Za widokowym oknem kowalik upodobał sobie gałązkę pnącza rdestówki. Co też on tam nie wyrabia, jak cyrkowiec robi przewrotki, rozkłada skrzydełka, strosząc się zalotnie, a przede wszystkim ćwierka swą miłosną pieśń głosikiem tak ostrym, że czasami bladym świtem mam ochotę go przegonić:-) Udało mi się wreszcie sfotografować tego kawalera, bo kiedy tylko sięgałam po aparat, odfruwał.
W starej jabłoni wyszykował dla swojej lubej gniazdko, obmurował wejście do dziupli tak, żeby tylko oni, państwo Kowalikowie mogli się tamtędy prześliznąć. Kowaliki od lat używają tej dziupli, tej zimy z lekka napoczął ją dzięcioł, zniszczył gliniane obmurowanie, usiłował nawet kuć w drewnie, pewnie i jemu spodobała się na gniazdowanie. Jeszcze w weekend mieliśmy nadzieję, że przytniemy jedną gałąź, porażoną jemiołą, ale kiedy zobaczyłam, że z dziupli wylatuje ptak, zostawiliśmy do następnego sezonu.
Z kolei na innych drzewach mamy budki, zrobione z wydrążonych pni jesionowych. Czasami zajmują je sikorki, czasami szpaki, kto pierwszy, ten lepszy:-) Tym razem obserwujemy parę szpaków, są na etapie moszczenia gniazdka, a znoszą tam różności. Jednego razu zobaczyłam szpaka na gałązce z czymś białym w dzióbku, jakby kawałeczek papieru, pomyślałam, że może to już wykluwają się pisklęta. Nawet napisałam o tym do Grażyny z "Tu i tam", ale orzekłyśmy, że to stanowczo za wcześnie na pisklęta, tajemnica wyjaśniła się wczorajszym rankiem.
Tym razem szpak przyleciał z czymś żółtym, wniósł to do budki i pofrunął dalej na poszukiwania zdobyczy. Przyleciał drugi, patrzę, a z budki fur! fur! wylatuje to coś żółtego ... poszłam pod drzewo sprawdzić, co to ... nie do wiary! Szpak przynosił zerwane kwiaty pierwiosnka, a charakterna gospodyni wyrzuciła je, bo pewnie psuły jej wystrój:-) Zresztą nie wiem, kto komu przynosił te kwiatuszki:-) To wcześniejsze białe to był chyba zawilec, albo zdrojówka rutewkowata, którą odkryłam w zaroślach tuż przy naszym podwórzu.
Pierwszy raz zobaczyłam tę roślinę na Słowacji, po drugiej stronie naszych Bieszczadów, potem w lasach pod Kalwarią, a teraz, kiedy oko wyostrzyło się na rośliny, znalazłam ją tuż pod bokiem:-) Podobna do zawilca, a jednak nie zawilec, na jednej łodyżce kilka kwiatków, inne listki, bardziej okrągłe, coś jak orlik albo rutewka, stąd pewnie drugi człon jej nazwy. Jak każda piękność - trująca:-)
Na łąkach pojawiły się sarny, spotkaliśmy też chmarę łań i jeleni, może wilki odeszły już gdzieś dalej. Zwierzyna jakby spokojniejsza, pasie się na nikłej jeszcze trawie, jednak odchodzi dostojnie i bez paniki trochę dalej, kiedy zatrzymujemy się zrobić im zdjęcie.
Za to sarny z jelonkami tłumnie odwiedzają teraz nową spiżarnię, która nieoczekiwanie pojawiła się na podwórzu, najpierw przyszło 5 sztuk, potem 3 ... to cieszy. Tą nową spiżarnią są gałęzie z jemiołą, obcięliśmy porażoną jabłoń, która niebezpiecznie wisiała nad ulami, a sarny lubią ogryzać tego pasożyta. Drugiej jabłoni nie zdążyliśmy opędzlować, bo jak pisałam, już kowalik zajął dziuplę.
Tak, tak, tak było na początku tygodnia, śniegu spadło po kostki, w ciągu dnia topniał, ale Kopystańka długo była strojna w bieli:-) Kwiatki pochyliły się pod ciężarem śniegu, zieleniejąca ogrodzizna ledwie wystawała spod warstwy śniegu.
Po śniegach, deszczu, jak tylko ziemia trochę przeschnie, ogarniam powoli grządkowe prace, nie wszystko zdążyłam jesienią przekopać. Sporo już zrobiłam, pierwsze zasiewy za mną, cebulę siewkę posadziłam, tylko złośliwe ptaszyska wyciągają cebulki z ziemi, muszę okryć. Choć zmęczona wracam do chatki, przyjemnie jest popracować fizycznie, kiedy górą ciągną klucze żurawi, ptaki śpiewają dookoła, nawet nie denerwują wrzaskliwe sójki:-)
Zwały gałęzi po orzechu włoskim i śliwkach już spalone w ognisku, przy okazji opaliłam sobie trochę rzęsy i brwi, a ostatnio nawet końcówka warkocza przysmędziła się:-) trzeba podrzucać go ognia gałęzie, kiedy środek ogniska się wypali, no i wiuchnęło na mnie. Bolą mnie przede wszystkim ramiona, bark, od ściągania gałęzi, a także od kopania grządek, a ile kilometrów przy okazji zrobiłam, to czuje się w nogach dopiero wieczorem.
W ciepłe dni pszczoły wracają do ula obładowane złocistym pyłkiem, bo kwitną wierzby, a także dereń. Kiedy jestem na grządkach, mają nade mną szlak komunikacyjny, kursują tam i z powrotem te pracowite stworzenia. Przysiadamy w wolnej chwili przy domku pszczelim od zachodniej strony, słońce grzeje twarz, a my patrzymy, jak uwijają się, noszą z poidła wodę, bo matki już czerwią.
Przylaszczki już w pełni kwitnienia, niebieszczy się w rzadko używanej części podwórza, zakrzaczonej, bardzo lubię tę porę wiosny.
W lesie nad Wiarem łany czosnku niedźwiedziego, miedzy nimi kwitną kokorycze, można spotkać pod drzewami łuskiewnik, a na nasłonecznionych brzegach drogi wychyla się skrzyp olbrzymi ... czas, który bardzo lubię, całą zimę czekałam:-) Brakuje mi takiego beztroskiego wędrowania, nie wiem, co się dzieje z tym czasem, ciągle go brakuje:-)
Justyna, która inicjuje spotkania roztoczańskie, przysłała mi wiosenne zdjęcia z Mazowsza, z Bagna Całowania, gody żab moczarowych, niebieskie żaby ... a swoją drogą - Bagno Całowanie, co za nazwa:-)
Wędrują teraz żaby, ropuchy do wód, żeby złożyć skrzek, coroczny cykl rozmnażania, giną setkami na drogach, uważajmy choć trochę, zwolnijmy, omińmy. Podobnie rzecz ma się z jeżami, już giną pod kołami ...
Pozdrawiam Was serdecznie i ciepło, choć za oknem polatuje śnieg, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!
13 komentarzy:
Coraz więcej kwiatów już kwitnie i chociaż jeszcze śnieg i zimno nam psoci, to wiosna już jest i z każdym dniem będzie jej coraz więcej. Pozdrawiam
Pięknie wyglądają te niebieskie główki przylaszczek, niosą nadzieję na ciepłe wiosenne dni. A historia ze szpaczą rodziną świetna, pan domu urządza na żółto, a pani domu się nie to nie podoba i wyrzuca dekoracje :) Świetnie się czyta Twoje opowieści. Pozdrawiam przedświątecznie...
Piękne zdjęcia przyrody. :)
Ale się dzieje na Twoim blogu , konsekwencja dziania się wokół Ciebie, bedę teraz szukać dziupelki oblepionej błotem, bo to będzie kowalika, takie stado saren czy jeleni wprowadziłoby mnie w ekscytację trudną do opanowania, ta pani szpakowa ..ale heca...popatrz ile ciekawych rzeczy wokół nas się dzieje, wystarczy tylko patrzeć uważnie...Bagno Całowanie znajduje się niedaleko działki mego brata, niestety jeszcze tam nie dotarłam, a trzeba będzie. Nazwa Całowanie pochodzi id pobliskiej wsi Całowanie a ta z kolei id dawnych w właścicieli tych terenów, Całowańskich, tez mnie zastanowiła ta nazwa i poszukałam w internecie. Bardzo mnie zainteresowały te żabki, jadę za dwa dni do brata może uda mi się tam zajrzeć, dojechanie tam nie jest proste ale spróbuję się tam dostać. Bardzo fajne jest to zdjęcie pierwiosnka wyłaniającego się spod śniegu. pozdrawiam serdecznie
Cudowne to podglądanie i podsłuchiwanie przyrody!
Żaby tez spotkaliśmy i to jeszcze dość zimno było, aż się dziwiłam, że już wylazły!
Cieszą te wszystkie dary natury a widok zwierząt świadczy o tym, że może ta nasza planet jeszcze trochę pożyje...
jotka
Myślę, że szpak przynosił kwiaty nie do wymoszczenia gniazda, a dla niej. Mario, mogło tak być? Chciałbym, żeby tak się zdarzało.
Tobie brakuje, jak piszesz, możliwości swobodnej wędrówki o tej porze, a ja, mogąc iść kiedy chcę, troszkę zazdroszczę Ci tych prac w ogrodzie i warzywniaku. Swoją wiosnę widzisz codzienną, a więc prawdziwszą, a moja jest bardziej weekendowa, taka, jaką zobaczyć może mieszczuch.
Oj, ta wiosna wszystkim potrafi zakręcić w głowie. Trochę szkoda, że to zimno ciągle wraca. A pracy na wiosnę zawsze sporo, mimo to wszystko cieszy nawet bolące mięśnie. Pozdrawiam serdecznie :)
Ela, w lesie kolorowy zawrót głowy, najbardziej wyraziste fioletowe łany żywca gruczołowatego; zimno jest bardzo, dobrze, że dziś choć ranek słoneczny, bo wczoraj polatywał śnieg; pewnie będzie jak zwykle ostatnimi czasy, zimno, zimno, a potem od razu lato:-) pozdrawiam.
Iwona, przylaszczki są najładniejsze, takie intensywnie niebieskie; kiedy tylko śniegi zejdą, zaraz na południowych skłonach pierwsze błyskają modre oczka. Zaskoczył mnie szpak, kwiatki znosić zamiast miękkiej trawy? może to mają w zwyczaju; tak mnie zaciekawiło, że poszłam sprawdzić; pozdrawiam.
Urocznica, budzi sie wiosna z zimowego letargu, żeby tylko odrobinę cieplej było; pozdrawiam.
Grażyna, ktoś kiedyś napisał mi, że kowalik zamurowuje samiczkę w gnieździe, no, ale jak to zamurowuje, przecież musi coś jeść ... on tylko obmurowuje wejście do dziupli, cwaniaczek jeden:-) sama sobie nie wierzyłam, kiedy patrzyłam na to, co wyrabiają szpaki, musiałam dotknąć:-) no i znalazłam pod drzewem z budką kilka urwanych kwiatów pierwiosnka. Nawet nie pomyślałabym, że nazwa bagna pochodzi od nazwy wsi czy też pierwej od właścicieli ziemi, raczej stawiałabym na jakąś romantyczną historię:-) Justyna przysłała mi jeszcze filmik z kotłowania się żab, co za widowisko. Uważaj na siebie na bagnach, one wciągają, mentalnie:-) Ślady śniegu już tylko pod Kopystańką, zima nie ma szans na przetrwanie, hej! pozdrawiam.
Jotka, mam na bieżąco przegląd różnych zachowań w przyrodzie, nawet te jelonki ze zdjęcia baraszkowały jak dzieci:-) biedne te żaby, instynkt pcha je do wody, a tam tyle niebezpieczeństw po drodze, giną masowo, jaka szkoda; może w ten sposób dbają o przetrwanie, wydając tak liczne potomstwo, tysiące kijanek; w Bieszczadach widziałam, jak po śniegu łaziły; pozdrawiam.
Krzysztof, hm! nie rozpoznałam płci szpaków ... a może to ona tak zabiegała o jego względy, a on obojętnie wyrzucał dowody uwielbienia:-) tak, mam na bieżąco kontakt bezpośredni z naturą, ot, na ten przykład rozrzucając kompost z wiaderka po grządce, złapię w rękę wężowe ciałko, dobrze, że to tylko padalec, albo jaszczurkę jeszcze zaspaną:-) myślę, że nieważne, czy wiosna tylko weekendowa ... ważne, żeby ją widzieć:-) pozdrawiam.
Wkraju, odwieczny rytuał godowy, potomstwo, karmienie, tak toczy się życie, a ja już tylko obserwuję:-) zimno jest bardzo, choć dziś bezchmurnie, słonce wstało, to nastraja bardziej optymistycznie niż padający wczoraj śnieg; tak, pracy na wiosnę dużo, zwłaszcza jak ma się kawałek ziemi i chce się coś na niej wyhodować; cieszę się na wiosną, ciepło, ale trochę zapominam, że rośnie już trawa, oj, będzie koszenie, ale dopiero po przekwitnięciu kwiatów; pozdrawiam.
Jesteś szczególnie blisko przyrody. Tyle cudów na wyciągnięcie ręki. Ptaki zaglądają Ci przez okno. Niech ta zima idzie precz to wiosna nam wybuchnie z dnia na dzień.
Ta możliwość podglądania zwierząt wszelakich jest do pozazdroszczenia. Niestety ta wiosna jakoś z oporami następuje. A najgorsze są u nas zimne silne wiatry. Myślę, że już wkrótce ociepli się. Pozdrawiam i Radosnych zdrowych i kolorowych Świąt życzę.
Pięknie sobie wiosna u Ciebie poczyna:). I ja w sadzie robię najwięcej kilometrów, a wieczorem padam na nos. U nas zimno. Dużo kwiatów przymarzło. Cesarskie korony po 4 nocach solidnych przymrozków, dzisiaj już nie podniosły się z ziemi. Dla sadów takie przymrozki marcowe są nieszkodliwe, ale ja już trochę tęsknię do ciepła:)
M
Ismar, o, tak, czasami czuję się jak intruz, ale nie przeszkadzamy sobie:-) mam dobry punk obserwacyjny, naprzeciwko okna i widoki rozległe, no i lornetkę pod ręką; ech, ta zima, patrzę za okno, sypie dalej; pozdrawiam.
Ola, sprawdzałam wczoraj gałęzie z jemiołą, oskubane do czysta, a ja cieszę się, że sarny wykorzystały tego pasożyta, bo szkoda byłoby takich ładnych gałązek; ponoć jemioła wykorzystywana jest w lecznictwie, to i sarnom przyda się w żołądkach:-) wykopywałam chrzan wczoraj, strasznie zmarzłam po palcach, jak nie wiosna, a za oknem dalej biało; i wzajemnie, dobrych Świąt; pozdrawiam.
M, pogodowa przeplatanka, a zimno jak licho, no i dalej pada na biało; moje zmęczenie składam na karb zimowej nieruchawości, jeszcze nie wdrożyłam się do ruchu:-) każdy wysiłek na grządkach, prace na podwórzu to ból kości, mięśni, ale będzie lepiej, mam nadzieję. Kupiłam bratki do donic, takie malutkie mini, ale stoją w domu, bo ten mróz je zniszczy, a one pewnie z cieplarni; niby odporne, ale poczekam jeszcze. Zawsze żal, kiedy mróz taki niewdzięczny dla roślin, widziałam omarznięte magnolie, zrudziałe ... może to dobrze, że wegetacja wstrzymana, ale żeby z takim zimnem; pozdrawiam.
Pierwszy raz byłam świadkiem, jak sikorka puszek sobie z brzuszka wyskubywała i wkładała do budki lęgowej. Wzruszyłam się.
Wiosna już się zaczęła i nic jej nie powstrzyma ani śnieg ani mróz.
Kocham fiołki i przylaszczki chyba najbardziej.
Prześlij komentarz