niedziela, 13 września 2015

Zimowitów czas ...

Ani się nie pooglądałam, a lato już przeminęło, tak z dnia na dzień, bez przepowiadania.
Na ziemi szeleszczą liście, spadły już z drzew wcale nie z powodu odpowiedniej pory, ale właśnie z powodu suszy, nie usłyszy już ptasich koncertów, jeszcze tylko świerszcze zostały ... Osy dokuczają w tym roku nad wyraz, u nas zrobiły sobie gniazdo w kreciej norze, w skarpie tuż przy ścieżce ...


... mają darowane, dopóki nikogo nie użądlą, a poza tym idzie do zimy, więc już niewiele czasu im zostało ... są namolne, jak oczadziałe w przewidywaniu końca ...


Ten pasikonik wygryzł sobie w gruszce wielką dziurę, posilał się długo, ale inny jego brat jakoś dostał się do chatki. Spotkałam go, spacerującego po oparciu fotela ... narzuciłam na niego ściereczkę, żeby go bezpiecznie wynieść na dwór ... wysmyknął się jakimś cudem i ugryzł mnie w palec, niewdzięcznik jeden:-)
Wczoraj obserwowałam, jak lecą żurawie ... klucz za kluczem. Jakiś prąd powietrza niósł je nisko, prawie nad czubkami drzew ... widziałam z bliska ich stalowe brzuchy i nieruchome skrzydła, jak szybowały. Za lasem stado wzbiło się wyżej, za chwilę dołączyły do nich inne ... wielkim krzykiem witały się, albo poznawały ... nad Wiarem utworzyły wielki wir, kręciły się tak dłuższą chwilę, a potem uformowały jeden klucz i poleciały, za Góry Sanocko-Turczańskie.
Zaiste, piękny to widok, i piękne ptaki.


Latoś obrodziły węgierki, drzewa stare, pnie spróchniałe, że na druga stronę widać, ale przycięte wydają jeszcze młode odrosty i na nich owocują. Czasami owoce przeciążają siły takiej gałęzi, pod wpływem wiatru łamią się ... wiem, że lata ich są policzone, ale jeszcze raz na kilka lat mamy śliwkową klęskę urodzaju ...


Trzeba mi powidła smażyć, a z poprzednich lat jeszcze kilka słoików zostało:-)
Po raz pierwszy mamy plon z nowych nasadzeń, bo to ruch u nas duży ... albo zające obgryzą, a najczęściej jelonki sczochrają korę na młodych pniach, tak, że  sama nie wiem co rośnie ...
Oto ono ... jedno jedyne ...


Od razu przypomina mi się scena z "Seksmisji', kiedy to Albercik i Maksio znaleźli się w świętym miejscu babskiej kolonii z jabłonią w roli głównej  ... - Nasza święta jabłoń! - Zeżarli nasze święte jabłka! - Jakie święte! - bronił się Maksio. - To zwykłe psiury!
Ja tylko mam nadzieję, że nie będą to zwykłe psiury, coś mi wygląda na złotą renetę, albo szarą.


Tym razem nie musiałam daleko szukać tych delikatnych piękności, wystarczyło zejść na łąkę sąsiada, na tę, która pretenduje do miana murawy kserotermicznej /wg mnie oczywiście/.
A tam całe łany, jak wiosną krokusy na halach tatrzańskich ...



To są świeżutkie zdjęcia z dzisiejszego ranka, bo takim mgłom nie sposób się oprzeć, z każdej strony inaczej ... w dolinie biało jak mleko, a z góry ocean bezkresny ...


Z każdą chwilą przecierało się, odsłaniał się świat ... jak my tu lubimy być ...




Prace budowlane idą do przodu, kamienie znajdują swoje miejsce, drewno w ich sąsiedztwie czuje się bardzo dobrze ...
Kamienie ... nie zamieniłabym ich na żadne płytki, gresy, marmury czy co tam jeszcze ...



... a to nasze natchnienie, przywiezione z Beskidu Niskiego ... pomysł na drzwi piwniczne, podpatrzony w stareńkiej, łemkowskiej kapliczce ...


Na razie wmurowane jest tylko obramowanie, bo drzwi robią się u stolarza, oczywiście bez tej dziurki, bo mróz przelezie:-) do piwnicy.


Miejsca, gdzie są otwory po śrubach, którymi deski są przytwierdzone do muru, zostaną zamaskowane drewnianymi czopami, wzorowanymi na stare, którymi kiedyś starzy fachurzy łączyli belki "bezgwoździowo"... widzę to wszystko, tylko czy ten obraz nie rozminie się z rzeczywistością? Ano obaczymy:-) Teraz robimy wszystko sami, anim myślała, że przy tej skorupie, która zdawała się być już pomieszczeniem jeszcze tyle roboty ... na razie chcemy uporać się z zewnętrznymi pracami, a gdzie wnętrze?
Troszkę popadało, ale wcale nie poprawił się stan wód ... tylko warzywa jakby odżyły i zaczęły rosnąć ... te korzeniowe. Wody brak, dobrze, że chociaż z góry przestało palić.
A Wiar? za chwilę go nie będzie ...


Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie, dziękuję za odwiedziny, dobre słowo, dobrego życzę, pa!
Czy są gdzieś grzyby????




środa, 9 września 2015

O tym, jak Maryśka psa ratowała ...

W któryś dzień zaczęło mocno wiać, gdzieś tam w górze mieszały się ze sobą warstwy powietrza ciepłe i zimne, wentylując mocno Pogórze i wieszcząc jakąś zmianę pogody.
Właśnie zamieszałam sobie w taczkach zaprawę, zaczęłam nawet składać kamienie w murek, który pokazywałam w poprzednim wpisie, dopasowując je niekształtnymi bokami. Psy co i raz wybiegały do bramy, słysząc jakieś głosy ... ale one tak mają, czasami helikopter nadlatuje, albo wiatr niesie warkot traktorów zza potoku, a one już naszczekują.
Ale tym razem i ja też usłyszałam coś poprzez szum wiatru w drzewach, raz, drugi ... głos nie do rozpoznania ... potem znowu, jakiś rozpaczliwy krzyk, zdaje mi się, po chwili znowu ...
To pewnie z głębi lasu, z rydzowych górek, aż za "sosną wisielców"...


Od razu wyobraźnia podsuwa różne obrazy ... zwierzę złapało się we wnyki, może dziki osaczyły , a najpewniej ktoś psa przywiązał do drzewa, albo sam zaplątał się ze sznurkiem w krzakach ... trzeba ratować. Swoje czworonogi zamknęłam w chatce, bo licho wie, co mnie tam czeka, w tym lesie.
Wzięłam ze sobą nóż, a także małą siekierkę ... po jakiego diabła mi ta siekierka? ale z nią czułam się raźniej.
Zeszłam drogą niżej, potem trochę w las ... kurczę, słychać coś, raz bliżej, raz dalej ... wróciłam z powrotem, obeszłam wielką łąkę i znowu poszłam w dół, tym razem starą drogą zrywkową, zakrzaczoną po pas ... nie czułam się komfortowo, oglądałam się dookoła, coś trzaskało, czasami spadła gałąź, bo wiatr dalej szumiał jak wściekły. Doszłam do dziczych kąpielisk w bagnie, zauważyłam, że mimo długotrwałej suszy jeszcze nie wyschły, wszędzie tropy raciczek, kopytek ... i ten zapach ... Szłam dalej z duszą na ramieniu, przy okazji obstalowując sobie drzewa, na które ewentualnie mogłabym wleźć, gdyby coś na mnie wyskoczyło, a tu nic, żadnej bocznej gałęzi, wszystkie pnie gładkie wysoko .... Znowu rozpaczliwy głos, zdaje się całkiem niedaleko ... zaczęłam gwizdać, nawoływać ... piesku, piesku, gdzie ty jesteś, odezwij się! ... nic, cisza znowu.
I znowu głos, jakby z miejsca, gdzie mają wypływy jakieś dziwne źródełka, z białawym błotem, grząsko, zakrzaczone, trochę straszno ...  Nie dałam rady iść dalej, za bardzo bałam się, więc zawróciłam, obiecując sobie, że przyjdę tu po południu, kiedy przyjedzie mąż, weźmiemy Amika na smycz, już on wywęszy swojego pobratymca. Po plecach lały się siódme poty, z emocji i ze zmęczenia.
A po południu wiatr jakby uspokoił sie, ten rozpaczliwy krzyk niósł się wyraźniej. Słyszysz to? tam gdzieś jest pies, pewnie zaplatał się, albo ktoś przywiązał do drzewa! pójdziemy zobaczyć?
Mąż wsłuchał się w te odgłosy, raz, drugi, uśmiechnął się tylko i zapytał, czy ja naprawdę nie rozpoznaję, co tak krzyczy? - No słuchaj, słuchaj, to pierwsze to sowy, a to dalej to orlik gdzieś siedzi i nawołuje. - Jak to sowy, od rana i w środku dnia? przecież one tylko w nocy. - Słuchałam do wieczora, słuchałam i nocą, i nad ranem, bo nie dawałam wiary ... tak, to były ptaki, ich głosy, razem z szumem wiatru, tak mnie zwiodły.


A tymczasem na Pogórzu snują się już jesienne mgły, zwłaszcza po deszczu, znad Wiaru niesie biały tuman, wciska w kolejne odgałęzienia potoków, aż zupełnie przysłania widoki.


Pachną zioła, które mają w tym roku moc wyjątkowo skoncentrowaną.


Jeszcze zbieram po łąkach dzikie mięty, wrotycze, dziurawiec czy dziewanny, a z grządki ziołowej suszę pachnące pęczki ... to wszystko dla pszczół. Zamiast pakować w nie chemiczne środki, podajemy do dokarmiania jesiennego napary z leczniczych ziół, a także mąż odymia je dymem z ziół, jak kadzidłem.


To są tzw, zioła Hunca, całkiem spory zestaw, w tym kora dębu, a także piołun, resztę znajduję na łąkach. Może troszkę za późno na zbieranie ziół, ale lepsze chociaż takie przystarawe, niż wcale.


Przy okazji poszukiwań i zbierania różnych kamieni, znalazłam i taki. Ależ mi przypomina formacje błotne z naszych ulubionych błotnych wulkanów z Rumunii, ale to jest skała, twarda aż dzwoni, coś uformowało ja tak dziwnie, z naciekami, a u nas tylko flisz karpacki ...


Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za odwiedziny, dobrego dla wszystkich, pa!


sobota, 5 września 2015

Łagodne lato w 3 odsłonach ...

Oj, nakręciliśmy tych kilometrów, żeby dojechać na nasze ulubione śpiewanki turystyczne, bo wszystkie jakoś tak daleko, zresztą od nas wszędzie daleko :-)
"Kraina łagodności", piosenka turystyczna, studencka, poezja śpiewana .... różnie nazywane są te imprezy, a przyciągają nas jak magnes.
Zazwyczaj to wyrwany z kołowrotu codziennych spraw koniec tygodnia, szybkie pakowanie w piątek, żeby zdążyć jeszcze na wieczorny koncert, przedrzemać noc, coś zobaczyć w sobotę, znowu koncerty wieczorem i po zarwanej nocy powrót do domu ... istny maraton.
Pierwszym była "Kropka" w Głuchołazach.
Zaklepany nocleg okazał się być rozgrzebanym placem budowy, ale nie ma tego złego:-) wylądowaliśmy w pobliskim Jarnołtówku pod Biskupią Kopą i to był strzał w dziesiątkę!
Lubimy to miasteczko przygraniczne,  można na Czechy wyskoczyć ... tutaj zawsze sięgam do opisów W'kraja. Znowu wybraliśmy się do Rejviz, ścieżką przyrodniczą na Mechowe Jeziorko ...



... ogromne torfowisko, mchy jak puszyste dywany ... to mech torfowiec, interesujący dla mnie ze względu na pszczoły ...


Wspaniale utrzymuje wilgoć, pszczoły zbierając z niego wodę przy okazji pobierając lecznicze składniki ... zresztą mamy przecież preparaty torfowe prof. Tołpy ... jest tylko jeden szkopuł, jest pod ochroną. Tak się czasami zastanawiam, czy osuszanie mokradeł nie wyrządza większej szkody roślinom aniżeli garstka mchu w poidełku dla pszczół:-)
Mimo, że nocowaliśmy pod Biskupią Kopą, powędrowaliśmy na bliźniaczy Zlaty Chlum z wieżą widokową, koło Jesenika ...


... i cudownymi widokami dookoła ...


Wieczorne koncerty w parku zdrojowym głęboko zapadły w pamięć ... cała widownia nuciła stare piosenki turystyczne razem z SETĄ czy Wolną Grupą Bukowiny, Mikroklimatem ... osobliwe to uczucie poznać twórców piosenek, które brzmią przy ogniskach od wielu lat.
Ale objawieniem, jak dla nas, okazał się zupełnie nieturystyczny Zespół Reprezentacyjny, który z turystyką ma tyle wspólnego, co dojazdy na koncerty, jak sami to określili ...


Jarosław Gugała, Filip Łobodziński, którego pamiętamy z roli Dudusia w "Podróży za jeden uśmiech" ... oooo! dali panowie czadu.
Za dwa tygodnie pojechaliśmy znowu na Dolny Śląsk, do Szklarskiej Poręby, do bazy "Pod Ponurą Małpą" ... pod wielką sosną mamy tam swoje miejsce od kilku lat. Ale na wędrówkę ciężko było się zdecydować, bo Karkonosze trochę schodziliśmy, Izery też, więc wybór padł na zamek Chojnik. Wybraliśmy szlak spokojniejszy, gdzieś z boku, ale samo podejście bardzo widokowe ...



Przerzuciliśmy się też na Czechy, ale jesteśmy mocno zawiedzeni ... coś nam się wydaje, że mnogość terenów narciarskich rozpuściła naszych sąsiadów jak dziadowskie bicze ... zażądali taką cenę za parking, że niemoralnym byłoby ją uiścić:-) uciekaliśmy stamtąd w te pędy, mimo, że chcieliśmy pójść na Medwedina, popatrzeć na Karkonosze z południa.
Z kolei dla porównania, przygraniczne tereny koło Głuchołazów wielce sympatyczne, i za złotówki można kupić, i bilety wstępu, i ludzie jacyś milsi.
Nie będę zanudzać listą kolejnych wykonawców, bo za bardzo nie zmieniają się, tylko dochodzą nowi.
Oglądam się na plac za nami, zawsze wypełniony po brzegi ludźmi, atmosfera swojska ...




Zawsze bardzo wcześnie rano wracamy z tych wojaży, żeby zdążyć przed korkami na bramkach autostrady ... nie lubię autostrad, przerażają mnie te prędkości, a z drugiej strony pozwalają szybko przemieścić się ...
I trzecia odsłona łagodnego lata, już na sam koniec sierpnia ... Danielka w Ujsołach na Żywiecczyźnie, w studenckiej Chałupie Chemików... tutaj nocleg na kempingu pod namiotami, mycie w potoku, a do tego wielu znajomych, poznanych na forum bieszczadzkim, z którymi spotykamy się czy to w bacówce Pod Honem czy na Jamnej ...



Było bardzo gorąco, więc wielką przyjemnością było spędzanie czasu nad chłodnym potokiem, taplanie się w wodzie, przy wtórze gitar, skrzypeczek, fujareczek, a nawet z plackami ziemniaczanymi ...





... i kuszenie śpiących zapachem :-)


Ciepłe wieczory rozbrzmiewały klimatyczną muzyką, przyjechał m.in. Czerwony Tulipan, Lubelska Federacja Bardów, Chwila Nieuwagi, ale moim numerem pierwszym był zespół Byle do góry& Labolare ... taka jest dla mnie piosenka turystyczna ...


Mimo upału poszliśmy trochę w górki, w lasy pełne słodkich malin, jeżyn, kwitnących dziewięćsiłów i goryczek ...



Wracaliśmy południem kraju, przecinając Podhale, omijając Zakopane, a potem Słowacją. Zobaczyłam w ten niedzielny poranek, po raz pierwszy w życiu, jak góralki idą do kościoła w kwiecistych spódnicach, kolorowych chustach z frędzlami, zarzuconych na ramiona, gdzież u nas jeszcze zachował się taki zwyczaj szanowania regionalnych strojów?


Od wczoraj z lekka deszczy, z doliny podnoszą się mgły, pochłodniało ... dla mnie ulga przy pracy ... sklejam misternie kamienie betonem w murki ścienne, oporowe, uładzam obejście ... malutka kielnia mą przyjaciółką:-) byle zdążyć przed zimą!


 Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, za pozostawione słowo, bywajcie w zdrowiu, pa!



poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Walka o wodę czyli woziwody z nas ...

Roztopiło się me serce, kiedy zajrzałam wczoraj do bloga, a tu słowa zaniepokojenia, troski ... mili moi, wszystko w porządku, tylko czasu brak. Susza daje nam się mocno we znaki,  w studni już dawno zabrakło wody, a akuratnie na ten ciężki czas wypadły roboty budowlane, podlewanie pomidorów pod folią, a i umył by się człowiek od czasu do czasu.
Kupiliśmy zbiornik 1000-litrowy, w którym wozimy wodę do naszego obejścia, czasami jedziemy do Kupiatycz, gdzie łapiemy źródlaną wodę z ujęcia artezyjskiego, ale i tam zaczyna jej trochę brakować, bo bywają przerwy w napływaniu ... i chętnych wielu.
Zazwyczaj jedziemy do Wiaru, na przejazd z płyt, tam czerpiemy wiadrami i lejemy do ogromnego zbiornika ... nie wiadomo, na ile jeszcze wystarczy tej wody, bo rzeka płynie już tylko mizernym ciurkiem, z dnia na dzień coraz mniejszym, bo i skąd, jak od miesięcy nie ma deszczu.
Sąsiedzki "poticzek", jak nazywają go miejscowi, wysechł zupełnie, tak samo potok spod Kopyśna, który płynie przez Rybotycze ... koryta zupełnie puste.


Pisałam wcześniej, że wyjątkowo obrodziły dzikie czereśnie ... teraz sypnęły wysuszonym owocem, jakby ktoś rozsypał rodzynki obfitą garścią ... gruszki rozbijają się o gałęzie, a jeśli nie zdążą, to dzieła zniszczenia dokonuje kontakt z twardą ziemią ... używanie mają tylko osy, szerszenie i motyle ... toczą się istne walki między tymi owadami, a zazwyczaj wygrywają szerszenie ... czasami w kilka atakują motyla, ale on ruchliwy i udaje mu się umknąć, osy są bez szans.


Kiedyś pod taką czereśnią zobaczyłam dwa przepiękne motyle, jak szmatki na patyczkach w teatrzyku kukiełkowym ... co to? co to? ... pilnuj ich, ja lecę po aparat - krzyknęłam do męża ... jeszcze w życiu motyli nie pilnowałem ... i nie upilnował. Odleciały w pobliże pasieki, a tam już nie miałam odwagi za nimi pójść. Ogromne dwa pazie żeglarze, jak zobaczyłam potem w Stefanowym albumie ... widywałam je, ale nigdy takie duże ... i to pod koniec lata.


Wczoraj wyrzucałam resztki na kompost, bo przerabiam pomidory na przecier ... tam wszystko rozgrzebane, gromada kosów szuka jakiegoś pożywienia, bo wszędzie sucho, ani gdzie smakowitej dżdżownicy, robaczka, nic ... to i pozostał im kompost.
Zbudowanie nowej piwnicy przy chatce spowodowało powstanie nowych przestrzeni do zagospodarowania, a więc na piwnicy powstanie, a właściwie już powstał dodatkowy pokoik, z przeszklonym kątem widokowym, bo chatka sama w sobie trochę ciemnawa, z małymi okienkami.
No, ba! skrzydło dodatkowe powstało:-) zachodnie:-)


Ogrom roboty jeszcze przed nami, ostrzę kielnię na drobną murarkę z kamieni, mnóstwo malowania desek, przybijania, ocieplania ... w sobotę testowaliśmy skuteczność nowej bramy w wyłapywaniu naszych psów przed wybieganiem na drogę, straszeniem kierowców i wędrowców ...


O, tak! mimo trochę za dużej przestrzeni pod ostatnią deską, bo teren mocno spadzisty,  brama nie pozwala na swobodne bieganie, a i ja jestem spokojniejsza ... ostatnio na sąsiadkę Amik naszczekał znienacka, złapała się tylko za serce ...o, matko, o mało na zawał nie zeszłam! ... a tu tymczasem zonk! aż uśmiecham się sama do siebie, kiedy widzę zaskoczenie moich psiaków, że jakaś zawalidroga stanęła im na przeszkodzie ... i przy okazji Światowid zyskał nowe nakrycie głowy, z paprotów łąkowych ...


Na grządkach podlewam tylko papryki, bo mi żal, tyle zajmowania się sadzonkami praktycznie od stycznia ... na resztę nie mam już sił, co przetrwa, to będzie ... mam wrażenie, że wszędzie tylko szpiczaste strąki cayenne, ale przy bliższym oglądaniu i okrągłe owocki papryki czereśniowej widać ...


Jeśli przetrwa, już cieszę się na własne nadziewane serem papryczki, a z tej ostrej to chyba zrobię ostre pasty jako późniejszy dodatek do potraw.
Parę dni temu pojechałam dokupić kilka worków cementu, bo zabrakło ... stoję na placu w tym gorącu, a tu znajomy, acz niewiarygodny ... klangor żurawi ... Z niedowierzaniem staliśmy z magazynierem i patrzyliśmy w niebo ... o tej porze? pewnie mają za sucho na żerowiskach, szukają innych, przecież żurawie o tej porze nie odlatują ... a może wieszczą szybką zimę?
Dziś mi się śnił biały szron na trawach, a pomidory jeszcze nie zebrane, i żal ... dobrze, że to tylko sen.
Oprócz kłopotów są i drobne radości, wyjazdy na nasze ulubione koncerty z "krainy łagodności", ale o tym napiszę trochę później.
Wybaczcie, jeśli znowu mnie trochę nie będzie.


Dla spragnionych widoku Kopystańki ... oto ona, przymglona upałem ... gdzież te burze z tamtej strony, ulewy przysłaniające kolejne pasma, zanim do nas dotrą ... może kiedyś dotrą, czego sobie i Wam życzę ...
Pozdrawiam wszystkich serdecznie, dziękuję za troskę, dobre słowa, wszystkiego dobrego, pa!