poniedziałek, 26 września 2022

Nasze łąki też są piękne ... i sama sobie zakazuję:-) ...

 Czyż nie? Są inne, ale równie urokliwe, z różnymi klejnocikami. I storczyki na podmokłej łące Chwaniowa, i łany kwiecia na podkalwaryjskiej, lilie złotogłowe i róże francuskie, i nawet teraz, kiedy kwitną zimowity.










Po długotrwałych deszczach wyszłam na nasze łąki, a to wszystko dlatego , że w sadzie z daleka zobaczyłam białe kapelusze kań. Jedne rozwinięte, inne jeszcze jak małe maczugi, a skoro są tu, to i na łąkach też.


To są przeważnie kanie gwiaździste, kiedyś nie zwracałam uwagi na rodzaj, ot! jedne mniejsze, drugie większe, ale zawsze potrafiłam je odróżnić od niebezpiecznych grzybów. Jeszcze czekają na mnie kanie czubajki, jeszcze zwinięte.



Nazbierałam tych kań całe mnóstwo, zdrowiutkie, jędrne, jak tu nie korzystać z darów natury? Część zjedliśmy od razu, opanierowane i zrumienione lepsze od schabowych. Pełnym koszem obdarowałam siostrę, niech się ona trochę pomartwi, co z nimi zrobić:-) Sporą ilość zapakowałam do słoików,  opanierowane i usmażone, przekładane cebulą, w zalewie octowej. Kiedyś robiłam takie i całkiem mi smakowały jako dodatek do potraw.


Kań na razie mamy dosyć, ale naprawdę trudno oprzeć się zakorzenionemu od odwiecznych czasów w człowieku zbieractwu:-) To przyjemność chodzenia zarówno po łąkach, jak i po lesie, wypatrywania, cieszenia oka znaleziskiem, no i zawartością koszyka. 


Dlatego zakazuję sama sobie, nie wolno mi spoglądać nawet na łąki:-)
Trzymam w ryzach moje grzybowe zapędy, ciężko jest, bo jak tu być obojętnym, kiedy pod mijanym drzewem wychodzących z ziemi kań jak opadłych jabłek? Albo na innej łące same maczugi, jeszcze nierozwinięte, świeżutkie, chrupiące ... naprawdę ciężko jest:-)


Latoś pięknie obrodziły pomidory. Oprócz tradycyjnych przetworów jak przecier czy krojone pomidory w słonej zalewie, zrobiłam całe mnóstwo sosów warzywnych do spagetti, pomidorowych z bazylią do pizzy, a także skusiła mnie adżika z wschodniej kuchni. Jedne sosy na ostro z dużym dodatkiem ostrej papryczki cayenne, inne łagodniejsze, prosta robota, zmielić wszystko na maszynce do mięsa, a potem odparować, dodać przyprawy. Do adżiki idzie mnóstwo zieleniny, jako że nie miałam zielonego kopru, dla zapachu dodałam jego zmielone nasiona, też dobre. No i przekonałam się do kolendry, ale tylko do nasion, zmielone pachną pięknie cytrusowo, ich też zużyłam sporo. 


Nigdy nie byłam w Gruzji, ale oglądam sporo filmików z kuchni gruzińskiej. Zainteresowała mnie pasta ze śliwek o nazwie tkemali, na ostro, z dodatkiem czosnku, ziół, do mięs, ryb, zobaczymy, co to takiego. Podobnie zrobiłam pastę z derenia, również na pikantnie, podobna w smaku do żurawiny. Było bardzo dużo owoców z derenia, przeważnie przecierałam z innymi owocami na marmoladę do pączków. Ostatnio u Okrasy widziałam dereń suszony, dodawany przez kucharza do jakiegoś sosu, w przyszłym roku trzeba będzie spróbować:-)


Koło tunelu foliowego mam jedną grządkę, ogrodzoną tylko niziutkim płotkiem. W tym roku posadziłam tam paprykę, trzy różne odmiany. Spodobała się papryka sarnom, ogryzły sadzonki do listeczka, nawet ostra cayenne im nie przeszkadzała, a może liście nie są piekące. Nie pomógł strach na wróble z wyperfumowanej koszuli, ośmielają się coraz bardziej, za ogrodzeniem z siatki leśnej też już były, ogryzły tylko buraki liściowe, ćwikła jeszcze ostała się:-)


Karmimy pszczoły, pomagam mężowi w pracy. On podnosi daszki uli, ja wlewam do karmideł po porcji syropu cukrowego z naparem z ziół, odrobiną octu owocowego i naparstkiem destylatu. Jestem ubrana w uniform pszczelarski, kapelusz z siatką, rękawice, Pszczoły są spokojne, ale wolę zabezpieczyć się, przez noc potrafią przenieść do ula po 1,5 litra słodkiego płynu. Jest bardzo dużo os, kręcą się ogłupiałe przed zimą, chyba wiedzą, że to ich ostatnie chwile.



Jest bardzo dużo owoców, nie podołam wszystkich przerobić, trochę wycisnę na sok, trochę usmażę, po resztę przyjdą sarny. Lecą orzechy włoskie, zbieram do siatek, obsuszam na słońcu, choć pogoda niełaskawa, trudno zmarnować dary natury, pewnie będziemy jeść na okrągło ciasteczka owsiano-orzechowe, przekładane marmoladą dereniową albo powidłem:-) W ostatni piątek, po deszczu pod wieczór zaczęły lecieć żurawie, setki ptaków w kluczach o tajemnym szyfrze leciały na południe, nawołując smutnym o tej porze głosem. Wiosną ich krzyk brzmi radośnie, a teraz ...
Zachodzące słońce oświetlało ich sylwetki, błyszczały pióra, a w sadzie było już mroczno. Stałam długo z zadartą głową, śledziłam ich lot nad łąkami, a wspomnienia o mamie szybowały z nimi. 
I tak kręci się nasze życie wokół spraw zwyczajnych, codziennych, które absorbuje nas coraz bardziej, a powrót do miasta staje się przykrą koniecznością.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!












25 komentarzy:

AgataZinkiewicz pisze...

Jejku, ależ was matka natura obdarowała, tylko czerpać garściami. Piękne łąki, piękne dary natury, piękne zapasy... Róbmy róbmy bo nie wiadomo co będzie. A przy takich zapasach, będzie smacznie i zdrowo. Wszystkiego dobrego.

Pani Ogrodowa pisze...

Obfite zbiory, to prawda. Ja też uwielbiam "schabowe" z kani, a oprócz tego je suszę, są doskonałym dodatkiem do potraw w zimie. Skoro sama sobie zrobiłaś zakaz, to pewnie sprawa jest poważna i zamierzasz dotrzymać słowa? :) Pozdrawiam...

Klimaty Agness pisze...

Niesamowita obfitość dobra wszelakiego... i owoce i warzywa i grzyby...i miód. Coś wspaniałego <3 Piwniczka pełna słoików i worków ze skarbami pęka w szwach. Te kanie w marynacie wyglądają obłędnie, nigdy nie robiłam w tej wersji, u nas bardzo słabo z grzybami w tym roku, ale ostatni trochę popadało, może wreszcie ruszą. Jeśli tylko się pojawią to zrobię w słoiczek na spróbowanie :D Moją uwagę przyciągnęły jabłka, wyglądają na pyszną odmianę, zastanawiam się, czy to nie taka sama jak ma moja sąsiadka, ciemno-bordowe z takim jakby fioletowym nalotem, który ściera się przy potarciu. Najlepsze jabłka jakie kiedykolwiek jadłam, niestety nieznana nazwa.
Pozdrawiam serdecznie, Agness:)

Stanisław Kucharzyk pisze...

Piękna zdjęcia z cudownych łąk. Dziękuję :-)

wkraj pisze...

Wszystkiego jest tutaj w obfitości kwiatów na łąkach, grzybów i przetworów. To też znak, że jesień już jest. Piękne ale też pracochłonne jest to korzystanie z darów natury. Dobrego tygodnia, pozdrawiam serdecznie :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Agata, nie było wiosennych przymrozków, nie zniszczyło pąków kwiatowych, więc urodzaj jak malowanie; z kolei ogórków prawie nie zebrałam, błyskawicznie zniszczyła je zaraza; też wychodzę z tego założenia, że trzeba zabezpieczyć się, bo różnie może być, może panikuję, pełna spiżarnia daje poczucie bezpieczeństwa; pozdrawiam.

P.Ogrodowa, szkoda, że nie mam gdzie oddać tych spadów owocowych, ach! gdybyż była w pobliżu tłoczarnia soków; schabowe z kań wolę od tych mięsnych:-) oj, nie wiem, czy dotrzymam sobie słowa, ciężko jest nie patrzeć na łąki, kiedy tam bieleją kapelusze, pewnie tylko te czubajki zbiorę, jeśli rozwinęły się:-) no i gdzie moje słowo? pozdrawiam.

Agness, bardzo lubię chodzić po łąkach, lasach, w niedzielę odwiedziliśmy pobliski młodnik, a tam malutkich maślaków jak zasiał, pewnie dziś już ładnie urosły:-) no i jak tu być wytrwałym w postanowieniach? jest jeszcze przepis na kanie w zalewie słodko-kwaśnej, z dodatkiem przecieru pomidorowego i ostrej papryczki, może być interesujący:-) jabłka w sadzie są ze starych odmian, nawet nie wiem, jakich, niektóre doskonale przechowują się, są pachnące, soczyste; drzewa atakuje jemioła, przycinamy z chorych gałęzi, czyścimy z pasożyta, może choć część uratujemy; pozdrawiam.

Staszek, suchy rok sprawił, że w tym roku łąki pachniały ziołami wyjątkowo, zwłaszcza nagrzane południowe skłony, chyba macierzanką:-) teraz, kiedy parzę zioła jako dodatek do syropu dla pszczół, nic nie czuję, straciłam węch, bo covid upomniał się o nas:-) przykra to ułomność, ale może zmysł wróci:-) w taki deszczowy i mglisty poranek lubię patrzeć choć na zdjęcia lata; pozdrawiam.

Wkraju, jakoś nie przyjmuję jeszcze do siebie, że to już jesień, nie zdążyłam nacieszyć się latem, jak co roku zresztą:-) liczę na ciepłe babie lato, i złotą polską, i kolorową kurzawę z liści; tak, robienie zapasów jest praco- i energochłonne, na szczęście mam zwykłą kuchnię z paleniskiem, i na niej pyrkotały garnki z pomidorowymi pastami, marmoladami i co tam jeszcze; pozdrawiam.

Aleksandra I. pisze...

Ależ smakowicie zrobiło się na blogu. Jakoś nie mogę się przekonać do kani. Dobrze, że już nie jadam grzybów to nawet nie kusi. Jeżeli spoglądam na grzyby to tylko obiektywem aparatu foto. Kiedy patrzę na Twoje przetwory to myślę, że sporo pracy musiałaś włożyć w te czynności. Jednak zimą chętnie będzie rodzina sięgać po te smakołyki. Ja człowiek blokowiska tylko smażyłam powidła niestety z kupnych śliwek, bardzo lubię je. Tak niedawno narzekaliśmy na upały, a teraz żal nam minionych chwil. Miejmy nadzieję, że będą jakieś kolory ładnej jesieni. Pozdrawiam serdecznie.

Anonimowy pisze...

Jako człowiek miastowy, zainteresowałam się łąkami, gdy przyszła na nie "moda" i z podziwu wyjść nie mogę, ile roślin, owadów i pięknych kwiatów.
Urodzaj widać na straganach, tylko ceny takie same lub wyższe...
Zapasy macie obfite, pozostaje życzyć zdrowia i łagodnej zimy:-)
jotka

Olga Jawor pisze...

W pięknym miejscu macie swoją chatkę. Wokół nie dośc, że cudne łąki, to i grzybów masa.
U nas niestety za dużo ludzi sie kręci a od kiedy mamy afaltową drogę, to coraz wiecej. Codziennie z lasu wyjeżdża po kilka fur pełniutkich drewna. I grzybiarzy też dużo, choć grzybów na razie niewiele.
I ja miałam w tym roku obfite, pomidorowe zniwa. Narobiłam mnóstwo soków i sosów. Wczoraj zrobiłam do słoików sporo sałatki z zielonych pomidorów z papryką. Duzo jest winogron i malin. Teraz mgliście, ale mysle, że jeszcze wrócą słoneczne, ciepłe dni.
Pozdrawiam Cię serdecznie, Marysiu.

sztukaiksiazka.blogspot.com pisze...

Tak owoców jest w tym roku bardzo dużo, piękne zdjęcia łąki

kobieta w pewnym wieku pisze...

Mówią, że od przybytku głowa nie boli, ale jak jest klęska urodzaju to zaczyna boleć. Ja też mam tak zakodowane, że nic nie powinno się zmarnować i robię te słoiki ze wszystkim co urosło. Zapasy na ciężkie czasy. A łąki uchwyciłaś w obiektyw piękne, urocze.

Beskidnick pisze...

jejuuu ale ładnie!

BasiaW pisze...

Toż to prawdziwy raj...

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ola, jeśli nie masz zaufania do grzybów, nie ma co na siłę przekonywać się:-) tak, sporo pracy wymagają te sosy warzywne, ale raz, że pomidory zmniejszają swą objętość i potrzeba tylu słoików, a dwa, że gotowy słoiczek jest do wykorzystania, tylko otworzyć i już; mam nadmiar śliwek, nie do przetworzenia ta ilość; właśnie, upały dały nam w kość, a teraz szkoda każdego promyczka, na który narzekaliśmy, ot, przewrotność człowieka:-) pozdrawiam.

Jotka, kiedyś łąki traktowałam bardziej widokowo, ale zaprzyjaźniłam się z blogowymi pasjonatami, oni skierowali moją uwagę trochę niżej, bardziej pod stopy:-) szkoda, że nikt nie chce pozbierać w sadzie owoców, może gdyby zerwał i dał, prawie na siłę:-) wzajemnie dobrego, pozdrawiam.

Ola, piszę nieraz, że jeździmy do siebie różnymi zakamarkami, polnymi drogami, jest naprawdę bardzo urokliwie, i czasami zastanawiamy się, czego my szukamy u innych; no, ale tam jest inaczej:-) o, tak, asfalt i u nas korci turystów, mimo znaku, że to tzw. ślepa droga, ale zapuszczają się nisko i zaraz zawracają, bo koniec świata; ostatnio widzieliśmy, jak fotograf rozstawił statyw i fotografował na wszystkie strony świata, ludziom też się u nas podoba, zwłaszcza o zachodzie słońca; właśnie, jeszcze w tunelu sporo zielonych, pewnie przed przymrozkami zerwę, owinę w papier, żeby nie dotykały się i schowam do skrzyneczki, w zeszłym roku do stycznia, miałam je do kanapek; codziennie leje, to dobrze, ale nie mogę skończyć prac na grządkach; pozdrawiam.

Sztukaiksiążka; wręcz nadmiar owoców, i nie ma co z nimi zrobić, sarny będą je wygrzebywać jeszcze spod śniegu; tak, nasze łąki są wyjątkowe:-) pozdrawiam.

Ela, o, tak, bardzo celnie to ujęłaś, boli takie marnotrawstwo, ale ile można pakować do słoików, nie jesteśmy w stanie przejeść; pełna spiżarnia i piwniczka daje zabezpieczenie, wczoraj kupiłam dwa worki ziemniaków:-) pozdrawiam.

Maciej, a tak, jeździmy po sto razy w te same miejsca, i nadal nam się podobają; sąsiad z góry buduje mały domek, mówi, że nigdy się stąd nie przeprowadzi, a domek ma być z balkonem; będzie siedział i patrzył, jak znad gór turczańskich idzie burza i wali piorunami:-) pozdrawiam.

Basia, są i różne niedogodności, pewnie jak u każdego; byłam w lesie za drogą, już drzewa poznaczone pomarańczowymi kropkami, pójdzie wycinka, i co zrobię? pozdrawiam.

Pellegrina pisze...

Jak dobrze tu zaglądać do Ciebie Marysiu, gdzie tyle darów jesieni i taka obfitość w trudnych czasach. U mnie na balkonie też pomidory obrodziły nadzwyczaj i na łąkach boguchwalnych kanie i pieczarki, które tylko chyba ja zbieram i suszę, robię farsz do zapiekanek i marynuję. "Jesień idzie, nie ma na to rady"

grazyna pisze...

tyle dobra, tyle piękna, właśnie wróciłam ze spaceru po lesie i lakach mazowieckich a tam kań pod dostatkiem, i tych czubajek mnóstwo, ale nie ufam swojej wiedzy dotyczącej grzybów więc pozostały tam gdzie wyrosły, mnóstwo owoców tarniny, cierpkiej, juz dawno jej nie próbowałam, orzechy laskowe, orzechy włoskie leżace pod plotem....jesień też jest piękna.
pozdrawiam serdecznie

Lidka pisze...

U nas w końcu pierwsze zbiory derenia, już siedzą w słojach , Jacek robi 3 różne nalewki, ciekawe, co z tego wyniknie :) Za to z pomidorami w tym roku krucho, jakies słabe sadzonki kupiłam... Ale maliny i jabłka siedzą już w postaci dzemików w piwnicy :)
Jak to się mówi? wszędzie dobrze ale w domu najlepiej ;)
Uściski serdeczne *

Grażyna-M. pisze...

Pięknie tam. Taka jesień to nawet się może podobać. Smakowita, kwietna, kolorowa.:) Pozdrawiam serdecznie:)

Krzysztof Gdula pisze...

Mario, zdjęcia zgromadzonych zapasów budzą poczucie domowego ciepła i bezpieczeństwa, jak zwykle także apetyt. Chciałbym i ja zająć się takim wykorzystywaniem darów natury, ale z pewnych powodów nie bardzo mogę, chociaż ostatnio zrobiłem trzy litry maślaków w occie. Było trzy, bo już jest ich sporo mniej.
Krzyk odlatujących żurawi jest przejmująco smutny, tak, tak.
Sarny jedzą ostre papryczki? Popatrz, wiedzą, co dobre! :-)

Beata Bartoszewicz pisze...

Mario, droga, sto lat....
Nacieszyłam oczy Twoimi widokami i serce Twoimi słowami 🥰.
Latoś.... co za cudo ❤️

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krystynko, trochę mi źle z tym, że tyle owoców na ziemi, ale przynajmniej nie zmarnują się, zwierzęta przyjdą i zjedzą, nawet spod śniegu wykopią:-) pomidory są jeszcze, dojrzewają powolutku pod folią, przed przymrozkami zerwę i pozwolę im dojrzeć w papierowym opakowaniu. Zawzięłam się, mijam wzrokiem kanie, pieczarki też są, ale nie zbieram, jakoś mam obawy po przeczytaniu opisów w albumie z grzybami:-) a w dzieciństwie prawie wszystkie na pastwisku były moje:-) ostatnie dni wyjątkowo ponure, czeka na ciepło; pozdrawiam.

Grażyna, ha, właśnie mam takie obawy przed pieczarkami, których mnóstwo na łące, nie ufam sobie; oglądam filmiki na yt, kuchnia azerbajdżańską, gruzińska, zbierają owoce, zioła, suszą, zalewają herbatki, też chcę sobie nazbierać, głogu, róży, mięty i delektować się:-) orzechy zbieram prawie codziennie, chyba resztkę zostawię wiewiórko; Pogórze przebarwia się, czerwone liście czereśni, derenia, buki rudzieją, czekam na pogodę, bo ostatnio leje codziennie i nie mam zdjęć; podzielam zdanie, jesień też lubię; pozdrawiam.

Lidka, ha, nalewka się moczy, co? już nie robię nastawów, nie ma kto używać, bo wiele poprzednich roczników niewykorzystane; owoców derenia było mnóstwo, bo i te pogórzańskie zaczęły owocować; na wiosnę zrób sobie sama sadzonki pomidorów, swoje najlepsze, choć tak niewybujałe jak bazarkowe; wszędzie dobrze ... racja ... a chcieliśmy jeszcze jesienny wypad zrobić, ale pochorowaliśmy się bardzo, może jeszcze uda się, jak się ociepli; pozdrawiam.

Grażyna-M, teraz jeszcze ładniej, bo zaczynają się kolory, szkoda, że wrzesień taki zimny i mokry, ale woda z nieba przecież bardzo potrzebna; sosy różne już są wykorzystywane, ponoć bardzo dobre, chwalą mnie:-) pozdrawiam.

Krzysztof, tak i u mnie widok zapasów budzi poczucie bezpieczeństwa, ot, takie podstawy spiżarniane muszą być; maślaki w occie, czyli trafiłeś na maślakowy wysyp:-) w naszym lesie w deszczu zebrałam również maślaki modrzewiaki, takie żółciutkie, już są wysuszone, pójdę w głębszy las, może kilka borowików uda się zebrać, potrzebuję też ususzyć, na świąteczne potrawy; żurawie długo nie leciały, deszcz bez przerwy, myślę, że w nadchodzące ciepłe dni będą szybować po niebie na południe; też mnie to zdziwiło, papryczki ostre jak piekło, a sarnom zasmakowały:-) pozdrawiam.

Beata, tak, sto lat, zniknęłaś gdzieś z blogowego świata, choć i ja też miewałam dłuższe przerwy w pisaniu; nasze widoki teraz bardziej kolorowe, jakie buki, dzikie czereśnie, ojej, zawrót głowy:-) serdeczności.

Ewelina pisze...

Ziemia daje takie dary, a człowiek goni i goni za białym królikiem...ślepy taki...

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ewelina, powiem szczerze, że wraz z wiekiem nie gonię już króliczka, a bardziej zwracam uwagę na naturę, na to, co mnie otacza, no i to, co daje ziemia:-) pozdrawiam.

don't blink pisze...

Podobnie jak Ty kanie ja robię ryby do słoików. U mnie jest już zakaz zbierania grzybów. Dzisiaj sobie chodziłam spacerkiem po lesie a wkoło rosły podgrzybki. Jednak trzeba mieć umiar we wszystkim.
Pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Dont,blink, kiedyś próbowałam takich ryb ze słoika, rozpływały się w ustach, nie było ości, wszystko mięciutkie. Właśnie, umiar, po co zbierać, skoro ma się dużo albo nikt już nie chce; sama powiedz, trzeba mieć dużo samozaparcia, żeby oprzeć się takim podgrzybkom:-) pozdrawiam.