Troszkę spóźniłam się na kwitnienie rudbekii, większość została wykoszona, ale i zostało coś dla mnie. Najładniejsze żółte łany można obserwować na Chwaniowie, to roślina silnie inwazyjna, wypierająca rodzime gatunki i jak wiele jej podobnych to uciekinier z ogrodów. Nie jest zupełnie bezużyteczna, miododajna, przyciąga mnóstwo owadów, no i co tu dużo gadać, cieszy oko:-)
Pisałam niedawno o nowej inwestycji w Wańkowej, będzie , a właściwie już stoi wyciąg narciarski, buduje się zaplecze gastronomiczne i całe zagospodarowanie. Kto wie, czy nie ruszy już tej zimy, alternatywa dla Gromadzynia, Laworty, a także Arłamowa.
W niedzielę zabraliśmy babcię na Festiwal Kresowego Dziedzictwa do Baszni Dolnej. To jej bliskie tereny, urodziła się niedaleko w przysiółku Radruża, bliska rodzina mieszkała w tej właśnie Baszni. Mnóstwo straganów z przeróżnym jedzeniem, wesołe babeczki z kół gospodyń wiejskich, pachnie dym z przenośnych wędzarni, można kupić to i owo, choć ceny czasami wariackie:-) Ale jarmark, to jarmark, naród grosza nie żałuje, wszyscy noszą pudełka z zakupionymi wyrobami, siorbią z miseczek jedzenie, pogryzają kromki ze smalcem i kiszonym ogórkiem. Są lokalne wyroby z winnic, browarów, gliniane gary z bigosem, lady pełne pachnących wędzonek, miody, proziaki, moskole i co tam jeszcze kto wymyślił. Stragany z rękodziełem, rzeźbiarze, ciekawostki dla dzieci ... każdy coś znajdzie dla siebie.
Ze sceny przygrywała muzyka, ludowe zespoły wabiły tańcem, śpiewem i kolorowymi strojami.
Ponieważ praca twórcza zajmowała sporo czasu, nie dotrwaliśmy do końca, zdjęcia poniżej pożyczyłam ze strony Kresowej Osady z Baszni Dolnej. Oto efekt końcowy.
W miejscowości pozostał tylko budynek gorzelni, po hucie nie ma śladu, a na terenach podworskich jak zwykle gospodaruje PGR.
Obejrzeliśmy wszystko, co się tylko dało, spędziliśmy ponad godzinę na wykładzie pana Tomasza Kuby Kozłowskiego z Domu Spotkań z Historią, który ciekawie opowiadał o targach wschodnich we Lwowie w latach 1920-1938. W Przemyślu czeka jeszcze w Muzeum Ziemi Przemyskiej do końca sierpnia wystawa o uzdrowiskach, zebranych przez niego artefaktach i materiałach, o leczniczej wodzie Naftusi, a więc Truskawiec, Morszyn, Niemirów, Lubień i Szkło ... i zachciało nam się pojechać na Ukrainę, tak na dzień-dwa.
Na straganach zakupiliśmy kiszkę ziemniaczaną oraz moskole, w sam raz na kolację:-). Jeszcze gdzieś tam pobrzmiewał głos gwiazdy kulinarnej, pani Weroniki Marczuk, która gotowała barszcz ukraiński. Wieczorem koncert zespołu Pectus i Witek Muzyk Ulicy., my już nie czekaliśmy ... czas wracać do domu.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, wszystkiego dobrego, pa!
20 komentarzy:
Pani Mario tak czułam jakbym z Wami tam była. Dziękuję.Pozdrowienia dla mamy.Zosia.
To rudbekia? A ja myślałam, ze to topinambur lub słonecznik szorstki, mnóstwo tego rośnie za płotem chatty. Ponieważ mi się bardzo podobały przeniosłam je na działkę koło bramy południowej i tak mi się rozrosła, że musiałam je wyciąć i wykopać bo się nie dało bramy otworzyć. A przecież zawsze sobie mogłam urwać kilka kiści do wazonu bo są trwałe. A bzykało w nich od pszczół i innych owadów latających, że hej!
Paskudne te domki, albo drewno albo szkło ale całkowicie, jedynie łazienka jako tako okryta. Lubię te festiwale jakby dożynkowe, te chłopskie jadła, kolorowe i raźne, często nienajmłodze babeczki, zespoły ludowe ... A Andrejkowa w trakcie tworzenia warto było zobaczyć.
Mnie się zachciewa od pewnego czasu pojechać do Gruzji, może w październiku, gdy plony prosto z pół
Taki mały lokalny jarmark pewnie przypadłby mi do gustu, a szczególnie te świeże wędzonki. Bardzo lubię zespół Pectus i pewnie nie odpuściłbym takiej okazji a krajobrazy niezmiennie przepiękne. Pozdrawiam serdecznie :)
Tak wesoło i ciepło wyglądają te łany żółtych kwiatów. Oj niestety i u mnie mnóstwo takich nowoczesnych w większości koszmarków budują. Nie potrafię zrozumieć dlaczego jest przyzwolenie na takie zeszpecenie krajobrazu. Kiedy zadaję pytanie różnym ludziom dostaję odpowiedź - idzie nowe i taka kolej rzeczy, nie wiem płakać czy śmiać się. kiedyś bardzo lubiłam przebywać na takich kiermaszach. Teraz podczas pandemii zrodziło się we mnie jakieś zniechęcenie do przebywania wśród tłumów. Chętniej uciekam w pola czy bezdroża. Niezwykle pięknie wygląda niebo przy zachodzie słońca. Pozdrawiam serdecznie.
Zosia, dzięki za pozdrowienia, przekażę:-) dobrze raz na jakiś czas wyrwać się na taką imprezę, posłuchać i popatrzeć na ludowości; potrawami to raczej gospodynie mnie nie zaskoczą, to moje rodzinne strony, więc je znam; pozdrawiam.
Krystynka, tak, to rudbekia naga, zajmuje coraz większe przestrzenie wespół z nawłocią, wszystko zawleczone z innych kontynentów jako rośliny ozdobne, o! i jeszcze niecierpek i rdestowiec, ale z kolei pszczoły bardzo je lubią. Tak, paskudne, jak nie z tego świata, kosmiczne wręcz domki, co to ma wspólnego z nowym. Właśnie te nienajmłodsze babeczki umieją świetnie się bawić, są wesołe i dowcipne. Nie spodziewałam się takiego spotkania z artystą, w trakcie malowania ... delikatna siatka naszkicowana pozwalała umieszczać twarze proporcjonalnie; o, Gruzja, i nam się marzy, może kiedyś; pozdrawiam.
Wkraju, potraw wszelakich było mnóstwo, no i podkarpacka specjalność - proziaki:-) wędzonki kusiły z gablot, do tego wędzona słonina, nawet w papryce po węgiersku, ale jaka gruba, takiej teraz w sklepie nie uświadczy; nie mogliśmy czekać na koncerty, była z nami babcia, skończyła 84 lata:-) pozdrawiam.
Ola, tak, to jest widok, całe zbocz w żółtym kwieciu, nawet jak jest pochmurnie, to wydaje się, że świeci słońce; coś w tym musi być, w budowie takich domków, albo tanie materiały, projekty, krótki czas budowy, widuję je wszędzie, nawet wśród wiejskich chałup na Roztoczu. W zasadzie to nie bywam na kiermaszach, ale raz na rok można, zwłaszcza że chcieliśmy zabrać babcię w jej rodzinne strony, a i my lubimy tam jeździć; pozdrawiam.
Marysiu! uwielbiam takie jarmarki i ten wydał mi się niezwykle bogaty w atrakcje. PAn Andrejkow chyba zaczął malować na jarmarkach, bo zrobił to tez we Włodawie, na Festiwalu Trzech Kultur. Rzeczywiście zrobił się on bardo popularny a mnie to cieszy bo jego deskale bardzo mi się podobają. Podoba mi się to, ze w jego obrazach utrwala prawdziwych mieszkańców regionu.
A inwazyjna rudbekia! jaki piękny ten inwazor, chyba mu przebaczymy..Czy posmakowałaś jakieś specjały kuchni regionalnej?
Dziękuję Ci Marysiu, że nie tylko zajrzałaś na nowy blog mojej córci ale i skomentowałaś. Wiem, że na początku pisania cieszy każdy komentarz. Przytulam Cię, jesteś jak rodzina, po latach znajomości wirtualnej wie się o sobie czasem więcej niż dalsza rodzina.
Widzę, że mieli kiełbasy. Na szczęście nie wyborcze. :D
Rudbekie śliczne, żółciutkie i w łanie. Takich jeszcze nie widziałem.
Grażyna, sporo rzeczy przegapiliśmy, bo wyłapaliśmy kiermasz dopiero na zakończenie, a on trwał chyba od połowy lipca, ciekawe sympozja, muzyka, wykłady, nawet był temat wysiedlenia Sokalszczyzny. Bardzo żałuję, że nas to ominęło, w przyszłym roku będziemy uważniejsi, a to wszystko w pobliskich miasteczkach roztoczańskich, znanych mi, bo tam się urodziłam. Widok artysty przy pracy nieoczekiwany, taka wisienka na torcie:-) zdecydowanie wolę malunki na starych deskach, belkach, mają klimat. Złociste łany rudbekii, a jeszcze kiedy świeci słońce, to widok niezapomniany. Kuchnię regionalną znam bardzo dobrze, z domu rodzinnego:-) konkurs wygrała jakaś baranina zapiekana z czymś tam, nie jestem jej zwolenniczką, bo pamiętam z dzieciństwa zapach tego łoju, ble!:-) Kiszkę ziemniaczaną kupiliśmy, i moskole, szału niebyło:-) pozdrawiam.
Krystynko, to prawda, kiedy się zaczyna pisanie, cieszy każdy komentarz:-) "Patchworkowe podróżę" podbudowują mnie, wiesz o czym piszę:-) z wielką nadzieją patrzę w przyszłość, bo kiedy dzieci są szczęśliwe, to i nam jest dobrze i spokojnie:-) pozdrawiam.
J.Kosik, a mieli, mieli, wszelkiego rodzaju wedliny; na wyborczą przyjdzie czas, zarzucą nas nimi:-) łany rudbekii rozprzestrzeniają się szybko, sieją nasiona, idą podziemnym kłączem, podobnie jak barszcz, niecierpek i nawłoć, ale widoki na tle ciemnego lasu piękne; pozdrawiam.
Bardzo ciekawe rzeczy opisujesz, a takie domki oraz kwiatki pod turystów powstają niestety wszędzie, cywilizacja zabiera najpiękniejsze zakątki.
Moskoli nie jadłam :-(
Jak pewnie sie domyślasz wysiedlenia z Sokalszczyzny bardzo mnie zainteresowały.
Przepięknie wyglądają takie złociste łany kwiatów, nie miałam pojęcia, że są takie połacie rudbekii, nigdy się z nimi nie spotkałam. Topinambur, czy nawłoć, to taki dosyć często spotykany obrazek, ale rudbekia mnie zaskoczyła. Mam ją w ogrodzie i uwielbiam :))
Świetny jarmark, dziękuję za relację, lubię takie imprezy, niestety na razie nie mam możliwości w nich uczestniczyć, z tym większą przyjemnością oglądam relacje :)
Pozdrawiam ciepło, Agness:)
Rudbekie posadziłam i u siebie na działce, ciekawe, kiedy rozrośnie się na tyle, by powstał łan.., :)
Jotka, co tu dużo gadać, są po prostu paskudne:-) szumne tablice informujące o obszarach chronionego krajobrazu, a tu takie koszmarki; moskole to okrągłe placki, pieczone na blasze, ciasto z dodatkiem gotowanych ziemniaków; ponoć rosyjscy żołnierze przynieśli ten przepis w czasie Wielkiej Wojny; pozdrawiam.
Grażyna, i mnie też, tylko zobaczyłam plakat festiwalu o pół miesiąca za późno:-) pomyślałam o Tobie i WUCE:-) pozdrawiam.
Agness, to jest najzwyklejsza rudbekia naga, nie o pełnych kwiatach, ale wygląda przepięknie i owady mają używanie w tych łanach, jeden brzęk. Jarmarki lubimy, potrawy mnie nie zaskocza, bo pochodzę z tamtych stron, ale przy okazji można trafić na ciekawe perełki w formie koncertów, wykładów czy spotkań z ciekawymi ludźmi; pozdrawiam.
Lidka, pewnie trochę poczekasz:-) ale ona szybko sobie radzi, sieje nasiona i idzie podziemnymi rozłogami; pozdrawiam.
Rudbekia, najgorszy niezniszczalny chwast..w Birczy już przygotowana ściana pod mural
Grey Wolf, myślę, że nawłoć wcale rudbekii nie ustępuje w inwazyjności, tutaj jeszcze jej nie widać, ale na terenach piaszczystych to coś niesamowitego; walka ciężka, sieje się z nasion i idzie rozłogami, w Trzciańcu patrzyłam na barszcz Sosnowskiego przed skoszeniem, całe łany, teraz ładnie odrasta z korzenia; będę szukać w Birczy, podobają mi się te murale i deskale; pozdrawiam.
Mario, najpierw obejrzałem zdjęcia w pełnym wymiarze, i gdy zobaczyłem te przeszklone nowe domy, pomyślałem, że może byłaś na Roztoczu, bo tam widziałem bardzo podobne. Fakt, nie pasują do otoczenia i stoją na zbyt małych działkach. Tyle że wielu ludzi nie zwraca na to uwagi, więc domy na pewno znajdą nabywców, a przez to deweloper będzie budował następne takie coś.
Jak chyba każdy w wieku 60++ niechętnie patrzę na wiele nowości, ale akurat zwyczaj malowania na drewnianych ścianach podoba mi się, zwłaszcza, że widać rękę malarza, nie pacykarza.
Wędzonki i specjały wschodniej kuchni! Od razu poczułem się głodny.
Rudbekia taka ładna, aż się wierzyć nie chce, że to uprzykrzony chwast.
Krzysztof, na Roztoczu też je widziałam, w Obroczy czy też Obroczu, nie wiem, jak prawidłowo ma być. Deweloper będzie budował, powstają całe osiedla tych koszmarków; w pobliskiej wsi letniskowej, dokąd jeździ nasza babcia, wykupiono całą łąkę i powstaje dzielnica takich domków, a tak pięknie grały tam świerszcze:-) pewnie artysta ma zwolenników, jak i przeciwników, mnie też podobają się te malunki, bardziej na drewnie niż murze; na takim jarmarku przekrój kresowej kuchni, a najlepiej gotują gospodynie z kół wiejskich; rudbekia bardzo inwazyjna, walka z nią to jak z nawłocią i barszczem, trzeba by wyorać i wyjąć korzenie z ziemi:-) pozdrawiam.
Mario, trzeba przyznać, że jednak w tej uporczywości życia mimo wszystkich przeszkód jest coś fascynującego i… godnego szacunku. Szkoda tylko, że uszanowanie wysiłków tych roślin jest w sprzeczności do naszych ludzkich interesów.
Krzysztof, ha! uszanowanie wysiłków roślin:-) nie da się, zajmują coraz większe połacie bardzo zachłannie, zobaczyłbyś barszcze Sosnowskiego, ile nasion się z nich wysypuje, człowiek chyba stoi na przegranej; pozdrawiam.
Prześlij komentarz