcze nie pokazał co potrafi.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny i pozostawione słowo, bywajcie w zdrowiu, pa!


29 komentarzy:

wkraj pisze...

Woda, jeśli nie zalewa domu jest potrzebna. U nas przez wieloletnie susze zniknął potok przepływający przez naszą dzielnicę. Roztopy i budząca się przyroda świadczą o zbliżającej się wiośnie. Remonty to też wiosenny element, trochę się trzeba pomęczyć ale efekty cieszą. Pozdrawiam serdecznie :)

Ismar pisze...

U nas na nizinie rzeka ma ochotę wyjść z koryta, już część drzew stoi w wodzie. Najgłośniej i najczęściej śpiewają trznadle ale i inne ptaszki słychać.

mania pisze...

Na Wisłoku mamy stan alarmowy, trochę za szybko te masy śniegu topnieją, oby nie było powodzi.
Pięknie pachnie taki wosk, dostałam go całkiem sporo od teścia siostry. Stopiony wlałam do maleńkich foremek na pralinki i teraz mam półprodukt do maści wszelakich :)
Pozdrawiam serdecznie

ikroopka pisze...

Tak to wszystko plastycznie opisalas, ze poczulam, jakbym tam sama byla 😊
Od pszczól się oganiam, ale miód lubię, wlasnie konczę przepyszny, przywieziony jesienią przez męza z Bieszczadów.
Ponoć mrozy jeszcze będą.

Aleksandra I. pisze...

Niesamowicie, woda to żywioł, w jedną chwilę może zabrać cały dobytek. Z małego strumyka przeobrazić się w rwącą rzekę. Myślę, że u Ciebie będzie spokojnie. Z pszczelarskich tematów to tylko znam smak miodu, bo od jesieni piję wodę z miodem. Ciekawa historia z pszczołami w rolach głównych. Jednak mądre są to stworzenia. U mnie przez kilka dni było tak ciepło jak głęboką wiosną, a nie w lutym kiedy jeszcze zima w kalendarzu. Remonty to trudna sprawa, szczególnie teraz. Uważaj na Siebie, bywajcie w zdrowiu. Pozdrawiam.

Lidka pisze...

Znów mamy nadmiar wody, za kilka tygodni pewnie usłyszymy , że susza... Nie można by jakoś zmagazynowac tego śniegu na później?
Tak wiosennie niech już zostanie, bo choć białość i mrożność fajna, to jednak kolorowy świat wolę :)

grazyna pisze...

U mnie tez juz ptaszki szukaja sobie gdzie indziej pokarmu. Wody wszedzie jest duzo, bedzie wszystko pieknie sie zielenic. Juz sie ciesze na wiosne.
Bardzo ciekawe te wiadomosci pszczele, nie wiedzialam, ze maja takie niezwykle zwyczaje.
A ksiezyc calkiem fajnie Ci wyszedl. trudno zrobic perfekcyjne zdjecie, zawsze cos sie ruszy, ale atmosfera nocna swietnie Ci wyszla. Pozdrawiam serdecznie Marysiu...

Stanisław Kucharzyk pisze...

Myślałem, że mniej śniegu na Pogórzu a tu całkiem sporo jeszcze. Pozdrowienia

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Wkraju, u nas płynie tylko przez piwnicę:-) Roztopy po zimie zawsze były, było mokro, błotniście, potem z dnia na dzień wszystko wysychało, a w studni była woda. Ostatnie lata zmieniły ten stan, śniegu w zimie mało, i wody w studni mało, trzeba było wiercić głębinówkę. Och, ten remont, wielka to uciążliwość, kiedy mieszka się w tym, ale dziś syn przysłał zdjęcie podłogi ... ładnie, warto się pomęczyć:-) pozdrawiam.

Ismar, pewnie wszędzie obfitość wody, ale dziś przejechaliśmy po terenie i widać, że wody opadają, mimo że w nocy padał deszcz. A wiesz, że nie znam śpiewu trznadli? może to on tak wyśpiewuje, zaraz sobie wyszukam i posłucham. Pozdrawiam.

Mania, podkarpackie chyba ogólnie przeżywa stan alarmowy, to nagłe ocieplenie i spływ wód daje o sobie znać. Dziś przejechaliśmy wzdłuż Wiaru, wody opadają, są czystsze, zagrożenie mija. o, tak, wosk pachnie, kiedy zachodzę do domku pszczelarza, mam to na bieżąco, tam można inhalacje sobie robić. Kiedyś robiłam pastę do drewna, wosk pszczeli + terpentyna + spirytus, potem na gorąco wcierać w drewno, najlepszy impregnat na świecie; wosk do maści? co dodajesz dodatkowo? pozdrawiam.

Ikroopka, zawsze mam wielki respekt przed siłami natury, a ten żywioł wody wywiera na mnie od lat ogromne wrażenie. Obserwowałam, jak rzeka potrafiła w ciągu nocy zabrać przyczółki mostu i stał sobie taki samotny, nie łącząc nic, albo pół pola popłynęło z wodą. Wiar to rzeka górska, kapryśna, trzeba ją ujarzmiać. Poczuć moc żywiołu stojąc na moście, jak drży pod naporem wody, ten jej ryk przepływającej między słupami, no, robi wrażenie. Zeszły rok był bardzo kiepski dla pszczół, mam nadzieję, że ten będzie lepszy, a ja też lubię miodek, i miody pitne, własnoręcznie robione:-) mąż mój zawsze mówi, jeśli chodzi o pogodę ...a będzie, co będzie:-) pozdrawiam.

Ola, właśnie na terenach górskich łatwo obserwować, jak zwykły strumień nabiera mocy. W lecie tyle szkód narobiły małe ciurki wodne, myślę, że teraz nocne przymrozki troszkę wstrzymają nagły spływ wody. Jesteśmy wysoko, wody nam nie grożą, ale jeździmy w dolinę, obserwować, co tam się dzieje. Miodek jest zdrowy, masz rację, że używasz. poznaję życie pszczół, oswajam się z ich obecnością, ale sama chyba nie pracowałabym w pasiece, mam stracha. Mam nadzieję, że to ostatni poważniejszy remont w życiu, już tyle ich przeżyłam:-) pozdrawiam.

Lidka, e, nie, ziemia się chyba napije dostatecznie:-) zima śniegowo była całkiem, całkiem, dawno tak nie było. Może śniegu nie zmagazynuje się, ale lód tak, jak prawi pan Okrasa:-) Za wcześnie na ciepłą wiosnę, niech wszystko idzie swoim trybem, wszak dopiero luty nam się kończy; pozdrawiam.

Grażyna, jak jest ciepło, ptaszki mają swoje zajęcia, a kiedy chłodniej jak dziś, to przylatują chmarnie. Ależ wody wszędzie, jeziora na łąkach, polach, ale tak zawsze bywało na wiosnę, to ostatnie lata były nienormalne:-) Pszczółki to bardzo ciekawe społeczeństwo, wiele dowiaduję się od męża, sam się szkoli, wiele z filmików na yt, czyta, potem usiłuje mnie wdrażać, ale ja boję się pszczół:-) trafiłam na bezchmurny świt z tym księżycem, wielka kula nad Kopystańką, pewnie przydałby się statyw, ale czasu nie było:-) pozdrawiam.

Staszek, zdjęcia świeżutkie, z piątku, ale dziś sytuacja zupełnie inna po nocnym deszczu, zmyło sporo śniegu. Dziś pojechaliśmy na Kalwarię, powrót drogą alternatywną do Huwnik, tam na górze dopiero widać, jak była zawiana. Woda w Wiarze wysoka jak wczoraj, ale czystsza, jakby już opadała, chyba zagrożenie wylaniem mija. Szkoda tylko, że tak szybko spływa:-) pozdrawiam.

BasiaW pisze...

Nawet nasza " równinna" rzeka przybrała! Kiedy wchodzę na Twojego bloga, czuję, że jeszcze nie zaginął ten piękny świat, naturalny porządek, pszczoły, księżyc i przebiśniegi...tej normalności tak ostatnio brakuje.

elaj pisze...

Ależ pięknie pokazałaś jak zima ustępuje powoli miejsca wiosnie. Tu jeszcze śniegu tyle a jednocześnie już czuć i widać jak przyroda się budzi. Tak wszystko naturalnie powoli jak powinno być. Taka wysoka woda w rzekach robi na mnie podobne wrażenie i respekt przed tym żywiołem.

Olga Jawor pisze...

Tak, wody wszędzie na Pogórzu mnóstwo. No i błota, z którym trudno sobie poradzić. Nasz stawik podwórkowy pełniutki po brzegi a jeszcze nie wytopił sie cały snieg wokół niego.Na szczęście topnienie i zalewanie nieco sie spowolniło, przez mróz, co to znowu powrócił nocą i zapowiadany jest przez kilka jeszcze nocy marcowych. Podobno duże mrozy mają jeszcze przyjść.Tak przynajmniej piszą w necie. Jak sobie z tym poradzi obudzona przyroda? Piękne Twoje zdjecia ksieżycowe i opowieść o życiu pszczół.
Pozdrawiam Cię serdecznie, Marysiu!:-)

Pellegrina pisze...

Niesamowity czas przełomu, równocześnie śnieg, chlapa, kwitnące zwiastuny wiosny. W nocy lekkie przymrozki, w dzień kilkanaście na plusie. Zazdroszczę pszczółkom, przede mną jeszcze wielkie, doroczne, wiosenne sprzątanie. I współczuję Wam Marysiu wielkiego remontu, "nie lubię, nie lubię"

Yahya Aydoğmuş pisze...

i need money please click google adsense advertisement on my blog.

Anonimowy pisze...

Żywioł, żywioł, żywioł. Piękny i nieprzewidywalny. Choć u nas się to nie zdarza to wiem, że naprawdę bywa groźny i przynosi ogromne szkody. Ale za to widok księżyca jakże odmienny, romantyczny. I taki ciepły. U nas już śniegu tylko marne resztki , ale w moim ogródeczku jeszcze nie kwitną przebiśniegi może i dlatego, że są zacienione drzewami i krzewami, ale tylko patrzeć, a rozłożą swoje płatki jak panna rozczesywane włosy. Remonty, nie znam nikogo kto by je lubił. A mimo to je znosimy, by później było miło popatrzeć i zwyczajnie mieszkać "po ludzku". Tak więc gratuluję decyzji i zazdroszczę, bo mnie czeka to samo i nie mogę się zdecydować czy to już. Pozdrawiam, Alik

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Basia, wody wysokie, ale już czyste, to pewnie gwałtownego przyboru nie będzie. Nie, nie zaginął, bo ten stary porządek świata bardzo mi odpowiada:-) sama obserwacja pszczół czy ptaków to frajda niezwykła, a już księżyc to kosmos; dalekie światy zostają poza mną, nie ciągnie mnie do nich, ot! pożyć jeszcze w zdrowiu, zobaczyć trochę, nacieszyć się rodziną, niby niewiele, a wiele; pozdrawiam.

Elaj, śniegi schodzą, a nocny przymrozek wstrzymuje nagły spływ wód, już uspokoiło się, widać, że woda opada, jest też czystsza. Pamiętam alarmowe stany na Sanie, ustały deszcze, była piękna pogoda, lato, a fala powodziowa groźnie wypełniała wały, wolno toczyła wody, groza wręcz przenikała człowieka; pozdrawiam.

Ola, ha, nasze pieski, te są niepokonane w znoszeniu błota na łapach, na męża pokrzyczę, zostawi gumiaki na zewnątrz, a te futrzaste łachudry do domu się cisną:-) przyroda poradzi sobie, jeszcze jest wcześnie, gorzej jakby pąki się rozwinęły, jak zeszłej wiosny, w sadach to był obraz nędzy i rozpaczy; pszczółki dziś śpią, zimno, mży, a ja próbuję ostrzyc Amika:-) pozdrawiam.

Krystynko, to chyba prawidłowość, od której odwykliśmy; słońce to jednak inny świat, nawet przy ścianie promieniuje ciepłem; pszczółki to wielkie hobby męża, uczy się, pilnuje, coraz lepiej mu wychodzi, choć i popełnia błędy, jak każdy; może nie wielkie błędy, ale każdy sezon jest inny i trzeba szybko reagować, to żywe stworzenia; w chatce pozdejmowałam część durnostojek, umyłam, ale nie wszystkie, bo jest sezonowość:-) w jednym roku to, w innym tamto; podłoga pomalowana, dziś ostatni raz, teraz nie się utwardzi i wyśmierdzi; też nie lubię, ale trzeba w końcu zrobić, żeby był spokój na następne lata; pozdrawiam.

Alik, właściwie to boję się wody, budzi we mnie respekt, a jeśli jest mętna i nie widać dna, groźna dla mnie podwójnie; miałam szczęście do bezchmurnego nieba, ostatnie dni pochmurne, zimno; są ludzie, którzy lubią, zmieniać, malować, przestawiać, ja to jestem stała w uczuciach, kolor ścian ten sam, ustawienie mebli też, i mąż od wielu lat ten sam:-) :-) :-) pozdrawiam.

Bozena pisze...

Pracowicie u Ciebie, zresztą jak zawsze. Czytając Twoje posty czuję się niemrawa i leniwa. A jeszcze poranne zdjęcia, bo aby tak uchwycić księżyc trzeba być skowronkiem. Ja niestety jestem sową i późno chodzę spać, a ranek u mnie zaczyna się dopiero pomiędzy siódmą trzydzieści, a ósmą. Mam też swoje poranne rytuały... Widać mało we mnie kobiety wiejskiej, choć tak kocham chatę i Wyluzowaną. Za to bardzo dobrze rozumiem Twoją pokorę wobec potęgi wody. Parokrotnie przeżyłam powódź i zalane mieszkanie oraz ogród. U nas ze stoku Kozińca spływa też niezła rzeczka, która rozgałęzia się na dwa koryta. Jedno wpływa na naszą drogę dojazdową, a drugie płynie brzegiem jezdni i spływa gdzieś dalej. Na naszej drodze Mamy rynienkę odprowadzającą w drugą stronę, aby dalej od Wyluzowanej ale i tak wszędzie grząsko. U nas jeszcze trochę śniegu i to dopiero początek roztopów. Mimo wszystko wiosna cieszy. Serdeczności

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Bożena, och nie, wcale nie, chyba nie zmusiłabym się, żeby poćwiczyć na rowerku albo rozciągnąć w pilates:-) wyjątkowo zastałam się tej zimy, dlatego nawet zwykłe malowanie ścian sprawiło trudności; wstaję wcześnie, to prawda, ale i wcześnie chodzę spać, do tego psy wymuszają pewne rytuały poranne:-) pamiętam powodzie, kiedy Odra wylewała, relacje reporterskie, które pokazywały nieszczęścia ludzkie, żywioł nie do opanowania; u nas wody spływają dowolnie, nie mamy żadnych specjalnych zabezpieczeń, płyną, dopóki nie wytopią się śniegi; cieszy poranne słońce, już nawet pszczoły latają, choć chłodno; mamy sporo drzew do przycięcia, ale jeszcze nie wychodzimy do pracy, żeby się nie zaziębić, no i bardzo mokro; pozdrawiam.

grazyna pisze...

MArysiu, wyszła kasiazeczka na temt krzyży brusnienskich, tak informuje, moze Cie zainteresuje. Kosztuje 17 zl i sprzedaż i ewnetualna zrzutka ma na celu zrobic film na temat tego cmentarza i otoczyc go opieka..

https://zrzutka.pl/z/kamienneobliczeroztocza

Wiem, ze sie krzyzami interesujesz..wiec podaje Ci te informacje pozdrawiam

grazyna pisze...

Autor nazywa sie Grzegorz Ciećka ma strone ne facebooku, ciekawy czlowiek zajmuje sie wyszukiwaniem i spisywaniem krzyzy brusnienskich a nawet zaczal tworzyc na Roztoczu złomale, moze oprocz dekali bedziemy mogly ogladac zlomale.

Anonimowy pisze...

Przeżyłam taką powódź, Odra zalała Racibórz. Bogu dzięki w ubiegłym roku widmo powodzi zostało odsunięte, wodę skierowano do zbiornika suchego polderu. Nigdy więcej, od czasu 1997 z każdymi większymi padami rosła mi gula w przełyku ze strachu, uciekałam z małym dzieckiem. Życzę Ci Marysiu, aby i u Was roztopy nie budziły grozy.
Twoje papryczki już wypikowane, dojrzałe owoce mają niby nieduże, ale sadzoneczki piękne nad podziw w tym roku. Teraz sieję pomidory. I dużo kwiatów. Oby ten był umiarkowanie mokry. Pozdrawiam hel.

Krzysztof Gdula pisze...

Wyobrażam sobie zapach wosku, jest ciepły, słodki, miodowy. Jak płomień prawdziwej świecy.
Mario, praca pszczelarza jest dla mnie tajemnicza jak misterium jakieś. Wynoszenie przez pszczoły swoich martwych sióstr robi wrażenie i faktycznie budzi protest. Ujmujący pomysł podsunęłaś – tego emeryckiego ula :-)
Wiem, że nie podoba Ci się, ale znowu wróciła myśl, gdy czytałem o wezbranym Wiarze: wybrać miejsce i postawić niewielką tamę. Będzie prąd i zabezpieczenie przed zalewaniem. O miejscu do kąpieli nie wspomnę.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Grażyna, trzymam rękę na pulsie, bardzo często zaglądam na stronki roztoczańskie, a zwłaszcza grupy eksplorującej tereny Roztocza Wschodniego, a poza tym mam znajomych w Horyńcu, prawdziwi pasjonaci; w przyszłym tygodniu spotkam się z nimi, zawsze przywożą ciekawostki ze sobą:-) poza tym za płotem mam sąsiada, który zjeździł wszystkie strony roztoczańskie i zewidencjonował cerkiewki, a także nepomuki; spotkałam się już gdzieś ze zbiorami znalezionych metalowych rzeczy po wysiedlonych wsiach, co niektórzy mają porobione wystawy na ścianach, zarówno bojkowskie, jak i łemkowskie; wielkie dzięki za wieści, jak dla mnie Roztocze Wschodnie kryje jeszcze niejedną tajemnicę:-) pozdrawiam.

Helena, pisałaś mi o tej powodzi, pisała też Bożena z Kędzierzyna-Koźla, a wszystko za sprawą tej samej Odry; czy dalej odczuwasz takie zagrożenie, czy ten zbiornik zapewnia bezpieczeństwo mieszkańcom? u nas, a zwłaszcza na Pogórzu, powodzie są krótkotrwałe, kiedy przechodzi wysoka fala z powodu nadmiernych opadów, jakiegoś oberwanie chmury, przyjdzie, spłynie, ale ile szkód narobi; z kolei moje papryczki będą pokowane po niedzieli, a nasiona pomidorów zinwentaryzowane, nawet nie trzeba dokupywać; kusi mnie próba szczepienia na dzikich podkładkach, spróbuję; kwiaty też kupiłam, zwłaszcza byliny, i to miododajne, a dodali mi w ramach promocji różne jednoroczne floksy:-) z każdym rokiem nadzieja na obfite plony, oby grzybowe nie zaszkodziły:-) pozdrawiam.

Krzysztof, to wszystko prawda, co piszesz, to jest zapach nad zapachy, takim zapachem przesiąknięte są ściany stareńkich drewnianych cerkwi; o, tak, trzeba również posiadać trochę tajemnej wiedzy, aby nie zmarnować pszczół; sezon trwa nie tylko, kiedy jest miodobranie, ale przez cały rok, od wczesnej wiosny trzeba je podkarmić, wiedzieć, jak opatrzyć ul, żeby rójki nie było, a przede wszystkim leczyć; u nas sezon trwa krótko, nie ma nawłoci ani wrzosów, może dobrze, bo pszczoły nie są tak spracowane, i dobrze przygotują się na zimę w zapasach; pszczoły żyją krótko, taka ich natura; nie ma planów na zbiornik, to cudna dzika górska rzeka:-) pozdrawiam.

mania pisze...

Maryniu, najprostsza maść i moja ulubiona to macerat nagietkowy (suche kwiaty nagietka umieszczam w słoiku, zalewam dowolnym olejem i przez 3 godziny gotuję na małym ogniu w kąpieli wodnej. Po odcedzeniu umieszczam macerat w maleńkim słoiczku (używam tych najmniejszych z koncentratu pomidorowego), dodaję odrobinę kitu pszczelego, paznokietek wosku i chwilkę gotuję w kąpieli wodnej do stopienia wosku. Można też dodać kilka kropli witaminy E, która będzie konserwantem. Taka maść jest doskonała na popękaną skórę rąk i stóp. Ciekawe receptury można znaleźć u dr Różańskiego, miałam przyjemność uczestniczyć w jego zajęciach - tu np. maść z pączków topoli: https://rozanski.li/1207/paczki-topoli-gemmae-populi-w-medycynie/

Ania pisze...

Przebiśniegi zrobiły Ci cudowną niespodziankę. Wiosna już w powietrzu i śpiewie ptaków. Niestety, także w powodziach.
Nic na nie nie można poradzić.
Pszczoły czekają na pierwsze poważne pożytki z kwitnących dereni. To już lada moment. Teraz muszą zadowolić się przebiśniegami i rannikami, a to niewiele. Dokarmianie jest konieczne. Ciekawe, czy właściciel uli w moim lesie to robi. Jakoś nie wydaje mi się. Współczuję Ci tego remontu ale to już końcówka ? Mnie też czeka malowanie ale jeszcze nie chce mi się o tym myśleć. Pozdrawiam serdecznie

Anonimowy pisze...

Piękne te Twoje przebiśniegi. U mnie na razie trzy krokusy pokazały buźki, ale znowu się zamknęły, gdy przyszły zimne dni i noce.

Sugestywnie odmalowałaś tę kotłującą się wodę pod mostem...

Pozdrawiam serdecznie,
Wojtek

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Mania, toż to rewelacja ten przepis, wszystkie składniki mam swoje:-) wielkie dzięki; czasami zaglądałam do dra Różańskiego, ale właściwie pomijałam te receptury. Uczestniczyć w takich zajęciach to musi być dopiero rzecz, i otwierają się oczy i umysł na bogactwo pożytecznych ziół na zwykłej łące, wystarczy poszukać; pozdrawiam.

Ania, to była wielka niespodzianka, śnieg zszedł, a tam już rozkwitłe przebiśniegi; podejrzewam, że ziemia nie była zamarznięta, kiedy śnieg ją otulił i było im ciepło pod pierzynką. Dereń rzeczywiście w blokach startowych, mam go w domu przy tarasie i zawsze cieszy brzękiem pszczół; mąż dokarmia pszczoły cały czas, jak tylko zjedzą "ciasto", mimo, że mają jeszcze zapasy w plastrach z jesieni; remont skończony, jeszcze tylko uładzić to, co wyniosłam:-) pozdrawiam.

Wojtek, śliczna, wiosenna niespodzianka:-) krokusy jeszcze śpią, bo śnieg znowu spadł i leży, chyba nawet listków nie widać. Myślę, że to ostatnie podrygi zimy. Niedawno zbudowano ten most na Wiarze, z gotowych elementów betonowych, a tym samym wiele przypór w wodzie, hamujących spływ wody, pni i gałęzi; kiedy idzie wielka woda, stoi tam ciągnik z chwytakiem do pni, taki leśny, i wyławia je na brzeg; trochę strach stać na tym moście, kiedy tak drży i woda wręcz ryczy, lepszy byłby przerzucony górą ... może nie było kasy na taki:-) pozdrawiam.

AgataZinkiewicz pisze...

Woda jest potrzebna i to bardzo. A remontu też nie lubię.. Ale wytrwać trzeba. Zacząć to już połowa sukcesu. Widoki macie cudne... Pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Agata, rozlewiska, jeziorka na polach i łąkach, ziemia opija się woda, to cieszy; dzielnie przetrwałam remont, już po, nawet graty zniosłam na powrót;
na Pogórzu jeszcze zima, jelenie szły; pozdrawiam.