niedziela, 21 sierpnia 2011

Pogórzańskie to i owo ...

W sobotę była cudna pogoda, nie za duszno, nie za gorąco, lekki wiaterek.
Wczesnym rankiem wyskoczyliśmy jeszcze na małe zakupy, listwy montażowe, płyty gips-karton, jakieś wkręty,
 trochę wiktuałów do koszyka - nie zapominając o psach i w drogę. Policzyłam, że w drodze na Pogórze czterokrotnie wspinamy się na grzbiety wzniesień i zjeżdżamy w dół, a wszędzie ładnie.


Ukośny kształt chmurek wskazuje, że wieją wiatry ...


,... a u nas ładnie, w zeszłym tygodniu wykoszona trawa kawałek za chałupę, już troszeczkę podrosła.
Czeka mnie koszenie sadu, żyłka w kosie zamieniona na tarczę, bo tam plenią się jakieś dzikie odrosty śliwek i innych krzaków, którym żyłka nie dałaby rady ...


Świątek w kapliczce na śliwie jest wyczyszczony do białości, osy czy też szerszenie budowały sobie z
tej wierzchniej warstwy swoje baniaste gniazda ...Wojciech z Turnickiego Parku pisał, że te porosty świadczą o wyjątkowo czystym powietrzu, tak, delektujemy się nim przy każdej okazji ...


Oregano wespół z melisą zaprasza ponownie na ziołowe żniwa ...


... a szparagówka zaskoczyła nas obfitym plonem, jeszcze jakiś czas temu myślałam, że trzeba dać sobie spokój z tymi moimi grządkami, bo nic nie wskazywało na jakikolwiek zbiór, a tu proszę, miłe zaskoczenie ...


Takie fajne, puchate baldaszki porosły sobie w sadzie ...


... i całkiem ogromne niby-osty, miała kosa przy czym pracować. W popołudnie wykosiłam większą część sadu, zostanie na jeszcze jeden raz i chyba już damy sobie spokój na ten rok, trawa tak szybko już nie rośnie.


Bigos to mój wierny towarzysz, kiedy koszę, siedzi w pewnym oddaleniu, w cieniu i czeka, kiedy robię sobie przerwę, podchodzi powolutku, bo kosa go przeraża i czeka na głaskanie, a potem znowu odchodzi na stare miejsce. W zeszłym roku, o tej porze, zaatakował go duży pies na moich oczach, przyszedł od sąsiada, rzucał nim jak szmatą, myślałam, że to koniec. Zawieźliśmy go do weterynarza, okazało się, że  powłoki brzuszne są dziurawe, tylko skóra trzymała zawartość brzuszka, operacja uratowała go. Robiliśmy mu w domu kroplówki, wet zrobił mu tylko wkłucie wenflonem w łapkę, a my z resztą już sobie poradziliśmy, powiesiliśmy na lampie butelkę z płynem, mąż go głaskał i uspokajał a kroplówka płynęła sobie. Brzuszek był siny od razów, zrobił mu się jakiś zrost na żeberku, ale wyszedł z biedy. Jest teraz pełen rezerwy do ludzi, zwierząt, woli być przy nodze, czemu nie dziwię się, może to i dobrze.


Kiedy kupiliśmy tę ziemię, odkryłam maleńką sadzonkę bluszczu na górce, teraz to już ogromne pnącze, które wspina się po starej śliwce ...



,.. i przechodzi już na drugą. Zastanawiałam się, skąd on u nas, ale okazało się, że za drogą, w lesie też rośnie i przywiały go stamtąd wiatry ...


Słońce prześwietla liście winorośli przy kratce tarasowej ...




,.. i kładzie cudowne cienie na ścianie chatki. A na stole? zobaczcie sami ...



To są plony mojej pracy, co prawda sarny dalej podgryzły buraki ćwikłowe, seler nie może wyleźć z ziemi, pomidory i ogórki padły, ale reszta całkiem, całkiem.


Bigos zmęczył się przy koszeniu i teraz odsypia ...


Zebrałam nasienniki orlika, który wiosną pięknie kwitnie fioletowo, rozsieję go potem w miejscach, gdzie nie zagrozi mu kosa ...


Słońce zaglądało przez liście leszczyny, już chyliło się ku zachodowi, po koszeniu i zebraniu plonów przeszłam się odrobinę jakieś zdjęcia zrobić ...


Znacie już drogę do nas, długie cienie, a za potokiem jeszcze słońce ...





,... za drogą łąka, a za nią rydzowy las, który chętnie odwiedzam ...


Zachodzące słońce miękko oświetla wszystko wokół, podeszłam z psami trochę wyżej ...


,... myślałam na początku, że to jakiś piesek ...


,... psy wcale nie zauważyły ani nie zwietrzyły lisa ...


Mój Maksio-staruszek, ma 13 lat, od jakiegoś czasu trochę pokaszliwał, ostatnio jakby nasiliło się to. Myśleliśmy, że ostatnio zmókł z nami w lesie i przeziębił się chyba, dziś rano zauważyłam przyśpieszony oddech i tłukące się malutkie serduszko, pies jest chory. Skontaktowałam się z lekarzem, który opiekuje się moją menażerią, był "wyjechany", pozostała dwójka też, ale podali mi namiar na jeszcze innego. Tak, przyjmie nas za półtora godziny w swoim gabinecie i okazało się, że Maks ma niewydolność serca, w płucach zbiera się płyn zaklejający pęcherzyki, serce usiłuje jeszcze mocniej pracować, kaszel, bo płyn zalega, kołowrót.
Podał mu jakieś leki, zakupiłam syropek wykrztuśny, trzeba go oklepywać, coś na odwodnienie, żeby zmniejszyć płyny, coś wzmacniającego i tak już będzie do końca jego dni, może z jakąś poprawą, podobno stare psy tak mają i ten kaszel mylony jest z przeziębieniem. Pies jakby się nieco uspokoił, będziemy sobie jakoś radzić, póki można, chyba koniec z zabieraniem go w góry i jakimś większym wysiłkiem.
Dużo napisałam dziś o moich psach, jakoś tak zbiegło się to wszystko.


Różyczka zapomniała się i rozkwitła jednym kwiatkiem ...


... siekiera wbita w ławkę od kilku tygodni, rdza już ją chwyta ...


... palenisko wędzarni z moim cieniem, ho, ho! jakie zabawy ze słońcem ...




Ogień zabuzował w naszym odwiecznym grillu, zjedliśmy przyrumieniony boczek i kiełbaskę po dniu pracy ...


... jeszcze obiektyw aparatu zajrzał do chaty i dalej, do przyszłej łazienki ...


Cały kąt został olistwowany, wypoziomowany przez męża, przynieśliśmy płyty, które zostały przykręcone i można rozglądać się za kabiną prysznicową. Niby dużo pracy nie zrobiliśmy, ale nogi bolały od łażenia, plecy od pochylania się, kiedy weszliśmy do pomieszczenia po przyjeździe, z szafy podniosła się zaspana popielica, kto też zakłóca jej sen? przeniosła się na belkę, popatrzyła, zawinęła w kąciku i dalej spała. One w październiku zasypiają już na zimę, aż do marca ...
 I to już wszystko ... nie, jeszcze nie, zapomniałam o Kopystańce, Maniu, jakże mogłoby być bez Kopystańki?


Pozdrawiam wszystkich serdecznie, dzięki za dobre słowa, udanego tygodnia, pa!








25 komentarzy:

*gooocha* pisze...

Jak zwykle pięknie. Tylko smutkiem powiało - Maksia mi szkoda :(
Nie piszę, żebyś dbała o niego, bo wiem, że to jest oczywiste dla Ciebie i tak będzie. Podrap za uszkami od gochy czule.

kyja pisze...

płody ziemi zazdroszczę! ja miałam marchewkę, koper, dynie czekają i chyba to wszystko.
Psie historie smutnie-biedny Bigos! a jakie uszka ma pocieszne! słyszałam, że można podawać psom lekkie syropy wykrztuśnie, przeznaczone dla ludzi i pomagają, oby długo pomagał!
Pozdrowienia!

Ania pisze...

Te resztki twoich upraw Marysiu wyglądają bardzo apetycznie. Twoja przyrodnicza opowieść jak zwykle piękna. Smutno jednak gdy nasi czworonożni przyjaciele mają się źle.
Mam nadzieję, że Maksiowi się polepszy. Pozdrawiam Cię cieplutko i Twoje psiaki drapie za uszkiem. Ania:)

Zyfertowy Młyn pisze...

Tak, tak ...
Lato się kończy...
Ostatnie koszenie traw...
Ostatnie plony z ogródka...
Ale przyjdzie nowe!
Mgły jesienne, piękne, malownicze!
Ogień buzujący w kominku i ciepło od niego bijące!
Też będzie fajnie!
Oby zdrowie było! Nasze i naszej menażerii! Pozdrawiam serdecznie - Kordian

Magda Spokostanka pisze...

Droga do domu ma w sobie coś magicznego. Wasza droga jest śliczna! Zresztą chyba trudno byłoby znaleźć brzydkie miejsca w tamtej okolicy.
Bardzo piękne zdjęcia robisz Mario. A aparat wciąż ten sam, czy nowy?
Towarzyszyłam w nieuleczalnej chorobie płuc u mojej klaczy, przez kilka lat. Było to bardzo smutne. Zakończyła życie sama w wieku 21 lat.
Myślę, że u małego pieska wszystko będzie łatwiejsze w leczeniu i bez problemu uda się zapewnić mu dobre samopoczucie.
Ostatnio anioł śmierci przelatywał nad naszym gospodarstwem. Zabrał trochę kurcząt, ukochanego króliczka Weroniki i zawahał się na moment przy jednej z kóz. Strasznie chorowała, ale przeżyła. Jest teraz bardzo dziwna. Jako jedyna, codziennie kładzie się w kręgu ogniskowym i śpi tam godzinami. Nie wiem czy popiół ma lecznicze właściwości, ale zamknięty krąg z kamieni na pewno. Ona to pewnie wie.
Pozdrawiam cieplutko!

Antonina pisze...

Tak - ostatnia sobota była piękna.Słoneczna, nie za gorąca. Trzymam kciuki za Maksia. Ciężko znosi się choroby ulubieńców... Widzę, ze plony nawet, nawet.
Zdjęcia jak zwykle - piękne.

mania pisze...

No właśnie, co to za post bez Kopystańki? :)
Piękne plony, aż by się chciało to wszystko schrupać :)
I psiaki fajne, szkoda mi Maksia, mam nadzieję, że wydobrzeje.

Słońca życzę :)

Bozena pisze...

Cudownie mieć swoje miejsce, które zmienia się wraz z porami roku, a jednocześnie jest niezmienne i ciągle czeka, abyśmy wracali i wracali. Tak ciężko z niego wyjeżdżać, ale za to powrót przynosi wiele radości. Przeżywam za każdym razem to samo! Bardzo lubię też poranne i wieczorne słońce, które oświetla świat tak magicznie. Zdjęcia w tym oświetleniu wychodzą przepiękne, a cienie są wielobarwne. Najczęściej błękitne i fioletowe.
Widzę,że bardzo smutno Ci z powodu choroby pieska. Nasi bliscy są dla nas zarzewiem wielkiej radości, ale i ogromnych zmartwień. I nie ma znaczenia, czy to ludzie, czy zwierzęta. A starość bywa trudna.I tu muszę wyskoczyć z komunałem; Niestety tak urządzony jest świat! Jednak dodam coś, co przynajmniej mnie zawsze podnosi na duchu. Dobrze, że Wasz przyjaciel ma tak troskliwych opiekunów! Uściski!

Inkwizycja pisze...

Wspaniałe plony, Marysiu, trud się opłacił, a że sarny trochę pobuszowały - trudno, trzeba się z nimi podzielić. Ludzie wydzierają tereny dzikim zwierzętom, przecinają szosami drogi ich wędrówek - należy się rekompensata ;-)
Chyba wszyscy narzekają w tym roku na nieudane pomidory i ogórki... ale jesień potrafi być szczodra ;-)
Bardzo mi się smutno czytało o nieszczęściu Bigosa i o chorobie Maksia... Wiem, jakie to trudne i przykre, jak cierpi przyjaciel, członek rodziny, który w dodatku nie potrafi się poskarżyć, tylko tak patrzy swoimi wiernymi oczami... Marysiu, będę mocno trzymać kciuki!
Ściskam czule!

Margarytka pisze...

Polubiłam te Wasze pieski dlatego ogromnie mi przykro, że staruszek chorutki. Mam nadzieję, ze leczenie poskutkuje i wróci do zdrowia. Szkoda mi też Bigosa, którego napadła niedobry sąsiad. Musiał przeżyć spory stres i nie może go zapomnieć. Okolicę macie prześliczną a plony okazałe.
Pozdrawiam serdecznie

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Gocha, mnie też smutno, bardzo przywiązuję się do swoich zwierząt, może z lekami trochę jeszcze pożyje, już go podrapałam, dzięki, pa.

Kyjo, u mnie marchewka z kolei mizerna, bo za poźno przerwałam, może jeszcze trochę urośnie, dynia ani cukinia wcale nie zawiązały owoców. Takie te moje psy są doświadczone przez los, zakupiłam syropek, klepię w plecy, jakby trochę wykrztuszał, może ulży mu chociaż trochę, serdecznie pozdrawiam.

Aniu, zajadamy się dziś szparagówką z masłem zrumienionym z bułką, pyszne to.
Może Maks jeszcze podycha trochę, przy lekach i opiece, pozdrawiam cieplutko.

Kordianie, lubię takie końce lata, już nie za bardzo gorące, świerszcze cykają na potęgę, i będziemy palić pod płytą w kuchni, piec proziaki, zacierać ręce z zimna, a w domu cieplutko. A z tym zdrowiem to masz rację, serdeczności.

Moje miejsce na Ziemi pisze...

Strasznie mi przykro z powodu chorego psa, ja zawsze cierpię razem z moim:(
Piękne zbiory:)
pozdrawiam!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Magdo, czasami pokazywałam zdjęcia robione aparatem syna, ale mężowski też już chwilę pracuje i cały czas ten sam. Szkoda mi tego Maksa, tyle lat z nami, może to leczenie przyniesie mu ulgę, chociaż chyba muszę wrócić do mojej starej ekipy weterynaryjnej, bo czuję się mocno skubana przez nowych. Zwierzęta czasami zachowują się dziwnie, w naszym mniemaniu, ale one wiedzą, co robią, są mądre, serdeczności.

Antonino, plony jak zwykle troszkę poskubane, ale coś tam urosło. Ciężko z tymi chorobami ulubieńców, zwłaszcza jeśli nieuleczalne, ale może chociaż będzie ulga, ciepło pozdrawiam.

Maniu, zupa jarzynowa z własnej działki smakuje zupełnie inaczej, niż z warzyw z półki, zajadamy się szparagówką, na świeżo najlepsza, też myślę, że Maksowi się polepszy, chociaż trzeba będzie podawać lekarstwa do końca, serdeczności.

Bożeno, zauważyłam, że zdjęcia robione w południe są jakieś takie ostre, prześwietlone, a chylące się słońce zmiękcza kontury. Ten Twój komunał jest pełen prawdy, tak jest urządzone i starość jest straszna, widzę to na oddziale u mamy i przeraża mnie to, a jeśli ktoś nie ma bliskich, jest sam. Staramy się ulżyć psiakowi, ale na pewne sprawy nie mamy wpływu, pozdrawiam ciepło.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Inkwizycjo, ja wcale nie mam za złe zwierzakom, że trochę poskubią, nawet winogrona rosną dla nich i zawsze z nich korzystają, na jabłka i śliwki długo przychodzą do sadu nie niepokojone przez nikogo, to my czujemy się tam intruzami. Będziemy Maksowi pomagać, ile się da, pozdrawiam Cię serdecznie.

Margarytko, patrzyłam dziś z synem na taki wykres u weterynarza, Maks w przeliczeniu na wiek człowieka ma 70 lat, to staruszek, staramy się ulżyć mu i oszczędzamy go, a Bigosik jest teraz bardzo nieufny, najpewniej czuje się przy moich nogach. Wcinamy teraz warzywa, póki świeże, pozdrawiam cieplutko.

Olu, no tak to jest urządzone, że nasze stworzenia żyją od nas krócej, nic nie poradzimy, możemy tylko ulżyć, ciepełko ślę, pa.

Margarytka pisze...

Trzymam kciuki za zdrowie Maksia. Niech się cieszy jak najdłużej piękną okolicą i spokojną psią starością. A Bigosik biedaczek przez tę nieufność przynajmniej się dobrze pilnuje. Smacznych warzywek :)

Pozdrawiam

Grey Wolf pisze...

no, psiaki też mają swoje różne historie..u mnie też wcześniej cień, słońce chowa się za las na zachodnim wzgórzu, a po drugiej stronie dalej słońce świeci..
tu na kasztanie rośnie bluszcz, ale mizerny jakiś..fajne schodki, ja dalej na górę wchodzę po drabinie :)..
jak na razie lato wróciło..

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Margarytko, Bigosik ma nas, Maksa i Gutka-kota i to mu w zupełności wystarcza, nawet nie stara się wyjść za bramę, pozdrawiam.

GreyWolf, mijam w drodze wysokie drzewa porośnięte buszczem, fajnie to wygląda, zwłaszcza zimą, te schody miały być na chwilę, ale nam się spodobały, zostały wyczyszczone i służą, z resztek belek z budowy chatki, wczoraj mocno grzmiało wieczorem, lekko pokropiło, ale dziś znowu słońce, pozdrawiam.

evejank.blogspot.com pisze...

Jak u Ciebie pięknie. Mam podobnego psa do Twojego bigosa

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Witam serdecznie w naszych progach i mój pies pozdrawia Twojego, dzięki piękne, Eve-jank.

evejank.blogspot.com pisze...

Mario dziękuje za odwiedziny u mnie. Mój pies to PON Polski Owczarek Nizinny bez rodowodu. Obcięty tez nie fachowo, bo ja go obcinam. Ma być szczęśliwy i kochany jak piszesz :) pozdrawiam
http://4.bp.blogspot.com/_CqNDuUrpEUk/TBCO8KrtvKI/AAAAAAAAAHU/wQJXIdcfpIA/s1600/czarek+w+wodzie.jpg tu jest mój Czaruś -uściski przesyłam

Mona pisze...

ah, natura !! Pieknie u was , fasolke masz cudną ! Pracy dużo na takiej ziemi , ale ile satysfakcji ! Tak porosty to oznaka dobrego powietrza , na Podlasiu mamy ich mnóstwo. Zyczę dużo pięknego słonca i zbiorów :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Tak, Mona, właśnie tu lubimy być, mimo, że mieszkamy na przedmieściu, prawie wieś, to natłok dźwięków odsąsiedzkich jest bardzo duży, a na Pogórzu cisza. Sama dziś hałasowałam piłą do żywopłotu, teraz odpoczywam, pozdrawiam serdecznie.

Grey Wolf pisze...

no właśnie nieraz się człowiek czuje jak w tartaku, od tych pił w lesie..rażą uszy ;)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Do nas dźwięk pił dochodzi zza potoku, nie jest tak natrętny, ale już od bardzo wczesnego rana, tną od strony Rybotycz, w lasach bliżej Kopystańki, w naszym rydzowym lesie za drogą zrobili spustoszenie w tamtym roku, lasu nie poznałam. A w sasiedztwie naprawiają samochody, ustawiają zapłony, sto razy dziennie wjeżdżają i wyjeżdżają, rzucają strasznie mięsem, bardzo to uciążliwe, tak że pobyt w chatce, w ciszy jest balsamem na uszy, pozdrawiam.

Grey Wolf pisze...

tu też 2 lata temu spustoszyli jedno zbocze..jak daleko to tak nie słychać..właśnie, jak na innej planecie :)