niedziela, 11 kwietnia 2021

Ostre cięcie ... i straty muszą być:-)

 Straty muszą być - tak kiedyś powiedział gość, który budował nam piwniczkę na Pogórzu. Miałam tuż obok posadzony czosnek niedźwiedzi, a chuchałam na niego, a dmuchałam, i prosiłam, żeby uważali na to miejsce. A gdzie tam, zadeptali, zasypali, no i na końcu usłyszałam, że straty musza być:-) Na szczęście czosnek niedźwiedzi potrafi przetrwać w ziemi w postaci cebulki i na następny rok wyrósł jak gdyby nigdy nic.


Przyszedł czas na jabłonie. Stare odmiany, nawet nie wiem, jak się nazywają, ale co drugi rok rodziły bardzo smaczne, dobrze przechowujące się jabłka. I z roku na rok coraz bardziej zżerała je jemioła. Najpierw obłamywałam tego pasożyta, wysoko nie dostawałam, więc efekty mizerne. Na drugim zdjęciu jabłonie z zeszłego roku, tylko jedna gałązka zakwitła, reszta usychała, bo jemioła wysysała wszystkie żywotne soki. Dla takiego drzewa ratunku nie ma, trzeba radykalnie obciąć wszystkie porażone gałęzie ... przymierzyliśmy się do pracy, niewiele zostanie, może młode odrosty zdołają uratować jabłonie.



 
Wielce to niebezpieczna robota, pnie obciążone dorodną jemiołą są bardzo ciężkie, do tego wiejący wiatr. Usiłowałam zadzierzgniętą liną trochę pomagać mężowi, ściągając je we właściwym kierunku. A gdzie tam, pnie spadały jak chciały, między innymi na płot z desek. No i tu przy którymś trzasku łamanych desek zacytowałam mężowi tego gościa od piwnicy -Straty musza być!

Pozostawione odrosty też są w części zajęte jemiołą, to już robota dla mnie na przyszły tydzień, będę je obcinać, przycinać, żeby nie została ani jedna zaraza:-) Z jedną jabłonią poszło jako-tako, nawet domek dla szpaków ocalał, natomiast ta druga przycięta drastycznie. Mimo podcięcia od dołu kory spadająca gałąź obdarła łyko daleko, nie było co ratować, trzeba było jakoś wyrównać. No i sterczy teraz z pnia tylko jedna gałązka, ale może coś się uratuje, bo bez pomocy drzewa i tak uschłyby. Zeszło nam całą sobotę, do samego wieczora, ścinanie, piłowanie na pieńki, potem przeciąganie gałęzi za sad ... zmęczyliśmy się zdrowo, ale pozostało zadowolenie z odfajkowanej, kolejnej roboty.

Od czasu do czasu odwiedzamy wzgórze kalwaryjskie, dalekie widoki koją duszę. Na nasłonecznionych skarpach kolorowo od dywanów kwiatów. Przejeżdżając obok coś mignęło mi, ale trudno odróżnić wśród łanów zawilców ... przeszłam powolutku, zawilce, zawilce, i jeszcze zawilce i wreszcie jest, zresztą bardzo podobna do zawilca. To zdrojówka rutewkowata ...

W jednym miejscu tuż przy murze sanktuarium osuwa się ziemia. Nie wiem, co o tym myśleć, czy to ludzka kość, czy zwierzęca:-)

Nad samym Wiarem przed tygodniem było biało od śnieżyczek, teraz pysznią się łany przylaszczek, kokoryczy czy żywca gruczołowatego.






W wilgotniejszych zagłębieniach zieleni się czosnek niedźwiedzi, pewnie woda przyniosła nasionka z terenów, gdzie występuje obficie. No i wielkie liście obrazków ...



Znalazłam też czarkę szkarłatną, ale tak dużą jak maleńka filiżanka:-) ponoć te grzyby są jadalne.


Bardzo to są ładne miejsca, takie uroczyska, ze strumieniami spływającymi po kamieniach z góry. szkoda tylko, że tak zaśmiecone. Leżą stare śmieci przyrośnięte już zielenią, są i nowsze, wszak tutaj wypoczywa nad wodą wielu wczasowiczów, Wiar przyciąga.


Na podwórzu coraz bardziej niebiesko od kwitnącej cebulicy. Dziś rankiem wyszłam na łąki, trochę  pogórzańskich widoków przywiozłam.





Wracaliśmy dziś do domu nową drogą, co prawda część jeszcze w budowie, ale jedzie się bardzo ładnie. Kierunek Bachów, wyjeżdża się przy moście w Chyrzynie, po drugiej stronie Sanu - Krasice. Dziś niedziela, można było przejechać, w tygodniu droga jeszcze zamknięta, bo pracują na niej maszyny. Kolejna bardzo urokliwa alternatywa powrotu do domu:-)


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, zdrowia życzę, pa!




16 komentarzy:

grazyna pisze...

Dla mnie Twój post jest jak znalazł! w sobotę poszłam w las i przy siatce Ogrodu Botanicznego w Powsinie, od strony lasu całe łany kwiatków wiosennych, ktore wybrały wolnośc i opuściły obszary batanika. Oprocz zawilców białych, żołtych, kokoryczy, miodunki było cos co do złudzenia przypominalo zawilca, a jednak było inne, z jednej łodygi wypuszało wiele kwiatków, wiec zrobiłam oczywiście zdjęcie i miałam zamiar szperać w internecie ...a Ty proszę,,napisałaś ...zdrojówka rutewkowata! to to!

Wiec mamy juz pierwsze kwiatki wiosenne, wiosna! zaczynają się coroczne zachwyty i mimo, ze coroczne nie tracimy na euforii na ich widok. Pozdrawiam serdecznie

jotka pisze...

Czekamy na ciepło, by w takie plenery wyruszyć, szkoda tylko, ze w drodze nie można się w jakimś lokalu posilić, ale od czego zestaw piknikowy?
Straty muszą być i są do zaakceptowania, jeśli przy okazji powstaje inne nowe:-)
Dużo zdrowia i energii, no i sprzyjającej pogody Wam życzę!

kobieta w pewnym wieku pisze...

Piękne panoramy i ta wiosna w każdym kwiatuszku napawa nadzieją. Pozdrawiam.

Aleksandra I. pisze...

Nie sądziłam, że jemioła potrafi zawładnąć i owocowymi drzewami. W naszym rejonie dopiero bliżej Wrocławia spotyka się ją. Sporo pracy Włożyliście w te prace, ważne, że wszystko bezpiecznie odbyło się. Interesująco wyglądają te wielkie przestrzenie, chociaż jeszcze w szarych odcieniach. A wszelkiego rodzaju wiosenne kwiatki mają w sobie tyle uroku. Wiosna kolorowa przybywa dużymi krokami. Doda nam sił. Pozdrawiam wiosennie.

ikroopka pisze...

No i co tu gadać, ze się woli zimę, kiedy wiosna taka piekna:) Przed chwilą wyczytałam, że zima nie odpuszcza i że po ciepłym weekendzie przyjdzie załamanie pogody w całym kraju. Kwiecień plecien, wiadomo, a przeciez pamietam snieg i w maju, i to całkiem nie dawno, przeciez. Trzymajmy się. 😊

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Grażyna, coś mi jarzyło w pamięci związane ze słowem rutewka i orlikolistna, na początku nie mogłam znaleźć, co to takiego i wyświetlała mi się rzeczywiście ta rutewka; w końcu wpisałam hasło "podobne do zawilca" i od razu wyskoczyła zdrojówka:-) coraz bardziej kolorowo, za chwile pszczoły ruszą na miodunkowe łąki; który to już rok zachwycamy się wiosną i wcale nam się nie znudziło:-) właśnie zeszłam z drabiny, skończyłam obcinać jemiołę z odrostów jabłoniowych; ależ męcząca pogoda, za gorąco w samym podkoszulku; troszkę odetchnę i pójdę składać porąbane drzewo, tam robota w cieniu; pozdrawiam.

Jotka, plenery kuszą bardzo, ale jak zwykle na wiosnę dużo pracy po zimie, a tu już pogoda męcząca; zdecydowanie wolę chłodniejsze dni; kanapki, termos do koszyczka, jak za dawnych czasów; tak łatwo człowiek przyzwyczaił się do dobrego:-) będziemy łatać płot, zresztą trzeba zamówić deski i jeszcze go przedłużyć, a zniszczone deski pójdą do porąbania na szczapki, do rozpalenia ognia w piecu; przecież jeszcze nie raz będzie zimno i komin ciepły miły; wzajemnie i pozdrawiam.

Kobieto wpw, akuratnie z naszych łąk ładne widoki, mamy przed nosem najwyższe wzniesienie Pogórza, to Kopystańka; czasami biorę lornetkę i obserwuję turystów na szczycie:-) czekamy z utęsknieniem na wiosnę, zapominając, że wraz z nią przybywa bardzo dużo zajęć, a potem całe lato koszenie trawy:-) pozdrawiam.

Ola, to draństwo usadawia się wszędzie, i na liściastych, i na iglastych, na niskich głogach, i na wysokich jesionach; jest bardzo trudna do wytępienia, powinno się gremialnie walczyć z nią, może wtedy byłyby efekty; podobno gdzieś w innych państwach jest nakaz wycinania tej zarazy; o, tak, nie zdawałam sobie sprawy, jakie to niebezpieczne zajęcie; mąż zanim przyciął, długo spoglądał i ważył, w którą stronę poleci gałąź, zwłaszcza że ciął z drabiny; łąki ledwie z mgiełką zieloną, ale wystarczy ciepły deszcz, a wszystko ruszy; oj! ja coś dziś bez sił, chyba ta zmiana pogody tak działa; pozdrawiam.

Ikroopka, nie, no ... i zima ma swoje uroki, inne od wiosny, ale chyba na tę ostatnia bardziej się czeka; zapominam, że wraz z wiosną tyle pracy, bo cieszy każdy kwiatek, listek, a potem buchnie trawa, nawet trzymana jako kwietna łąka, trzeba kosić; dobre takie załamanie pogody, będę palić w piecu, patrzeć za okno i czytać książki, leniuchować bez wyrzutów sumienia:-) pozdrawiam.

wkraj pisze...

Sporo już tych zwiastunów wiosny, a prace w sadzie i ogrodzie na wiosnę to zawsze wysiłek. Natomiast wiosną wraca nadzieja na lepsze dni. Może jemioła to i pasożyt, ale młodzi lubią miejsca pod jemiołą. Pozdrawiam serdecznie :)

Krzysztof Gdula pisze...

Szkoda jabłoni. Całe życie się wysilały nie dla siebie, ale przecież nic innego nie można było zrobić.
Dalekie widoki koją duszę – napisałaś bardzo słusznie.
Jemioła jest agresywnym pasożytem, dlatego dziwić może obecność tej rośliny w ludowych podaniach, jak to o mocy pocałunków. Ciekawe, jaką drogę przeszła jemioła żeby tam się znaleźć.

Bozena pisze...

Dzięki Twojemu blogowi łatwiej mi znosić tęsknotę za Bóbrką i chatą. Wiem, co się dzieje w przyrodzie, bo tutaj troszkę inaczej, może i szybciej, choć w okolicach Wrocławia jeszcze szybciej. Tam już w Wielką Sobotę wiosna była całą gębą , u nas w porównaniu z Wrocławiem o tydzień spóźniona. W Bóbrce pewnie jeszcze bardziej. Facebook wczoraj przypomniał mi zdjęcie naszego miejskiego ogrodu sprzed dwóch lat. Wtedy wiosna była w pełni, kwitły drzewa oraz magnolie i to bardzo obficie. Teraz dopiero zaczynają i tylko tarniny " się wyrychliły" , jak tu się na śląsku mówi. Serdeczności :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Wkraju, męczyłam się wczoraj znowu z tą jemiołą, wycinając ją po gałązce z młodych odrostów, a pogoda była taka osłabiająca, pewnie przed dzisiejsza zmianą; patrzę za okno, wicher niesie tumany mgły, a może to chmury już nas dotykają; o, tak, jemioła całuśna, ale nie zabraknie jej, to trochę walka z wiatrakami, bo wokół jej pełno:-) pozdrawiam.

Krzysztof, szkoda, pewnie, że szkoda, wiele te jabłonie pamiętają, dlatego jeszcze próbujemy; pień zdrowy, gałęzie najbardziej narażone na pasożyta; ponoć jemioła jest lekiem, cos tam robią z niej na raka, czytałam też o nalewkach na jemiole, ale sama nie stosuję; że do całowania? ech! w młodości nawet jemioły nie trzeba było:-) nie trzeba długiej drogi, drzewa w sąsiedztwie też zajęte tym pasożytem, widzę gałązki, gdzie ptak wycierał dziób albo spadły jego odchody, a już przyklejone nasionko kiełkuje; pozdrawiam.

Bożena, runo kwitnie, ale tarninom daleko jeszcze; wczoraj był upał nie do zniesienia, bo człowiek nieprzyzwyczajony, wręcz osłabiony przy zajęciach, ale w nocy zaczęło wiać i ranek obudził się bardzo mglisty, niesie kropelki deszczu; jak patrzyłam na prognozę, to nieciekawie będzie do końca tygodnia; "wyrychliły", ładnie:-) pozdrawiam.

mania pisze...

Kiedyś na bożonarodzeniowym jarmarku pewna starsza pani kupując jemiołę szukała okazu z dużą ilością owoców, z których chciała zrobić... krople do oczu. Nie spotkałam się z takim zastosowaniem jemioły, nasz zielarski guru, dr Różański pisze o maści z owoców jemioły na guzy nowotworowe i zielu na obniżenie ciśnienia.
Chciałabym zobaczyć kwitnące obrazki, w zeszłym roku trafiłam na okazy ścięte majowym przymrozkiem. Może w tym roku się uda :)
Pozdrawiam serdecznie

Olga Jawor pisze...

...A potem to wszystko, co pokazujesz na zdjęciach przykrył śnieg!:-)
Na szczęście roślinki pogórzańskie potrafia dać sobie rade z nagłymi zmianami pogody. Miejmy nadzieję, że takzę i odrosty tych starych jabłoni, które ścieliście przetrwają. U nas przetrwały odrosty starej trześni, ściętej kilka lat temu!:-)
Pozdrawiam Cie ciepło, Marysiu!:-)

Pellegrina pisze...

Spisałam się i opisałam, czasem mądrze czasem nie bardzo ale mi wcięło bo nie mogę obczaić tego nowego Windowsa 10. Ale pozdrawiam i pamiętam, następnym razem się uda.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Mania, owocki jemioły jak perełki, ale chyba nie odważyłabym używać tego medykamentu do oczu, do smarowania jeszcze jako tako, ale do wewnątrz już nie:-) obrazki są ciekawe, mają kolby kwiatowe jak kalie, trzeba trafić na czas kwitnienia; pozdrawiam.

Ola, jechałam wczoraj przez Pogórze Dynowskie, do Dubiecka przez Drohobyczkę, na pagórach mnóstwo śniegu, niżej całkiem zielono. Liczę na odrosty jabłoniowe, widziałam takie odmłodzone jabłonie w innej wsi, może i nam się uda, bo szkoda. Pozdrawiam.

Krystynko, tylko mi żałować Twego komentarza:-) Nie lubię zmian w oprogramowaniu, zawsze boję się, że coś popsuję bezpowrotnie. Pozdrawiam.

don't blink pisze...

Ale macie już dużo kwitnących kwiatów. U nas w lasach nadal królują przylaszczki, zawilce i miodunki. Jutro jadę zajrzeć na Roztoczę:) Czarka szkarłatna jest pod ścisłą ochroną i lepiej by nikt nie wiedział, że jadalna:)
Dobre stare odmiany drzew owocowych najlepiej jest sobie zaszczepić. Wprawdzie na owoce trzeba dosyć długo czekać, ale dla potomków jak znalazł:). Mój ojciec szczepił i sadził drzewka do 88 roku życia.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Don,tblink, runo kwitnie, szkoda tylko, że pogoda nie pozwala delektować się, śnieg wczoraj stopniał, wyżej w górach leży jeszcze, ale błoto wszędzie okropne; myślisz, że ktoś odważyłby się jeść czarkę? ludzie są ostrożni, ja też:-) wiem, że przydałoby się zaszczepić, może spróbuję, choć jeszcze tego nie robiłam, ale próba nie strzelba; w pobliskim arboretum w Bolestraszycach pod Przemyślem naszczepiają stare odmiany, właśnie z podobnych sadów jak nasz; cenię takich ludzi jak Twój ojciec, szkoda tylko, że coraz mniej podobnych mu osób z pasją i zacięciem; pozdrawiam.